Oddana słodyczy fałszywej miłości.
Patrzył chyba nie dowierzając własnym
uszom. Czyżby, aż tak wstrząsnął go mój egoizm? Każda sekunda milczenia
niepokoiła mnie i upewniała jaką byłam idiotką. Chciałam namówić go do
odgrywania roli. Tego, który posiadał szczerą naturę. Nie pasowało mu kłamstwo,
nie mogłam oczekiwać od niego zgody.
- Proszę zapomnij o tym pytaniu. Teraz
uświadomiłam sobie, że nie powinnam cię wciągać w udawanie kogoś innego. Dam ci
już spokój, wybacz za wszelakie nieprzyjemności jakie przeze mnie cię spotkały.
– Wydukałam prędko, opuszczając wzrok. Nie chciałam wyglądać w jego oczach
żałośnie, a znów robiłam z siebie ofiarę losu. Odwróciłam się, chcąc odejść,
lecz chłopak złapał mnie za rękę. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Sucrette nie wiem czy to słuszna droga,
ale jeśli to sprawi, że nie staniemy się sobie obcy, to możemy przeciągać tą
farsę w nieskończoność. – Odpowiedział zarumieniony, lekko ochrypłym głosem.
Ciężko musiało mu to przechodzić przez gardło, czułam się jak jakiś demon,
namawiający niewinną duszyczkę do zła.
- To z litości? – Bo jeśli tak, to nie
mogłam przyjąć jego dobroci. Nie chciała, żeby zmuszał się do czegoś, ponieważ
było mu mnie szkoda.
- Ależ skąd. Sam odkładałem wyjaśnienie
tej sprawy, gdyż bałem się, że już nigdy się panienka do mnie nie odezwie. –
Uśmiechnął się ciepło, puszczając moją dłoń. Od jego słów zrobiło mi się
cieplej w środku. Zaniepokoiło mnie łaskotanie w podbrzuszu oraz trochę bolesne
zakołatanie w klatce piersiowej. Czułam wypełniającą mnie ekscytację, płynące w
żyłach szczęście. Łączyły nas te same lęki o utracie kontaktu. Ach. No nie mogłam.
Buchające emocje popchnęły mnie do przytulenia tego, który stał przede mną ze
swoją magiczną aurą przyciągania. Zrobiłam to zbyt gwałtownie, bo zaskoczony
nie zachował się jak ściana, a obarczony moim nagłym ciężarem opadł na szafki, ledwo
stojąc na nogach. – Panienko. – Zaśmiał się, cały czerwony. Lecz nie odepchnął
mnie. Łapiąc równowagę, wyprostował się i nieśmiało mnie objął. Czułam jego
przyjemne ciepło. Zapach jego perfum atakował mój węch, który powoli się
poddawał.
- Cieszę się Lysandrze. Czyli mogę
nazywać cię „moim ukochanym”. – Och. To pewnie tylko złudzenie, ale wydawało mi
się, że, i jego serce przyśpieszyło. Temperatura także się podwyższyła.
Delikatnie odsunął mnie kawałek. Jednak nie było dane mi spojrzeć na jego
twarz, bo popatrzył gdzieś w bok.
- Owszem. – Odparł trochę sztucznie
poważnym tonem. Jego czerwone uszko, i tak zdradziło mi w jakim był stanie. To
trochę przykre, iż jego pierwsza dziewczyna była fałszywa. On zasługiwał na
prawdziwą miłość, a ja… Dawałam mu tylko gorzkie kłamstwo.
- Obiecajmy sobie jedno. Jeśli ktoś nam
zawróci w głowie to bez problemu się rozstaniemy. – Oznajmiłam. Spojrzał na
mnie zaskoczony. Jego kolor policzków wrócił do normalności. Uśmiechnęłam się.
Nie chciałam go ograniczać.
- Jeśli tego sobie panienka życzy to
dobrze. – Zadzwonił dzwonek, nawołujący do kolejnej partii lekcji. Mój
towarzysz zakluczył szafkę, po czym zerknął na mnie. – To idziemy? – Uśmiechnął
się promiennie, a ja zadowolona kiwnęłam głową potwierdzająco.
Wejście do klasy było trochę zawstydzające,
bo prawie każdy mierzył nas zaciekawionym spojrzeniem. Byłam świadoma faktu
rozpowszechnienia się plotki, ale nie spodziewałam się takiego odzewu. Towarzyszyły
nam gwizdy i dogadywanie uczniów, którzy w tamtej chwili próbowali ułożyć jakiś
rzetelny plan wydarzeń, jak do tego doszło.
- Usiądziemy razem? – Szepnął cicho. Ja
tymczasem zerknęłam w stronę mojego drogiego przyjaciela. O dziwo siedział sam,
wbijając we mnie obrażony wzrok. Jeśli teraz bym go zignorowała, zapewne
pogodzenie byłoby niemożliwe, więc siłą rzeczy wolałam odzyskać sympatię tego,
którego zawsze miałam przy swoim boku.
- Wybacz Lysandrze, ale nie tym razem. –
Moje zajęcie miejsca obok Alexy’ego, klasa skomentowała głośnym „uuu”. No cóż, byli
ludzie ważni i ważniejsi, a dla mnie tym drugim był on.
- Alexy czy mogłabym ci wszy… - Zatkał mi
usta ręką. Zmarszczył brwi, zbliżając swoje oczy do moich.
- Nie chcę tego słuchać. Wystarczy mi, że
wybrałaś mnie. Wybaczam ci. – Uśmiechnął się, zabierając dłoń. Przyjacielsko
poczochrał moje włosy. – Wiesz dobrze, że nie potrafię się na ciebie gniewać.
- I za to cię lubię. – Naprawdę spadł mi
kamień z serca. Nie wyobrażałabym sobie szkolnej codzienności bez niego. Był
dla mnie jak brat, kochałam go z całego serca.
Wyszłam ze szkoły w obecności Alexy’ego. Niesamowicie
mnie cieszyło jego nie trzymanie urazy.
Już mieliśmy minąć bramę, gdy na drodze stanęła nam Rozalia w szerokim rozkroku
i skrzyżowanych rękach.
- Su czy ty o czym nie zapomniałaś? – To
było pytanie retoryczne, bo skoro je zadała to musiało mi coś wypaść z głowy. A
no tak! Pocieszycielskie zakupy, dla których poprosiłam Lysandra o przedłużenie
naszego udawanego związku.
- Ach przepraszam. Faktycznie
zapomniałam. – W podbrzuszu mi zawirowało, gdy zza dziewczyny wyjrzały
dwukolorowe tęczówki.
- Rany. Naprawdę do siebie pasujecie. –
Rzekła, zerkając to na mnie, to na chłopaka. Miło, że ktoś tak twierdził. - To
co Alexy idziesz z nami? – Podskoczyła z szerokim uśmiechem do mojego
przyjaciela, który w podekscytowaniu objął nas obie.
- Jeszcze pytasz? Idziemy! – Zawołał
radośnie, w końcu to jego żywioł. Zaśmiałam się, lecz Lysandrowi jakoś nie było
do śmiechu. Złapał mnie ostrożnie za ramię i pociągnął ku sobie, wyrywając z
przyjacielskiego uścisku. Popatrzyliśmy po nim zaskoczeni, nie wiedziałam, kogo
bardziej zadziwił. Chyba samego siebie, bo zarumieniony od razu mnie puścił z
wstydliwym „wybacz”.
- Ojej Lysiu, nie bądź taki zazdrosny. To
tylko moja przyjaciółka, nie ukradnę ci jej. – Dokuczył Alexy, rozbawiony
zachowaniem kolegi. Lysander nie wykształcił w sobie dobrej samoobrony przed
zaczepkami, gdyż stawał się coraz bardziej zawstydzony, aż w końcu pękł i bezsłownie
ruszył przed siebie.
- Lysio nie zapominaj o swojej ukochanej!
– Krzyknęła Rozalia, lekko mnie popychając w jego stronę. Co za złośniki dwa,
się dobrali. Chyba bardzo ich bawiła nasza nieporadność. Lysander zatrzymał
się. Nie odwrócił się, lecz tylko wystawił w bok rękę, jakby była przynętą. Zauroczona
jego słodkością, dałam się złapać. Chwyciłam jego dużą, kościstą dłoń,
obdarzając ją swym ciepłem. Po ciele przeszedł mi dreszcz, a serce łomotało,
próbując wydostać się na zewnątrz. Szliśmy tak, unikając spojrzenia na siebie
jak ognia, z czego głośno nabijała się komediowa parka. Nas to jednak nie
obchodziło.
Lysio taki słoooodki *.* Zazdro Su, zazdro xd
OdpowiedzUsuńHahaha :D To Ty jesteś słodziusia :*
UsuńBoskie! :)
OdpowiedzUsuńDziena :)
UsuńWspaniale ^-^ Szkoda, że Lysiu nie jest odważniejszy ;c
OdpowiedzUsuńDziękii :3 Bo to w końcu Lysio, ale i tak staje się powolutku coraz pewniejszy przy Sucrette :) ^^
UsuńLysiu jest taki kawaii. Mega rozdział no nie kurde zawsze jest super. Maru Mi czy próbowałaś dać tamto opowiadanie na ten blog? Nie było by ci wygodniej? Ogółem to jestem mega zadowolona z rozdziału ale chcem takich więcej. Pozdrawiam i życzę Duuuuuzo weny Haruka ❤
OdpowiedzUsuńWiesz szkoda mi by było likwidować tamten, bo to był mój pierwszy i dzięki niemu powstał właśnie ten :)
UsuńSytuacji z Lysiem mam przyszykowane jeszcze wiele, więc myślę, że będziesz zadowolona :3 ^^
Dziękuję i pozdrawiam :*
Wspaniale opowiadanie, Lysio jest taki słodki,
OdpowiedzUsuńw istocie jak prawdziwy ksiaże z bajki :)