15 grudnia 2015

Sucrette & Kastiel part VII

PERSPEKTYWA KASTIELA

Mam to już wszystko w dupie. Gdyby nie Lys i Iris, w końcu bym to z siebie wydusił. Że musieli akurat wtedy przypomnieć o swoim istnieniu. Zapaliłem papierosa, choć od ostatniego nie minęło zbyt wiele czasu. Musiałem się czymś uspokoić. Mam już serdecznie dość tej porąbanej przyjaźni. Duszę się, brakuje mi powietrza w tej znajomości. Kuźwa! Nienawidzę się za to. Za bycie taką ciotą nie mogącą powiedzieć ukochanej lasce, że jest ważna. To nie ona jest żenująca, tylko ja. Tak się chichrać… Ale ze mnie frajer, urządzać takie sceny. Jej uśmiech miał być tylko mój, a teraz, odnoszę wrażenie, iż wkrótce będę musiał się nim dzielić. Nie mogę do tego dopuścić! Ehh… To takie bolesne. Świadomość bycia nie dostrzeganym przez jej serce. Ale czy ono w ogóle chce mnie zauważyć? W jej oczach jestem pewnie bezwartościowy. Nie mogę dalej iść. Zatrzymałem się i przykucnąłem. Kuło mnie w klatce piersiowej. Wywaliłem peta, chowając twarz w dłoniach. No i co ja niby mam zrobić? Pozostaje tylko jedno wyjście z tej sytuacji. Skoro jestem jednym z najgorszych to stoczę się jeszcze niżej. Udam, że nie obchodzą mnie uczucia Sucrette. Może mi nawet przywalić w pysk jako zerwanie naszej znajomości, ale dziś zakończę tą szopkę. Wyznam jej to, a potem zależnie od jej odpowiedzi upiję się w trupa.

Razem z Demonem czekaliśmy na Su pod jej domem. W głowie układałem plan wydarzeń wyznania prawdy. Byłem coraz bardziej zdenerwowany. Zaskrzypiały zawiasy wejściowych drzwi. Wyszła moja gwiazda podkreślona światłem wydobywającym się z ciepłego wnętrza mieszkania. Jej duże oczy wesoło mnie pozdrawiały. Emanowała pozytywnością, taka urocza. Musiałem odwrócić wzrok, by uciec przed zahipnotyzowaniem jej urodą. To chore, bycie tak nakręcanym zwykłym wyglądem.
- Cześć Demoś, stęskniłeś się? – Powiedziała zdziecinniałym głosem. Zerknąłem na nią skrycie, gdy nachylona witała merdającego ogonem zwierza. Czyli to jest powód twojego entuzjazmu? Niechętnie przyznam, iż czasem zazdroszczę psinie. Po krótkich pieszczochach wstała, byśmy mogli udać się w stronę parku. To była nasza stała meta wieczornych spacerów. Szliśmy w drętwej ciszy. Atmosfera była przytłaczająca. Wciąż zastanawiałem się, jak się do tego zabrać. Trudno jest coś takiego wydukać po tylu latach, dziewczynie, za którą się szczerze szaleje. Już miałem wyciągnąć fajkę, by czymś się zająć, gdy Sucrette odnalazła w sobie głos.
- Kastiel możemy pójść w inne miejsce? Znalazłam je, gdy byłeś chory. – Zaproponowała. W sumie co mi tam, pozwolę jej na rolę przewodnika.
- Prowadź. – Zezwoliłem krótko, a dziewczyna przejęła smycz i ruszyła żwawo przede mną. Skręciliśmy w leśną drużkę prowadzącą w górę. Ciemno jak w dupie murzyna. Wdepnąłem w jakąś kałużę, już sobie wyobrażam jak musi wyglądać Demon. Wyciągnąłem z kieszeni telefon, by choć trochę oświetlić tą pseudo drogę. Ja pierdziele, gdzie ją niosło? I to samą. Dobrze, że pies przynajmniej wygląda na niebezpiecznego.

Wdrapaliśmy się na jakąś równinę. Su spuściła psa, po czym zbliżyła się do krawędzi. Odwróciła się do mnie i pomachała ręką, bym się przybliżył. Tak też uczyniłem. Och! No muszę jej to przyznać. Widok niezły. Zdumiony popatrzyłem po wieczornej panoramie naszego małego miasteczka. Wszelakie światła wskazywały jak żywa jest ta miejscowość. Przeniosłem wzrok na dziewczynę. Mimo słabego oświetlenia mogłem dostrzec skromny uśmiech. Zawiał wiatr, rozwiewając jej delikatne pasma, które urzekły mnie swym zapachem. Przyciągał mnie, sprawiał, że z trudem trzymałem ręce przy sobie.
- Piękne, co? – Wypowiedziała zadowolona.
- Ta. – Przyznałem rację, lecz na myśli miałem zupełnie inny widok. Zacisnąłem pięści, szukając w sobie siły na wyznanie. To idealny moment, muszę to zrobić. Teraz, albo nigdy. – Su…
- Usiądziemy? – Przerwała mój szept. Przygryzłem dolną wargę, wściekając się. Odeszła, by zasiąść na jakimś pniu. Ja pierdziele! Cały nabuzowany zająłem kłodę obok. Jakbym był piecem, to bym teraz buchał od podwyższonej temperatury. Tak spierdzielić. Drewno okazało się być wilgotne, no jasne, przecież jest późna jesień. Chłód przebijał się przez moją lichą kurtkę. Kątem oka zerknąłem na trzęsącą się Sucrette. Tej to musi być zimno, zawsze była zmarzluchem. Wyciągnąłem do niej ręce.
- No chodź do mnie. – Brzmiało trochę jak rozkaz, lecz dziewczyna posłusznie usiadła mi na kolanach. Objąłem ją, przytulając się od tyłu do jej ciepła. Szkoda, że muszą dzielić nas ubrania, chciałbym poczuć trochę więcej jej ciałka. Mimo tego, serce zabiło mi mocniej. Liczę, iż nie uda się jej tego wyłapać.
- Kastiel cieszę się, że cię poznałam. Jesteś dla mnie wyjątkowo cenną osobą. – Zaczęła lekko drżącym głosem. Pewnie musi być jej naprawdę zimno. Przytuliłem ją mocniej, aż jęknęła cicho. Haha zabawne. Szkoda, że jej słowa tak mnie nie bawią. Co ona próbuje mi powiedzieć? Nie chcę tego za bardzo słuchać, bo narastają we mnie wątpliwości, co do spełnienia mojego dzisiejszego celu.
- Co ty kurdupelku tam sobie pod nosem mruczysz? – Zaczepiłem, próbując zapobiec usłyszeniu tego, do czego ona zmierza. Nie chcę ponownie słyszeć jak obarcza mnie tą durną etykietką „najlepszego przyjaciela”. Ile razy już rozpoczynała ten monolog, nakręcając moje naiwne serce, by w ułamku sekundy złapać w garść, boleśnie zatrzymując?
- Nieważne. – Burknęła obrażonym tonem. Co za obraźliwa kobieta. Podniosłem ją delikatnie, by obrócić do siebie przodem. Zaskoczona złapała się moich ramion.
- No nie fochaj się mała. Też jesteś dla mnie cenna. – Uśmiechnąłem się patrząc prosto w jej piękne oczyska. Zarumieniła się lekko, co mimowolnie mnie zauroczyło. Zaczarowany dotknąłem jej policzka, który wyłonił się spod szalika. Jej skóra była tak gładka i przyjemna, ciekawe czy jest taka wszędzie. Czy mogę to zrobić? Czy posunę się za daleko, gdy ją teraz pocałuje? Ostrożnie chwyciła moją dłoń, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Wiesz, czego się najbardziej boję? – Zapytała cichutko, łaskocząc mnie oddechem.
- Czego? – Zainteresowałem się, co też może ją przerażać. Zniżyła lekko wzrok.
- Że pewnego dnia odwrócisz się ode mnie i odejdziesz. Opuścisz mnie, pozostawisz bez swojego codziennego uśmieszku. – Oczarowany jej słodyczą jak za sprawą zaklęcia ucałowałem jej czółko. Ta cała czerwona uszczypnęła mnie w policzek.
- Co to miało być?
- Takie potwierdzenie, żebyś czuła się bezpiecznie. Nie zamierzam dawać ci spokoju od mojej osoby, wiec na żadne opuszczanie nie masz co liczyć. – Zapewniłem znów wkopując się w udawanie przyjaciela. Chyba nigdy nie będzie mi dane bycie z nią szczerym. Jak teraz jej to wyznam to zachowam się jak skończony dupek, prawda? Wyjeżdżanie z miłością wtedy, gdy ona przyznaje, że boi się utraty naszej relacji. Jestem już tym zmęczony. Mam dość. Oparłem głowę o jej ramię. – Wracamy? – Dopytałem załamany.

__________________________

Dziś trochę późno, ale jest jeszcze 15, więc jestem na czas :P Ten rozdział był dla mnie bardzo problemowy, więc wybaczcie jakiekolwiek niedogodności :) Pozdrawiam serdecznie ♥
Przy okazji takiego zimowego okresu, wstawiam rysunek Kastiela :) Łapcie:

Trochę nie podobny, co nie? No trudno, każdy ma inną kreskę :P Trzymajcie się ciepło :)

3 komentarze:

  1. Oj tam późno... Ważne, że jest!
    Jak zwykle, rozdział został świetnie napisany.
    Fajnie spojrzeć na tą sytuację oczami Kastiela. To taaakie słodkie...
    Czekam z niecierpliwością na kolejne!
    Weny;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chcę do cholery więcej takich sytuacji!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też chcę więcej takich sytuacji. Moja serdeczne przyjaciółka narysowala grella z Kuroshitsuji tak jak Yana Toboso
    Kreskę ma dosłowne uniwersalną masakra. Ale powracając do rozdziału to naprawdę mi się podobał nie mam zastrzeżeń co do Kastiela wręcz pragnę więcej. Pozdrawiam i życzę Duuuuuzo weny podjarana Haruka ❤

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do pozostawienia swojej opinii!
Z góry dziękuję!