Choć byłam osobą wyzbytą lęku, czułam się
zestresowana wchodząc do pokoju gospodarzy z leniwie cieknącą od wody szmatą.
Nie wiedziałam, w jakim stanie zastanę Nataniela. Czy jego kości są całe? Stopień
zmartwienia stał się nie do opisania. Równo z dzwonkiem ogłaszającym rozpoczęcie
lekcji, zamknęłam za sobą drzwi. Rozejrzałam się po rozwalonym wnętrzu. Kastiel
urządził sobie prowizoryczną walkę w klatce, przynajmniej o tym świadczyły
porozrzucane papiery, biurowe przedmioty, powywracane krzesła oraz poprzesuwane
stoliki, niegdyś umiejscowione w równym rzędzie…Nataniel siedział nieruchomo
tyłem do mnie na blacie jednego z nich. Nogi opierał o siedzenie krzesła podstawionego
pod biurko. Kolana podtrzymywały bezradne ręce w łokciach, a łeb schował między
ramionami, traktując je, jako tarczę przed złowrogą rzeczywistością. Stracił
kontrolę nad swoim życiem, upuścił podarowane mu sznurki, kierujące jego
postacią. Wszystko działo się wokół niego i choć dotyczyło właśnie jego, nie
widział żadnej możliwości, aby zadziałać. Takie przynajmniej wyciągnęłam
wnioski. On nie był jak ja, która stawała czoła przeciwnościom. Taa.
Hipokrytka. Łatwo mi się mówiło, podczas gdy sama nie byłam szczera ze swoim
sercem i nie odważyłam się o niego zawalczyć.
Stanęłam przed nim, na co nawet nie drgnął.
Myślami musiał odbiec wyjątkowo daleko. Puste spojrzenie utkwił w podłodze.
Serce prawie mi zamarło. Wyglądał potwornie, Kastiel nieźle go urządził. Jego
idealnie wyprasowana kamizelka w niebiesko granatowe romby była po miętolona i
rozdarta w linii dekoltu. Wystająca koszula również prezentowała się w podobny
sposób. Jej brutalnie rozpięte guziki straciły gdzieś w motłochu swoich kilku
kompanów. Przez swoją sytuację odkrywały jego klatkę piersiową, która z
pewnością musiała go boleć, tak jak rozcięta warga, zaczerwieniony policzek
oraz opuchnięte oko. Uch, będzie z tego ogromna śliwa.
- Co ty tu robisz? – Zapytał w końcu, łamiącym,
ochrypłym głosem. Zaschnięta krew na jego ustach popękała od nagłego ruchu. Tak
mi go szkoda. Wiem, jak musiała boleć porażka. Kiedyś sama cierpiałam przez
takie szramy, jednak w miarę nabierania doświadczenia między czterema słupkami
narożnymi, przyzwyczaiłam się. Chciałam go tak bardzo przytulić, ale musiałam
się opanować. Nie mogę ulegać swoim emocjom, nie w takiej chwili.
- Pozwolisz mi? – Odpowiedziałam pytaniem, na
pytanie, trochę ignorując treść jego wypowiedzi postawionej pod pytajnik.
Uniosłam w górę nasączony materiał, dając mu jednoznacznie bezdźwięczne
wytłumaczenie mojego zapytania.
- Rób, co chcesz. Już mi to obojętne. – Odparł,
a ja poczułam ucisk w gardle. Dlaczego tak mówił? Przegrał jedną bitwę, dostał
po mordzie, ale takie jest życie. Musi podnieść się i dążyć dalej. Jak słońce,
które co wieczór upada, by powstać z oślepiającą dawką światła. Mężczyźni nie
raz napotkają na swej drodze moment przemocy. Chcąc, lub nie chcąc. Z jednej
strony dobrze, że tak wcześnie poznał tego smak, gdyż zdąży wyciągnąć wnioski.
Przetarł sobie kolejny szlak, nie zaskoczy go to w przyszłości. Przybliżyłam
się do niego. Dłonie drżały mi od przesadnej ostrożności. Jedną ujęłam jego
podbródek, by choć trochę podciągnąć go do góry. Drugą zaś, trzymającą
niewielki fragment powierzchni szmaty, delikatnie ścierałam krew z warg.
Następnie zajęłam się chłodzeniem rozgrzanego policzka od piekącego bólu.
Przydałby mi się lód do oziębienia podbitego oka. – Nie brzydzi cię to? W
sumie... Dla bokserki to norma. – Zaatakował mnie randomowymi uprzedzeniami.
Zdenerwowana przycisnęłam mocniej materiał do obolałego miejsca, na co on
odruchowo odskoczył do tyłu. Marszcząc brwi, spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie oceniaj mnie, bo ja też tego nie robię. –
Rozszerzył lekko oczy, uświadamiając sobie swój błąd. Ponownie opuścił głowę.
Ten jego dołek łamał mi serce. Ciężko się patrzyło na ukochanego w takim
opłakanym samopoczuciu. – Zwierzysz mi się z tego, co tu się stało? – Zapytałam
w końcu, bo chciałam go zrozumieć.
- Nie słyszałaś od innych? – Stęknął, chowając
twarz w kościstych, męskich dłoniach. Zauważyłam, że na jego kostkach pozostał
ślad po samoobronie.
- Chcę to usłyszeć od ciebie. – Zerknął na mnie
w zaskoczeniu. Jego oczy zabłysnęły nadzieją.
- Uwierzyłabyś mi, gdybym powiedział ci, że
wcale nie tknąłem Debry? Że to ta małpa zaczęła się do mnie łasić, abym
zachował milczenie o jej intrydze? – Pytał pełen wątpliwości. Nie był pewny,
czy jestem odpowiednim ujściem jego słów. Czy nie męczyłby się nadaremno…
- Jeśli mi wszystko opowiesz. – Oznajmiłam,
nastawiając uszu. Chłopak westchnął ciężko, wydychając z siebie wszelakie
oporności przed przedstawieniem mi jego wersji.
- Przyłapałem Debrę, jak za plecami Kastiela
sabotowała jego kontrakt z łowcami talentów. Zauważyła mnie, więc w skutku
próbowała mnie przekupić swoim ciałem. Nie poszedłem na jej układ, kazałem jej
wszystko wyznać Kastielowi, albo sam bym to zrobił. Nie podobało jej się to,
zaczęła na mnie napierać i wtedy wszedł Kastiel. Od razu założył, że to ja się
do niej dobierałem, a ona jest niewinna… Reszty możesz się domyśleć. – Odparł
nie za bardzo zadowolony i zawstydzony. Widać, nie było to dla niego łatwe.
- Wierzę ci. – Oznajmiłam, a Natanielowi w
zaskoczeniu uchyliły się popękane usta. – Zawsze miałam obiekcje, co do
dobrotliwego charakteru Debry i jej szczerości względem Kastiela, więc wcale
mnie to nie dziwi. Cieszę się, że mi się zwierzyłeś. Uzyskałam w ten sposób
potwierdzenie mojej wiary w ciebie. – Uśmiechnęłam się, aby choć odrobinę dodać
mu otuchy. On odsunął nogą krzesło w bok, po czym złapał mnie za nadgarstek i
delikatnie wciągnął w swoje ramiona. Przytulił się mocno, jakbym była jego
ratunkiem lub pocieszną maskotką. Wtulił głowę, chowając się przed otaczającą
go kompromitacją. Miałam nadzieję, że niedosłyszy mojego przyśpieszonego bicia
serca… Chciałabym się z tego beztrosko cieszyć, ale nie. Doskwierała mi
świadomość, iż dla niego to nic więcej, niż korzystanie z ofiarowanego mu
wsparcia. Był słaby i potrzebował otuchy. Gdyby nie ja, byłby to ktoś inny. Nie
byłam wyjątkowa. Moja duma podpowiadała mi, abym go odepchnęła, lecz
współczucie przodowało w tym wyścigu. Objęłam go, a swój policzek oparłam o
czubek jego złotej fryzury. Wsiąkałam w siebie zapach szamponu, skóry
wymieszanej z subtelną wonią perfum. Boże, szczęście w nieszczęściu. Dostałam
przywilej trwania z nim w tej romantycznej pozie, przynajmniej dal mnie. Egoistycznie
czerpałam z tego radość. Byłam złym człowiekiem, ale miałam wrażenie, że jeśli
bym go odrzuciła to rozsypałby się na małe kawałeczki. Może przesadzałam, w
końcu był pełnoletnim mężczyzną…
- Naprawdę przez ten cały czas wierzyłaś we
mnie? Nie potępiłaś mnie? – Jak mogłabym to robić? Nie ja byłam od sądzenia…
- Tak, przecież jesteś wspaniałym człowiekiem. –
Ścisnął mnie mocniej. Chyba zapędziłam się w słowach, no ale cóż. Mogę mu trochę
posłodzić to zawsze działało na samopoczucie u płci męskiej.
- Dzięki Roxana. – Odsunął się, z niewyraźnymi
rumieńcami, które oszukańczo mogły być efektem bójki. Posłał mi uśmiech,
widocznie musiało zrobić mu się lepiej. Cofnęłam się, dając mu możliwość stanięcia
na równych nogach. Poprawił swoje ubranie, wracając do dawnej ułożonej natury.
Spojrzał na mnie, a mnie zamurowało. Moje odbicie w jego złotych tęczówkach
stało się mniej obojętne i niewyraźne, niż dotychczas. Zaistniałam w nich. –
Wracaj na lekcje, okej? – Kiwnęłam potwierdzająco głową, choć w głębi serca
wcale tego nie chciałam.
- A co z tobą? – Zapytałam patrząc jak wziął
się za pakowanie potrzebnych mu materiałów do teczki i w następstwie schował je
do swojej czarnej torby zawieszanej na ramieniu.
- Dzięki tobie już dobrze. Ale i tak wrócę do
domu. Muszę dojść do siebie, więc odpuszczę sobie na jakiś czas szkołę. Nie
mogę jej reprezentować w takim stanie. – Wytłumaczył, przecierając palcami zmartwione
czoło. Widać było, że wstydzi się swojego poobijanego wizerunku. Miał rację, co
by nauczyciele pomyśleli, co inni uczniowie… Niech sobie oszczędzi tego
wszystkiego.
- Dobry pomysł. Będę ci przynosić notatki, oki?
– Uśmiechnęłam się pokazując swoją wyrozumiałość oraz dobrą wolę. On
odwzajemnił gest, lecz szybko jego kąciki opadły w dół. Zresztą tak jak
spojrzenie.
- Roxi nie mów nikomu o tym, co ci powiedziałem
o Debrze. I tak nikt nie będzie słuchał, a nie chcę jeszcze bardziej się upokorzyć
przez desperackie udowodnianie prawdy. Niech to zostanie między nami. Obiecasz
mi to? – Brzmiał poważnie. Nie chciałam się na to godzić, bo już planowałam
walkę o odzyskanie jego honoru. Lecz nie mogę niczego robić, wbrew jego woli,
jeśli to dotyczy właśnie jego. Kurde…
- Obiecuję, jednakże według mnie nie powinieneś
tego olewać. Ciężko pracowałeś na szacunek u innych i straciłeś go przez jakąś
durną małpę. – Wkurzała mnie sama myśl o tej lafiryndzie. Jakbym była mściwa to
użyłabym nabytej siły i „porozmawiała” sobie z tą pindą, tak żeby wyznała
calusieńką prawdę... Nataniel położył mi dłoń na ramieniu. Chyba czytał mi w
myślach, bo jego wzrok wymownie zabraniał mi robienia głupot.
- Od jutra zajdą zmiany. – Zmienił temat,
trochę ignorując moją wypowiedź.
- Zmiany? – Zawtórowałam, a on zaczął zbliżać się
do drzwi wyjściowych. Zanim jednak zniknął za nimi, spojrzał na mnie przez
ramię.
- Już nie będzie tak samo. Zobaczysz. –
Przepowiedział, a ja wtedy nie mogłam sobie nawet tego wyobrazić. – Na razie Roxana.
– Dodał, po czym zamknął za sobą wrota. Stałam w ciszy i samotności,
zastanawiając się nad czekającą na mnie niepewną przyszłością… Jak będzie wyglądać?
Ja na miejscu Roxan bym go nie wypuściła z uścisku :3
OdpowiedzUsuńOpowiadanie coraz bardziej się rozkręca a ja razem z nim :)
Ciekawi mnie jaka to będzie zmiana :D
No niestety muszę poczekać do następnego żeby się dowiedzieć :)
Życzę ci dużo weny kochana :>
Rozdział bardzo mi się podobał :)
Pozdrawiam :*
Cześć!
OdpowiedzUsuńA jednak Debra i w tym opowiadaniu jest okrutna, zła i podła. Trochę mi ulżyło, bo ciężko byłoby mi przełknąć to, że Nataniel pobłądził. Przecież to taki Cud Chłopiec :)
Roxi zachowała się bardzo szlachetnie. Trzeba wielkiej mądrości, żeby nie oceniać od razu. Trzeba mieć wielką wiarę w ludzi, żeby ich nie skreślać, mimo że pozostali już to zrobili. I ona taka właśnie jest. Podoba mi się w niej również to, że wszystko stara się ocenić na zimno. Nie kieruje się emocjami, chociaż wydawałoby się, że powinna skakać wszystkim, którzy powiedzą coś złego na gospodarza, do gardeł, bo przecież jest w nim zakochana. Dobrze, że ta miłość nie odbiera jej zdrowego rozsądku i nie zaślepia.
Wykorzystałaś w tym opowiadani wątek z gry i bardzo mnie ciekawi w jaki sposób go rozwiniesz. No i jakie czekają naszych bohaterów zmiany?
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Bardzo ciekawie się zapowiada.
OdpowiedzUsuńPrzesyłam taczkę weny! ^^
^-^ Cudo! Zgadzam się z Miśką ^^^ - Ja też bym go nie wypuściła :3 Czekam na następny i życzę dużo wenki ~ WIKA <33
OdpowiedzUsuńNo dosłownie szczęście w nieszczęściu :D No cóż z natury chyba tacy już jesteśmy samolubni.
OdpowiedzUsuńO kurcze Nata w tym wydaniu jeszcze nie widziałam, mimo że ubolewa przez tą bójkę to jednak w jego słowach czuć taką jakby pewność sb której to z tego co wnioskowałam brakuje głównej bohaterce np. " Chciałabym się z tego beztrosko cieszyć, ale nie. Doskwierała mi świadomość, iż dla niego to nic więcej, niż korzystanie z ofiarowanego mu wsparcia. " Silna kobieta ale posiadająca zbyt mało wiary w sama sb w kwesti kontaktów z Natem a jeżeli chodzi o swoją siłę to widać że jest jej świadoma. Zresztą miłość roztapia nawet najtwardsze serca :) Dużooooo weny :*
OdpowiedzUsuńPrzepraszam że nie napisałam wcześniej komentarza ale jakoś tak wyszło. Ogółem to do opowiadań z Natem nie podchodzę pozytywnie i nie wciągają mnie tak jak np z Lysem ale fakt faktem że ta historia jest interesująca aczkolwiek wolę jak chłopak jest romantyczny i silniejszy od dziewczyny. Może Nat zacznie chodzić na bok? I zacznie pokonywać Roxi? Nie wiem wszystko to sterta pytań na które odpowiedź dostanę w przyszłości ;) Pozdrawiam i życzę duzzzzzio weny Haruka ❤
OdpowiedzUsuńCzudowny~!
OdpowiedzUsuń