~
ROK PÓŹNIEJ ~
PERSPEKTYWA
KASTIELA
Zawiał
chłodnawy wiatr niosąc ze sobą kolorowe, wyschnięte listki. Tkwiłem na ławce,
przyodziany w ciszę i spokój. Krajobraz parku stawał się coraz smutniejszy,
doprawdy nie lubię tych łysiejących drzew. Ciemnozielony, pachnący przy
koszeniu trawnik skrywał się pod barwnym dywanikiem. Kolejna jesień. Ile to już
minęło, od naszego poznania? Przeniosłem wzrok w dół, na moje uda, służące tymczasowo
za poduszkę. Sucrette korzystająca z ich usług, była moją drogą przyjaciółką,
noszącą teraz miano mojej dziewczyny. Dotknąłem niewinnie jej bladego policzka.
Zgarnąłem przydługie włosy, nigdy nie uczesane. Pasują do jej roztrzepanego
charakteru. Prawdziwy z niej rozbójnik, lecz mimo to, dobre ma serce. Ja to
wiem, jestem przy niej kawał czasu. Przez podstawówkę, gimnazjum, a teraz
liceum. Podążałem za nią, jak prześladowczy cień. Byłem przy niej w każdej
sytuacji, no prawie, nie licząc naszych burzliwych momentów. Jest dla mnie całym
światem, codziennością, bez której nie wyobrażam sobie mojej egzystencji.
Delikatnie muskałem kciukiem zarys jej twarzy. Opuszkami
kościstych palców przejechałem do płatka ucha po jej gładkiej skórze. Odnalazłem
dziurkę po kolczyku. Może sprezentuję jej jakąś biżuterię, by mogła ją
zapełnić? Powędrowałem dalej, krawędzią narządu słuchu, aż po samą kość
policzkową. Zataczałem kółeczka, zauroczony. Nagle moja dłoń została
zatrzymana. Obiekt łaskotania miał najwyraźniej dość. Przebudzona przekręciła
się ostrożnie, nie puszczając mojego nadgarstka. Teraz jej smukła buźka była na
wprost. Miedziane oczy błyszcząc wtapiały się w srebro moich tęczówek.
-
Co ty robisz kochany? – Rzuciła miłe określenie, do którego jeszcze nie zdążyłem
przywyknąć, choć minął już rok. Od początku naszej znajomości byłem dla niej
okrutny i myślałem, że nic między nami się nie zmieni, a tu proszę. Moje serce
już od dawna przestało cierpieć z niespełnionej miłości.
-
A tak miałem ochotę cię pomiziać, knypku. – Posłałem jej ciepły uśmiech, byłem
szczery. Nie musiałem kombinować, jak to było zazwyczaj w okresie naszej
przyjaźni.
-
Więc to tak zboczuku? – Przysunęła moją rękę i… Ucałowała palec wskazujący!
Mimowolnie zrobiło mi się cieplej. Niegdyś połknięte motyle, znów próbowały
wydostać się na zewnątrz. Zwyczajny gest, a sprawiał mi tyle szczęścia. Nie był
to pierwszy taki pocałunek, niemniej jednak poczułem się uszczęśliwiony. Pokazywała
mi w ten sposób, jaki cenny dla niej jestem. Dokuczliwie pstryknąłem ją w nos.
Ta podrażniona zabrała swą łepetynkę, podnosząc się do siadu. Przetarła oczy,
po czym rozejrzała się dookoła. – Ej, gdzie jest Demon? – Sam także skopiowałam
zachowanie. Wystraszony, aż wstałem, nigdzie nie widząc czarnego psa.
-
Demon! – Zawołała głośno. Zwierz od razu reagował na nasze głosy, więc czemu
tym razem nie przyleciał? – Kastiel nie widzę go nigdzie!
-
Kurde, gdzie on poleciał? – Burknąłem zdenerwowany. – Chodź go szukać. –
Rozkazałem, ruszając w swoją stronę. Słyszałem tylko jej desperackie
nawoływania, kiedy oddalałem się od ławki… Zaraz, zaraz. Mam deja vu… Przeogromny
strach dał mi kopa, abym czym prędzej pobiegł do Su. Jeśli dobrze pamiętam, to
właśnie przy tej chwili stało się „to”. Poznała tego głąba i w skutkach
wszystko między nami zaczęło się psuć…
PERSPEKTYWA
SUCRETTE
Gdzie
on jest? Ten mały czarny łobuz? Rozglądałam się uważnie w poszukiwaniu Demona. Wiem,
że jak na psa jest wystarczająco poradny, ale... Zatrzymałam się. Stanęłam jak
wryta widząc Kentina ze swoim mopsem, a przy nim rozbrajającego owczarka. Eee…
Czy ja mam deja vu? Odnoszę wrażenie, że już podobna sytuacja się odbyła, cóż
nieważne. Podeszłam do chłopaka z przyjacielskim uśmiechem. Dawno go już nie
widziałam.
-
Cześć Kentin. – Odparłam na powitanie. On spojrzał na mnie swymi szmaragdowymi
oczami, które nawet teraz próbowały mnie oczarować. Wodziły mnie swoim pięknem.
-
Witaj Sucrette. Coś ciągnie tą twoją bestyjkę do mnie. – Oznajmił z beztroskim
uśmiechem. Cieszę się, że nie ma do mnie żalu za nasz mały epizod w przeszłości.
Tak jak mu się przyglądam, to raczej nie zmienił się od tamtego czasu. Wciąż
rozsyła wokół aurę dobroci, na którą się złapałam z moim obolałym sercem. –
Wyglądasz inaczej. – Dodał po chwili, gdy jego wzrok dokładnie mnie zlustrował.
-
Tak? – Zapytałam zdziwiona, oglądając moje rozdwojone końcówki. Chyba trzeba
zmienić tę fryzurę. On poklepał mnie po ramieniu, jak dobrego przyjaciela.
-
Widzę, że miłość ci służy. Jednak Kastiel dba o twój uśmiech. Ma szczęście. –
Zaśmiał się pod nosem, przy okazji jakoś mnie zawstydzając. – Ach widziałem
też, iż nawet zadbał o twój sens porannego opuszczania łóżka. – Przypominał
nasze skrawki rozmowy, lecz tym aspektem mnie zaskoczył. Jak to widział?
-
Co masz na myśli? – Zdziwiłam się, czując jak zmarszczki między brwiami mi się
powiększają.
-
Nie wiesz? – Dopytał zaskoczony, po czym wyciągnął z kieszeni swoich spodni
moro telefon. Zaczął w nim czegoś szukać, a ja coraz bardziej się dziwiłam.
Dopiero, kiedy Ken pokazał mi selfie Kastiela ze mną śpiącą u boku i jeszcze z
niezrozumiałym dla mnie dopiskiem „i kto teraz jest na wyższym poziomie?”,
wszystko pojęłam. Zbladłam. Jaki wstyd. Czy ta farba zaszkodziła już Kastielowi
na mózg? Zabiję go! Uciekłam spojrzeniem gdzieś w bok, chcąc zapaść się pod
ziemie. Udało mi się dostrzec tego szkodnika. Stał niedaleko i gapił się na
nas, jakbyśmy popełniali zbrodnie w biały dzień.
-
Miło było cię znów zobaczyć, tymczasem żegnam się, bo muszę kogoś zamordować.
Trzymaj się. – Rzekłam starając się zachować spokój. Roześmiany Kentin
pogłaskał mnie po mojej rozczochranej czuprynie.
-
Okaż mu cień litości. Papa. – Pomachał mi ręką, a ja podbiegłam do Kastiela z
żądzą mordu. Ten obrażony, zmierzył mnie zezłoszczonym spojrzeniem.
-
Co to za łaszenie się do innego? – Burknął nadąsany. Zacisnęłam pięści,
starając się nie popełnić morderstwa przy świadkach. Dopiero w domowym zaciszu
wypruję mu flaki.
-
Kastielku. – Zaczęłam łagodnie z wyszczerzonymi w uśmiechu zębami, jakbym
pomalowała je sobie czymś niesmacznym. – Mógłbyś mi łaskawie wyjaśnić,
dlaczegóż to, wysłałeś Kentinowi zdjęcie, jak sobie słodko obśliniałam twoje
ramię podczas snu?! – Kładłam syczący nacisk na każde słowo.
-
Demon, co to za ucieczki? Nie ładnie tak. Zły piesek. - Zanucił, schylając się
do psa, by go pogłaskać. Bezczelnie mnie zignorował. Wzięłam głęboki wdech i
wydech, wdech i wydech… To nie pomaga!
-
Kastiel masz pięć sekund, żeby wiać. – Rzuciłam wkurzona, a on zapiął psa na
smycz i teatralnym krokiem ruszył przed siebie. Szedł, nawet się nie oglądając.
Po chwili jednak schował się za drzewem. Szczerze? To już nie ogarniam jego
zachowania… Co on chce się bawić w chowanego? Usłyszałam dzwonek mojego
telefonu, więc siłą rzeczy sięgnęłam po niego. - Co? – Wydusiłam sama do
siebie, spostrzegając dzwoniącego. To oczywiście był Kastiel! Zupełnie
osłupiała odebrałam i przyłożyłam słuchawkę do ucha.
-
Chcesz jeszcze zobaczyć psa? – Powiedział całkiem poważnie swym niskim, lekko
zmutowanym głosem.
-
Eee, tak? – Ta odpowiedź brzmiała bardziej jak pytanie, niż twierdzenie.
-
Zostaw przysięgę na papierze o niekrzywdzeniu pana Kastiela przy najbliższym
drzewie. To jest okup, rozumiesz? – Właśnie nie do końca rozumiem sytuację. Czy
ja jestem w ukrytej kamerze? Czy on jednak porzuca gitarę, by wstąpić do
kabaretu? A może do cyrku, jako klaun? Nawet nie potrzebna mu charakteryzacja…
Ech… Westchnęłam. Bez słowa odrzuciłam połączenie i powolnym krokiem
powędrowałam w stronę żartownisia. Im byłam bliżej, tym mniejszą miałam ochotę
na zabicie go. Po prostu walnę go w ryj i na tym się skończy wymierzanie mu
sprawiedliwości. Oparłam się ramieniem o korę i zajrzałam za pień. Pustka.
Gdzie on zniknął? Rozmył się w powietrzu, czy jak? Poczułam stukanie w ramię,
więc się odwróciłam i zanim, jakkolwiek zareagowałam, zostałam uchwycona za
kurtkę i czule pocałowana. Zamknęłam oczy, rozpływając się w dobrze znanym
uczuciu. Wiem, do kogo należą muskające mnie usta, czyje dłonie ochładzają mój
policzek. Czyj był ten zapach i to ciepło. Po chwili odsunął się z niewinnym
uśmieszkiem, który rozkruszył całą moją złość na niego.
ZŁOŚCIMY
SIĘ I WYBACZAMY
TAKA
JUŻ JEST, TA NASZA MIŁOŚĆ
-
SUCRETTE & KASTIEL -
Jakie to PIĘKNE !!! Przyznam szczerze, że prawie się popłakałam a kiedy to czytałam uśmiech nie schodził mi z twarzy :* Cudownie zakończyłaś tą opowieść <3 Więc pozostaje mi życzyć by kolejne twoje opowiadania były równie piękne jak to. Pozdrawiam serdecznie :*
OdpowiedzUsuń~KASSINIELLA~
Ooooo jakie słodkie :3
OdpowiedzUsuńNa miejscu Su bym zabiła Kasa za te zdjęcie :) To było zabawne z tym telefonem :)
Szkoda że nie powstanie ciąg dalszy o nich :( no niesety
Życzę ci dużo weny przy innych historiach :3
Pozdrawiam :*
PS: wróć kiedyś do tego opowiadania
Jeju takie kawaii 💠 zakończenie nic dodać nic ująć ;)pozdrawiam i życzę duzzzzzio weny Haruka ❤
OdpowiedzUsuń❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤#Spam serduszkowością❤
OdpowiedzUsuńJa bym chciała jeszcze :(
OdpowiedzUsuńJa również chęnie bym jeszcze poczytała. Cały czas mam na mordce uśmiech. Wspaniała ta historia <3
OdpowiedzUsuńohohoohoohohohoohohohoohhoohohohoohohohohohohoohohohohooh Jakie Kawaii *.*
OdpowiedzUsuńJaka słodycz *.*
OdpowiedzUsuńWspaniałe!
OdpowiedzUsuńNaprawdę mi smutno, że to już koniec..
OdpowiedzUsuńCześć!
OdpowiedzUsuńCo tu dużo pisać? Wszystko ma swój koniec i niestety ta historia też. Trochę przykro, bo osobiście uważam, że to było najlepsze, jak do tej pory, z Twoich opowiadań. Poprzednie też są świetne, ale to było pełne emocji. Każdy rozdział wzbudzał w czytelniku radość, niedowierzanie, smutek, a nawet gniew, złość. Wszystkie fragmenty były nimi przesiąknięte. W doskonały sposób potrafiłaś wszystko tak opisać, że człowiek się w to wczuwał. Współodczuwał wszystko z bohaterami.
Co to postaci, nie były one banalne, bynajmniej. Zarówno Su jak i Kas mieli skomplikowane osobowości. Trzeba było trochę pomyśleć, wczuć się w ich role, żeby zrozumieć ich wybory, żeby zbyt pochopnie ich nie ocenić.
No i to, co mniej najbardziej ucieszyło: dałaś im szczęśliwe zakończenie, chociaż mogłaś wszystkich zaskoczyć i rozwalić całkowicie ich znajomość. Osobiście uwielbiam szczęśliwe zakończenia, dlatego jestem strasznie zadowolona, że udało im się w końcu pogodzić i dojść do porozumienia, chociaż jestem przekonana, że gdybyś postanowiła dalej ciągnąć tę historię, to jeszcze nieraz spotkaliby na swojej drodze ogromne problemy :)
Podsumowując, to opowiadania należy do grona moich ulubionych i pewnie jeszcze nieraz do niego wrócę, żeby na nowo przeżyć te ich niełatwe relacje. Oczywiście troszkę jest smutno, że to już koniec, ale z drugiej strony nie mogę się już doczekać Twoich kolejnych opowiadań, które, mam ogromną nadzieję, pojawią się już niebawem.
Ściskam Cię mocno i życzę dużo weny;)
Super ! :)
OdpowiedzUsuńO jeju jak mi smutno, że to koniec :( ale szczerze mówiąc zakończone w odpowiednim momencie :) Świetnie opowiadanie, genialna całość, cudowna miłość! Dziękuję Ci za całe opowiadanie i serdecznie pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńNie no... to nie może być koniec. Nie zgadzam się! Przez te Twoje opowiadanie sama się rozkleiłam. Czytałam te wszystkie rozdziały na jednym tchu, z czego niektóre doprowadziły mnie do łez. Idąc z rozmazanym tuszem, widniejącym na policzkach, rodzice pytali się mnie co się stało, że płakałam. Powiedz, że będzie jakakolwiek tego kontynuacja :/..
OdpowiedzUsuńCała historia bardo mi się podobała ^^ zaś wszystkie rozdziały przeczytałam za jednym razem ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam twój styl pisania (chociaż, że znalazły się w treści drobne błędy) i tą niezbyt przesłodzoną słodycz bohaterów (wiem głupio napisałam XD)
Dlatego napiszę ci, że była to świetna (jak nie boska) historia ^-^ (aż mnie kusi, aby przeczytać twoje opowiadanie z Lysandrem :)i chyba to niedługo zrobię XD)
Przesyłam dużo weny i pozdrawiam ^-^
PS Przepraszam za tak chaotyczny komentarz, ale jestem tak zachwycona tym co napisałaś, więc nic sensowniejszego nie mogłam napisać XD
~Domi L
Czytając wykreowaną przez ciebie historie, czułam jak bym wróciła do swoich własnych wspomnień, które uległy mimowolnej deformacji, by na koniec przeistoczyć się w zupełnie inną historię. Masz bardzo przyjemny styl. Dziękuje za to wspaniałe zakończenie, bo niestety życie nie każdemu wymachuje przed nosem scenariuszem z happy endem. Co gorsza często my sami mu na to pozwalamy. Pozwalamy na to złe zakończenie przez własną dumę i chęć odpłacenia się innym pięknym za nadobne. Milczenie nie zawsze jest złotem, nie wtedy gdy w grę wchodzi miłość. Wtedy to czysta trucizna, na którą antidotum może być tylko szczera rozmowa ale nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę. A potem jest już za późno… Nie wiem dlaczego to pisze, na ogół nie jestem zbyt wylewna ( to pewnie kolejna przyczyna mojego nieszczęścia) ale potraktujcie to dziewczyny jako dobrą rade. Jeśli kogoś kochacie ze szczerą wzajemnością nie pozwólcie mu odejść, walczcie o tą osobę do samego końca.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło autorkę i czytelników.