Wprowadzona w urodzinowy nastrój.
Wysiedliśmy z samochodu w dość ciekawej
okolicy. Z jednej strony ulicy wyrastały niewielkie domy jednorodzinne, a z
drugiej pięły się do nieba wysokie drzewa tworzące mroczny las, zważywszy na tą
smutną porę roku. Ruszyliśmy w głąb boru, usypaną piachem ścieżką. Przez chwilę
odnosiłam wrażenie, że to ten moment z opowieści, kiedy przyjaciele wywożą cię w
straszne miejsce, aby cię tam zabić lub co gorsze, porzucić. Na szczęście mój
niepokój odpędziła specyficzna chata wybudowana w otoczeniu natury i spokoju.
Stała obok przebiegających przez las torów kolejowych, które swoją rozpadającą
się posturą zdradzały kilkunastoletni brak ich użytku. Otóż ten parterowy
budynek z grubymi, ciężkimi drzwiami był opuszczonym dworcem. Mogłabym się
przestraszyć, gdyby nie tutejsza „żywotność”. Wiekowa stacja przeszła metamorfozę
i stała się romantyczną restauracją z pociągowym klimatem. Delikatne światełka, przyczepione do rynny, rozświetlały wszechobecną ciemność oraz stwarzały
pochodną bezpieczeństwa. W środku dopadł mnie przeogromny zachwyt
nad staroświeckimi momentami zderzonymi z nowoczesnością. Piękne, świeczkowe żyrandole otulały swym pomarańczowo-złocistym
blaskiem chropowate ściany oraz drewnianą podłogę. Ogromne, łukowate okna przyozdabiały
bordowe zasłony, rozciągające się od sufitu po sam mahoniowy parkiet.
Przyozdobione złotem ramy opatulały sobą kopie najbardziej znanych obrazów, a
wielki, dworcowy zegar wybijał rytm pomieszczenia wraz z delikatną muzyką, lecącą
z każdej możliwej strony. Lokal idealnie oddawał duszę Lysandra, nic dziwnego, że to właśnie tutaj odbywają się jego dziewiętnastoletnie urodziny.
Zatrzymałam na chwilę swoje zachwyty, by
odwiesić płaszcz. Cóż, czułam się tutaj jak w zupełnie innej epoce. Jakbym
cofnęła się w czasie. Interesujące doznanie. Uśmiechnęłam się pod nosem i
spojrzałam na swoje roześmiane towarzystwo, rozmawiające z kelnerem przy ladzie.
Coś uzgadniali, lecz ja, jak to ja, byłam poza tym. Zerknęłam na torbę z moim
prezentem. Nie chcę wręczać go przy wszystkich, bo w tej papierowej siatce
skrywałam całe moje serce i oddanie Lysandrowi. Nie chcę, aby inni to
zobaczyli, gdyż z pewnością nie zrozumieliby istoty tego, czym chcę go obdarować.
Po dokładnych wzrokowych oględzinach stojących wieszaków, znalazłam kąt
przysłonięty cieniem, w którym ukryłam prezent. Miałam nadzieję, iż nikt nie
zauważy tej małej torebeczki.
- Sucrette idziesz? – Usłyszałam, więc
odkładając na bok troskę o dar, poszłam za podekscytowanym Alexym. O dziwo minęliśmy
zaludnione stoliki w centralnej części, aby zejść po schodach w tak jakby
podziemia, gdzie w małej klitce oddzielonej kratami siedział Lysander z
pierwszymi gośćmi. Zlękłam się rozpoznając jego czwórkę kolegów. Wszyscy zaczęli
się witać, jakby byli starymi znajomymi i tylko ja stałam jak obcy człowiek,
bojący się zbliżyć do tej wspólnoty. Lysio chyba dostrzegł mój stan, bo
podszedł do mnie od razu i wyprowadził na schody.
- Sucrette wiem, że miałaś z nimi
nienajlepszy początek, ale zaufaj mi. Nie są tacy źli, na jakich wyglądają. –
Obiecywał zdenerwowany. Najwidoczniej zrobiło mu się głupio z zaproszenia tych,
którzy niegdyś próbowali zrobić mi krzywdę. Nie czuję się z tym zbyt dobrze i na
pewno nie będzie mi łatwo siedzieć przy nich, jakby nigdy nic. Co mam zrobić?
Nie chcę psuć imprezy urodzinowej Lysa… – Su mogę ich wyprosić, jeśli nie dasz
rady. Sami tu przyszli, nie zapraszałem ich, więc zrozumieją i pójdą sobie. – Dukał
przejęty, kładąc mi dłoń na ramieniu. Jednakże ja tylko przytuliłam się do niego
mocno. Udowodnił mi, iż jestem dla niego dużo ważniejsza niż
kumple. Nie chcę wyjść na zuchwałą, ale naprawdę muszę być dla niego cenna. Cieszę się, że mi to pokazał i spróbuję pokonać moje
uprzedzenia oraz zapomnieć o tym, co wydarzyło się w przeszłości. W końcu to dzięki
tej zgrai, ja i Lysander staliśmy się parą.
- Trzymaj mnie blisko siebie, nie chcę
czuć się zagrożona. – Objął mnie i przycisnął do swojego torsu.
- Jakbym mógł być z dala od ciebie, skoro
jestem zazdrosny o każde zerknięcie na ciebie przez kogoś innego? – Poczułam
jak zaczynają piec mnie policzki. Jak on może mówić takie zawstydzające rzeczy,
z takim spokojem w głosie? Zadałam sobie to pytanie, podnosząc wzrok na jego
twarz. Jednak on opadł mi głową na ramię, jakby nie chciał mi się pokazywać.
Oho! Jego skóra, aż piekła z gorąca. Czyli jednak nie jest to dla niego takie
proste.
- Lysiu w ogóle to wszystkiego
najlepszego. – Szepnęłam mu do ucha, cała rozpromieniona. On jest moją prywatną
pigułką szczęścia. Odurza mnie i wprawia w nieopisywalną euforię.
- Dziękuję. – Odpowiedział prostując się.
– To idziemy? – Zapytał łapiąc mnie ostrożnie za dłoń.
- Tak. – Potwierdziłam dodatkowym kiwnięciem
głowy. Wróciliśmy do rozbawionego towarzystwa, nie puszczając swych rąk.
Trzymał mnie dumnie, co dodawało mi pewności siebie. Przepuszczeni przez Alexy’ego usiedliśmy obok siebie.
- W ogóle to powinniśmy chyba kogoś
przeprosić za nasze haniebne zachowanie. – Oznajmił jeden z bandyckiego grona,
siedzący sztywno naprzeciwko i wpatrujący się we mnie jednoznacznie. Z całego
towarzystwa wyróżniała go ciemna karnacja.
- Właśnie. Billy ty najbardziej
zawiniłeś. – Dodał na wpół uśmiechnięty blondyn, który tamtego wieczoru
przyczynił się do mojego ocalenia. Spojrzał na mięśniaka tkwiącego z puszką
piwa. To właśnie jego bałam się najbardziej. On wtedy przejął całą inicjatywę i
pewnie, gdyby mógł, to z chęcią, by to dokończył. Zresztą jego łajdackie myśli doskonale ukazywał obrażony wyraz twarzy i wężowe
spojrzenia kierowane w moim kierunku.
- No dalej. – Zachęcił szatyn z kolekcją
kolczyków, szturchając gbura w ramię.
- Dobra, niech będzie. Sorry mała. – Burknął ozięble, zapijając swoją porażkę wielkim
łykiem alkoholu. Pff wcale nie wykazał skruchy, nie wiem kogo chciał tym
nabrać, ale niech będzie. Dla dobra Lysa, udam, że w to wierzę.
- Okej. – Odpowiedziałam tym samym tonem.
Będę dla niego tak samo nieprzyjemna, jak on dla mnie. Raczej nigdy nie zmienię
do niego stosunku, znienawidziłam go, od momentu, kiedy zdjął mi spodnie.
Gnojek.
- Ogólnie to jestem Jeremy. – Wyciągnął do
mnie rękę blondasek z uprzejmym uśmiechem. Puściłam na moment dłoń Lysandra,
aby się przywitać.
- Sucrette. – Przedstawiłam się, po czym
zaczęłam spoglądać to na murzyna, to na szatyna, kompletnie ignorując po drodze
mięśniaka. W końcu jeden z nich odgadł, o co mi chodziło.
- Jestem Serge. – Mrugnął mi zalotnie
oczkiem czarnoskóry lekkoduch, na którego wyglądał. – A to jest Potter. –
Kiwnął na swojego przyjaciela obok.
- Te! Już ci to tłumaczyłem, ceglaku. To,
że nazywam się Harry, nie daje ci prawa porównywania mnie do tamtego pseudo
magika. – Oburzył się chyba żartobliwie, co potwierdzało ciche śmiechy Alexy’ego
i Jeremy’ego.
- Nie ukrywam, jesteście trochę podobni.
Szczególnie te kolczyki, razem je wybieraliście? – Zaangażował się rechoczący Alexy
z ironią w głosie. Lubił to, dokuczanie, nawet jeśli jego ofiara jest dużo
masywniejsza. To cała jego wyjątkowość, zawsze przyciąga ludzi i rozluźnia
atmosferę. Bez trudu potrafi się dogadać, co ja bym dała, żeby stać się taką
optymistyczną osobą. Dzięki niemu, to spotkanie się ożywiło i układało się na
miłe wspomnienie. Mi samej udało się nawet zaangażować w rozmowę, szczególnie,
gdy chodziło o bronienie się przed przyjacielskimi zaczepkami Alexy’ego. Śmiałam
się wniebogłosy, kiedy Jeremy i Serge zaczęli disować Pottera, który wciąż nie
mógł zaakceptować swojej ksywki. Zadowolona, nawet nie przejmowałam się Billym,
który wiercił we mnie wielką dziurę na wylot. Po prostu traktowałam go jak
powietrze. Uśmiechnięty Lysander ponownie złapał moją dłoń, obdarzając mnie
swoim ciepłem i bliskością. Popatrzyłam na niego pełna miłości, na co
odpowiedział tym samym. Nachylił mi się do ucha, aby wyszeptać ciche: – Dałaś radę,
jesteś wspaniała. – Zakręciło mi się w żołądku, od nadmiaru radości. Wtuliłam
się w jego ramię, jak w najmiększą i najlepszą poduszkę pod słońcem. Cieszę
się, iż mogę to robić tak bezkarnie. Spojrzałam na Rozalię rozmawiającą cicho z
swoim chłopakiem, następnie po moich nowych znajomych z myślą, jak spędzałabym
czas, nie będąc dziewczyną Lysandra?
- Ej Lys, a gdzie Kas? Wpadnie? –
Zauważył Potter, olewając uszczypliwe uwagi dotyczące jego śmiesznej osoby.
- Tak. Powiedział, że się spóźni. –
Wyjaśnił Lysander, przy okazji zerkając na zegarek.
Po jakimś czasie, kelnerzy przynieśli
ciepłą pizzę, która rozprowadziła swój apetyczny zapach po całym lokalu.
Wdychając smaczne opary, dopiero dotarł do mnie mój głód. Przetarłam dłonie
łakomie, co oczywiście towarzystwo musiało wyśmiać. Jednak dobrze postąpiłam,
dając szansę tej zgrai. Gdybym poprosiła Lysa o ich wyproszenie, nie poznałabym
ich z lepszej strony. Okazali się być naprawdę zabawnym gronem, przy którym nie
można się nudzić. Cieszę się.
- Lysiu idę na chwilę do łazienki. –
Uprzedziłam cicho, na co Lysander przytaknął. – Zostawcie mi trochę! –
Zawołałam wstając i z wielkim żalem patrząc na smakowite tarcze.
- Lepiej się pośpiesz, bo nie ręczymy za
Rozę. – Rzucił Serge, patrząc na umorusaną od sosu Rozalię. Kto by się
spodziewał, że taka dama, je całą twarzą. Popatrzyła na murzyna z mordem w
oczach, lecz nic nie odpowiedziała, bo ciasto wypełniało jej buzię. Zaśmiałam się
pod nosem i powędrowałam pośpiesznie ku odpowiednim drzwiom. Najszybciej jak
mogłam uporałam się z potrzebą. Coraz bardziej prześladowana głodem, chciałam
wrócić, lecz drogę zatarasowało mi wielkie, pokryte tatuażami łapsko. O nie!
Pomyślałam ogarnięta strachem.
Rozdział jak zawsze cudowny :)
OdpowiedzUsuńRoza je za przeproszeniem jak świnka :D Miałaś rację, w tym rozdziale pełno jest Lysia :3
Przesyłam ci dużo weny i czekam z niecierpliwością na next :3
Pozdrawiam :*
O nie odrazu zacznę od końcówki że to jest masakra! Nosz wlałabym na miejscu! Haha je całą twarzą xdd pozdrowienia z piwnicy :3 A ta ilość Lysa mnie uszczęśliwiła jak nigdy! Wiem że już to mówiłam miliard razy ale zawsze jak czytam o Lysiu to mi się japa cieszy jak animowcu na nowy sezon ulubionego anime... Pozdrawiam cieplutko i życzę duzzzzzio weny Harusia ❤
OdpowiedzUsuńCudo *-* Tylko znowu nie ten facet...Lysio ratuj ukochaną ! Haha Ciekawi mnie co Su wymyśliła na prezent dla Lyśka skoro tak wiele dla niej znaczy. Do następnego :**
OdpowiedzUsuńNie ta końcówka nic tylko go zabić. Przepraszam, ale zawsze się tak wczuwam w takie akcjie. Pozatym to bardzo miło dzięki temu mogłam rozpocząć niedziele :)
OdpowiedzUsuńTy to jednak wiesz jak zdobyć czytelników :D
OdpowiedzUsuńWpadłam na bloga przypadkiem, a Opowiadanie z Lasem mnie totalnie zauroczył i wpisało się na listę najlepszych. Po przeczytaniu kolejnego rozdziału próbowałam przewinąć a gdy się nie dało mój reakcja była... dość cieka wa, mianowicie: 'co kurwa ?' :') I tak sobie kwitłam czekając aż dodasz rozdział. Aż do dzisiaj.
A właściwie wczoraj bo jest 00:25, ni ma opowiadania z Kastielem :( Ale nic straconego, jako ktoś dla kogo Lysiu ma ciekawy charakter, nie mój typ :D ale pomińmy, i zdecydowanie jego sposób ubierania nie wpasowuje się w gusta tak unikałam opowiadań o nim. Ale w akcie desperacji zaczęłam czytać i się zauroczyłam. Nie Lysem bo mój stosunek do niego raczej się nie zmieni a opowiadaniem. Możesz być pewna, że na bloga już nie wejdę tylko po kolejną częś opowiadania z Kasem w roli głównej, ale też po to żeby przeczytać o dalszych losach Su z Lysiem.
Strasznie mi się podoba postać Su, zrobiłaś ją taką 'głupią' ale realistycznie. Nie ma tu nic przecharakteryzowanego, a postacie są wyraźne. Wielgachny szacun
Tak, komentarz bez ładu i składu bo to piszę ja :D A ja tak mam. A że już się tu rozsiadłam to niestety będziesz musiała się przyzwyczaić.
Shadow S
*Na komputerze komentuję z konta, na telefonie jestem skazana na anomimy ;)
*Wpadłam na bloga przypadkiem, a Opowiadanie z Kasem mnie...
Usuń#mójtelefonmnienierozumie #autokorektajestdodupy #nieumiempisać