PERSPEKTYWA
KASTIELA
Cichutko uciekałem z ostatniej lekcji, po męczącym dniu. Szkoła to dno, a biologia z tą
durną Delaney jest bramami do piekieł, przez które nie mam zamiaru jak na razie
przechodzić.
-
Zwiewasz? – Usłyszałem przy drzwiach wyjściowych kobiecy głos. Odwróciłem się,
żeby ujrzeć Debrę z przyklejonym „słodkim” uśmieszkiem. Co ona tak się
przyczepiła? Jak nie gwałci przycisku „zadzwoń do Kastiela” to łazi za mną, jak
jakiś prześladowca.
-
A co cię to? – Burknąłem, aby jakoś ją zrazić, ale nie. Z nią to jak z grochem
o ścianę, odbije się z natężoną szybkością. Już miałem nacisnąć klamkę, lecz ta
podskoczyła do mnie i przylepiła się do mojego ramienia, przyciskając rękę do swoich
obfitych cycków. Ja pierdziele!
-
Idę z tobą. – Strząsnąłem ją jak niechciany łupież.
-
No odwal się. – Warknąłem w zdenerwowaniu. Może dojdzie to w końcu do jej
mózgu. Wkurzająca.
-
Kastiel! Czemu nie jesteś na lekcjach?! – No jasna cholera. Jeszcze brakuje
tego sztywniaka. Nawet na niego nie patrząc, pobiegłem czym prędzej na zewnątrz.
Schowałem się za murkiem, żeby nabrać powietrza. Uch, jaka ulga. Nie dopadł mnie,
ale przez usilne opóźnianie przez Debrę i tak mam nadarte. Nieważne.
Odetchnąłem wesolutki z wcześniejszego pójścia do domu. Szkoda, że Suśka ze mną
nie zwiała.
-
No i gdzie teraz? – Ten bieg był wykańczający dla mojego organizmu, bo już
miewam omamy słuchowe. Idziemy, idziemy. Nie odwracaj się. Ruszyłem pośpiesznie
w obranym kierunku. – Kastiel! – No kurwa. Zatrzymałem się, aby spojrzeć za
siebie. Zmarszczyłem brwi, po czym zacząłem je rozmasowywać szukając jakichś
sensownych powodów, które nie pozwolą mi jej ukatrupić. Jednak nie mogłem
żadnych odnaleźć.
-
Co ty ode mnie chcesz? – Zapytałem zrezygnowany, a na buźkę Debry wdarł się
zalotny uśmiech. Podbija do mnie, serio? Przysunęła się bliżej, normalnie
stykając się ze mną swoimi piersiami. Jedyny atut, jaki posiada. Podniosła
wzrok, przybierając uwodzicielski wyraz twarzy. Niezła jest, widzę, że
podrywanie ma we krwi. Stwierdziłem, gdy chcąc zadziałaś na moje męskie zmysły
zaczęła kręcić kółka swoim paznokciem na mojej klatce piersiowej.
-
Skoczymy do ciebie? – Co? Ona… O kurwa. Kiedyś w gimnazjum bez gadania bym ją
wziął, jednakże odkąd moje uczucia do Sucrette przybrały silniejszy i
poważniejszy wyraz to nawet
nie
mam ochoty na takie zabawy z innymi laskami. Może jestem frajerem, może nie mam
jaj, no ale nie mogę. Odsunąłem ją i popukałem w jej pustawą bańkę.
-
Dziewczyno ogarnij się, bo nie chcę na ciebie przeklinać. – Naburmuszyła się,
widocznie niezadowolona. Trudno, ze mną jej nic nie wypali. – Chodź, pójdziemy
się napić skoro już ze mną zwiałaś. – Sam nie wierzę, że jej to proponuję, ale
przyda mi się jakieś towarzystwo. A z tego, co pamiętam z klubu, to ona ma łeb
do alko plus fajnie się z nią gadało, jak z kumplem.
Wypad
do pubu skończył się dla nas po jednym browcu. Nie chciałem szaleć, bo co
wieczór wychodzę z Sucrette na spacer z psem. Nie chcę jej denerwować, a wiem
jak ją wkurzają moje wypady do barów. Zajeżdżam pantoflarzem, trudno. Są osoby,
dla których warto się płaszczyć. Migotały gwiazdy, kiedy czekałem pod domem
Suśki. Demon swoją niecierpliwość okazał obsikaniem jej furtki, pff. Dobry
Demon, zaznaczaj nasze terytorium. Hmm, może kupię jej jakiś perfum? Żeby ją
właśnie jakoś odznaczyć… Dla oprzytomnienia rypnąłem się w czoło. O czym ja
myślę? Żenada! Wyciągnąłem fajkę i w chwili kiedy ją zapaliłem wyszła moja
piękność.
-
Ty jak zwykle się trujesz. – Burknęła, po czym zajęła się pieszczotliwym
przywitaniem owczarka. Ten pod wpływem jej dziecinnego głosiku i drapania,
szczęśliwy położył się brzuchem do góry. Nawet mój pies to mięczak, co ona z
nami wyczynia? – A ty co się tak patrzysz? Ciebie też pogłaskać? – Zaczepiła
zarozumiale, prostując się.
-
No pewnie. Mnie też tak przywitaj. – Ciągnąłem jej gierkę, żeby zobaczyć, co z
tego wyniknie. Zawsze, gdy próbuje kopać pode mną dołki to sama w nie wpada.
Popatrzyła na mnie wielkimi oczami, coś kmini. Śmieszna jest.
-
To nachyl się odrobinę. – Posłuchałem się, a ta mała małpa wykorzystując to,
złożyła szybki pocałunek na moim policzku. Szkoda, że nie napadła moich ust.
Roześmiana minęła mnie, ruszając w podskokach przed siebie w stronę parku. Ta,
to potrafi być lekkoduchem, podczas gdy ja jak jakaś zakochana dziewica
ekscytuję się śladem po jej wargach, który wtopił się głęboko w skórę. Co ja z
nią mam?
Demon
biegał sobie po parku, gdy my siedzieliśmy na ławce, bacznie go obserwując.
Było to trochę trudne, zważywszy na późną porę i związany z nią mrok. Suśka
siedziała obok, taki plus tej ciemności.
-
Gadałeś z Lysem? – Zapytała przerywając ciszę. Czemu wyjeżdża z innym gościem?
Ostatnio coś za blisko są, nie podoba mi się to. Chyba będę musiał
zainterweniować.
-
Nie, a co?
-
Bo on chyba serio zauroczył się w Rozie. Czaisz, że dziś poprosił mnie, abym
się z nią zakumplowała, bo chciałby mieć powody do zagadania. – Trochę mi
ulżyło, iż w końcu wyraził jakieś zainteresowanie dziewczyną i to nie Su.
Dzięki temu, dalej mogę być co do niego pewnym, że nigdy nie zacznie starować
do tej pierdoły. Tylko obrał dziwną strategię. Bawił się z Rozalią w sobotę i
zamiast pójść prostą ścieżką i się z nią umówić, to idzie okrężnie, wszystko
komplikując. Coś czuję, że źle to się skończy.
-
Ten to wymyśla. I co, będziesz lizać dupę księżniczce?
-
Nie! Roza jest w porządku, więc nie widzę problemu, abyśmy załapały bliższy kontakt,
jednakże… - Ucichła, zerkając na mnie. – … Ona przyjaźni się z Debrą.
-
Jeśli pozna się Debrę bliżej, to okazuje się nie taka zła.
-
Poznałeś ją bliżej? – Jej ton głosu brzmiał jakby się wystraszyła, ale może mi
się tylko wydawać. Czyżby stawała się niespokojna z powodu mojej znajomości?
-
No w klubie i dziś..
-
Dziś? – Zadrżał jej głos, och chyba naprawdę ją to poruszyło. Nie możliwe, by
była zazdrosna. Przecież nie ma o co. Nikt jej nie zastąpi.
-
Gniewasz się? Przyczepiła się do mnie jak zwiałem z lekcji, więc poszliśmy na
piwo. – Wyjaśniłem, chcąc zniżyć poziom jej zdenerwowania. Lecz ona prychnęła
lekceważąco, jakby na siłę próbowała mi dopiec i pokazać, jak głęboko ma to w
dupie.
-
Spoko. Ja dzisiaj znowu spotkałam się z Kentinem. – Co? To on się nie odczepił
po ostatnim? Nie doceniałem go.
-
Dlaczego mi nie powiedziałaś, że masz zamiar się z nim zobaczyć?
-
Nie jesteś moim chłopakiem, żebym ci o takich rzeczach mówiła. – Fakt! Nie
jestem jej chłopakiem! Nigdy nim kurwa nie będę! ją, niech spada z takimi
posranymi tekstami. – A w ogóle jakbym ci powiedziała, to znowu byś coś
odwalił. – Dodała z wyrzutami.
-
Mówisz tak, jakby ci na nim zależało.
-
Widocznie tak jest. – Szlak. Nie chciałem tego usłyszeć! Wstałem prędko, co mam
ze sobą zrobić? Jak się uspokoić? Duszę się, coś rozrywa mnie od środka. – Kas?
– Usłyszałem jej zmartwiony głos, idź se z tą troską do swojego kochasia! A
mnie zostaw w spokoju. Daj mi święty spokój!
-
Demon! – Wrzasnąłem, po czym na nic nie czekając ruszyłem pośpiesznie do domu,
klnąc pod nosem. Nienawidzę tego życia. Nienawidzę tego, co się ze mną dzieje.
Nienawidzę tej miłości.
-
Kastiel! – Wyłapałem zbliżający się rozpaczliwy krzyk, co ona wyprawia? Po co
za mną biegnie? Dlaczego się zatrzymuję, miałem uciec od niej jak najdalej.
Słyszysz? Słyszę, więc do jasnej cholery czemu moje ciało protestuje? I czemu czuję
na plecach jej ciepło? Czemu pozwalam na jej uścisk? Tyle pytań, bez żadnych
odpowiedzi.
-
Puść mnie. – Powiedziałem spokojnie, wyprany z emocji. Niczego już nie czułem,
byłem pełen sprzeczności.
-
Nie! Bo jeśli to zrobię opuścisz mnie. – Jakbym mógł to zrobić? Skoro ona
uwięziła mnie w swojej sieci. Chyba nadszedł ten czas, abym się z niej
wyplątał.
-
Nawet jeśli to zrobię, to znalazłaś kogoś, kim możesz mnie zastąpić.
-
Nie mów tak. Nikt nie jest w stanie zająć twojego miejsca.
-
Ale będzie musiał.
-
Nie! – Ścisnęła mocniej.
-
Sucrette ja już nie mogę być twoim przyjacielem. Nie chcę nim być. To koniec
tej relacji, rozumiesz? – Tak, dobrze postępuję. Jestem świadomy utraty jej,
jednakże mam dość udawania. Dziś zakończę naszą przyjaźń, by od jutra rozpocząć
walkę o jej serce jako mężczyzna. Inaczej dalej będę tkwić w tym martwym
punkcie.
-
Kastiel, proszę cię! Nie zostawiaj mnie, obiecywałeś! Nie rób tego! – Ty też
tego nie rób. Nie płacz, bo ciężko mi będzie wdrożyć w życie tą decyzję.
Odwróciłem się, żeby ostatni raz wziąć ją w ramiona jako przyjaciel. Drżała,
cała roztrzęsiona. Pokruszyła się, takie to bolesne. Wiedziałem, że tak będzie.
Że nie da sobie rady, ale będzie musiała. Pragnę jej całym sercem, więc nie
mogę jej dalej krzywdzić moją nieszczerością.
PERSPEKTYWA
SUCRETTE
Od
momentu, kiedy Kastiel zerwał naszą długoletnią przyjaźń minęło już trochę.
Tamtego dnia nie wiem co mu się stało, nie potrafię znaleźć sensownego powodu. Nie
chcę nawet o tym myśleć, bo tylko wspomnienie gromadzi w moich oczach gorzkie
łzy. Tyle już ich wylałam, że do dziś czuję ich słony smak na ustach. Wszystko
się posypało, przeleciało mi przez palce, a ja nie byłam w stanie ich zacisnąć,
aby temu zapobiec. Kastiel odsunął się od nas. Ode mnie, od Iris. Tylko z
Lysandrem utrzymuje kontakty na tym samym poziomie. Dach, na którym razem
jedliśmy, stał się dla nas zamknięty, gdyż żadne z nas już nie kradło kluczy.
Spacery z Demonem przez swoją niezręczność stały się wyprowadzaniem psa na
zmianę. Nawet smsy na dobranoc przestały umilać mi zaśnięcie. Po prostu Kastiel
wycofał się z mojego życia, ruszył osobną ścieżką. A ja? Stałam w miejscu od
czasu do czasu popychana do przodu przez Kentina, Iris no i Rozalię, z którą
dla dobra Lysandra weszłam w coś na kształt przyjaźni, jeśli mogę ją tak
nazywać. Już nie wiem, co ten termin oznacza. Mój pogląd na ten temat,
bezlitośnie zniszczył Kas. Dobra dość! Klepnęłam się dwukrotnie dłońmi w
policzki dla wyzbycia się myśli spychających mnie w dół. Dziś są urodziny
Lysandra, specjalnie zorganizował małą domówkę, aby w końcu wykorzystać moją
znajomość z Rozą i się do niej zbliżyć. Ken czeka na mnie na dole gawędząc z
moją matką, a ja jestem w stanie surowym. Szybko, szybko! Trzeba się jakoś
wystroić.
Ubrana
w czarną, krótką sukienkę oraz lekko umalowana weszłam w towarzystwie Kentina
do niewielkiego saloniku Lysandra. Po krótkim przywitaniu z Iris, usiedliśmy na
skórzanej kanapie obok dziewczyny. Rzadko kiedy tu bywałam, więc ledwo
pamiętałam ten staromodny wystrój tak charakteryzujący rodzeństwo. Jednak jest
coś, czego od zawsze im zazdrościłam. Była to szklana ściana, przez którą można
wyjść na taras, a z niego zejść do pięknego ogrodu urządzonego w stylu angielskim.
Teraz jednak została ona przysłonięta ciemną zasłoną wprowadzającą lekki
półmrok do wnętrza, co romantycznie zgrywało się z blaskiem rzucanym przez
porozstawiane świeczki. Widząc, że Iris i Kentin złapali dobry kontakt,
postanowiłam pomóc krzątającemu się w kuchni Lysandrowi. Pewnie bardzo się
stresuje, więc przyda mu się dodać odrobinę otuchy.
-
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego! – Krzyknęłam wskakując przez otwarte
drzwi, aż Lysander podskoczył przestraszony.
-
Sucrette chcesz mnie do zawału doprowadzić? – Zapytał łapiąc się w okolice
klatki piersiowej. Westchnął ciężko, po czym odpowiedział na mój szeroki
uśmiech.
-
Pomóc ci?
-
Nie ma nawet w czym. – Podeszłam do niego bliżej i oparłam się o marmurowy
blat.
-
A to szkoda. – Zniżyłam wzrok, gdy zaczął wlewać się we mnie smutek.
Zastanawiałam się, czy mogłabym zapytać go, dlaczego Kastiel tak ze mną
postąpił. – Lysander… - Zaczęłam, ale jakoś nic nie mogło mi przejść przez
gardło. Wyraźnie mnie rozszyfrował, bo położył mi dłoń na ramieniu w akcie
pocieszenia.
-
Nie wiem. Naprawdę nie wiem. – Powtórzył, jakby chciał samego siebie w tym
utwierdzić. Wie, ale mi nie powie. Zawsze był przeciwnikiem wtrącania się w
czyjeś życie oraz zwolennikiem wyjaśniania sobie wszystkiego. Tylko mi i
Kastielowi tak trudno przychodzi rozmowa. Zawsze jak się kłóciliśmy,
trzymaliśmy wszystko w sobie, tym samym oddalając się od siebie. Nic dziwnego,
że stwierdził, iż nasza przyjaźń jest bezsensu. Tego już od dawna między nami
nie było. – Nie myśl tyle. Wszystko jest inaczej niż sobie wyobrażamy. –
Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, w ten rozległ się dzwonek do drzwi.
Przyszli spóźnialscy.
Impreza
trwała w najlepsze. Zamiast siedzieć przy stole, jakoś przenieśliśmy się do
pokoju Lysa i okupywaliśmy jego szkarłatny dywan. Lysander wielce
poddenerwowany zagadywał niezgrabnie Rozalię, która piła jeden kieliszek za
drugim. Nie wygląda na zainteresowaną chłopakiem, trochę mi szkoda. Zresztą
między mną, a Kastielem pojawił się cień konwersacji, którego szybko pozbyła
się Debra. Jej klejenie się całym ciałem do jego ramienia i słodkie słówka
wypowiadane szeptem do ucha, działały na mnie jak płachta na byka. Z trudem
trzymałam nerwy na wodzy, moja zazdrość jest destrukcyjna. Usłyszeliśmy ciche
pukanie do drzwi, przez które wszedł uśmiechnięty Leo, pewnie wracający z
pracy.
-
Leo? – Ożywiła się białowłosa piękność podnosząc się na równe nogi i patrząc z
niedowierzaniem na gościa.
-
Rozalia? – Odparł tak samo zdziwiony.
-
Nie wierzę, że Cię widzę! – Zaśmiała się wesoło, podskakując pod niego i
obejmując go w akcie przywitania.
-
Znacie się? – Zapytałam zainteresowana ich przyjacielską relacją. Już widziałam
ten smutek wpadający na twarz Lysia, no nie.
-
Tak. Poznaliśmy się na konkursie krawieckim, lecz jakoś tak się stało, że nie
wymieniliśmy się numerami, no i nasza znajomość się rozleciała. To
przeznaczenie! – Pisnęła, łapiąc się w podekscytowaniu za policzki. Och.
Rozpoznaję rodzaj jej spojrzenia, wpatrzenia jak w obrazek. Jest w nim
zakochana po uszy, biedny Lysander. Widać, on także nie ma szczęścia do
dziewczyn, tak jak ja. Parka pochłonięta swoim światem usiadła z boku,
pogrążając się w żywiołowej dyskusji, podczas gdy radość solenizanta uciekała z
każdą sekundą patrzenia na początek czegoś wielkiego jego brata i jego
ukochanej. Wiem, jak to jest coś takiego obserwować i nie móc zainterweniować.
Zerknęłam na Kasa i Debrę, lecz ku memu zdziwieniu moje oczy zetknęły się z
jego. Uśmiechnął się do mnie, następnie wrócił wzrokiem do swojej głupiutkiej
towarzyszki.
Rozalia
roześmiana jak małe dziecko tuliła się do Leo. Spojrzałam na Lysandra, a ten
przybity sączył wolno piwo, które było jego urodzinowym wyzwaniem. Kątem oka
spoglądał na obiekt, dla którego zorganizował tą małą imprezkę. Widząc jak
bezczelnie Debra zarywa do Kastiela, postanowiłam przenieść swoje niewyrośnięte
ciałko obok białowłosego. Uprzedziłam o tym Kentina rozmawiającego w najlepsze
z Iris.
-
Trzymasz się Lys? – Pogłaskałam go po ramieniu, chcąc jako tako go pocieszyć.
Ten zerknął na mnie strapiony.
-
Jakoś. Aż tak głębokie to uczucie nie było, więc przejdzie mi prędko. –
Uśmiechnął się krzywo. Nie musi się zmuszać, doskonale wiem jak się czuje.
-
Dobrze, że jesteś taki silny. W moim przypadku jest gorzej. – Westchnęłam
opuszczając głowę.
-
Ale tobie z Kentinem się układa. – Odparł smętnie. Pff jak koleżance z kolegą,
chyba nie myśli, iż jesteśmy parą. Nie mogłabym być z kimś, kochając kogoś
innego. Nic nie zauważył? Czyli muszę być dobrą aktorką, że nie zorientował się
jak lecę na jego przyjaciela. Tak, jego. Nie jest już nasz, jest tylko i
wyłącznie jego. Przetarłam piekące oczy, nie pozwalając wypłynąć łzom.
-
Nie mówię o nim. – Przyznam się przed nim, może w ten sposób czegoś się dowiem.
Czy w ogóle coś znaczyłam dla Kastiela? Tak łatwo przyszło mu mnie wyrzucić ze
swojej codzienności, więc nie liczę na to. Pewnie tylko udawał, aby mnie nie
zranić, a naprawdę miał dość tej porypanej znajomości i mnie. Upierdliwej
dziewczyny, podążającej za nim jak cień.
-
A mogę wiedzieć o kim? – Popatrzeliśmy po sobie. Powiedzieć mu, czy nie?
-
Dobra ludzie, gramy w butelkę! – Krzyknęła rozbawiona Rozalia, odklejając się
od swej męskiej ofiary. Siedzieliśmy w prowizorycznym kole, więc położyła pusty
flakonik po piwie na środek. Zakręciła nim, typując Kentina. Oj biedak, idzie na
pierwszy ogień. Widząc zajaranie dziewczyny nie ma bata, żeby się wycofać z
zabawy. Pogadam z Lysem kiedy indziej, myślę, iż będzie jeszcze okazja.
-
Hihi. – Zachichotała jak szaleniec, potrafi być przerażająca. – Pytanie czy wyzwanie?
-
Pytanie. – Niby bezpieczniejsze od tego drugiego, ale znając Rozę przywali mu
czymś zawstydzającym.
-
Hmm. – Rozejrzała się dookoła, po czym zatrzymała wzrok na mojej niewielkiej,
podkulonej posturze. Zabłyszczały jej oczy, a usta niebezpiecznie wykrzywiły
się do góry w kącikach. Poczułam się nieswojo, gdy wróciła spojrzeniem do Kena.
– Fantazjujesz o Sucrette? – O co ona go pyta, pokręciło ją? Wszyscy nagle się
zainteresowali, nastawiając uszy. Nawet Kastiel uśmiechnął się kpiąco, pewnie z
myślą: „Kto może fantazjować o takiej dziecinnej desce?” Ma to wypisane na
swojej twarzy.
-
To ja już wolę wyzwanie. – Zarumienił się.
-
Nie ma zmiany! Odpowiadasz szczerze, albo coś zdejmujesz. – Zagroziła palcem,
ściskając w objęciach butelkę jak skarb.
-
Co to za zasady? – Oburzył się, wymyślonym na bieżąco kodeksem panny Rozalii.
-
Normalne, to co? Jaka jest twoja odpowiedź? – Zaparcie ciągnęła dalej. Widać,
jaką radość jej to sprawia. Powoli i ja czułam się zawstydzona, a to nie mnie
pytają.
-
Tak. – Odparł cicho, stając się czerwonym jak maki. Co? Zerknął na mnie, przez
głośny śmiech podekscytowania białowłosej. Matko, dziwnie się czuję z tą
informacją. Kas miał minę, jakby się zezłościł. Widzisz, jednak komuś się
podobam… Brr. Wstrząsnęłam się. To naprawdę dziwne. – Dobra! Teraz ja! –
Wrzasnął, próbując zachować zimną krew. Wyszarpał szklany pojemnik i zakręcił.
Wypadło na zaskoczoną Iris. No ładnie, ładnie. Jakby nie siedziała obok niego
to znowu wylosowało by go. Przyciąga coś ten dziubek.
-
Pytanie czy wyzwanie? – Spojrzeli na siebie.
-
Eee. Wyzwanie? Nie! Jednak pytanie. – Zawahała się, nie zdecydowana. Chyba
trochę się stresuje. Kentin posłał mi podejrzany uśmiech.
-
Ostatnio była u ciebie na noc Su, co robiłyście? – O nie! To było wtedy, kiedy
chwycił mnie dołek przez Kastiela. Nie pamiętam dokładnie tamtego wieczoru. Miałam
depresję i nic nie jadłam, więc nieźle mnie siekło.
-
Te! Czemu to kręci się wokół mnie! Protestuję! – Zawołałam, krzyżując ręce.
Boję się, co ta dziewczyna może opowiedzieć, skoro sama dokładniej nie wiem, co
czyniłam.
-
Bo jesteś najciekawszym tematem. – Wtrąciła się Rozalia, siedząc obok
wyglądającego na zmęczonego Leo.
-
Nie buntuj się kurduplu. No dawaj Iris, opowiadaj. – Zaciekawił się Kastiel.
Serio? Jak ja już dawno nie słyszałam tego wyzwiska, aż brakło mi słów.
-
Mmm Sucrette przywędrowała do mnie z flaszką, którą później dudniła sama, bo ja
nie miałam ochoty. Nie wiem dlaczego, ale z każdym kolejnym kieliszkiem
zaczynało jej coraz bardziej odbijać, aż w końcu zupełnie odleciała w
szaleństwo. Najpierw wykrzykiwała przez okno jakieś obelgi do gwiazd… – Czuję
jak moje policzki stają się coraz gorętsze ze wstydu. Zakryłam oczy dłońmi,
kiwając głową z politowaniem dla mojej rozsypującej się godności. – … Potem chcąc zwrócić zawartość żołądka
błądziła po pustej ścianie w poszukiwaniu drzwi. Przed łaskawym pójściem spać
wybrała jakiś numer i po zadzwonieniu zaczęła wyznawać miłość do… – Ucięła,
orientując się, że za dużo powie. Tak, pamiętam to. Osobą, do której wtedy
zadzwoniłam był Kentin. W kontaktach mam zapisanych ich jeden po drugim, więc
łatwo było mi się pomylić. Dobrze, że byłam na tyle pijana, iż nie wymówiłam
imienia. – … No, to tyle. – Część osób zaczęła się ze mnie wyśmiewać.
-
Do kogo było kierowane jej wyznanie? – Dopytał Kentin. Niech się tak lepiej nie
interesuje.
-
Jedno pytanie miało być. – Ożywiła się Debra. A tej co? W sumie to ratuje moją
chudą dupę. Nie chciałabym, żeby Kastiel w taki sposób dowiedział się o
zakochaniu w nim.
-
Nie. Ja też jestem ciekawy. – Dodał czerwono włosy. Jego to już kompletnie nie
rozumiem.
-
To zadasz jej to pytanie jak ją wylosujesz. Kręć Iris. – Odparł Lysander. – To
nie w taki sposób powinno się o tym mówić. – Szepnął mi do ucha. Jest cudownym
facetem, dzięki Ci Boże za niego. Posłałam mu wymowny uśmiech. Tym razem
wypadło na Rozalię. Ta szczęśliwa zażyczyła sobie wyzwanie, jakim było
odegranie miłosnej scenki z poduszką zwaną od dziś „Zdzisław”. Siedząc z swoim
nowym, puchatym ukochanym na kolanach, gwałtownie zakręciła. O szlak! Widziałam
te wszystkie uśmieszki, zaraz padnie wielce interesujące ich pytanie.
-
Wyzwanie! – Wolałam już poudawać małpę niż wyjawić prawdę. Dziewczyna spojrzała
na mnie i na Kastiela. Ona wie o moim zauroczeniu, domyśliła się.
-
Pocałuj się z Kasem. – Pisnęła, a pode mną osunął się grunt. Co? Pocałunek? Z
Kastielem? Jak mam jej okazać wdzięczność?
-
A może jednak ze mną? – Zaproponował zaniepokojony Kentin.
-
Popieram! – Zasalutowała Debra. Roza westchnęła, uginając się pod ich wpływem.
Nie! Ja chcę z Kasem. Z nikim innym.
-
Wyzwanie odnosiło się do mnie, nie ma zmian. – Rzekł Kas. To znaczy, że nie ma
nic przeciwko? Mogę, naprawdę? Mój sen, marzenie się ziści. Na kolanach
przybliżyłam się do chłopaka. Nie wierzę w to! Dziękuję Roza, uwielbiam Cię!
Podciągnęłam się w górę i… Posmarowałam skrawek policzka, bo Debra bezczelnie
mnie popchnęła. Rozpacz. Czarna rozpacz. Usłyszałam za sobą westchnięcia ulgi
oraz zawodu. Wstałam zdołowana.
-
Idę do łazienki. – Oznajmiłam smętnie. Zerknęłam jeszcze na bacznie
przyglądającego mi się Kastiela, po czym opuściłam pokój.
________________________________________
Tak jak obiecywałam są dwa rozdziały w jednym! :D Wyszło trochę długie. Wybaczcie za przekleństwa w perspektywie Kastiela, ale nie mogłam ich niczym zastąpić XD (w końcu to Kastiel)
Dobra, a teraz chwalić się! Kto jest szczęściarzem i ma ferie? :)
Pozdrawiam ♥
Cześć!
OdpowiedzUsuńMuszę Ci powiedzieć, że dzisiaj co chwilę właziłam na tego Twojego bloga i czekałam aż dodasz te dwa rozdziały. No i się w końcu doczekałam!
Tylko wiesz co? Jestem strasznie rozczarowana...
CZEMU TYLKO POLICZEK z tego wyszedł? Okropnie nad tym ubolewam. Ogólnie, czytając rozdział i dochodząc do tego momentu, w którym padło hasło "butelka", czułam, że oni się w końcu pocałują. I tak cholernie czekałam na tę chwilę, na ten ICH moment, a tu POLICZEK!
Normalnie mokrą szmatą w pysk!
Oczywiście nie bierz tego do siebie! Bo oczywistością jest, że oba rozdziały bardzo mi się podobały. Z resztą tak samo jak każdy inny. Tylko wiesz, kibicuje im i chciałabym, żeby w końcu coś tak zaiskrzyło na maska, żeby poczuli coś takiego wow! A nie tylko takie tam chowanie tego uczucia gdzieś w środku. Marzy mi się, żeby ta ich miłość wybuchła w końcu jak jakiś wulkan i spaliła wszystko dookoła!
Dobrze... Może teraz jakieś konkrety. Ogólnie to cały czas uważam, że Kastiel jest głupi i zamiast iść za ciosem, to musi sobie oczywiście wszystko komplikować. Początkowo myślałam, że jeżeli zrezygnuje z przyjaźni z Su, to na drugi dzień (że tak powiem) zacznie do niej podbijać, starać się, flirtować. No rozumiesz nie? Smalić cholewki. Będzie o nią walczył jak jakiś lew, czy samiec alfa, a tu na imprezie u Lysa pozwala Debrze lepić się do siebie... Motyla noga, no!
Su w sumie mogłaby już trochę odsuwać od siebie Kentina, skoro i tak wie, że nie będzie mogła z nim być, bo kocha kogoś innego. Szkoda, że nie przyznała się Lysandrowi, że to o Kasa chodzi. On wtedy wszystko wypaplałby swojemu przyjacielowi i pomógłby połączyć się naszej parce. Taki kupidynek by z niego był.
Co do Lysa, to tak mi się go szkoda zrobiło, gdy Roza rzuciła się na Leo. Straszna jest taka nieodwzajemniona miłość... I to jeszcze jego ukochana zauroczyła się jego rodzonym bratem! Chyba też poczuł się, jakby dostał mokrą szmatą. Witak w klubie Lys!
No nic... Strasznie komplikujesz im życie. Z jednej strony jest to denerwujące, bo ja już bym chciała, żeby było cukierkowo, ale z drugiej (i ta strona zdecydowanie przewyższa pierwszą!) dzięki temu ta historia jest tak wciągająca i ciekawa, i trzyma w napięciu. I już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału. Mógłby być tak długi jak te dwa, albo i dłuższy, bo strasznie szybko mi się czytało! Pewnie dlatego, że chciałam jak najszybciej przeczytać o ich pocałunku, a tu... Policzek... Tyle przegrać... Nie zasnę, bo będę to przeżywać...
Na koniec tylko dopiszę coś o poprzedniej Twojej parce, bo nie skomentowałam rozdziału, a był tego wart! W tamtej historii, jak na razie, nie komplikujesz. Lys i Su wyznali sobie miłość, co prawda ona zrobiła to nie do końca tak, jak powinno to wyglądać, ale liczy się efekt. Są razem naprawdę, nie na niby. Fajnie. Ucieszyło mnie to, że Lys również zdeklarował swoje uczucia, a nie zamiótł wyznania Su pod dywan. I niech będą żyli długo i szczęśliwie! Tylko pewnie im też pokomplikujesz nieco sprawy, nie?
Nie mam bladego pojęcia, czy ten komentarz ma jakiś sens, ale mam nadzieję, że coś z niego zrozumiesz i nie bardzo pogmatwałam... Podsumowując: bardzo mi się podoba to co robisz! Rób to dalej. Nie obraziłabym się, gdybyś dodawała rozdziały częściej i były dłuższe.
Ściskam Cię mocno i życzę ogromu weny, żebyś nas tutaj mogła raczyć kolejnymi fantastycznymi rozdziałami;)
Wow! Wielkie wow! Ty to zawsze potrafisz mnie zaskoczyć, kochana :* cudny komentarz, który przeogromnie mnie uszczęśliwił. Lubię czytać Twoje rozmyślenia, bo mam tą świadomość, że naprawdę zagłębiasz się w moje twory ^^ doskonale rozszyfrowalas moją tendencję do komplikowania bohaterom życia. (ono nie jest tak kolorowe, ale zawsze ma rozwiązanie i lepsze dni) Jednak wszystko co piszę jest odgórnie zaplanowane i tak zwany przez Ciebie "wybuch" będzie efektem tego, co teraz dzieje się między tą parka. Jeszcze wiele przed nimi :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję ~ :* ściskam także, trzymaj się *_*
Gra w butelkę chyba jest wielkim problemem dla zakochanych ;D Cały czas czekam, aż Kastiel powie Su prosto z mostu, że ją kocha, a nie będzie owijał w bawełnę. W sumie szkoda mi Lysia, ale od początku miałam podejrzenia, że na tej imprezie okaże się, że Roza i Leo są parą, albo Rozalii podoba się on. Debra mnie denerwuje z tym klejeniem się, uważam, że nie byłoby źle, gdyby Kas "troszkę" gorzej ją potraktował tzn. nie chodzi mi tu o jakieś wyzwiska czy bójkę, ale mógłby jej trochę wygarnąć, rozumiem, że każdy ma prawo się z kimś zadawać, ale nienawidzę "klejenia" się i podlizywania.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i czekam na następny rozdział :3
Jest problem, to fakt ^^ I trzeba poczekać :)
UsuńDziękuję i pozdrawiam serdecznie ♥ Do następnego :*
Kurde czemu tylko policzek !!! Łamiesz mi serce :( Chce wreszcie ten pocałunek a rozdział jak zwykle świetny następne mogą być takie długie jak te dwa to szybko się to czyta i smuci gdy dociera do końca.Pozdrawiam i życzę weny.A i już od dawna komentuję twój blog jako anonim więc od teraz będę się podpisywać Kassiniella abyś wiedziała, że to ja i jeszcze raz pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń~KASSINIELLA~
No bo jeśli bym zrobiła w usta, to nie byłoby to za bardzo przewidywalne? Ale myślę, że Ci to wynagrodzę :D (ho ho ho złowieszcze plany)XD
UsuńPozdrawiam i dziękuję za pozostawianie po sobie śladu! ♥ Bardzo je doceniam :*
Lyś się zakochał, Lyś się zakochał!!! I to w kim? Totalne zaskoczenie! (jeżeli to było wiadome z poprzednich rozdziałów, wybacz, wciąż nadrabiam zaległości xD).
OdpowiedzUsuńA potem ten incydent z Leo. Współczuję białowłosemu...:(
I Kastiel...już wcześniej powinnien o nią walczyć!
Zabawa w butelkę? Niektórzy mają z nią niezbyt miłe wspomnienia. Uwierz mi...:). A to wyzwanie z pocałunkiem? Chciałabym żeby się wydarzyło...dlaczego tak się nie stało?!
Co do całego rozdziału, jak zawsze był perfekcyjny. No może czasem coś mi nie pasowało w języku. Ale jestem kiepska w takich sprawach, więc się nie wtrącam. ;)
Z niecierpliwością czekam na następny!
Życzę weny i dużo czasu na pisanie...
Do następnego!
Ps. zapraszam na nowy rozdział! :*
Wierzę, sama posiadam taki ( = won mi z pamięci wy złe wspomnienia, a kysz =) XD
UsuńBo byłoby to zbyt przewidywalne, ale bez obaw, myślę, że kolejne rozdziały Cię zaskoczą -> oczywiście w pozytywny sposób! :D
Dziękuję i pozdrawiam :*
AAAWWW rozdział okej nic dodać nic ująć pozdrawiam i życzę Duuuuuzo weny Harusia ❤
OdpowiedzUsuńDzięki, dzięki ^^ Również pozdrawiam ♥
UsuńMega rozdział muszę przyznać! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
http://uwiezionasercem.blogspot.com/
Pozdrawiam i weny życzę!