26 grudnia 2015

Sucrette & Lysander rozdział 7

Oddana słodyczy fałszywej miłości.

Patrzył chyba nie dowierzając własnym uszom. Czyżby, aż tak wstrząsnął go mój egoizm? Każda sekunda milczenia niepokoiła mnie i upewniała jaką byłam idiotką. Chciałam namówić go do odgrywania roli. Tego, który posiadał szczerą naturę. Nie pasowało mu kłamstwo, nie mogłam oczekiwać od niego zgody.
- Proszę zapomnij o tym pytaniu. Teraz uświadomiłam sobie, że nie powinnam cię wciągać w udawanie kogoś innego. Dam ci już spokój, wybacz za wszelakie nieprzyjemności jakie przeze mnie cię spotkały. – Wydukałam prędko, opuszczając wzrok. Nie chciałam wyglądać w jego oczach żałośnie, a znów robiłam z siebie ofiarę losu. Odwróciłam się, chcąc odejść, lecz chłopak złapał mnie za rękę. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Sucrette nie wiem czy to słuszna droga, ale jeśli to sprawi, że nie staniemy się sobie obcy, to możemy przeciągać tą farsę w nieskończoność. – Odpowiedział zarumieniony, lekko ochrypłym głosem. Ciężko musiało mu to przechodzić przez gardło, czułam się jak jakiś demon, namawiający niewinną duszyczkę do zła.
- To z litości? – Bo jeśli tak, to nie mogłam przyjąć jego dobroci. Nie chciała, żeby zmuszał się do czegoś, ponieważ było mu mnie szkoda.
- Ależ skąd. Sam odkładałem wyjaśnienie tej sprawy, gdyż bałem się, że już nigdy się panienka do mnie nie odezwie. – Uśmiechnął się ciepło, puszczając moją dłoń. Od jego słów zrobiło mi się cieplej w środku. Zaniepokoiło mnie łaskotanie w podbrzuszu oraz trochę bolesne zakołatanie w klatce piersiowej. Czułam wypełniającą mnie ekscytację, płynące w żyłach szczęście. Łączyły nas te same lęki o utracie kontaktu. Ach. No nie mogłam. Buchające emocje popchnęły mnie do przytulenia tego, który stał przede mną ze swoją magiczną aurą przyciągania. Zrobiłam to zbyt gwałtownie, bo zaskoczony nie zachował się jak ściana, a obarczony moim nagłym ciężarem opadł na szafki, ledwo stojąc na nogach. – Panienko. – Zaśmiał się, cały czerwony. Lecz nie odepchnął mnie. Łapiąc równowagę, wyprostował się i nieśmiało mnie objął. Czułam jego przyjemne ciepło. Zapach jego perfum atakował mój węch, który powoli się poddawał.
- Cieszę się Lysandrze. Czyli mogę nazywać cię „moim ukochanym”. – Och. To pewnie tylko złudzenie, ale wydawało mi się, że, i jego serce przyśpieszyło. Temperatura także się podwyższyła. Delikatnie odsunął mnie kawałek. Jednak nie było dane mi spojrzeć na jego twarz, bo popatrzył gdzieś w bok.
- Owszem. – Odparł trochę sztucznie poważnym tonem. Jego czerwone uszko, i tak zdradziło mi w jakim był stanie. To trochę przykre, iż jego pierwsza dziewczyna była fałszywa. On zasługiwał na prawdziwą miłość, a ja… Dawałam mu tylko gorzkie kłamstwo.
- Obiecajmy sobie jedno. Jeśli ktoś nam zawróci w głowie to bez problemu się rozstaniemy. – Oznajmiłam. Spojrzał na mnie zaskoczony. Jego kolor policzków wrócił do normalności. Uśmiechnęłam się. Nie chciałam go ograniczać.
- Jeśli tego sobie panienka życzy to dobrze. – Zadzwonił dzwonek, nawołujący do kolejnej partii lekcji. Mój towarzysz zakluczył szafkę, po czym zerknął na mnie. – To idziemy? – Uśmiechnął się promiennie, a ja zadowolona kiwnęłam głową potwierdzająco.

Wejście do klasy było trochę zawstydzające, bo prawie każdy mierzył nas zaciekawionym spojrzeniem. Byłam świadoma faktu rozpowszechnienia się plotki, ale nie spodziewałam się takiego odzewu. Towarzyszyły nam gwizdy i dogadywanie uczniów, którzy w tamtej chwili próbowali ułożyć jakiś rzetelny plan wydarzeń, jak do tego doszło.
- Usiądziemy razem? – Szepnął cicho. Ja tymczasem zerknęłam w stronę mojego drogiego przyjaciela. O dziwo siedział sam, wbijając we mnie obrażony wzrok. Jeśli teraz bym go zignorowała, zapewne pogodzenie byłoby niemożliwe, więc siłą rzeczy wolałam odzyskać sympatię tego, którego zawsze miałam przy swoim boku.
- Wybacz Lysandrze, ale nie tym razem. – Moje zajęcie miejsca obok Alexy’ego, klasa skomentowała głośnym „uuu”. No cóż, byli ludzie ważni i ważniejsi, a dla mnie tym drugim był on.
- Alexy czy mogłabym ci wszy… - Zatkał mi usta ręką. Zmarszczył brwi, zbliżając swoje oczy do moich.
- Nie chcę tego słuchać. Wystarczy mi, że wybrałaś mnie. Wybaczam ci. – Uśmiechnął się, zabierając dłoń. Przyjacielsko poczochrał moje włosy. – Wiesz dobrze, że nie potrafię się na ciebie gniewać.
- I za to cię lubię. – Naprawdę spadł mi kamień z serca. Nie wyobrażałabym sobie szkolnej codzienności bez niego. Był dla mnie jak brat, kochałam go z całego serca.

Wyszłam ze szkoły w obecności Alexy’ego. Niesamowicie mnie cieszyło jego nie trzymanie  urazy. Już mieliśmy minąć bramę, gdy na drodze stanęła nam Rozalia w szerokim rozkroku i skrzyżowanych rękach.
- Su czy ty o czym nie zapomniałaś? – To było pytanie retoryczne, bo skoro je zadała to musiało mi coś wypaść z głowy. A no tak! Pocieszycielskie zakupy, dla których poprosiłam Lysandra o przedłużenie naszego udawanego związku.
- Ach przepraszam. Faktycznie zapomniałam. – W podbrzuszu mi zawirowało, gdy zza dziewczyny wyjrzały dwukolorowe tęczówki.
- Rany. Naprawdę do siebie pasujecie. – Rzekła, zerkając to na mnie, to na chłopaka. Miło, że ktoś tak twierdził. - To co Alexy idziesz z nami? – Podskoczyła z szerokim uśmiechem do mojego przyjaciela, który w podekscytowaniu objął nas obie.
- Jeszcze pytasz? Idziemy! – Zawołał radośnie, w końcu to jego żywioł. Zaśmiałam się, lecz Lysandrowi jakoś nie było do śmiechu. Złapał mnie ostrożnie za ramię i pociągnął ku sobie, wyrywając z przyjacielskiego uścisku. Popatrzyliśmy po nim zaskoczeni, nie wiedziałam, kogo bardziej zadziwił. Chyba samego siebie, bo zarumieniony od razu mnie puścił z wstydliwym „wybacz”.
- Ojej Lysiu, nie bądź taki zazdrosny. To tylko moja przyjaciółka, nie ukradnę ci jej. – Dokuczył Alexy, rozbawiony zachowaniem kolegi. Lysander nie wykształcił w sobie dobrej samoobrony przed zaczepkami, gdyż stawał się coraz bardziej zawstydzony, aż w końcu pękł i bezsłownie ruszył przed siebie.
- Lysio nie zapominaj o swojej ukochanej! – Krzyknęła Rozalia, lekko mnie popychając w jego stronę. Co za złośniki dwa, się dobrali. Chyba bardzo ich bawiła nasza nieporadność. Lysander zatrzymał się. Nie odwrócił się, lecz tylko wystawił w bok rękę, jakby była przynętą. Zauroczona jego słodkością, dałam się złapać. Chwyciłam jego dużą, kościstą dłoń, obdarzając ją swym ciepłem. Po ciele przeszedł mi dreszcz, a serce łomotało, próbując wydostać się na zewnątrz. Szliśmy tak, unikając spojrzenia na siebie jak ognia, z czego głośno nabijała się komediowa parka. Nas to jednak nie obchodziło.

9 komentarzy:

  1. Lysio taki słoooodki *.* Zazdro Su, zazdro xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniale ^-^ Szkoda, że Lysiu nie jest odważniejszy ;c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękii :3 Bo to w końcu Lysio, ale i tak staje się powolutku coraz pewniejszy przy Sucrette :) ^^

      Usuń
  3. Lysiu jest taki kawaii. Mega rozdział no nie kurde zawsze jest super. Maru Mi czy próbowałaś dać tamto opowiadanie na ten blog? Nie było by ci wygodniej? Ogółem to jestem mega zadowolona z rozdziału ale chcem takich więcej. Pozdrawiam i życzę Duuuuuzo weny Haruka ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz szkoda mi by było likwidować tamten, bo to był mój pierwszy i dzięki niemu powstał właśnie ten :)
      Sytuacji z Lysiem mam przyszykowane jeszcze wiele, więc myślę, że będziesz zadowolona :3 ^^
      Dziękuję i pozdrawiam :*

      Usuń
  4. Wspaniale opowiadanie, Lysio jest taki słodki,
    w istocie jak prawdziwy ksiaże z bajki :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do pozostawienia swojej opinii!
Z góry dziękuję!