Uratowana przez niewinne kłamstwo
Chowając się za ścianami budynków, które
stawały się coraz bardziej biedniejsze, aż w końcu zamieniły się w konaru
smutnych drzew, podążałam za moimi celami. Dotarliśmy na smętne przedmieścia.
Ciemność i pustość dookoła sprawiły, że nastroszyłam się w strachu jak kot w
zagrożeniu. Chłopcy weszli przez wybite okno do środka ogromnej willi. Była na
wpół ruiną. Niegdyś zielony ogród przez wpływ ognia, a może upływ czasu,
przeistoczył się w popiół. Sceneria istnie wyjęta z horrorów. Straszne.
Odetchnęłam głęboko, zbierając w sobie resztki odwagi. Zwalczyłam wahanie się,
po czym najcichszej jak mogłam podeszłam do prowizorycznego wejścia. Usłyszałam
męskie głosy. Przykucnęłam i dyskretnie zajrzałam do środka. Było ich tam
czterech. Wesoło biesiadowali w towarzystwie biegnącej z niewiadomego źródła
cichej muzyki. Śmiali się wniebogłosy, popijając procentowe trunki. Nigdzie
jednak nie widziałam Kastiela. Czy to będzie bardzo głupie, jeśli tam wskoczę?
Ach. Raz kozie śmierć. Przeskoczyłam głośno parapet, stając z hukiem na rozsypanym
szkle, który dźwiękiem przyciągnął uwagę pijaków. Ich łowczy wzrok dopiero
później uświadomił mi, jak nierozsądnie postąpiłam. Poczułam się jak owieczka
sama pchająca się do groty wygłodniałych wilków.
- A kogo my tu mamy? – Zapytał jeden z
szerokim, fałszywym uśmiechem. – Zgubiłaś się? – Dopytał, kiedy w ułamku
sekundy znalazł się obok mnie. Był wysoki, umięśniony i pokryty tatuażami.
- Eee tak trochę… - Szukaj ratunku,
szukaj ratunku. Myślałam w desperacji. – … Jest tu Kastiel? Albo Lysander? –
Może, gdy podam się na nich zostanę oszczędzona.
- Lysander? – Zmarszczył brwi blondyn,
siedzący na rozpadającej się kanapie.
- Nie znam ich. – Zachichotał ten, co
stał przy mnie. Chciałam się wycofać, ale zostałam objęta kolorowym ramieniem
mięśniaka. – Gdzie uciekasz? Zabawa dopiero się rozpocznie. – Przełknęłam
głośno gorzką ślinę, gdy następny chłopak się przybliżył.
– J-j-ja już może pójdę. Nie będę wam
przeszkadzać w zabawie. – Zająknęłam się oblana przerażeniem. Próbowałam
zrzucić z siebie ciężką rękę, lecz na nic mi się to nie zdało.
- Oj nie, nie. To ty będziesz naszą
zabawką. – O NIE! Już po mnie! Zginę! – Łap ją! – Warknął do czarnoskórego
kolegi, gdy się wyrwałam. Byłam już jedna nogą na zewnątrz, kiedy wciągnięto
mnie siłą z powrotem. Boże! Z łatwością przenieśli mnie na sofę, z której
uciekł gdzieś blondyn. Trójka napaleńców zaciekle ze mną walczyła. Nie mogłam
wydać z siebie dźwięku, bo dusiła mnie śmierdząca tytoniem łapa właściciela
nóg, służących mi jako kolczasta poduszka wbijająca się w mój wstrząśnięty mózg.
Ktoś przytrzymywał moje piekące nadgarstki. Wydziarany goryl próbował wygrać z
moim beznadziejnym miotaniem się. Bołam się! Pomocy! Ktokolwiek! Całe moje
ciało trzęsło się w lęku. Czemu byłam taka głupia? Czemu taka słaba? To był mój
koniec. Obraz pokryła mgła, gdy w końcu zbrodniarz zdjął ze mnie spodnie. Po
policzkach zaczęły płynąć mi łzy, które wypalały po sobie blizny. Wyginałam się,
próbując uratować przed rozpięciem jesiennej kurtki. Czy walka miała jeszcze
sens? Mamo, tato, siostro, Alexy przepraszam! Zaginiony muzyku wybacz, że cię
nie odnalazłam! Wybaczcie mi! To pożegnanie!
- Co tu się dzieje? – Zdążyłam wyłapać
znajomy głos, nim się poddałam. Za klęczącym przy mnie chudzielcem, kątem oka
ujrzałam Lysandra.
- A nic. Jakaś laska nam się tu włamała,
więc chcieliśmy dać jej małą nauczkę. Sama sobie zgotowała tą okrutną lekcję,
pchając się tam, gdzie jest niebezpiecznie. – Wyjaśnił niedoszły gwałciciel
podpierając się o moje drżące kolana.
- Chyba, że tak. Popisaliście się, więc
możecie ją puścić. – Westchnął odwracając się.
- Ta, ta. Dopiero, gdy zaliczymy. –
Dogadał cicho mięśniak, puszczając mi oczko. Proszę nie! Nie daj im mnie
skrzywdzić. Nie odchodź! Nie otwieraj tamtych drzwi! Błagam! Wypełniona
adrenaliną jakimś cudem ugryzłam duszącą mnie rękę, która odruchowo została
odsunięta.
- Lysander! Poooomóż! – Ryknęłam w
rozpaczy. Usłysz to, nie było mnie już stać na drugi krzyk. Drgnął pod wpływem
szlochu. Zerknął na mnie przez ramię, po czym podszedł bliżej. Spojrzał na moją
zapłakaną twarz. Wydawało mi się, iż pobladł. Nie byłam pewna czy mogłam ufać
zmysłom.
- Zostawcie ją. – Powiedział srogo.
- Nie! Dawno nie miałem żadnej laski.
- Powiedziałem coś. Jeśli nie chcesz mieć
styczności z furią Kastiela to puść moją dziewczynę.
- Dz- Dziewczynę? – Zająknął się tak samo
jak ja w myślach. Mniejsza, jeśli to mnie uratuje to mogłam mieć przypisaną
fałszywą etykietkę. Gostki zebrali się i klnąc pod nosem opuścili
pomieszczenie. Podniosłam się do siadu. Zaczęłam masować pulsujące nadgarstki,
spoglądając na Lysandra. Zasiadł obok mnie, ciężko wzdychając.
- Co panienka tu robi? – Zerknął na mnie
z wypisanym zmartwieniem, a mi zrobiło się wstyd. Dziwnie mi. Przed chwilą
prawie zostałam zgwałcona. On, on zadaje się z takimi gnojkami. Cały czas
czułam ten ich nieprzyjemny dotyk, ten strach i moją słabość. Opuściłam głowę w
zażenowaniu. Brzydziłam się teraz. Całego świata. – Czy panienka obraziłaby
się, gdybym wziął ją w objęcia. Oczywiście w akcie dodania otuchy. – Kiwnęłam
wymownie, a chłopak przysunął się. Drżałam, jednak jego ciepło było kojące.
Pogłaskał mnie po włosach. – Już nic ci nie grozi. Nie bój się. – Przemówił
łagodnym tonem. Wybuchłam płaczem, pozwalając uciec z siebie negatywnym emocjom.
Pozory są tak mylące. To nie był ten patrzący z góry ignorant, jakim mi się
wydawał. Nie trzymał dystansu. Był czułym plastrem na moje rany. Wtuliłam się w
jego tors, a ręce włożyłam pod płaszcz, ściskając mocno jego koszulę. Oddałam
się chwili, nie mając pojęcia ile skradłam czasu na uspokojenie się.
- Już dobrze? – Zapytał ostrożnie.
- T-tak. Dziękuję. – Odparłam, odsuwając
się. Nie powinnam tak się do niego kleić. Spojrzałam na jego twarz, a on posłał
mi pokrzepiający uśmiech.
- No panienko teraz czekam na rzetelne
wyjaśnienie. – Rzekł, krzyżując ręce jak rodzic.
- Ech. Czy przypadek to dobre
wyjaśnienie? – Zapytałam zaczepnie. Wracał do mnie optymizm. To pewnie dzięki
niemu, nie popadłam w załamanie.
- Nie.
- No dobra. Przyznam się. Zobaczyłam
Kastiela z gitarą, więc chcąc posłuchać jego gry bez namysłu zaczęłam go
śledzić. – Zawstydzona kręciłam młynek kciukami.
- Doceniam szczerość, ale panienko…
- Wiem, wiem. To było głupie. Dostałam
nauczkę. – Przerwałam mu, bo nie chciałam słuchać jego reprymendy.
- Ja myślę. – Uśmiechnął się. – A teraz
chodźmy. Odprowadzę panienkę do domu, byś bezpiecznie dotarła. – Wstał, podając
mi dłoń. Yyy… Przypomniałam sobie, że nie miałam na sobie części ubrań. On
chyba też tego nie dostrzegł.
- Poczekaj, tylko się ubiorę. –
Uprzedziłam podnosząc dżinsy z zapaskudzonej ziemi. Chłopak spojrzał na moją
bieliznę i odwrócił się na pięcie. Mignęły mi jego zaczerwienione lica.
- Przepraszam. Nic nie widziałem,
przysięgam. – Bronił się. Zaśmiałam się cicho, zauroczona jego niewinnością.
- Postaram się uwierzyć. – Zaczepiłam,
wciągając na nogi spodnie.
Wyszliśmy z pokoju do salonu, który
złudnie przypominał wcześniejsze pomieszczenie. Zniszczone z podziurawionymi
miejscami do siedzenia. Jedyny aspekt, będący różnicą to podest z wyposażeniem
do zagrania koncertu. Widocznie musiało być jakieś normalniejsze wyjście niż
okno, skoro z niego nie skorzystaliśmy. Przy otwartym na oścież wyjściu na
dwór, spostrzegłam oprawców z wcześniej, więc schowałam się za plecami
Lysandra.
- Lysio nie wierzę w to! Ty i
dziewczyna?! – Krzyknął wytatuowany mięśniak. Białowłosy położył mi dłoń na
ramieniu, pokazując, że nic mi przy nim nie groziło. Dziwne, ale czułam się
spokojna w jego obecności. Stanęłam obok, przytulając się do jego ramienia. Nie
chciałam go puszczać, bałam się konsekwencji tego czynu.
- Czy to takie dziwne? – Odparł, lekko
zawstydzony.
- No, ale serio. Nigdy nie pokazywałeś
zainteresowania kobitami. – Dodał murzyn.
- Zastanawialiśmy się pomału, co z tobą
nie tak? – Zaśmiał się czarnowłosy chudzielec z kolekcją kolczyków w uszach.
- Chyba, że to nie jest twoja
dziewczyna?! – Złapał mnie za rękę nieustępliwy osiłek. Znów do oczu napłynęły
mi łzy, bałam się go.
- Proszę Billy, nie dotykaj jej. –
Syknął, odciągając mnie od napastnika.
- Ej dajcie im spokój. Przecież widać, że
się kochają. – Stanął w naszej obronie wcześniej wspomniany blondyn. To on
chyba sprowadził mojego wybawcę, byłam mu za to wdzięczna.
- Ja tam nic nie widzę. – Naburmuszył się...
Billy? Tak miał chyba na imię ten durny kulturysta. Co on się tak uparł?
- To patrz i bez urazy: odczep się. –
Warknął Lysander, spoglądając na mnie. Czemu jego wzrok wydawał mi się
podejrzany?
Podoba mi się twój styl pisania. Historia też świetna. Zostanę na dłużej! Team Lysander <3
OdpowiedzUsuńWeny ;*
Ojeeeej dziękuję serdecznie :) Cieszę się bardzo :D Team Lysander <3
UsuńŚwietnie <3 Więcej sytuacji z Lyśkiem ;**
OdpowiedzUsuńDzięki :) Na pewno będzie :*
Usuń^.^
Usuńpięknie, boskie, chce więcej!!!!! Czekam z niecierpliwością
OdpowiedzUsuńDziękuję, miło się czyta takie przymiotniki. Następny w sobotę :)
UsuńWoooo nie widziałam wcześniej opowiadania ale jest super Lysander jednak jest Lysandrem. Rozdział suuupeeerrr fajny super scena z gwałtem też nie zła takie rozkrecenie akcji. Nie no wszystko bez zarzutu Maru Mi :3.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę Duuuuuzo weny Haruka ❤.
,,- Powiedziałem coś. Jeśli nie chcesz mieć styczności z furią Kastiela to puść moją dziewczynę.'' Haha nie no myślałam że umrę haha To jak on się do niej uroczo zwraca ,,panienko'' Po prostu zaraz się rozpłynę :D
OdpowiedzUsuńCo to za podejrzliwy wzrok? Czy on myśli że ona nie jest dziewczyna? Haha
Zaczyna mi się podobać twój styl pisania
OdpowiedzUsuńzamierzam przeczytać całe to opowiadanie,
cieszę się że masz talent i wenę do pisania
pozdrawiam serdecznie fanka Sf.