PERSPEKTYWA SUCRETTE
Wyszłam z domu
przyodziana w płaszcz. Czekałam na Kastiela, z którym miałam udać się do klubu.
Iris i Lys podobno są na miejscu, trzymając dla nas miejsce w loży. Ten
buntownik, jak to ma w zwyczaju nigdy nie jest na czas. Ma tyle wad, a ja i tak
wiernie podążam za nim sercem. Wczorajsze wydarzenia są już częścią
przeszłości, choć nadal męczy mnie pewien aspekt. Wydaje mi się, że Kastiel
stał się inny. Zmienił się. Zawsze był zbokiem i kierował w moją stronę
wszelakie perwersyjne teksty, ale od jakiegoś czasu przeszedł też do czynów.
Nie wiem czy jest tego świadomy. Powoli przeciera granicę. Traktuje mnie jak te
swoje przelotne znajomości z laskami. Nie chcę być dla niego kimś takim, pragnę
bycia wyjątkową. To takie egoistyczne. Moje serce zabiło szybciej. Zbliżał się
nieśpiesznie w moim kierunku, jak zwykle trując się fajką.
- Hej kurduplu. –
Uśmiechnął się zadziornie, wyciągając ręce.
- No! Jesteś w końcu. –
Odparłam udając, że jest mi to obojętne. Odwróciłam się i ruszyłam. Przyłączył
się do mnie po chwili. Specjalnie nie pozwoliłam mu na powitalnego przytulasa.
Musimy skończyć z tą głupią czynnością. Przez takie przyjacielskie czułości,
nie potrafię wybadać jego intencji. Chcę, aby brał mnie w objęcia na poważnie,
a nie dlatego, iż taki mamy zwyczaj. Zerknęłam na niego skrycie, wyglądał jakoś
smutno. Rozmyślał nad czymś w wyjątkowym skupieniu. Ciekawe co mu tak zaprząta
umysł, że przybrał taki wyraz twarzy.
W milczeniu przekroczyliśmy
próg klubu wchodząc do szatni. Ostatnio coraz częściej towarzyszy nam cisza.
Kiedyś nie mogliśmy się nagadać, teraz ciężko nam coś powiedzieć. Albo się
kłócimy, albo nic nie mówimy. Nigdy niczego nie wyjaśniamy. Nie potrafimy tego
i w ten sposób oddalamy się od siebie. Koniec brzmi strasznie, przeraża mnie
utrata codzienności z Kastielem. Gdybym go nie kochała, gdyby łączy nas szczera
przyjaźń… To tylko gdybanie bez pewnej odpowiedzi. Przepaść między nami staje
się coraz trudniejsza do przeskoczenia. Jaki będzie tego kres? Kto wie. Oddałam
kurtkę szatniarzowi i razem z Kasem powędrowałam do środka. Był tłok, ale to
jest nieodłączna cecha takich miejsc, trzeba się przyzwyczaić. Trzymaliśmy się
blisko wyższego parkietu, na którym stały stoliki zabudowane przez kanapę
odbijającą neonowe światła. Doszliśmy do naszego stołu i od razu rzuciła mi się
na szyję radosna Iris.
- Hejo. – Uśmiechnęła się
odsuwając kawałek. No muszę przyznać, wyglądała bosko. Włosy opadały jej na
jedno ramię poskręcane w sprężynki. Straciłam całą swoją pewność siebie. Widać
czerwona kiecka nie wykonała swojego zadania, jakim było powalenie na kolana
Kasa. No trudno. Będę starać się niczym nie przejmować, tylko bawić, jakby miała
to być moja ostatnia szansa na spędzenie czasu w tym gronie. Usiadłyśmy przy
stoliku pilnując miejsca, a chłopcy poszli po alkohol. Mi tutaj nigdy niczego
nie chcą sprzedać, co tłumaczę dyskryminacją.
- Su nie uwierzysz kogo
tu spotkałam! – Krzyknęła mi do ucha, bo tutaj nie istnieje inna forma
komunikacji.
- Kogo?! – Wrzasnęłam.
- Rozalie i Debre! –
Serio? Debra wygląda na taką, ale ta piękność? Myślałam, że to nie jej klimaty.
Cóż, pewnie została zaciągnięta tu tak, jak nasz Lysander. Kurde. Muszę pilnować
Kastiela, bo od dawna wiadomo jak Debra na niego leci. A on sam przyznał mi
się, iż jest w jego typie. Uch. Poczułam nieprzyjemne mrowienie w podbrzuszu na
samą myśl o Kasu z inną.
- Gadałaś z nimi?! –
Dopytałam, chcąc dowiedzieć się, czy mają pojęcie o naszym pobycie tutaj.
- Nie. Mignęły mi tylko.
Spoko, nie martw się. Debra była z jakimś typem! – Jaka ulga. Nie chciałabym, aby
przypadkiem wpadła na Kasa.
- Jak mówiłem, dziś
browce! – Uśmiechnął się trzymając w dłoniach dwa kufle jakby były cennymi
trofeami. Postawił jeden przede mną, rozkładając się obok. Lysander uprzejmie podał
jakiegoś kolorowego drinka Iris. Dla siebie nic nie przyniósł, wieczny abstynent.
Wielki plus. Trochę to smutne, że zostałam potraktowana jak kumpel od piwa.
- Kas wiesz, że nie
przepadam za piwem!
- Nie marudź mała. Doceń
moją dobroć i bierz, póki stawiam! – Zaśmiał się, obejmując mnie ramieniem, jak
jakąś dziewczynę do towarzystwa.
- Sorki Sucrette.
Chciałem zamówić ci to samo, co Iris, ale Kastiel się uparł! – Wyraził skruchę
Lysio. On to zawsze jest dla mnie super miły. Cudowny przyjaciel, nie to, co
niektórzy. Popatrzyłam wymownie na buntownika. A tam! Dziś mi zwisa rodzaj
procentów. Nawalę się i zapomnę o zmartwieniach.
- Spoko! Z osłem nie
wygrasz! – Dogadałam pokazując Kasowi język.
- Te! Zamiast pyskować to
podziękuj Pyszczku! Czemu sobie sama nie kupiłaś?! A! Bo dzieciuchom nie
sprzedają!
- Przez takie dogadywanie
sam zachowujesz się jak dziecko! Wielki dorosły, żyjący na kieszonkowym od
rodziców! – Zaczęliśmy swoją randomową dyskusję. Jak on mnie wkurza! Chwyciłam
kufel i w przeciągu kilku sekund wyzerowałam go, licząc na ugaszenie
zdenerwowania.
- Su oszczędzaj się! –
Krzyknęła zadziwiona Iris, lecz ja tylko chwyciłam ją za rękę i pociągnęłam w
stronę parkietu. Nie odchodziłyśmy za bardzo od loży, bo na wszelki wypadek
lepiej być w zasięgu wzroku pewnych osób, którzy zawsze mogą zainterweniować w
przypadku niebezpieczeństwa. Pokręciłyśmy się chwilę, gdy moją towarzyszkę
porwał jakiś przystojniak. No i tyle ją widziałam. Znów ten sam scenariusz.
Chciałam wrócić, ale jakiś nawalony koleś złapał mnie za skrawek sukienki.
Zaczął ciągnąć mnie w swoje przepocone ramiona. O nie! Ohyda!
- Zostaw ją! – Odepchnął go
mój kochany wybawiciel. Typek nie szukając zwady szybko się ulotnił. Kastiel
niespodziewanie objął mnie w tali i zaczął prowadzić w stronę stolika. Mam
nadzieję, że muzyka dobrze zagłusza moje łomoczące serce podekscytowane jego
dotykiem. Już mi się ode chciało pląsać. Wolę pić. Usiadłam przybita pustą
szklanką. Chłopak chyba to zauważył, bo nachyli się do mojego ucha. – Co chcesz?!
– Zapytał, jakby naprawdę go to obchodziło. Od jego łaskoczącego oddechu po
ciele przeszedł mi dreszcz. Masakra. Czemu muszę tak na niego reagować?
- Może być to samo! –
Odpowiedziałam, a on zniknął ze swoim uśmieszkiem. Przeniosłam wzrok na
spokojnego Lysandra. Przysunęłam się do niego bliżej, by aż tak nie wrzeszczeć.
– I jak się bawisz?! – Zapytałam zaciekawiona.
- Średnio! Wiesz, że nie
przepadam za takimi miejscami! – Odparł, podpierając brodę o rękę.
- Ale i tak przyszedłeś! –
Po co się zmuszasz?
- Bo lubię spędzać z wami
czas! – Uśmiechnął się ciepło. Ojej. Naprawdę wzór przyjaciela, jego przyszła
dziewczyna będzie miała prawdziwe szczęście.
- To słodkie! – Musiałam to
przyznać.
Czekanie na Kastiela
niemiłosiernie mi się dłużyło. Ukradłam drinka nieobecnej przyjaciółce. Bawi
się świetnie, więc nie będzie zła o taką błahostkę. Nawet dobry, Lys to wie, co
zamówić. Mogłam jednak poprosić Kasa o coś w tym stylu. Właściwie to naprawdę
długo go już nie było. Mam złe przeczucia.
- Kastiel chyba się
zgubił!
- Pójdę go poszukać! –
Uprzedził nim odszedł. Pewnie wyszedł na fajeczkę albo utknął w kibelku. Ta.
Nie mógł przecież wpaść na kogoś znajomego, prawda? Miętoląc w palcach rurkę,
coraz bardziej się martwiłam. Miałam go pilnować. Och. Poczułam ulgę połączoną
z ekscytacją spostrzegając idącego w moim kierunku łobuza. Niósł dwa kufle, co
znaczy, że mi potowarzyszy. Jak dobrze, bo powoli schizowałam, iż mógł natknąć
się na Debrę. Położył szklanice na blacie, po czym potarmosił mnie po głowie.
- Popilnuj! – Rozkazał, chcąc
gdzieś odejść. Co ja Demon jestem? Złapałam go za rękę.
- Gdzie idziesz?! Lys cię
szuka!
- Spoko znalazł mnie!
Czeka na mnie z Rozalią i Debrą. – Debrą? Co? Przecież… - Zaraz wrócimy,
poczekaj! – Uśmiechnął się, strząsając mój uchwyt. Uciekł szybko, nawet się nie
obracając. O nie! Nie idź do niej! Nie zostawiaj mnie dla innej, obiecałeś, że
mnie nie opuścisz! Schowałam oczy w dłoniach. Bolało mnie wszystko. Wnętrze
piekło od powstrzymywania w sobie uczuć.
„Zaraz wrócimy” Ta,
jasne! Nie ma ich już długo. Zdążyłam wyżłopać pozostawiony pod moją opieką
alkohol. Osiągnęłam cel. Upiłam się. Kręciło mi się w głowie, traciłam zmysły i
zdrowy rozsądek. Muszę go znaleźć. Gdzie on jest? Wirujący świat nie
przeszkadzał mi w desperackich poszukiwaniach. Z trudem przecisnęłam się przez
tłum, odbijając się od tańczących nieznajomych. Stanęłam jak wryta. Podłoże
rozsypało się w ułamku sekundy. Dlaczego? No, dlaczego?! Spójrz na mnie gnojku!
Wołałam w myślach patrząc jak Kastiel siedzi przy ladzie zagadując radośnie
Debrę. Po policzkach spłynęły mi łzy. Boli! Słyszysz?! Podeszłam do niego.
Oboje spojrzeli na mnie, lecz ja wbijałam pełen wyrzutu wzrok w niego. Tego,
który już się nie śmieje. Patrzy na mnie z politowaniem. Nie rób tego. Nie
zostawiaj mnie. Dostrzegaj tylko mnie, bo ja…
- … Kocham cię.
_____________________________
Dzisiaj trochę dłużej, niż zwykle. Powiem szczerze, że jak pisałam tą perspektywę to bardzo wczuwałam się w główną bohaterkę. Sama czułam się podobnie, kiedy osoba, którą kochałam oddalała się ode mnie... Dobrze, że to tylko wspomnienie. :) Pozdrawiam serdecznie ♥
Dziękuję za wszystkie komentarze, to naprawdę miłe, gdy pozostawiacie po sobie ślad. :)
Ojej...
OdpowiedzUsuńChyba nie stać mnie na nic więcej xd
No ale trzeba się wziąć w garść!
Świetne, świetne, świetne!
Nie mogłam się doczekać tego rozdziału. Nie zawiodłam się <3
Ahh... Jak ja nienawidzę Debry! Szatan opętany przez diabła ;)
A ten koniec... Cudo!
Z niecierpliwością czekam na kolejne części.
Weny ;*
Cudo, cudo!
OdpowiedzUsuńNie wiem naprawdę co jeszcze napisać...
Czekam na następny rozdział! :3
Przesyłam dużo weny i uścisków! :D
Wreszcie dotarliśmy do momentu kiedy wyznanie następuje i jakoś tak nijak przez debre no bo co przyszła wielka dupa i kurde myśli że się w przejściu zmieści masakra jakaś. Ale rozdział godny podziwu. Pozdrawiam i życzę Duuuuuzo weny Haruka ❤
OdpowiedzUsuńBoski!!!
OdpowiedzUsuńCześć!
OdpowiedzUsuńCóż za zwrot akcji! Tego się nie spodziewałam po Su... Co ten alkohol z ludźmi wyprawia? xD
Niestety wydaje mi się, że Kastiel w pierwszej chwili będzie zachwycony jej wyznaniem, ale potem uświadomi sobie, że pewnie bredzi po pijaku;/ Albo Debra ją wyśmieje i Su natychmiast wytrzeźwieje i zacznie tłumaczyć, że oczywiście kocha Kastiela miłością braterską (w końcu się przyjaźnią, c'nie?).
Chciałabym, żeby ten głupek wziął ją w ramiona i już nigdy z nich nie wypuścił, żeby powiedział w końcu, że kocha ją najbardziej jak tylko potrafi kochać i żeby żyli sobie długo i szczęśliwie, ale coś mi się wydaje, że przyszykowałaś dla nich jeszcze więcej komplikacji... Przecież jeszcze jest Kentin! Chyba, że Kas cichaczem się go już pozbył, co?
Czekam z niecierpliwością na dalszy rozwój akcji!
Pozdrawiam Cię serdecznie i korzystając z okazji życzę Ci zdrowych i wesołych Świąt Bożego Narodzenia! Dużo ciepła, miłości i oczywiście prezentów pod choinką ;)