30 kwietnia 2016

Sucrette & Lysander rozdział 24

Żałująca podejmowania pochopnych decyzji.

Przybita wczorajszym dniem siedziałam na drugim schodku prowadzącym na drugie piętro w mojej szkole. Czekałam na Lysandra, z którym miałam przeprowadzić konwersację na… W sumie to nie wiedziałam na jaki temat. Przez głowę przelatywała mi mroczna myśl, twierdząca, że mógł się dowiedzieć o moim działaniu na własną rękę w odnalezieniu muzyka, tym samym robiąc coś za jego plecami, na co się nie godził. Szczerze? Byłam wypruta z emocji, wciąż tkwiłam w szoku. Bodźce dzisiejszego dnia w ogóle się mnie nie imały. Wszystko było mi jedno, nawet to, czy mój ukochany zechce ze mną zerwać. Miałam okres bezsilnego spadania w dół… Tępo patrzyłam w podłogę, lecz nawet jej nie widziałam. Moje oczy przykryła czarna smoła, powodując chwilowy brak władności nad tym zmysłem. Ręce były ciężkie, jakby wypchane kamieniami, dlatego opierały się bezwładnie o moje podkulone kolana. W takiej pozycji, zastał mnie Lysander wyłoniony znikąd. Nie zarejestrowałam jego obecności, dopóki nie położył swojej dłoni na moim nadgarstku i delikatnie mnie pogłaskał.
- Co się stało moja droga? Czy to wpływ moich nierozważnych słów? – Przemówił zmartwionym głosem, próbując spojrzeć w moje puste oczy. Zapytał mnie o to, więc wnioskuję, że nic nie wiedział na temat poznania Dake. Tak, Dake. Już nie był tajemniczym, zmysłowym i majestatycznym wyobrażaniem mojego muzyka. To było złudzenie, wymysł mojego serca. Nie postrzegałam tego w realistyczny sposób, dlatego czułam się zawiedziona. Milczałam, walcząc z łzami, rozmazującymi mi obraz. Nie mogłam otworzyć ust, bo wtedy przegrałabym. – Przepraszam cię. Nie chciałem cię zranić. Gdybyś ty mi tak powiedziała… Naprawdę mi przykro. – Nie Lysandrze, nie musisz wyrażać tej skruchy, pozbądź się tego zachrypłego głosu wypełnionego żalem i tego smutnego spojrzenia. Nie chodziło mi o ciebie, nie miałam ci tego za złe. Sama już sobie nie ufałam… - Chciałbym wymazać te słowa, lecz nie mam takich możliwości. Ale czy pozwolisz mi to naprawić? Powstrzymam siebie i zaufam ci, bo doskonale wiem, iż nie zawiodłabyś mnie. Moja nieuzasadniona zazdrość i nieufność były śmieszne, niedorzeczne. Znów pragnę cię wspierać, więc postanowiłem zapoznać cię z muzykiem. – Odparł, a ja jakby wyrwana ze snu popatrzyłam na niego. Uśmiechnął się niewyraźnie, dopiero w tamtej chwili spostrzegłam, że jego oczy są lekko opuchnięte. Ostrożnie podparłam dłonie o jego blade policzki i palcem wskazującym oraz środkowym delikatnie przejechałam po linii opuchlizny.
- Wyspałeś się? – Zmieniłam temat, zmartwiona.
- Nie bardzo. Praktycznie całą noc myślałem o tym wszystkim. Ale to nic. Powiedz kochana, na kiedy mam nas umówić z muzykiem? – Nie spał, bo tak przejął się naszą kłótnią? Och, musiał mnie naprawdę bardzo kochać, a ja w to wątpiłam. Działam wbrew niemu, zamiast być cierpliwą. Przecież on nie chciałby mnie krzywdzić. Znów opuściłam spojrzenie, krytykując siebie za moją głupotę.
- Ja już nie chcę go znać. – Burknęłam cicho. Nie potrzebowałam więcej spotkań z tym playboyem. Byłam przekonana, że on nie tworzył muzyki z pasji, jaką wyczuwałam w jego głosie. Robił to, aby móc mieć większy dostęp do dziewczyn, przecież nie jedna marzy o romansie z muzykiem, a ja już miałam swojego. Zjechałam rękoma na ramiona Lysandra i objęłam go, następnie przycisnęłam go do siebie, mocno przytulając. Miałam już swój muzykalny skarb i nie doceniałam go, przez co prawie naraziłam się na stratę jego ciepła. – Kocham cię. – Szepnęłam, powodując, iż chłopak odwzajemnił mój gest.

Lysander trzymał mnie mocno za dłoń podczas wędrówki do ruin, gdzie mieliśmy poćwiczyć wspólną grę. Przestałam się już przejmować tożsamością muzyka. To, kim był, nie powinno mi przeszkadzać w kochaniu jego muzyki. Spojrzałam na Lysandra, a on wyczuwając mój wzrok na sobie, również na mnie zerknął i uśmiechnął się czule. Miałam nadzieję, że nigdy nie dowie się o tym, iż poznałam muzyka. Nie chciałabym, aby nas to poróżniło.
Weszliśmy do środka przez otwarte wejście, które kiedyś z pewnością wypełniały drzwi. Kastiel czekał na prowizorycznej scenie. Wszystko przygotował, jego ogarnięcie w tym temacie było zadziwiające. Widać, brał to na poważnie, tylko go chwalić za to.
- Lys tym razem masz swój notatnik? – Zapytał buntownik zadziornie pokazując język. Lys zmarszczył brwi i pomachał mu wspomnianym przedmiotem, co Kastiel skomentował cichym chichotem.
- Su proszę. – Powiedział uprzejmie Lysander, wręczając mi jego własność. – Będziemy ćwiczyć tą piosenkę. – Wzięłam notatnik, po czym przeniosłam spojrzenie na tekst, zagłębiając się w nim. Miał talent do pisania, piosenka była piękna. Nic dziwnego, że Dake korzystał z jego literackich zasobów.
- Posłuchaj melodii. Jak będziesz gotowa, to możesz włączyć swój wokal. – Uprzedził Kas, nim wydobył ze swojej gitary pierwsze dźwięki. Wsłuchałam się, cicho dodając słowa, które z każdym kolejnym pogłaśniałam, aż płynnie wszystko się połączyło, tworząc wspaniały utwór.

- Dzięki za dzisiaj. – Powiedziałam na dowiedzenia Lysandrowi przed furtką mojego domu. Chciałam już odejść, lecz chłopak złapał mnie za rękę. Spojrzałam na niego, a on zaczął szperać w torbie.
- Wiem, że nie chciałaś ze względu na mnie, ale naprawdę przestałem mieć z tym problem. Proszę, weź chociaż płytę i numer telefonu. Możecie mieć taki kontakt. – Uśmiechnął się podając mi opakowanie cd i zgiętą na pół kartkę. Wyglądało to trochę, jakby na siłę mnie namawiał, by sprawdzić samego siebie. Wyznaczył sobie wyzwanie, traktując mnie jako przedmiot tego celu. Nie mogłam mieć mu tego za złe, robił to dla mnie. Przełamywał się.
- Nie zmuszaj się do tego. – Oznajmiłam, a uśmiech chłopaka stał się jeszcze większy.
- Nie zmuszam się. Wręczając ci te rzeczy, powierzam ci także moje zaufanie. Nasz związek nie przetrwa bez niego. – Powiedział, pokazując swój rozsądek. Naprawdę starał się. Byłam okropna, robiąc mu na przekór. Żałuję spotkania z Dake. Opuściłam głowę i niechętnie wzięłam ofiarowane rzeczy. Czułam się paskudnie, Lysander tak bardzo się zmieniał i naginał dla mnie, a ja śmiałam nazwać go egoistą. To ja nią byłam, przez cały czas. – Sucrette co się dzieje?
- Nic. Dobranoc. – Rzekłam uciekając do domu. Nie miałam odwagi nawet na niego spojrzeć. Doświadczałam okropnych wyrzutów sumienia.

Wykąpałam się, gdyż liczyłam na to, że woda zmyje ze mnie te wszystkie negatywne myśli, ale to nie poskutkowało. Wciąż byłam kłamczuchą. Usiadłam na łóżku z migającym telefonem w dłoniach. Otrzymałam wiadomość od numeru zapisanego na kawałku papieru od Lysandra. Wciąż wahałam się, czy ją przeczytać, lecz w ostateczności zdecydowałam się z nią zapoznać. „Witaj Sucrette. Twój ukochany chłopak poprosił mnie, abym do ciebie napisał. On jest wspaniałą osobą, a ty musisz dla niego wiele znaczyć, skoro przyszedł do mnie z taką prośbą. Już zdążyliśmy się poznać, ale jeśli miałabyś taką ochotę, możemy zrobić to ponownie. Bardziej oficjalnie. Chętnie się z tobą zaprzyjaźnię, gdyż jestem otwarty na przyjaciół, bliskich mi osób. Nie pozostawiaj mnie bez odpowiedzi. Pozdrawiam.” Zupełnie nie spodziewałam się czegoś takiego, po tym płytkim podrywaczu. Kolejny raz zwiodły mnie pozory. Może zapomnę o tym pierwszym złym wrażeniu i na nowo wyrobie sobie o nim opinię. Dam mu szansę, każdy na nią zasługuje.

Następnego dnia siedziałam w ławce, kiedy podekscytowany Kastiel zajął miejsce obok mnie. Zaskoczona spojrzałam na niego, a on położył mi dłoń na ramieniu. Jego oczy błyszczały, jakby znalazł sposób na zdobycie ogromnej ilości pieniędzy.
- Su mam pomysł! – Prawie, że wykrzyknął to zdanie. Brakowało mu jeszcze świecącej żarówki lewitującej nad jego czerwonymi kudłami.
- Jaki? – Dopytałam, zaciekawiona. Pewnie będzie to coś głupiego, ale mimo to i tak zainteresowało mnie jego pobudzenie.
- Co powiesz na…

26 kwietnia 2016

Pięść i rozum - odcinek 4

Westchnęłam ciężko, spoglądając w prawo, lewo. Wyjątkowo pusto się zrobiło, może to wpływ tej dwójki uciekinierów z zoo, ubranych w garnitury i okulary przeciwsłoneczne. Niechętnie stanęłam w przejściu, a mężczyźni zasłonili mi dalszą drogę swoimi napakowanymi cielskami. Od jakiegoś czasu zaczęli mnie nachodzić z tą samą gadką, z różnym rodzajem argumentów. Na początku doprowadzali mnie tym do białej gorączki, ale z czasem po prostu przywykłam. Atakowali mnie swoją nachalnością, jednakże nie spodziewałam się, iż posuną się do tak ryzykownego kroku, aby zaczaić się na mnie przed budynkiem szkoły.
- Dajcie spokój. Nie zmienię zdania. – Burknęłam nieznacznie, chcąc ich najzwyczajniej w świecie minąć, lecz oni nie mieli zamiaru mi na to pozwolić. Jeden z nich, charakteryzujący się błyszczącą łysiną, uchwycił moje ramię, które w jego dłoni wydawało się chudym patykiem, łatwym do złamania.
- Pójdziesz z nami. – Dodał od siebie, jego partner z bujną, rudą brodą, następnie jednoznacznie skinął na czarny samochód zaparkowany na przystanku autobusowym. Cóż, nie kryli się, więc raczej niczego złego nie mieli w planach. Bez zbędnych szarpanin, grzecznie udałam się na tylne siedzenie van’a. Krata oddzielała mnie od moich porywaczy, jakby ubezpieczyli się od wszelakiego buntu. Zaciemnione szyby utrudniały mi śledzenie drogi, a zakluczone drzwi uniemożliwiały ucieczkę w dowolnej chwili. Nie miałam pojęcia, gdzie mnie zabierali, ani nie mogłam nawet poinformować ojca o zaistniałych komplikacjach, bo oczywiście, jak na bandziorów przystało, torbę musieli mi zabrać. Mimo mojej sytuacji, byłam wyjątkowo spokojna. Nie traktowałam tego poważnie, wolałam odbierać to na luzie.

Nie wiedziałam jak długo jechaliśmy, aż w końcu się zatrzymaliśmy. Mężczyźni otworzyli mi drzwi. Wyszłam na zewnątrz. Rozejrzałam się dookoła. Miejsce wyglądało jak prywatny podziemny parking. Raczej nie było stąd wyjścia, przynajmniej dla mnie samotnej. Mięśniaki nie używali nawet siły w prowadzeniu mnie za sobą. Poszłam, bo gdzie niby miałam uciec? Stanęliśmy przed żelaznymi wrotami, gdzie łysy goryl wpisał kod. Po dwukrotnym zapiszczeniu, wejście rozsunęło się, udostępniając nam wnętrze windy. W dźwiękach irytującej muzyczki, wznieśliśmy się na drugie piętro, po czym powędrowaliśmy czerwonym dywanem między biurkami i krzątającymi się ludźmi. Poczułam się, jakbym weszła do mrowiska bądź ula. Zajęci pracą, nie spostrzegli mojej obecności. Brodacz zaczekał ze mną, podczas kiedy jego kompan wszedł go zamkniętego gabinetu. Wyglądało na to, że w końcu poznam tego, który był odpowiedzialny za to całe nękanie. Rozmówię się z nim na temat tych męczących podchodów. Po kilku minutach, zza drzwi wyłonił się mięśniak, zapraszając mnie do środka.
- Dzień dobry, panienko Blanchard. – Odezwał się wysoki, niezwykle chudy mężczyzna z siwą czupryną, utrzymaną w tak zwanym „artystycznym nieładzie”. Siedział za biurkiem, brodę podbierając o swoje kościste dłonie, przyozdobione pierścieniami.
- Czy mógłby pan do diaska dać mi spokój? – Warknęłam na powitanie, a on zaśmiał się pod orlim nosem.
- Wyrachowanie nabywamy w domu. Proszę usiąść. – Wskazał dostojnym ruchem krzesło po drugiej stronie biurka. Dziwny ten typ, był chuderlawy i pewnie nie mógł równać się z moją siła, a i tak czułam niewyjaśniony lęk. Miałam wrażenie, iż w każdej chwili był wstanie zdeptać mnie, jak karalucha, więc posłusznie zajęłam miejsce. – Przejdźmy może do powodu, sprowadzenia panienki tutaj. Otóż mam ofertę, nie do odrzucenia. – Powiedział głosem wyzbytym wszelakich emocji. Typowy biznesmen.
- Nie chcę żadnych ofert. Po raz kolejny odmawiam. Niech się pan nie trudzi, niczym mnie nie przekona. Proszę przestać mnie prześladować. I jeśli to wszystko, to dowiedzenia. – Oznajmiłam wstając, lecz goryle zasłonili drzwi.
- Panienko proszę usiąść. – Powtórzył, lecz to nie była prośba, a rozkaz. Wyczułam zdenerwowanie, więc siłą rzeczy zasiadłam z powrotem. Mężczyzna wstał, prostując wszelakie zmarszczki na swoim śnieżnobiałym garniturze. – Słyszałem o kłopotach finansowych pani ojca. – Mówił podchodząc do meblościanki. – Jego marzenie staje się nieopłacalne. Biznes zaczyna podupadać, a dłużnicy pukają do drzwi. Doskonale wiem, jakie jest to stresujące, kiedy zaczyna brakować pieniędzy. Jak to jest, gdy nie śpi się w nocy, zastanawiając co zrobić, aby zachować swój dom i złudne odczucie posiadania wszystkiego. – Spojrzał na mnie kątem oka. Odruchowo opuściłam głowę, zasmucona jego słowami. Trafiały we mnie doskonale, widać, że lekcje manipulacji zdał perfekcyjnie. – Ja wiem, że pragniesz innego życia. Bycia bogatą. Dresy i boks to twoja maska, za którą skrywa się naprawdę delikatna kobieta. Czy nie chciałabyś ubrać sukienkę i zauroczyć chłopaka swych marzeń? Czy nie pragniesz bycia piękną? Ja mogę ci to dać. Pieniądze, które pomogą twojemu ojcu i tobie. – Podszedł do mnie ze srebrną walizką, po czym otworzył ją przede mną ukazując papierowe szczęście. – Jeśli tylko zgodzisz się na nasz układ, to wszystko może być twoje. Ustawię cię do końca życia, jeśli będziesz robiła, to co ci każę. – Powiedział pewny siebie, myśląc pewnie, iż złapał mnie na swój haczyk. Widać wcale mnie nie poznał, skoro chciał skusić mnie na sukieneczki. Dresy wybrałam z wyboru. Były wygodne. Popatrzyłam mu w jego zimne oczy. Zmarszczyłam brwi i pokazałam mu drwiącą minę.
- Nie, dziękuję. – Kontynuowałam swoje przekonanie. Odsunęłam się na krześle, następnie wstałam, ukłoniłam się i ruszyłam do wyjścia.
- Proszę się zatrzymać. – Rzekł ostrym tonem i wtem jeden z goryli rzucił się na mnie. Przygwoździł mnie brzuchem oraz policzkiem do ściany. Kątem oka dostrzegłam, jak biznesmen zbliża się do mnie, a każdy krok odliczał sekundę do mojego końca. Ogarnął mnie strach, kiedy drugi mięśniak przycisnął wewnętrzną część mojej dłoni do zimnego tynku. Nie byłam w stanie się ruszyć. Szef osaczył mnie, łaskocząc moją szyje swoim oddechem. – Posłuchaj panienko, żarty się skończyły. Jeśli wejdziesz z nią na ring, za każdy cios, jaki jej zaoferujesz, moi przyjaciele ci się zrewanżują. Rozumiesz? Nie lekceważ mnie. – Straszył mnie, a ja nawet nie mogłam ani mu odpyskować, ani nawet jęknąć, kiedy pinezką przecinał mi skórę na każdym kolejnym palcu. Zacisnęłam oczy, pozbawiona orientacji w sytuacji…

Włożyłam ręce do kieszeni, nie chcąc, aby ojciec cokolwiek zauważył. Nie chciałam dokładać mu zmartwień, wystarczająco dużo miał ich przez swoją pracę. Do jego siłowni, witało coraz mniej zainteresowanych. Wszystko przez nowo powstałą konkurencję, która oferowała dużo lepsze przyrządy. Do nas, przychodzili tylko wierni fani taty. Ech. Trwał już wieczór, kiedy przekroczyłam próg mieszkania. Z ran przestała sączyć się krew, tyle dobrze. Zdjęłam buty w przedsionku, po czym otworzyłam drzwi zakrywające wnętrze domostwa, jednak zamiast ściany, zastałam niezadowoloną minę Kastiela, stojącego z skrzyżowanymi rękoma na piersi. Zupełnie o nim zapomniałam…
- Fajnie tak mnie wystawiać? Gdzieś to się podziewałaś? – Pytał, a ja nawet nie miałam ochoty bawić się w nim w jakieś przekomarzania. Wiem, że chciał się ze mną podroczyć, ale nie miałam na to siły.
- Kas daj spokój. Jak zjadłeś kolację, to leć do domu. Ja idę spać. – Odparłam zmęczona i przybita. Chłopak mieszkał samotnie, więc od czasu do czasu wpadał na trening i posiłek, stąd jego swobodna obecność w mieszkaniu. Położył mi dłoń na ramieniu, jakby chciał podzielić się ze mną swoją energią i otuchą. Spojrzałam w jego oczy, w których wyłapałam cień zmartwienia. Chociaż mogłam mieć fatamorganę.
- Stało się coś? – Dopytał. Nazbierałam resztki siły, aby uśmiechnąć się fałszywie.
- Nie. Po prostu chce mi się spać.

24 kwietnia 2016

Sucrette & Lysander rozdział 23

Zawiedziona odkryciem niesatysfakcjonującej prawdy.

- Alan? – Dopytałam widząc przed sobą partnera mojego przyjaciela, którego ostatnim razem widziałam u Alexy’ego w domu. Chłopak oparł łokieć o blat stołu, a piąstką podtrzymał swój lekko zarośnięty podbródek.
- Cześć Sucrette. Nie spodziewałem się widzieć ciebie samotną w takim miejscu.
- Spokojnie, nie będę sama. Aktualnie czekam na kogoś. – Poinformowałam towarzysza, któremu jedna brew powędrowała w górę.
- Coś nas łączy, ja także trwam w oczekiwaniu.
- Na Alexy’ego? – Uśmiechnęłam się, trochę zazdrosna. Lysander nie zaprosił mnie jeszcze na żadną randkę, choć już kilka razy widzieliśmy się poza terenem szkoły.
- Nie zupełnie. Na fana. – Odparł nieznacznie, jakby wcale nie miał na to ochoty. On posiadał jakiś wielbicieli? Zdziwiłam się i jednocześnie zaniepokoiłam. Czyżby to on był moim muzykiem? Czy to tylko najzwyklejszy przypadek? Nie, to raczej niemożliwe. Przecież nie przyprowadziła go Laeti.
- Śpiewasz? – Zapytałam, aby wybadać grunt.
- Zdarzyło mi się. Wolę grać na perkusji. Kiedyś grałem nawet w zespole, ale się rozleciał. Ten fan musiał mnie zapamiętać z tamtego czasu. – Machnął ręką, odsuwając się od linii stołu i zatrzymując się na oparciu krzesła. Aha. Czyli jednak się nie wliczałam, bo nie miałam pojęcia o jego karierze. – Zresztą, Lysander ci nie opowiadał? – Przyznam, że zaskoczył mnie tym pytaniem. Chociaż czy ja wiem, czy to zaskakujące, że Lys mi czegoś nie powiedział? On w ogóle mi o niczym nie mówił, skrywał wszystko przede mną. Był jak skrzynia pełna skarbów, do której nie dostałam klucza. Ciekawe, czy kiedykolwiek otrzymam do tego upoważnienia. Opuściłam wzrok, na wspomnienie jego słów, orzekających brak zaufania do mnie…
- Nic, a nic. – Burknęłam przybita.
- O! Alan tutaj jesteś. Szukaliśmy cię. – Usłyszałam znajomy, dziewczęcy głos, więc spojrzałam na Laeti, kładącą swoją dłoń na ramieniu poszukiwanego. Ten zmierzył ją ciekawskimi oczętami, a ona popatrzyła na mnie z wielkim, zadowolonym uśmiechem. Nie zdążyłam odpowiednio zareagować, kiedy za jej pleców wyłonił się wysoki chłopak w białej bokserce i blond kitce. Przeleciał mnie wzrokiem od góry do dołu, po czym skwitował to zalotnym uśmieszkiem. Podszedł bliżej, przykucnął i wyciągnął do mnie pokrytą tatuażami rękę w akcie powitalnym. Osłupiałam, lecz po chwili przypomniałam sobie zasady kultury osobistej i uścisnęłam dłoń uważnie obserwującego mnie nieznajomego.
- Witaj ślicznotko, jestem Dake. – Przedstawił się, patrząc mi głęboko w oczy, jakby chciał wyczytać w nich listę moich wszystkich sekretów. Boże, powiedz, że to nie jest mój muzyk. To nie była osoba, za którą tak desperacko goniłam i narażam mój związek.
- Jestem Sucrette. Powiedz czy ty jesteś… - Nie chciało mi to przejść przez gardło.
- Zgadza się. – Potwierdził, następnie odważnie dotknął mojego policzka i delikatnie zaczął go głaskać. Chyba miał na celu sprawić mi tym subtelną przyjemność, tymczasem poczułam wstręt, który wzmocnił się, kiedy blondyn przysunął się do mojego ucha, aby poszeptać mi oklepane słówka na podryw.
- Ej! Nie pozwalaj sobie za dużo. Ona ma już chłopaka. – Wtrącił oburzony Alan, ratując mnie przed napastowaniem z rąk mojego idola. – Su, to na niego czekałaś? – Dopytał, a mi trudno było nawet na niego spojrzeć. Czułam się rozczarowana, zła, smutna, upokorzona, wszystkiego po trochu… Moje diamentowe wyobrażenie, było tylko marnym falsyfikatem. Świetnie! Trafiłam na podrywacza, który pewnie cieszy się, że jakaś niunia latała za nim jak opętana. Wstałam, zdruzgotana. Nie było warto, nie podobała mi się ta rzeczywistość. Ludzie coś za mną wołali, ale ja tylko słyszałam ogłuszający pisk. Wyszłam z lokalu i z pamięci poczłapałam w kierunku mojego domu. Pragnęłam oddać snu wszystkie dzisiejsze zdarzenia, aby zabrał je ode mnie najdalej, jak tylko mógł. Nie chciałam pamiętać, wolałabym nie znać tożsamości muzyka. Zrozumiałam, dlaczego Lysander tak bardzo nie chciał nas zapoznać. Tak mi wstyd, iż zrobiłam coś wbrew niemu, gdy on tylko się o mnie martwił. Najchętniej zapadłabym się pod ziemię…

Wyjęłam z kieszeni telefon i usiadłam na łóżku. Podpięłam słuchawki, wyszukałam odpowiedni kawałek, po czym opadłam bezwładnie na materac. Zamknęłam oczy, opuszczające skroplony smutek. Piękny głos przesiąkał moje ciało, lecz przez poznanie właściciela stał się mniej wartościowy. Był taki sam, a inny. Wzdychałam ciężko. Dziwiło mnie, jaka może być różnica między naszym normalnym, mówionym tonem, a tym, kiedy śpiewamy. Gdyby mi go nie przedstawiono, w życiu nie domyśliłabym się, że to on mógłby tak cudownie brzmieć… Cóż, pozory są mylące i może w tym przypadku także tak było. Możliwe, iż chłopak naprawdę nie był takim, jakim się przedstawił przy pierwszym spotkaniu. Musiało być w nim coś więcej… Telefon zawibrował, świadcząc o nowej wiadomości. Zaciekawiona zerknęłam na nadawcę, którym okazał być się Lysander. Wraz z otworzeniem sms’a, oblał mnie niepokój, ponieważ treść głosiła poważne: „musimy porozmawiać”.

23 kwietnia 2016

Sucrette & Lysander rozdział 22

Pragnąca jedynie odrobiny zaufania.

Wczorajszy wieczór spędziłam na wymianie e-maili z dziewczyną oferującą mi spotkanie z muzykiem. Po wiadomościach wydawała mi się miła i szczera, więc odegnałam od siebie jakiekolwiek podejrzenia o oszustwo bądź narażenie mnie na niebezpieczeństwo. W ten sposób, dzisiejszego popołudnia, mój wolny czas poświęcę na rozchwianie tajemniczej tożsamości. Nie mogłam nic na to poradzić, że strasznie się stresowałam. Siedziałam aktualnie w szkole na lekcji, spięta z złączonymi razem, pocącymi się dłońmi. Nie wiedziałam tylko, co bardziej mnie denerwowało. Zobaczenie mojego muzycznego idola czy działanie za plecami mojego chłopaka. Zresztą on miał mi chyba za złe, to, co mu wygarnęłam w napływie emocji, ponieważ rankiem nie przywitał się ze mną jak zwykle, a ignorując mnie zasiadł z Kastielem, w ogóle na mnie nie zerkając. Nie rozumiałam go. Wyznałam mu prawdę, bolesną, ale prawdziwą. Powinien przyjść do mnie wyjaśnić to sobie, tymczasem obraził się na amen. Poczułam delikatne klepanie po ramieniu, więc spojrzałam na przyjaciela siedzącego obok mnie. Ten obdarzył mnie zmartwionym uśmiechem.
- Co się stało? Znowu pokłóciłaś się z Lysandrem? – Szepnął, zasłaniając dłonią swoje usta, aby nauczycielka nie przyuważyła jego chwilowego niezainteresowania jej nużącym wykładem. Westchnęłam znacząco. „Znowu”. To było to. – Kurczę Suśka, ty nie jesteś kłótliwym człowiekiem, więc co z wami? – Zmarszczył brwi, widocznie przejęty. Bałam się o tym myśleć, ale widocznie nie pasowaliśmy do siebie z Lysandrem. Non stop pojawia się przed nami górka, która stawała się coraz trudniejsza do pokonania.
- Nie wiem Alexy. – Odparłam bezsilnie. – Nie układa nam się już od samego początku, to co będzie później? – Zapytałam cicho, lecz te pytanie nie do końca było kierowane do chłopaka, a bardziej do mnie samej. Jak będzie wyglądać nasza przyszłość, skoro nie potrafimy się nawzajem zrozumieć?
- Póki się kochacie, jakoś to będzie. Za chwile pewnie się pogodzicie, więc nie przyjmuj się tym. Gdy się coś psuje, nie wyrzucaj tego do kosza, tylko postaraj się to naprawić. – Uśmiechnął się pokrzepiająco, po czym dostał ochrzan od profesorki o przeszkadzanie w prowadzeniu lekcji. Niechętnie odwrócił się w stronę tablicy, by znudzonymi oczętami śledzić niezrozumiałe szyfry zapisane kredą. Musiałam przyznać mu rację, łatwo przychodziło nam coś wyrzucić, niż spróbować to zreperować.

Wraz z dzwonkiem głoszącym przerwę obiadową, wyszłam z klasy. Poczekałam przy drzwiach, aby złapać Lysandra. Musiałam się z nim rozmówić i gdy go w końcu ujrzałam, serce zabiło mi mocniej w podekscytowaniu. On zatrzymał się przede mną, utrudniając trochę swobodne wyjście z sali, lecz nie przejmował się tym. Patrzył w moje oczy, chcąc mnie oczarować swoją złotozieloną magią.
- Lys…
- Chciałbym z tobą porozmawiać. Odejdziemy w ustronniejsze miejsce? – Przerwał mi, ubierając w słowa, moją myśl. Chyba jednak nie dawało mu spokoju zajście z wczoraj. Kiwnęłam głową, a chłopak wyciągnął do mnie rękę, którą bez dłuższego namysłu złapałam. Czułam jak jego dłoń drżała, kiedy prowadził mnie w stronę klatki schodowej, dokładniej pod schody. Stanął naprzeciwko mnie, wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie jak zbity pies.
- Przemyślałem sobie wszystko i podjąłem decyzję. – Powiedział poważnie i wyraźnie, aż zlękłam się. Objęłam się swoim rękami, chcąc się przytrzymać w razie rozpadu na kawałeczki. W środku skręcało mnie od negatywnych emocji dotyczących jego zachowania oraz wypowiedzianym słowom. Czy on miał już mnie dość? Chciał ze mną zerwać? Nalewały mi się łzy, więc opuściłam głowę. – Su dlaczego się trzęsiesz? – Naprawdę to robiłam? Widocznie straciłam kontrolę nad moim ciałem.
- Ch-chcesz mnie z-z-zostawić? – Mój język plątał się, nie chcąc wypuścić z ust tego pełnego strachu pytania. Skuliłam się, kiedy moja podświadomość wyłapała podniesienie ręki przez chłopaka. On jednak ułożył ją na moim ramieniu i wciągnął mnie ostrożnym ruchem w swoje objęcia.
- Jak mogłaś tak pomyśleć, gdy ja nawet nie potrafię sobie wyobrazić mojej codzienności bez ciebie? Powierzyłem ci moje wierne serce, dlatego stałem się egoistą. – Nie znajdowałam odpowiednich wyrazów, aby opisać moją ulgę. Odwzajemniłam gest, wtulając się w jego tors. Należymy do siebie i wszystko, co posiadamy, dzielimy ze sobą. – Chciałem ci podarować płytę twojego muzyka. – Odsunęłam się kawałek i spojrzałam na jego ciepły uśmiech. Zaraz. Czy to znaczy, że w końcu nas zapozna?
- Serio? Poznasz nas? – Pytałam w niedowierzaniu, a jego zadowolenie stało się rozmazane, jak moja nadzieja.
- Nie wystarczy ci płyta? – Zrobiłam krok do tyłu, uciekając od jego ciepła. Smutno mi się zrobiło, bo Lysander wciąż upierał się przy swoim. Myślał, że da mi na odczepne płytę i będę go czciła, tym samym porzucając dalsze dążenie do poznania tożsamości muzyka. Jak on sobie mnie musiał wyobrażać? Jak zwykłą dziewczynę, której da się kartę kredytową, aby dała ukochanemu spokój od siebie?
- Nie. Nie zrezygnuję. Obiecałam sobie znaleźć muzyka, zanim zaczęłam się z tobą spotykać. Nie mogę olać mojego postanowienia, bo ono świadczy o mojej determinacji. Dlaczego nie możesz tego pojąć? Przecież znasz muzyka, znasz mnie i powinieneś wiedzieć, iż cię nie zdradzimy. Ba! Nawet się sobie nie spodobamy. – Oznajmiłam starając się zachować spokój. Wczoraj poddałam się emocjom, dlatego teraz trzymałam nerwy na wodzy, aby nie unieść się.
- Owszem, znam. Wiem, że on nigdy by się w tobie nie zakochał, ale nie wiem jak z tobą. Kobiety są zmienne, często naiwne i łatwo je omamić. – Powiedział marszcząc brwi. Czy ja się przesłyszałam? On postrzegał mnie w ten sposób?
- Ha? – Wypuściłam powietrze osłupiała. Zszokowane usta i oczy nie chciały się zamknąć. – Czyli to znaczy, iż mi nie ufasz? Nie wierzysz we mnie? – Chciałam, aby zaprzeczył temu wszystkiemu, lecz on stał przygnębiony, a wzrokiem uciekł przede mną, wbijając go w podłogę. Jednoznacznie pokazał mi, że faktycznie tak było.
- Tak łatwo przychodzi ci kłamstwo. Nawet nasz związek zaczął się od niego. Jak miałbym ci zaufać? – Nie potrzebnie to dodawał. Wystarczająco już mnie podźgał. Załamałam ręce i chwiejnie ruszyłam przed siebie, patrząc na swoje rozmyte buty. W tamtym momencie chciałam pobiec w samotność i wylać z siebie całą nagromadzoną w oczach wodę, ale jedynie, gdzie mogłam się udać, to damska toaleta, w której to zamknęłam się na dalszą część przerwy i następną lekcję. Siedziałam z podkulonymi nogami na klapie i płakałam po cichu.

Nie przejmując się moim zapłakanym stanem, czekałam właśnie w parku na dziewczynę od komentarza. Z Lysandrem po tamtej nieszczęsnej wymianie zdań, nie porozmawiałam już więcej, gdyż nie wróciłam na lekcje. Nie chciałam martwić pewnych osób w klasie. Nie spodziewałam się, że Lys nie miał do mnie zaufania. Nic na to nie wskazywało. I co prawda, zaczęliśmy od kłamstwa, ale w ten sposób się do siebie zbliżyliśmy. Zresztą, on sam chętnie w nim uczestniczył i to on, to zapoczątkował, więc nie był bez winy. Przecież sam okrzyknął mnie swoją dziewczyną i nawet mnie pocałował… W ogóle nie było w tym logiki. To nie kłamstwa były przyczyną jego braku zaufania, musiało być to coś innego, lecz najwyraźniej nie chciał mi tego zdradzić.
- Hej, Sucrette? – Usłyszałam damski głosik, więc podniosłam spojrzenie na właścicielkę. Okazała być się nią wysportowana nastolatka, bodajże w moim wieku. Choć podlegało to wątpliwościom ze względu na nagromadzenie spinek w gwiazdki na jej granatowej fryzurze.
- Cześć Laeti. – Z trudem uśmiechnęłam się, ale musiałam zrobić to koślawo, bo na twarz dziewczyny wtargnął się cień zmartwienia, co potwierdziła, pytając:
- Wszystko w porządku? – Kiwnęłam głową potwierdzając. Obca osoba to niezbyt dobre ujście dla moich trosk. Czas o nich zapomnieć i skupić się na udawaniu wesołości przed muzykiem. – Skoro tak to chodźmy. – Machnęła ręką, abym powędrowała za nią. Tak też zrobiłam.

Usiadłam przy stoliku w kafejce, a dziewczyna zniknęła gdzieś w tłumie. Z każdą sekundą oczekiwania, bardziej się stresowałam. To za chwilę się stanie, poznam posiadacza głosu, za którym oszalałam. Kurczę, złapała mnie trema, chciałam rozejrzeć się dookoła, gdy ktoś nagle zajął miejsce przy moim blacie. Oooo kurde! Czy to on? Czy to on? Cała podenerwowana przeniosłam nieśmiało spojrzenie na obiekt przede mną. Napotkałam znajomy uśmiech, kiedy ja go ostatni raz widziałam?

_______________________________________________________________________________

Hej! Pozwólcie, że przeproszę Was za brak rozdziałów przez ostatni tydzień, ale nie miałam dostępu do laptopa. Dzisiaj w nocy bądź jutro pojawi się jeszcze jeden rozdział z Lysem, aby nadrobić zaległość.
W ogóle mam do Was pytanie, chcecie czat na blogu? Wtedy łatwiej będzie się porozumiewać ^^ Piszcze :)
♥ ♥ Dzisiaj jest też wyjątkowy dzień dla pewnej wspaniałej bloggerki z bloga "szkolne liściki", dlatego Moja Kochana, jeśli to czytasz, to chciałabym Ci życzyć wszystkiego najlepszego z okazji urodzin ♥ ♥

15 kwietnia 2016

Pięść i rozum - odcinek 3

- Dzień dobry, to ja jestem Nataniel, potrzebujesz czegoś? – Zainteresował się, wyjątkowo podekscytowany. Nie wyglądał, jakby kierował się tylko obowiązkiem, ale mogło mi się to tylko wydawać. Nie chciałam wyciągać pochopnych wniosków.
- Dyrektorka kazała mi się z tobą spotkać w sprawie mojej teczki z dokumentami. – Wyjaśniła.
- Och, jesteś nowa. Oczywiście, że przejrzę twoje dokumenty. – Odwrócił się i zaczął szperać w swoich papierach. Sucrette w cierpliwym oczekiwaniu posłała mi przyjacielski uśmiech, na który niechętnie odpowiedziałam tym samym. Nie mogłam być dla niej wredna z egoistycznej pobudki, jaką była moja zazdrość. Nataniel przejrzał odpowiednie rzeczy, po czym wrócił do niej. – W sumie to brakuje kilku rzeczy w twojej teczce. Potrzebujesz jeszcze zdjęcie do dokumentów, dwadzieścia pięć dolarów opłaty za teczkę, a co najważniejsze, wygląda na to, że zapomniałaś dołączyć formularz z podpisem swoich rodziców. Musisz go dostarczyć.
- Jesteś pewny? Sama przygotowywałam wszystkie dokumenty. – Zmartwiła się, lekko denerwując się powstałymi kłopotami, związanym z jej zapisaniem się do szkoły.
- W razie czego sprawdzę czy twój formularz nie zawieruszył się wśród innych dokumentów. A ty zajmij się zdjęciem i opłatą. W każdym razie, miło widzieć, że nowa, odpowiedzialna uczennica będzie uczęszczać do naszej szkoły. – Uśmiechnął się przyjacielsko, a ona kiwnęła główką i wyszła. Blondyn stał oniemiały, wciąż z radosną miną patrzył na drzwi, jakby oczekiwał powrotu dziewczyny.
- Nataniel? – Zapytałam niepewnie, próbując ściągnąć go na powierzchnię ziemi.
- Wydaje się miłą osobą. – Skierował na mnie zadowolone spojrzenie, wzbogacone o błysk, który skutecznie mnie zaniepokoił. Widziałam już gdzieś taki, dawno temu, kiedy to Kastiel poznał Debrę. Jego szare tęczówki zabłyszczały w ten sam sposób, jak u Nataniela. Chciałam jakoś zaprzeczyć jego stwierdzeniu, aczkolwiek nie umiałam znaleźć żadnego konkretnego argumentu. Prawdą było, że rozsiewała wokół aurę dobroci i sympatyczności. Nie miałam jej nic do zarzucenia, tym bardziej, iż wcale jej nie znałam. Już przeczuwałam mój los, drogę wypełnioną cierpieniem przez anielskość tej nowej osoby. – No Roxana. Uciekaj na lekcję. – Odparł, pokazując swoją pilność. On powrócił na miejsce za biurkiem, ja bez żywotnie ruszyłam do wyjścia. Czarny scenariusz zaczął się pisać, ciekawe ile będzie w nim zwrotów akcji i improwizacji.

Weszłam do rozgadanej klasy. Na pierwszy rzut oka, rzuciła mi się Amber siedząca jak królewna na blacie biurka i z wianuszkiem fanek dookoła. Ignorując otoczenie, podziwiała swoje migdałowe paznokietki. Bez namysłu mówiła, to co ślina przyniosła jej akurat na język.
- Widzieliście tą nową? Wyglądała jak jakaś sierota. – Oczywiście już musiała kogoś określić po jednym spojrzeniu, bo nie wierzyłam, iż księżniczka zniżyłaby się, aby z kimś zwyczajnie porozmawiać. Powłoka zewnętrzna, to, to, co dla niej miało znaczenie. Przecież już kiedyś uraczyła nas hasłem, że z brzydkimi dziewczynami się nie zadaje. Co za próżność. Dzieliła z Natanielem ten sam dach, a tak się różnili. Podeszłam bliżej do siedzącej samotnie Iris. Rudowłosa obserwowała znudzonymi oczami oferowane przez Amber przedstawienie.
- Cześć. – Powiedziałam na powitanie, zajmując miejsce za nią. Dziewczyna prędko się do mnie odwróciła i obdarzyła mnie swą niewinną radością.
- Poznałam tą nową uczennicę. Zamieniłam z nią parę zdań, kiedy rozglądała się po parterze. Była bardzo miła. Fajnie, że ktoś taki do nas dołączy. – Opowiedziała cała w skowronkach. Uch. Tak łatwo przyszło jej ją ocenić. To było takie dołujące, zważywszy na identyczne postąpienie przez nią z Natanielem. Dlaczego tak łatwo przychodzi nam nadawanie etykietek? Prześladowała mnie ta historia z przeszłości, jak nikogo tutaj. Bolało mnie, potępienie Nataniela i jego udawanie, że go to nie obchodzi. Gdyby rzeczywiście to po nim spłynęło, nie wyglądał by na nieszczęśliwego...
- Iris nie dajmy się omamić pozorom. – Poradziłam, lecz ona tylko podskoczyła ramionami, zupełnie tym nie wzruszona. Zadzwonił dzwonek i równo z nim do klasy przybył Kastiel ze swoim przyjacielem oraz ścigającą ich białowłosą pięknością. Iris zwróciła swoje ciałko w stronę tablicy, kiedy buntownik zaczął kroczyć w moim kierunku.
- Witaj. – Uśmiechnął się delikatnie wysoki przebieraniec, zasiadając za mną wraz z złotooką towarzyszką. Nigdy nie mogłam się z nią dogadać, dzieliły nas zainteresowania. Ją interesowały zakupy i moda, mnie boks i dres. Z bajkowym Lysandrem także nie potrafiłam znaleźć wspólnego języka, cóż, był romantykiem pogrążonym we własnym świecie, więc trudno było jako, tako się z nim zadawać. Tolerował mnie. Tak mogłam określić nasze stosunki. Jedyną osobą, z którą byłam dość blisko, był właśnie Kastiel. No, ale co się dziwić. Byłam dla niego jak kumpel do wygłupów. Nie zdziwiłabym się, gdyby kiedyś poprosiłby mnie o pomoc w bójce. Chociaż to wątpliwe, gdyż dobrze znał moją zasadę o nieużywaniu przemocy poza ringiem.
- Cześć wam. – Rzuciłam, ale zostałam zignorowana. Rozalia zajęła się pstrykaniem na swoim smartfonie, a Lysander odpłynął myślami, co jakiś czas zapisując coś w zeszycie. Kastiel poklepał mnie po ramieniu z kpiącym uśmieszkiem.
- Powinnaś być mi niezłomnie wdzięczna za to, że jako jedyny poświęcam ci uwagę. – Oznajmił pewny siebie.
- Nie jesteś jedyny. – Ostentacyjnie zrzuciłam z siebie jego dłoń. On jednak nie miał zamiaru ustąpić i przysunął się do mojego ucha.
- Chyba nie wliczasz w to tego szmataniela. Dla niego nie znaczysz więcej, niż krzesło na którym kładzie swoje grube dupsko. – Jego szept zmienił się w podniesiony głos, który trochę mnie przestraszył. Widać, rany się nie zabliźniły.
- Opanuj się. – Powiedziałam spokojnym tonem. – Czemu mi tak gadasz?
- Bo chcę ci otworzyć oczy, żebyś nie skończyła jak ja. – Uciekł spojrzeniem w dół. Nie tylko ja żyłam przeszłością. Ugrzęźliśmy. I nawet nie znajdywałam odpowiednich słów, aby dać mu odpowiedź.

Czekałam na Nataniela przed pokojem gospodarzy. Jak mogliśmy, to szliśmy kawałek razem, dopóki nie rozdzieliło nas skrzyżowanie. I z tego, co obiło mi się o uszy, dziś raczej miał wolne po lekcjach. Cieszyłam się na samo wyobrażenie spędzenia razem czasu. W końcu zamyślony wyszedł z pomieszczenia. Był nieobecny, nawet mnie nie zauważył. Wykonywał czynności z pamięci, jak nakręcona laleczka. Zakluczył pokój i chciał odejść, lecz w porę złapałam go za przedramię. Zaskoczony, wybudził się z rozmyślań. Odwrócił się do mnie, a ja mogłam go puścić.
- Roxana potrzebujesz czegoś? – Zapytał udając zainteresowanie, ale ja i tak wyłapałam w jego głosie zupełną obojętność na mój rzekomy problem. Coś było nie tak. Nie wiem, czy to wpływ Kastiela, lecz coraz bardziej martwiłam się o moją pozycję w życiu Nataniela.
- Wracamy razem? -  Moja nadzieja na zapewnienie mnie o względach u niego. Zwykle nie pytałam o to, gdyż była to nasza normalność. Lecz, tak jak wspominałam rano, dziś był wyjątkowy dzień. Jego policzki pokryły się nieśmiałym rumieńcem, a na usta wdarł się niewyraźny uśmiech. Pierwszy raz, od dawna, wyglądał, jakby się na coś cieszył. Co takiego spowodowało u niego taką radość? Niech zgadnę…
- Nie. Umówiłem się na oprowadzenie nowej uczennicy. – Spodziewałam się tego, a i tak mnie zmroziło – Muszę już iść. Do jutra. – Odparł, poprawiając jeszcze swój idealny krawat.
- Powodzenia. – Wydusiłam, starając się zachowywać normalnie, choć zazdrość oraz strach targały mną, jak wiatr jesiennymi liśćmi. Chłopak kiwnął głową na pożegnanie, następnie poszedł w stronę pokoju nauczycielskiego, pewnie aby oddać klucz. Mogłabym stać i patrzeć, jak oddalają się jego plecy, jednakże wolałam tego sobie oszczędzić. Po prostu pełna żalu wyszłam na dziedziniec. Chciałam wykrzyczeć obelgi w stronę nieba, ale co mi to da? Jedynie zdarte gardło. Wzięłam głęboki wdech, wciągając w siebie resztki dobrych myśli. To jeszcze o niczym przecież nie świadczyło. Zauroczył go, ktoś nowy, ale za chwilę się do niej przyzwyczai i stanie się, jak inni w szkole. Z tą nadzieją spojrzałam przed siebie, na bramę szkolną. Już widziałam, co czekało na mnie, a raczej kto, przy przekroczeniu jej.

11 kwietnia 2016

Pięść i rozum - odcinek 2

Od bójki Kastiela z Natanielem minęły już cztery miesiące. Całe oburzenie opadło zaledwie po sześciu tygodniach, będących prawdziwą udręką dla Nata. Jego poszanowanie przeszło tortury i kiepsko na tym wyszło, ponieważ mimo upływu czasu, wciąż odczuwał skutki tamtego haniebnego wydarzenia. Zmiany były nieuniknione. W szczególności dla Kastiela, który największy poziom ewolucji przyjął wizualnie. Jego kruczoczarne włosy pokryła ostra czerwień, zgapiona ode mnie. Przez nasze prawie identyczne fryzury, często zdarza się nas mylić, co doprowadzało mnie do białej gorączki. Jego buntownicze uosobienie także się zaostrzyło. Stał się niedostępny dla nikogo, zamknął w sobie swoje prawdziwe oblicze. Kpił sobie ze wszystkich i wszystkiego. Przeistoczył się w opryskliwego gbura, którego prawie każdy w mojej szkole unikał. „Prawie”, gdyż relacja między mną, a nim nie uległa zmianie, no i z jego oddanym przyjacielem.

Natomiast Nataniel uciekł od relacji z uczniami do książek. To, co myśleli o nim inni, było dla niego zupełnie obojętne. Twierdził, że ludzie są za bardzo podatni na tłum, więc nie ma co się nimi przejmować, skoro z minuty, na minutę potrafią skazać człowieka, nie mając nawet dowodów. Wiedziałam, iż traktował mnie jako wyjątek od reguły, dlatego wszedł ze mną w przyjaźń. Powinnam się cieszyć, tylko szkoda mi tej kolejnej przyklejonej etykietki. Nie chciałam być dla niego przyjaciółką… Cóż, nie było co narzekać, zawsze coś. Wracając do Nataniel, to proponowałam mu pomoc w postaci mojego świadectwo o jego niewinności, ale nie przystał na ten gest. Zabronił mi wtrącać się w jego sprawy. Może brzmiało to wrednie, nieprzyjemnie lub egoistycznie, aczkolwiek ja odnalazłam między wierszami jego prawdziwe intencje. Nie chciał mnie w to mieszać, abym przez niego podzieliła jego los.

No, a co do mojej przyjaźni z Melanią… Znienawidziła mnie. Rywalizowała ze mną na każdym kroku. Najgorsze, że zrobiła się fałszywa. Udawała moją koleżankę, by w ten sposób chwalić mi się czasem spędzanym z Natanielem i momentami ich przebywania sam na sam. Nie jednokrotnie dała mi do zrozumienia, iż to ona była w typie Nata, a na mnie nigdy nie popatrzy jak na dziewczynę. W końcu byłam chłopczycą… Nigdy nie byłam w stanie zaprzeczyć jej opinii, gdyż sama tak to postrzegałam. Przecież trwałam z strefie P… Dlatego wściekła wyżywałam się właśnie na worku treningowym. Moja natura nie pozwała mi się poddać, co mnie tylko bardziej wkurzało. Gdybym olała te uczucia, byłoby mi lepiej. Czułabym się w pełni wolna. Oddaliłabym od siebie poczucie zakucia w dybach i związanej z tym, zależnością od łaski kogoś innego. W tym przypadku od Nataniela…
- Roxana oszczędź już ten worek! Koniec na dziś! – Zawołał drapieżnie ochrypły głos mojego ojca, więc ostatni raz zadałam cios w czerwonego przeciwnika, po czym odeszłam pod drzwi, aby zaczerpnąć łyku wody. Westchnęłam, rozglądając się dookoła. Bordowe ściany podkreślały srebrny błysk przyrządów do ćwiczeń, na których pocili się mięśniacy. Czy Nat zaakceptowałby mój świat?

Weszłam na dziedziniec, ciesząc się z bycia na czas. Tak na wszelki wypadek zerknęłam na wyświetlacz telefonu, aby upewnić się, co do pory dnia, gdyż widok Kastiela wyłaniającego się zza drzewa lekko mnie zaniepokoił. Cóż, czyżby przestawili w nocy godzinę do przodu? Hmm... Zrobiłam parę kroków w jego kierunku i aż przystanęłam, zaskoczona. Czy ja dalej śniłam? Kas droczył się z jakąś dziewczyną, i to nie tak jak zwykle – wrednie, a rezolutnie. Matko, widziałam go nieraz z laską na jedną chwilkę, ale to były idiotki lecące na jego chamstwo, tymczasem tutaj prezentowało się coś zupełnie większego. Tym rodzajem spojrzenia ostatnim razem otulał Debrę. Nie będę mu przeszkadzać, może w końcu postanowił dać komuś szansę. Zapomnieć o ciosie z przeszłości, na nowo zaufać. Trzymam kciuki, aby mu wyszło, żeby znalazł szczęście i nie naciął się, tak jak wcześniej. Chciałam pójść do szkoły, spotkać się z moim ukochanym, ale Kas musiał mnie przyuważyć, ponieważ zawołał zaczepnie:
- Cze Roxet. Dzisiaj nie spóźniona? – Idiota! Przy podrywie, nie powinno się wołać innej dziewczyny… Pff… Przecież byłam kumplem, nie wiem o czym przez chwilę pomyślałam. Spojrzałam na niego przez ramię. Och. Chyba już znam podłoże jego nagłego zainteresowania jakąś dziewoją. Jego towarzyszka była wyjątkowym okazem piękna i delikatności, wyciągniętego z bilbordu. Głupkowaty wyraz twarzy, dodawał jej jednocześnie uroku i łatwości w nawiązaniu znajomości. Soczyście zielone oczy uważnie mi się przeglądały. Kolor tęczówek to jedyny aspekt, jaki mogłyśmy do siebie porównywać. Musi być kimś nowym, bo zapamiętałabym ten odcień tęczówek. Podeszłam do parki bliżej, a długowłosa brunetka uśmiechnęła się przyjacielsko. Oho. Jej zalotności nie da się oprzeć, nawet mi. Niektórzy ludzie mają taką zdolność przyciągania do siebie innych. I ona była posiadaczką takiego talentu. Mam nadzieję, że nie złapie na to Nataniela, bo się załamię. Z nią, to nawet Melania nie ma szans.
- Widzę, że dziś wyjątkowy dzień. Ja nie spóźniona, ty nie na wagarach. – Odpowiedziałam w zdziwieniu, głaszcząc swoją brodę. On zaśmiał się pod nosem.
- Cuda się zdarzają. – Skrzyżował ręce. – Wpadnę na trening. – Dodał po chwili, zerkając kątem oka na minę milczącej koleżanki. Aha, pewnie chciał się popisać, cwaniaczek.
- Znowu chcesz mi przeszkadzać obiboku? – Zmarszczyłam brwi, nie za bardzo przekonana, do jego zaangażowania w mój sport. Przyszedł kilkukrotnie, ale zamiast wziąć się na poważnie za ćwiczenia to się wygłupiał i ze mnie żartował. Nie mogłam się przez niego skupić.
- Daje mi to dużo frajdy. – Odparł dumny z znalezienia dobrej rozrywki…
- Ta. Nie umknęło to mojej uwadze. – Burknęłam. – Dobra, ja lecę. – Rzuciłam na odchodne i już, gdy miałam odejść, to oczywiście Kastiel musiał zaszczycić mnie swoim chamstwem.
- Walnij ode mnie tego szmaciarza. – Warknął, najwyraźniej nie przejmując się nowo poznaną koleżanką. Jego dobry nastrój odpłynął pozostawiając po sobie wściekły wzrok, obrażoną minę i założone ręce, jak u panienki strzelającej focha. Miałam ochotę go udusić za te jego teksty, ale powstrzymałam się do zmierzenia go groźnym spojrzeniem, kierowanym zwykle do przeciwnika przed walką.
- Zaraz to tobie przywalę. – Fuknęłam zezłoszczona. Gdyby on miał o wszystkim pojęcie, wtedy z pewnością darowałby sobie tą absolutną nienawiść.
- Pff ok, ok. – Prychnął rezygnując z dalszego pyskowania, pewnie dlatego, że już nie raz widział mnie w akcji. Zaniechałam dłuższego trwania przy buntowniku i tej nowej, a pobiegłam zobaczyć Nata, za którym stęskniłam się przez noc.

Zapukałam do drzwi, pełna ekscytacji. Nie mogłam się doczekać tych chwil, kiedy mogłam przebywać w jego obecności. Odezwało się krótkie „proszę”, więc zapakowałam się do środka.
- Cześć Roxana. – Przywitał się, nie wyściubiając nosa z tony dokumentów, którymi aktualnie się zaznajamiał. Popatrzyłam w prawo, w lewo i odetchnęłam z ulgą, nie widząc nigdzie mojego wroga.
- Skąd wiedziałeś, że to ja? – Zapytałam zajmując wolne krzesło obok niego. Brak Melanii w tym pomieszczeniu było takie kojące. Nie obchodziło mnie nawet, gdzie ją wywiało. Ważne, iż mogłam cieszyć się przebywaniem na osobności z blondynem. Co prawda, był zajęty swoimi papierowymi obowiązkami, lecz zupełnie mi to nie przeszkadzało, póki chociaż mi odpowiadał. Nie mogłam wymagać od niego większej uwagi, podczas, gdy wykonuje coś ważnego.
- Jakoś podświadomie wyczuwam twoją obecność. – Powiedział nieznaczenie, przyprawiając mnie o piorun nadziei. Aż tchu mi zabrakło.
- Na serio? – Wydusiłam, chcąc się upewnić.
- Nie, żartuję. Raczej nikt tu nie przychodzi samowolnie oprócz ciebie. – Wiedziałam. Często tak ze mną postępował. Czemu się do tego nie przyzwyczaiłam?
- Te twoje sucharowe poczucie humoru. – Bąknęłam, garbiąc się i opierając łokcie o skrawek stołu, a podbródek o luźno ściśnięte pięści. Kątem oka dostrzegłam jego niewyraźny uśmiech. Skrycie obserwowałam jego zamyślony profil, czując jak ściskało mnie w gardle od nadmiaru uczuć. Uciekłam wzrokiem przed siebie. Nie mogłam patrzeć, za bardzo bolała mnie jego nieosiągalność. Choć siedzieliśmy w jednym pokoju, tak blisko siebie, ze mogliśmy się stykać ramionami, to i tak czułam między nami ogromną przepaść. Ech… Chciałabym być tak ładna, jak tamta dziewczyna z wcześniej. Właśnie… – Mamy mieć nowego ucznia? – Zapytałam zainteresowana, czy prawdopodobnie będę miała nową konkurentkę.
- Tak. Nawet dwójkę. – Rzekł obojętnie.
- Dwóch? Widziałam tylko dziewczynę. – Zdziwiłam się.
- Przyszedł tutaj przed tobą pewien chudy chłopak w okularach. Z tego, co czytałem, to są z tej samej szkoły. – Wyjaśnił, powodując u mnie zachwycony uśmiech. Czyżby była to para zakochanych? Jeśli tak, to świetnie się składało. Zajęta, nie zacznie przystawiać się do Nataniela, a on sam jej nie tknie. Cieszyło mnie to przypuszczenie, bo jaj piękno z pewnością zdobyłoby niemałą aprobatę blondyna. Rozległo się delikatne pukanie, tuż za nim do środka nieśmiało wdarła się dziewczyna z mojej rozmowy.
- Dzień dobry, szukam głównego gospodarza. – Powiedziała słodkim głosikiem. Nataniel nie rozpoznając tej barwy, podniósł spojrzenie na gościa. Mrugnął oczętami w oniemieniu, po czym wstał jak oparzony. Zaskoczona przyglądałam się jego nienaturalnemu zachowaniu. O kurde. Znalazł się ktoś, kto odciągnął go od kartek… Przestraszyłam się.

9 kwietnia 2016

Sucrette & Lysander rozdział 21

Poddająca się słodkiej pokusie.

No i po szalonym weekendzie, nastał czas rutyny, wiążącej się z marnowaniem dnia w szkole. Chociaż w moim przypadku, mordęga złagodniała, dzięki Lysandrowi. Budynek stał się moim codziennym spotkaniem z ukochanym. Dziś tym bardziej chciałam się z nim zobaczyć, gdyż koniecznie musiałam z nim porozmawiać. Wczorajszy komentarz wprawił mnie w rozdarcie. Z jednej strony, bardzo pragnęłam poznać muzyka, a z drugiej nie chciałam skrzywdzić w ten sposób Lysia. Dla tegoż postanowiłam się zapytać o możliwość spotkania i ewentualne towarzyszenie mi w nim, abym czuła się bezpiecznie. Miałam nadzieję, na pozytywne rozpatrzenie mojej prośby. Lysander przecież wydawał się wyrozumiałym człowiekiem… Taaak. Tylko też wyjątkowo zazdrosnym…

Natknęłam się na obiekt moich rozważań w szatni. Siedział przy szafkach, pogrążony we własnym świecie. Gorączkowe myśli zasłoniły mu obraz dookoła. Rozglądał się pustym wzrokiem, szukając inspiracji. Cały on. Uśmiechnęłam się pod nosem i zdejmując kurtkę, podeszłam bliżej. Bez słowa usiadłam obok i położyłam głowę na jego ramieniu. Ścisnęłam w objęciach płaszcz, zastanawiając się, jak miałam zacząć temat o muzyku. Tyle nieprzyjemności nas spotkało, przez jego obecność w moim sercu. Może lepiej nie wspominać mu o oferowanej mi propozycji? Westchnęłam ciężko, po czym wstałam. Lyś i tak był zajęty, nawet mnie nie zauważył, więc zamierzałam schować wierzchnie ubranie do szafki.
- Czemu odchodzisz? – Zapytał, nie odrywając oczu od notatnika, w którym aktualnie coś notował. Jednak zwrócił na mnie uwagę?
- Myślałam, że mnie nie spostrzegłeś. – Odparłam, a on podniósł na mnie spojrzenie i uśmiechnął się ciepło.
- Poczułem ciężkość na ramieniu. – Nadymałam usta, trochę obrażona tym stwierdzeniem. W takim razie, muszę być nie wyobrażalnie ciężka. Chłopak zachichotał cicho, odłożył na ławkę notatnik, następnie podniósł się na dwie nogi. Spojrzał w prawo i w lewo, jakby sprawdzał, czy jesteśmy sami. Dziwiło mnie jego zachowanie, a jeszcze bardziej moment, kiedy mocno mnie przytulił. Och, to nie był zwykły powitalny uścisk, wyczuwałam w nim mnóstwo miłości, trudnej do tłumienia w sobie. O kurczę, chłopak stawał się coraz odważniejszy w stosunku do mnie. Kiedyś zawstydzało go same złapanie mnie za dłoń. Cieszyło mnie, że stawaliśmy się bardziej otwarci na siebie. Tak powinien ewoluować zdrowy związek… Przynajmniej takie miałam wrażenie. Podroczę się z nim, niech mnie udobrucha.
- Wow potrafisz objąć takiego ciężkiego hipopotama. – Udałam naburmuszony ton.
- Kochana nie miałem tego na myśli. Żartowałem tylko, nie gniewaj się. – Mówił przejęty. Musiałam się odwrócić do niego plecami, aby nie zauważył drgania mojej brody od wstrzymania się, od śmiechu. Ścisnął mnie mocniej, więc zaczęłam się wyrywać, na znak, że nie akceptuję jego pieszczotliwego tłumaczenia.
- Daruj sobie. Gruba jestem, prawda? – Ciągnęłam dalej. – Już ci się nie podobam.
- Co ty mówisz? Podobasz mi się. – Trzymał mnie mocno. Nieustępliwie.
- Tak? Udowodnij mi to! – Oplótł mnie jedną ręką w talii, a drugą uchwycił mój podbródek i obrócił do tyłu, tak żebym mogła na niego spojrzeć. Nic nie powiedział. Nic! Bez żadnego „przepraszam”, bez żadnego uprzedzenia, zaatakował moje wargi, swymi, w czułym pocałunku. Ach! Czułam to, jego uczucia przelewane przez nasze usta. Do czego ja doprowadziłam? Z każdą sekundą uchodziła ze mnie stabilność. Zmiękły mi nogi, dobrze, że byłam podtrzymywana. Chłopak odsunął się parę milimetrów, aby odetchnąć.
- Wystarczy? – Zapytał cały czerwony na twarzy. Doskwierał mi niedosyt, chciałam więcej. Kiwnęłam przecząco głową, a on ponownie mnie pocałował. Mocniej i zachłanniej. Prawie, jak w jego urodziny. Oderwaliśmy się od siebie, ciężko oddychając. Ostrożnie przekręciłam się przodem do niego, by wtulić się, jak w wielkiego pluszowego misia. Nasze serca z trudem wracały do swojego normalnego tempa. – Sucrette zorientowałem się, że jesteś przy mnie, bo poczułem twój zapach oraz ciepło. Po prostu podświadomie wyłapuję twoją obecność. – Wyznał lekko drżącym głosem, głaszcząc kciukiem odcinek lędźwiowy mojego kręgosłupa. Ach, to takie miłe, łaskoczące odczucie, aż musiałam się oddalić, bo bałam się o konsekwencje jego poczynań. Szkoła to złe miejsca na rzucenie się na niego.
- Ok nie przejmuj się. Też żartowałam. – Brwi uciekły mu do góry, tak samo jak kąciki ust.
- Osz ty żartownisiu. – Zadziornie uszczypnął mnie w nos. – Idziemy na lekcję? – Dopytał po chwili, słysząc dzwonek nawołujący do udania się do klas. Spojrzałam na ściskaną kurtkę.
- Tak, tylko odłożę płaszcz do szafki. – Uprzedziłam, po czym powędrowaliśmy w wymienione przeze mnie miejsce. Przełożę naszą rozmowę na później. Nie chcę niszczyć tej dobrej atmosfery.

Razem z Kastielem i Lysandrem przybyłam do ruiny, w której ta parka miała próby. To miejsce jest takie sentymentalne, bo to właśnie tam zbliżyłam się do Lysandra. Co prawda, nie za fajnym sposobem, ale cóż. Chłopcy, prócz oczywiście Billego, byli sympatyczni, więc byłam w stanie im wybaczyć tamto zajście. Kas zajął się nastrojeniem swojej gitary, a Lysiu szukaniem w torbie notatnika, w którym miał zapisaną piosenkę do przećwiczenia.
- Nie ma go. Musiałem go gdzieś zgubić. – W końcu poddał się, wysypując całą zawartość na brudną ziemię. Pomasował palcami swoją skroń i zmrużył oczy, pewnie starając się przypomnieć sobie domniemane miejsce pozostawienia własności.
- A zabrałeś go rano z ławki w szatni? – Zrobił wielkie oczy, co wyraźnie pokazało, iż raczej nie. Klepnął się w czoło i pokręcił głową w pożałowaniu dla swojego roztargnienia.
- Ej nie przejmujcie się. Co się odwlecze, to nie uciecze. – Rzucił beztrosko buntownik, sprawdzając brzmienie strun. Miał rację, przecież nic się nie stało.
- W takim razie, odprowadzić cię do domu? – Zaoferował Lys, łapiąc mnie za dłoń. Hmm… W innym wypadku odmówiłabym i zaproponowała pośpiewanie jakiś innych, znanych piosenek, aby się chociaż trochę rozgrzać, ale w tym momencie uznałam to za szansę do rozmowy na temat muzyka. Cóż, przystałam na to. Pożegnaliśmy się z Kastielem i poszliśmy nieśpiesznym krokiem w kierunku mojego domu. Towarzyszyła nam cisza, bo zbierałam w sobie siły, tym samym ignorując zagadywanie chłopaka. Gdy weszliśmy na teren parku, a dookoła otaczała nas natura i ciemność spowodowana późną porą, wzięłam wdech odwagi i zaczęłam:
- Lysander chciałabym się ciebie o coś zapytać.
- Słucham cię. – Powiedział łagodnie, starając mi chyba ułatwić wypowiedzenie się. Nie dam rady zapytać go o spotkanie bezpośrednio. Dojdę do tego okrężną dróżką.
- Czy zdradziłbyś mi tożsamość muzyka? – Zadałam pytanie, a chłopak przystanął zaskoczony. Również się zatrzymałam i zerknęłam na niego błagalnie.
- Sucrette myślałem, że tę kwestię mamy za sobą. – Oznajmił, patrząc gdzieś w bok. Atmosfera sprężyła się od niezręczności. Mój gust muzyczny, to, na czym mi zależał przez ten cały czas, on odrzucił w odmęty przeszłości?
- Jak to, za sobą? Lysander czy przypadkiem to nie tobie spodobało się moje zaangażowanie? To, iż tak bardzo kierowałam się sercem? – Zdruzgotana pytałam chyba samą, siebie. Chłopak ścisnął swoje ramie.
- Chciałem żebyś w taki sposób oddała się naszemu związkowi. Żeby był dla ciebie najważniejszy. – Rzucił nawet nie patrząc mi w oczy. Co to ma być? Myślałam, że to ja jestem egoistką. Ach… Zdenerwowałam się. I to jak! Wręcz wkurzyłam się na niego. Ile razy miałam mu mówić, udowadniać, iż jest dla mnie ważny. Prawie, że najważniejszy. Kurde, nie mogę całkiem oślepnąć jego widokiem. Mam prawo do swojego życia, nie chcę mu wszystkiego poświęcać, bez przesady… Zacisnęłam pięści.
- Lysander nie jesteś bożkiem do czczenia. Jesteś człowiekiem! Zwyczajnym chłopakiem! Ogarnij się w końcu! – Krzyknęłam pełna złości, po czym odwróciłam się na pięcie i ruszyłam biegiem do domu. Może byłam za ostra, ale należało mu się. Niech w końcu się ocknie i zrozumie, czym jest normalny związek, bo jego zaborczość kiedyś mnie uwięzi. Tak jak, i jego!

Usiadłam przed laptopem, dalej zezłoszczona. Podjęłam decyzję. Chciałam polegać na Lysandrze, ale zawiodłam się na nim. Nie mogłam na niego liczyć, nie wspierał mnie, ani przez moment. Nie miałam w nim oparcia, którego się spodziewałam. Trudno. Spotkam się z muzykiem tylko raz. Poznam go i poproszę o płytę, potem przyznam się do tego Lysandrowi. To będzie mniejsze zło… Kurde, to i tak nie było słuszne… Pełna wątpliwości ostatecznie napisałam do nieznajomej. Boże, boję się konsekwencji, lecz pokusa była zbyt kusząca…

5 kwietnia 2016

Pięść i rozum - odcinek 1

Choć byłam osobą wyzbytą lęku, czułam się zestresowana wchodząc do pokoju gospodarzy z leniwie cieknącą od wody szmatą. Nie wiedziałam, w jakim stanie zastanę Nataniela. Czy jego kości są całe? Stopień zmartwienia stał się nie do opisania. Równo z dzwonkiem ogłaszającym rozpoczęcie lekcji, zamknęłam za sobą drzwi. Rozejrzałam się po rozwalonym wnętrzu. Kastiel urządził sobie prowizoryczną walkę w klatce, przynajmniej o tym świadczyły porozrzucane papiery, biurowe przedmioty, powywracane krzesła oraz poprzesuwane stoliki, niegdyś umiejscowione w równym rzędzie…Nataniel siedział nieruchomo tyłem do mnie na blacie jednego z nich. Nogi opierał o siedzenie krzesła podstawionego pod biurko. Kolana podtrzymywały bezradne ręce w łokciach, a łeb schował między ramionami, traktując je, jako tarczę przed złowrogą rzeczywistością. Stracił kontrolę nad swoim życiem, upuścił podarowane mu sznurki, kierujące jego postacią. Wszystko działo się wokół niego i choć dotyczyło właśnie jego, nie widział żadnej możliwości, aby zadziałać. Takie przynajmniej wyciągnęłam wnioski. On nie był jak ja, która stawała czoła przeciwnościom. Taa. Hipokrytka. Łatwo mi się mówiło, podczas gdy sama nie byłam szczera ze swoim sercem i nie odważyłam się o niego zawalczyć.

Stanęłam przed nim, na co nawet nie drgnął. Myślami musiał odbiec wyjątkowo daleko. Puste spojrzenie utkwił w podłodze. Serce prawie mi zamarło. Wyglądał potwornie, Kastiel nieźle go urządził. Jego idealnie wyprasowana kamizelka w niebiesko granatowe romby była po miętolona i rozdarta w linii dekoltu. Wystająca koszula również prezentowała się w podobny sposób. Jej brutalnie rozpięte guziki straciły gdzieś w motłochu swoich kilku kompanów. Przez swoją sytuację odkrywały jego klatkę piersiową, która z pewnością musiała go boleć, tak jak rozcięta warga, zaczerwieniony policzek oraz opuchnięte oko. Uch, będzie z tego ogromna śliwa.
- Co ty tu robisz? – Zapytał w końcu, łamiącym, ochrypłym głosem. Zaschnięta krew na jego ustach popękała od nagłego ruchu. Tak mi go szkoda. Wiem, jak musiała boleć porażka. Kiedyś sama cierpiałam przez takie szramy, jednak w miarę nabierania doświadczenia między czterema słupkami narożnymi, przyzwyczaiłam się. Chciałam go tak bardzo przytulić, ale musiałam się opanować. Nie mogę ulegać swoim emocjom, nie w takiej chwili.
- Pozwolisz mi? – Odpowiedziałam pytaniem, na pytanie, trochę ignorując treść jego wypowiedzi postawionej pod pytajnik. Uniosłam w górę nasączony materiał, dając mu jednoznacznie bezdźwięczne wytłumaczenie mojego zapytania.
- Rób, co chcesz. Już mi to obojętne. – Odparł, a ja poczułam ucisk w gardle. Dlaczego tak mówił? Przegrał jedną bitwę, dostał po mordzie, ale takie jest życie. Musi podnieść się i dążyć dalej. Jak słońce, które co wieczór upada, by powstać z oślepiającą dawką światła. Mężczyźni nie raz napotkają na swej drodze moment przemocy. Chcąc, lub nie chcąc. Z jednej strony dobrze, że tak wcześnie poznał tego smak, gdyż zdąży wyciągnąć wnioski. Przetarł sobie kolejny szlak, nie zaskoczy go to w przyszłości. Przybliżyłam się do niego. Dłonie drżały mi od przesadnej ostrożności. Jedną ujęłam jego podbródek, by choć trochę podciągnąć go do góry. Drugą zaś, trzymającą niewielki fragment powierzchni szmaty, delikatnie ścierałam krew z warg. Następnie zajęłam się chłodzeniem rozgrzanego policzka od piekącego bólu. Przydałby mi się lód do oziębienia podbitego oka. – Nie brzydzi cię to? W sumie... Dla bokserki to norma. – Zaatakował mnie randomowymi uprzedzeniami. Zdenerwowana przycisnęłam mocniej materiał do obolałego miejsca, na co on odruchowo odskoczył do tyłu. Marszcząc brwi, spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie oceniaj mnie, bo ja też tego nie robię. – Rozszerzył lekko oczy, uświadamiając sobie swój błąd. Ponownie opuścił głowę. Ten jego dołek łamał mi serce. Ciężko się patrzyło na ukochanego w takim opłakanym samopoczuciu. – Zwierzysz mi się z tego, co tu się stało? – Zapytałam w końcu, bo chciałam go zrozumieć.
- Nie słyszałaś od innych? – Stęknął, chowając twarz w kościstych, męskich dłoniach. Zauważyłam, że na jego kostkach pozostał ślad po samoobronie.
- Chcę to usłyszeć od ciebie. – Zerknął na mnie w zaskoczeniu. Jego oczy zabłysnęły nadzieją.
- Uwierzyłabyś mi, gdybym powiedział ci, że wcale nie tknąłem Debry? Że to ta małpa zaczęła się do mnie łasić, abym zachował milczenie o jej intrydze? – Pytał pełen wątpliwości. Nie był pewny, czy jestem odpowiednim ujściem jego słów. Czy nie męczyłby się nadaremno…
- Jeśli mi wszystko opowiesz. – Oznajmiłam, nastawiając uszu. Chłopak westchnął ciężko, wydychając z siebie wszelakie oporności przed przedstawieniem mi jego wersji.
- Przyłapałem Debrę, jak za plecami Kastiela sabotowała jego kontrakt z łowcami talentów. Zauważyła mnie, więc w skutku próbowała mnie przekupić swoim ciałem. Nie poszedłem na jej układ, kazałem jej wszystko wyznać Kastielowi, albo sam bym to zrobił. Nie podobało jej się to, zaczęła na mnie napierać i wtedy wszedł Kastiel. Od razu założył, że to ja się do niej dobierałem, a ona jest niewinna… Reszty możesz się domyśleć. – Odparł nie za bardzo zadowolony i zawstydzony. Widać, nie było to dla niego łatwe.
- Wierzę ci. – Oznajmiłam, a Natanielowi w zaskoczeniu uchyliły się popękane usta. – Zawsze miałam obiekcje, co do dobrotliwego charakteru Debry i jej szczerości względem Kastiela, więc wcale mnie to nie dziwi. Cieszę się, że mi się zwierzyłeś. Uzyskałam w ten sposób potwierdzenie mojej wiary w ciebie. – Uśmiechnęłam się, aby choć odrobinę dodać mu otuchy. On odsunął nogą krzesło w bok, po czym złapał mnie za nadgarstek i delikatnie wciągnął w swoje ramiona. Przytulił się mocno, jakbym była jego ratunkiem lub pocieszną maskotką. Wtulił głowę, chowając się przed otaczającą go kompromitacją. Miałam nadzieję, że niedosłyszy mojego przyśpieszonego bicia serca… Chciałabym się z tego beztrosko cieszyć, ale nie. Doskwierała mi świadomość, iż dla niego to nic więcej, niż korzystanie z ofiarowanego mu wsparcia. Był słaby i potrzebował otuchy. Gdyby nie ja, byłby to ktoś inny. Nie byłam wyjątkowa. Moja duma podpowiadała mi, abym go odepchnęła, lecz współczucie przodowało w tym wyścigu. Objęłam go, a swój policzek oparłam o czubek jego złotej fryzury. Wsiąkałam w siebie zapach szamponu, skóry wymieszanej z subtelną wonią perfum. Boże, szczęście w nieszczęściu. Dostałam przywilej trwania z nim w tej romantycznej pozie, przynajmniej dal mnie. Egoistycznie czerpałam z tego radość. Byłam złym człowiekiem, ale miałam wrażenie, że jeśli bym go odrzuciła to rozsypałby się na małe kawałeczki. Może przesadzałam, w końcu był pełnoletnim mężczyzną…
- Naprawdę przez ten cały czas wierzyłaś we mnie? Nie potępiłaś mnie? – Jak mogłabym to robić? Nie ja byłam od sądzenia…
- Tak, przecież jesteś wspaniałym człowiekiem. – Ścisnął mnie mocniej. Chyba zapędziłam się w słowach, no ale cóż. Mogę mu trochę posłodzić to zawsze działało na samopoczucie u płci męskiej.
- Dzięki Roxana. – Odsunął się, z niewyraźnymi rumieńcami, które oszukańczo mogły być efektem bójki. Posłał mi uśmiech, widocznie musiało zrobić mu się lepiej. Cofnęłam się, dając mu możliwość stanięcia na równych nogach. Poprawił swoje ubranie, wracając do dawnej ułożonej natury. Spojrzał na mnie, a mnie zamurowało. Moje odbicie w jego złotych tęczówkach stało się mniej obojętne i niewyraźne, niż dotychczas. Zaistniałam w nich. – Wracaj na lekcje, okej? – Kiwnęłam potwierdzająco głową, choć w głębi serca wcale tego nie chciałam.
- A co z tobą? – Zapytałam patrząc jak wziął się za pakowanie potrzebnych mu materiałów do teczki i w następstwie schował je do swojej czarnej torby zawieszanej na ramieniu.
- Dzięki tobie już dobrze. Ale i tak wrócę do domu. Muszę dojść do siebie, więc odpuszczę sobie na jakiś czas szkołę. Nie mogę jej reprezentować w takim stanie. – Wytłumaczył, przecierając palcami zmartwione czoło. Widać było, że wstydzi się swojego poobijanego wizerunku. Miał rację, co by nauczyciele pomyśleli, co inni uczniowie… Niech sobie oszczędzi tego wszystkiego.
- Dobry pomysł. Będę ci przynosić notatki, oki? – Uśmiechnęłam się pokazując swoją wyrozumiałość oraz dobrą wolę. On odwzajemnił gest, lecz szybko jego kąciki opadły w dół. Zresztą tak jak spojrzenie.
- Roxi nie mów nikomu o tym, co ci powiedziałem o Debrze. I tak nikt nie będzie słuchał, a nie chcę jeszcze bardziej się upokorzyć przez desperackie udowodnianie prawdy. Niech to zostanie między nami. Obiecasz mi to? – Brzmiał poważnie. Nie chciałam się na to godzić, bo już planowałam walkę o odzyskanie jego honoru. Lecz nie mogę niczego robić, wbrew jego woli, jeśli to dotyczy właśnie jego. Kurde…
- Obiecuję, jednakże według mnie nie powinieneś tego olewać. Ciężko pracowałeś na szacunek u innych i straciłeś go przez jakąś durną małpę. – Wkurzała mnie sama myśl o tej lafiryndzie. Jakbym była mściwa to użyłabym nabytej siły i „porozmawiała” sobie z tą pindą, tak żeby wyznała calusieńką prawdę... Nataniel położył mi dłoń na ramieniu. Chyba czytał mi w myślach, bo jego wzrok wymownie zabraniał mi robienia głupot.
- Od jutra zajdą zmiany. – Zmienił temat, trochę ignorując moją wypowiedź.
- Zmiany? – Zawtórowałam, a on zaczął zbliżać się do drzwi wyjściowych. Zanim jednak zniknął za nimi, spojrzał na mnie przez ramię.
- Już nie będzie tak samo. Zobaczysz. – Przepowiedział, a ja wtedy nie mogłam sobie nawet tego wyobrazić. – Na razie Roxana. – Dodał, po czym zamknął za sobą wrota. Stałam w ciszy i samotności, zastanawiając się nad czekającą na mnie niepewną przyszłością… Jak będzie wyglądać?