30 stycznia 2016

Sucrette & Kastiel part XV

PERSPEKTYWA SUCRETTE

Wyprana z emocji sięgnęłam po sukienkę. Jednak nie potrafiłam jej na siebie wciągnąć. Stałam na środku bolesnej przestrzeni, ślepo patrząc na podłogowe kafelki. Czarna dziura w mojej klatce piersiowej wciągała mnie w rozpacz. Moje ciało stało się drżącą skorupą. Nie potrafiłam przyjąć do świadomości tego, co zaszło przed chwilą. Czułam na sobie znikome ciepło Kastiela, jego dotyk, pocałunki, będące dla niego tylko zabawą. Te ślady boleśnie wżynały się w moją skórę, by przesiąknąć do roztrzęsionego serca. Zniewolił mnie, dał mi się posmakować, żeby uzależnić. Nie miałam pojęcia, jak łatwo doprowadzi mnie do stanu podobnego do głodu narkotykowego. Tak bardzo go pragnę, lecz nie mogę pozwolić sobie na więcej, bo gdy przedawkuję to zasnę w długowieczny sen cierpień gorszych już od samej śmierci. Zostawił mnie samą z upokorzeniem i zhańbieniem. Wstyd mi, że jeszcze ośmielam się za nim tęsknić.

Zatrzymałam się przed drzwiami do pokoju Lysandra. Czułam strach przed ujrzeniem Kastiela. Chociaż serce łomotało mi jak opętane, musiałam się przełamać. Zacisnęłam drżące pięści, uniosłam podbródek do góry, wmawiając sobie siłę i dumę, którą utraciłam w łazience. Nacisnęłam klamkę, uchylając drzwi. Szybkie oględziny wnętrza. Uff. Nigdy, aż tak mi nie ulżyło, że kogoś nie widzę. Trzeba uciekać, póki mam do tego okazję. Ken na mój widok zerwał się na równe nogi. Jednakże ja nawet nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy, zresztą nikomu stąd.
- Kentin idziemy już. – Odparłam łamliwym głosem. Nie spodziewałam się, że tak trudno będzie mi wydobyć z siebie dźwięk. Odwróciłam się na pięcie, skrycie zakrywając oczy. Nie, proszę! Jeszcze nie teraz. Dopiero, gdy dojdziemy do domu… Słyszycie moje łzy? Posłuchajcie się, ten jeden raz.
- Pożegnajcie od nas chłopców. – Usłyszałam za sobą zatroskany ton, widać nie udało mi się zagrać, iż wszystko okej. Znajoma dłoń uchwyciła moją, a mój policzek został przyklejony do kojącego ciepła.
- Su… Uważajcie na siebie. – Ostrzegła Iris pewnie z tym swoim zmartwionym wyrazem twarzy. Kentin pociągnął mnie ze sobą. Jego dbanie i czuwanie nade mną pozwoliło mi na bezgraniczne zaufanie w bezpiecznym wyprowadzeniu z tego cholernego domu. Poczułam powiew świeżego powietrza. Wyszliśmy już? Uniosłam wzrok, spoglądając na Kastiela wychodzącego zza zasłony zakrywającej taras. Gdy nasze oczy się spotkały, on zatrzymał się jak wryty, a mi przeszedł bolesny dreszcz po linii kręgosłupa. Gdyby nie ciągnięcie przez Kena, zastygłabym jak kamień. Uciekłam spojrzeniem na boje buty, ściskając mocniej mojego wybawiciela.

Szliśmy w grobowej ciszy. Robiliśmy małe kroki pogrążeni w własnych myślach. Noc była chłodna, więc wtuliłam się w puchaty szalik. Już dawno puściłam rękę Kentina. Nie mogłam jej trzymać, jakbyśmy byli parą zakochanych. Nie, kiedy czuję się rozchwiana emocjonalnie.
- Sucrette czy… - Zawahał się, widać ciężko mu przychodzi zadanie pytania. - … Stało się coś między tobą, a Kastielem? – Zmarszczyłam brwi skołowana. Opuściłam głowę uginając się pod jego wierzącym we mnie wzrokiem. Westchnął ciężko, biorąc moje milczenia za twierdzącą odpowiedź. – Czy to do niego było skierowane tamto wyznanie? – On znów o tym. Wyrzuty sumienia krążyły w moich żyłach, obierając sobie za źródło depresję. Zabolał brzuch, na którym wyżywał się mój stres. Wszystko stało się takie zagmatwane.
- Sucrette nie milcz tak. – Przesiąkł do mojej małżowiny usznej zrozpaczony głos.
- Nie wiem co mam ci powiedzieć. Ja i Kastiel to szmat czasu w przyjaźni. Był przy mnie zawsze, teraz jednak odszedł. Zerwał ze mną znajomość.
- Nie wygląda na to. – Odparł z lekkim wyrzutem. Zebrałam w sobie resztki odwagi i popatrzyłam na niego.
- Ale tak jest. – Oznajmiłam twardo. – Deklarował, że to koniec, po czym wyrzucił mnie ze swojego życia jak przedmiot. Jeśli ma zachciankę to sięga po mnie, by po chwili zabawy odstawić, bo się zdążył znudzić. – Zatrzymaliśmy się. Kentin przypatrywał mi się zaskoczony. Nie potrafię stwierdzić, czy to przez moje słowa, czy przez spływające po policzkach krople. – Nie wiem, czy on wie, co to miłość. Jak to jest, kochać kogoś tak bardzo, że pozwalamy sobą pomiatać, obrażać i ranić. Kiedy dla dobra tej drugiej osoby, jesteśmy zdolni skazać siebie na cierpienie. Czy zna smak łez? Czy też zna stan, gdy nie możesz jeść, spać, funkcjonować przez ciągłe myślenie o tej drugiej osobie? Jak to jest budzić się i zasypiać wypełnionym nieodwzajemnionym uczuciem? Jaka nie przyjemna jest wciąż mokra poduszka? Codziennie wstawanie bez chęci do życia? Czucie pragnienia nie otworzenia rankiem oczu? Jak to jest…
- Dobrze. Już dobrze. Uspokój się. – Przytulił mnie mocno, pozwalając na spokojne dojście do siebie.
- Kentin przepraszam cię. – Głaszcząc moje włosy, oparł swój podbródek o czubek mojej głowy.
- Nie płacz, proszę. Nie chcę cię mu oddawać, skoro doprowadza cię do takiego stanu. Wiesz, że jestem w stanie pokazać ci, co to szczęśliwa miłość. Jeśli będziesz chciała o nim zapomnieć, nie bój się wykorzystać w tym celu mnie. Chciałbym być tym, który zadba o twój uśmiech i abyś odzyskała sens porannego opuszczania łóżka. – Oznajmił spokojny, tonem pełnym cierpliwości oraz nadziei.
- Kentin dziękuję, ale ja tak nie mogę. – Pociągnęłam nosem.
- Wiem. – Burknął smutno.

Niedzielny dzień minął mi z prędkością światła. Podjęłam decyzję o zaczęciu nowego życia. Bez Kastiela, którego mam już po dziurki w nosie. Dość łez, dość rozpaczania. Postaram się wyzbyć wszystkiego, co było źródłem nieszczęścia. Moja osobowość nie pozwala mi przyjąć uczuć Kentina. Nie w takim stanie. Wpierw muszę ustatkować moje serce. Siedziałam na łóżku z chęcią pójścia spać. Wyznaczyłam sobie za cel, nie myślenie o „pewnej osobie”. Nawet udało mi się zignorować jego telefony. Niech spada na drzewo. Wycierałam właśnie włosy, kiedy kolejny raz tego dnia odezwała się moja komórka. Spojrzałam na wyświetlacz. Jej, to się szczerze nie spodziewałam.
- Halo? – Odebrałam zaskoczona.
- Su, gdzie jesteś? – Eee? Co to za pytanie? Zmarszczyłam brwi i niepewnie odparłam:
- W domu.
- Powiedz mi, czy ty jesteś z Kentinem? – Zmarszczki na czole pogłębiły się w zadziwieniu na łamiący się, piszczący głos Rozalii. Trochę zaczęłam się niepokoić.
- Czemu jesteś taka roztrzęsiona, co się dzieje? – Zmartwiłam się, bo dziewczyna raczej nie dzwoni do mnie z taką dawką emocji. Zazwyczaj rozgaduje się o swoich nowych, unikatowych nabytkach w shoppingu.
- Odpowiedz! Kochasz Kastiela? – Ech?
- Przecież wiesz… - Westchnęłam przygnębiona.
- Kochasz, czy nie? – Zabrzmiało poważnie, nie wiedziałam, że stać ją na taką dominację.
- Kocham. – Odpowiedziało za mnie niespokojne serce. Kurcze! Czemu wtedy, kiedy nie chcę o nim rozmawiać, ona rozpoczyna ten temat?
- Szlak! – Prychnęła. – Nie wiem, czy powinnam… Kurde powiem ci. Debra dzwoniła do mnie i chwaliła się, iż wymyśliła plan jak zaciągnąć Kasa do łóżka. Sucrette wiesz jaka ona jest. Jeśli jej na czymś zależy to użyje wszystkiego, aby to zdobyć. – Znieruchomiałam ogarnięta niewytłumaczalnym strachem. Mój niepokój wzrósł, jakby przeczuwał wielką tragedię.
- Po co mi to mówisz? – Starałam się, by mój głos był naturalny, więc dlaczego mnie zawodzi i drży?
- Nie rozumiesz? Biegnij do niego i zapobiegnij tej zdradzie.
- Jakiej zdradzie? Kastiel nie jest moją własnością, nic nas nie łączy. – Wykrzyczałam zdenerwowana. Nie na nią, tylko na siebie. Jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi, mającymi wspólną przeszłość, która i tak nie ma znaczenia. To co było, to było.
- Suśka ty nic nie wiesz, co? Lysander mnie zabije, ale trudno. Kastiel cię kocha, szaleje za tobą. Zerwał waszą przyjaźń, ponieważ chciał zawalczyć o twoje serce. Wczoraj coś się między wami wydarzyło, prawda? Gdy zobaczył, że zwinęłaś się z Kentinem najpierw ogarnęła go mała furia, a potem zalał się w trupa. Nie mogliśmy go ogarnąć, wciąż bełkotał jak wiele dla niego znaczysz. Wszyscy, łącznie z nim myśleliśmy, że ty i Ken to para.  On jest durny. Głupi jak but. Boi się odrzucenia, boi się skompromitowania. Ty najlepiej to wiesz, jakim jest tchórzem. A dziś, możliwe, iż za zasługą Debry podda się. Leć do niego. – Co ja mam myśleć? Jej słowa weszły mi jednym uchem, by wyjść drugim. Przeleciały przeze mnie, w ogóle nie przyswojone przez mój umysł. Mimo jej słów, nie będę rzucać się do gonitwy za nim.
- Pogięło cię? On ma chyba rozum i pohamowanie?
- Su to jest facet. Nie zapominaj. W dołku nie za bardzo używają mózgu. No i jak półnaga laska wejdzie mu do łóżka to pokieruje się tylko jednym.
- Rozalia… - Dalej nie jestem pewna.
- Ten ostatni raz zawalcz o niego. Ty bądź tą, która wykona pierwszy krok w stronę waszego wspólnego szczęścia.
- Ostatni raz! – Zawtórowałam wstając z łóżka.
- Do dzieła mała. Zadzwonię do Debry, żeby zdobyć ci czas. Mam nadzieję, że w poniedziałek wam pogratuluję. – Zawołała podekscytowana. Niech mi pożyczy tego swojego entuzjazmu, bo dalej się waham, czy dobrze postępuję. W końcu miałam o nim zapomnieć.

Zadzwoniłam do drzwi w towarzystwie szczekania Demona. Osoba, która mi otworzyła rozsypała mój światopogląd.
- Ty tu? – Zapytała rozczesana Debra, szczelnie owinięta kołdrą z łóżka Kastiela.
- Gdzie Kastiel? – Udawałam nie przejętą jej stanem, choć miotały mną różnego rodzaju emocje. Od złości, po obrzydzenie. Pies nie wybiegł mi na przywitanie, tylko gdzieś zamknięty rozpaczliwie skomlał.
- Kąpie się. – Chciałam wejść do środka, lecz zatarasowała mi ręką przejście. – Wiesz, to nie jest za dobry moment.
- Niby czemu? – Zmierzyłam ją byczym spojrzeniem, mając ochotę zdzielić ją w ten głupi ryj.
- Bo widzisz ja i Kas… - Zarumieniła się, uśmiechając pod nosem w zawstydzeniu. Dobrze rozpoznawałam ten wyraz. Nie mogę w to uwierzyć. Spóźniłam się.
- Zrobiliście „to”?
- Eee, tak głupio prosto z mostu o tym mówić. – Nie udawaj cnotki, gadaj zaraz, bo nie wytrzymam.
- Zrobiliście? – Wydusiłam przez zaciśnięte zęby.
- Tak. – Odsunęła trochę przykrycia, pokazując w ten sposób świeże malinki na szyi. Zrobiłam chwiejny krok do tyłu. Co? Nie mogę tego pojąć. Straciłam go, bezpowrotnie. To koniec. Nie wybaczę mu tego. Tknąć ją… Bo ja mu nie dałam? Tak? Jak nie ja, to inna? Zawiodłam się. Jak on mógł mi to zrobić? Ulec jej i niby mnie kochając? Gówno jest dla niego cenniejsze. Gdybym była dla niego ważna to trzymałby ręce przy sobie. Rozpacz. Czuję żal, nienawiść, wściekłość. Jak ja mogłam uwierzyć w paplaninę Rozalii? – Ach Kastiel jest taki cudowny. Niby delikatny, a jednak gwałtowny. A jaki jest Kentin? – Czy ta laska jest normalna? Odpowiedziałam jej środkowym palcem, po czym uciekłam z miejsca zbrodni na moim sercu. Zabili mnie! Moją miłość. Biegłam przed siebie nic nie widząc. Oślepłam, ogłuchłam. Wiatr rozwiewał moje łzy. Nie mogę! Opadłam na kolana. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, nie udźwignęły tego ciężaru. Wrzasnęłam, kuląc się. Dusiłam się płaczem, wszystko mnie bolało. Rzygać mi się chciało. Rozrywało mnie na malutkie kawałki. Sypałam się jak ruina. Wtem rozległ się dzwonek mojego telefonu. Cała zasmarkana, zapłakana wygrzebałam go, bo wiedziałam kto jest po drugiej stronie. Potrzebuję go.
- Kentin pomóż mi… - Wyjęczałam do słuchawki.

___________________________________________________

Hej Kochane moje! Mam dla Was trochę przykrą wiadomość. Otóż dzisiejszy rozdział o Lysandrze się nie pojawi. Jednak nie martwcie się, w następną sobotę nadrobię to i tak jak było z Kasem wrzucę dwa fragmenty :) Wybaczcie mi po raz kolejny :<

25 stycznia 2016

Sucrette & Kastiel part XIV

PERSPEKTYWA KASTIELA

Nie udało się, chyba zamorduję Debrę. Tak mało brakowało.
- Idę do łazienki. – Uprzedziła wstając jakoś przybita. Czyżby też chciała? Zerknęła na mnie, czy to znak? Opuściła pokój, a ludzie zaczęli rozmawiać.
- Pójdę po piwa. – Oznajmiłem zamykając za sobą drzwi. Podszedłem pod pomieszczenie, w którym powinna się teraz znajdować. Nie zakluczyła się, więc bez namysłu wszedłem. Stała przy pralce, tyłem do mnie. Słysząc skrzypnięcie odwróciła się na pięcie. Zakrywała dłońmi usta, które pragnąłem teraz wykorzystać.
- Co ty wyprawiasz… - Zaczęła swój monolog, odsłaniając zaróżowione wargi. Coś mnie natchnęło, poczułem impuls nakazujący mi przejść do ataku. Tym razem ulegnę, dość wstrzymywania się. Ruszyłem w jej kierunku wypełniony adrenaliną. Omiotło mną pożądanie, tłumione już za długo. Czas dać mu upust. Podniosłem ją, pchając do tyłu. Posadziłem na blacie machiny, by była mniej więcej na równi. Sprawnie znalazłem się między jej kolanami. Złapałem jej piękną, nieskazitelną buźkę. – … Kastiel! – Kontynuowała paplaninę.
- No zamknij się. – Wydusiłem z siebie, łącząc nasze usta w zachłannym pocałunku. Tyle lat marzyłem o tej chwili. Teraz mogę bezkarnie bawić się jej wargami. Delikatnie przygryzać, muskać, ssać, a ona nie pozostawała na to obojętna. Współgrała ze mną, nie protestując. Zaangażowana objęła mnie, zagłębiając się dłonią w pasma włosów. Szarpiąc je lekko, przycisnęła się ciałem niwelując przestrzeń między nami. Czuliśmy swe ciepło, które wyrównało się dając nam znać o naszym dopasowaniu. Czułem rytm naszych serc bijący w ten sam przyśpieszony sposób. Uaktywniła się moja chciwość, bo pragnąłem więcej i więcej. Włożyłem jej język, jednak już na niego nie wiedziała jak reagować. Słodka świadomość bycia pierwszym! Jeszcze bardziej mnie to nakręca. Nagle odepchnęła mnie lekko. O nie! Zorientowała się, co się dzieje? Walnie mi w pysk?
- Ka… - Odetchnęła zarumieniona. – Ja nie umiem. – Tym się przejmuje? Jest niemożliwa.
- Rób to co ja. – Odparłem wracając do przerwanej czynności. Jej nieporadność powoli ustępowała pewności. Była dobra, najlepsza! Kurwa! Złapałem jej szyję, nie mogąc trzymać rąk przy sobie. Podniecenie rosło, niebezpiecznie naginając moją stabilność. No nie! Nie dam rady! Pragnę jej. Chcę wziąć ją tu i teraz! Powędrowałem ostrożnie po jej plecach, aby sięgnąć zamka. Nie zaprotestowała, gdy go rozsunąłem. Podparła się o mnie, dźwigając lekko tyłek, bym mógł podciągnąć czarną szmatkę do góry. Przerwaliśmy na chwilę głęboki pocałunek, ażeby pozbyć się sukienki i mojej bluzki. Odkryłem przed sobą najpiękniejsze ciało, jakie w ogóle widziałem. Biust wyłaniający się z koronkowej bielizny, kusił mnie jak diabli. Nie mogę jej nazywać deską. To grzech, bluźnierstwo. Wstyd mi za te wszystkie wyzwiska. Mam ją teraz przed sobą, nie dzieciucha tylko piękną kobietę, która jest destrukcyjna dla mojego pohamowania. Przytuliła mnie czule, jeżdżąc paznokietkami po moich łopatkach. Ucałowałem ją w główkę, po czym zacząłem schodzić niżej. Językiem smakowałem jej słodkawą skórę na szyi i ramionach. Dziewczyna drżała, naprężając się po każdym styku moich ust z jej rozpalonym ciałem. Wzdychała mi do ucha, gięła się i wbijała pazurki. Proszę, niech nie zachowuje się tak przy nikim innym. Niech tylko mój dotyk doprowadza ją do takiego stanu. Nie chcę się nią dzielić. Moją pierwszą i jedyną miłością. Całując kości obojczyka, zsunąłem palcami po jej linii kręgosłupa sprawiając, że wydała z siebie przytłumiony dźwięk rozkoszy. I już, gdy miałem zająć się pozbyciem stanika, padło mrożące krew w żyłach pytanie:
- Kastiel czy to coś dla ciebie znaczy? – Ech? Jak mam jej odpowiedzieć?
- A dla ciebie? – Wolałem wybadać grunt. Odsunąłem się kawałek.
- Pierwsza zadałam pytanie.
- To pierwsza odpowiedz. – Dystans powiększał się z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem.
- Byliśmy przyjaciółmi… - Przez klatkę piersiową przeleciał mi zimny sopel. Myślałem, że usunąłem już tą etykietkę. Że jestem dla niej obcy… Widać, za krótko to trwało. Pośpieszyłem się. Kurwa! Tylko czy tak zachowują się przyjaciele? To nie jest normalne, żeby jedno na drugiego się rzucało, chcąc czegoś więcej. Nie wierzę. Co za głupie dziewczę. Nie. To ja jestem głupi. Miałem walczyć o jej serce, ale nawet tego nie potrafię odpowiednio zrobić. Słaby jestem, żałosny. Myślałem, iż będzie moja. Moja! Lecz to nie takie proste, gdy tylko jedna strona kocha… Przegrałem z nią. Zawsze wygranym jest ten, kto wkłada w coś mniej siebie. Brawa dla niej, niech się cieszy wyższością. Ubrałem bluzkę i bez słowa opuściłem wcześniej tak romantyczne miejsce. Nie zatrzymała mnie. Siedziała z opuszczoną głową pogrążona w milczeniu. Zatrzasnąłem za sobą drzwi i nabuzowany kładłem ciężkie kroki w stronę pokoju Lysandra. Ja pierdole! Ale ze mnie frajer. Mogłem nie przejmować się tą gadką i ją przelecieć. Przynajmniej w jednym aspekcie bym się usatysfakcjonował.

Wróciłem do pokoju, na nikogo nie patrząc zasiadłem na swoim miejscu. Miałem gdzieś bacznie przyglądające mi się oczy Debry i Kentina. Pieprzę ich, niech sobie wymyślają niestworzone historie o naszym zniknięciu.
- O Kas. Gdzie masz piwa? – Usłyszałem zapytanie Rozalii. Co ją to kurna obchodzi?
- Wstawiłem do lodówki księżniczko! – Warknąłem, nie potrafiąc utrzymać w sobie złości. Nie mogę udawać, że wszystko jest okej. No nie mogę! Zaraz wybuchnę i coś rozwalę!
- Kastiel idziesz na fajkę? – Zapytał Lysander. Normalnie gościu chyba czyta w moich myślach! Cudowny!
- Jasne! – Tego mi w tej chwili trzeba. Ucha kumpla i papierosa. Nic mnie tak nie uspokoi. No oprócz uśmiechu Suśki, ale teraz to nie chcę jej widzieć. Zeszliśmy na dół, na taras, żeby być jak najdalej od ludzi. Oparłem się o balustradę, wypuszczając przez nos gorzki dym.
- Co się stało? – Zapytał ostrożnie stojąc obok. Chociaż nawet nie śmie próbować szlug to dzielnie mi towarzyszy. Ten to ma niezłomną cierpliwość.
- Sucrette. – Odparłem krótko.
- Co z nią?
- Doszło do czegoś między nami. W końcu ją napadłem, ale… Zrąbała. - Westchnąłem zezłoszczony, na co Lys położył mi dłoń na ramieniu zwracając w ten sposób moją uwagę. Spojrzałem na niego, a on popatrzył na mnie jak na skończonego idiotę.
- Dziwisz się? To jest kobieta! Znaczy Sucrette, mająca do siebie wiele szacunku. Nawet jeśli by chciała, nie mogłaby ci się oddać, nie będąc ciebie pewną i swoich własnych uczuć. Jest porządną dziewczyną, więc wcale mnie nie zaskoczyłeś, tym, że zepsuła to, co między wami rozkwitało. – Co on pierdzieli? Była gotowa się ze mną przespać, po to, aby ogarnąć swoje rozterki?
- Czyli co? Całowała się ze mną, pozwoliła rozebrać, bo chciała się kurna upewnić?
- Myślę, iż ona sama do końca tego nie rozumie. Tego co się wydarzyło. Byliście przyjaciółmi, co ostatnio zakończyłeś, a teraz przeszedłeś do czynów naprowadzając jej postrzeganie ciebie w zupełnie innym kierunku. Oboje weszliście na nowy etap waszej znajomości. Powoli zacznie do niej docierać, że w tkwisz jako mężczyzna w zakamarkach jej serca, bo jeśli dopuściła cię do takich gestów to na pewno nie jesteś jej obojętny. Daj jej czas. – Uśmiechnął się pokrzepiająco, zadowolony z udzielenia mi rady. Jednak jest coś, co mnie nie pokoi.
- Czas, czasem. A co z tym durnym Kentinem? – Zaciągnąłem się mocno.
- Wiesz, nim nie musisz się martwić…

____________________________________________________________

UFF! Wielkie uff! Nienawidzę tego rozdziału! Straszliwie mnie zamęczał. Cały czas go odkładałam... Więc cieszę się, że udało mi się go napisać i wstawić w terminie. Dobra, trzymajcie się tam Kochani Moi, a ja uciekam robić zadania na jutro, bo mnie w szkole ukatrupią :<
A przy okazji przypominam o wzięciu udziału w ankiecie i mini konkursiku ^^ Pozdrawiam ♥

23 stycznia 2016

Sucrette & Lysander rozdział 11

Doświadczająca uzależniających uczuć szczęścia.

- Sucrette wstawaj, pobudka. – Słysząc ten upiorny budzik, niechętnie otworzyłam zaspane oczy. Jednak widok ukochanego odegnał ode mnie poranną złość, a zastąpił uczuciem szczęścia. Witał mnie piękny uśmiech, należący tylko i wyłącznie dla mnie.
- Śniadanie czeka. – Odparł pieszczotliwie, głaszcząc mnie po policzku w akcie odgarnięcia niesfornych kosmyków wpadających mi do ust. O nie! Zakryłam twarz dłońmi, orientując się jak źle muszę wyglądać. Nie należę do pań, które śpią i budzą się jak aktorki w filmach.
- Nie patrz na mnie, wyglądam strasznie. – Wyjęczałam w zawstydzeniu, lecz chłopak zaśmiał się pod nosem. Rozsunęłam palce, żeby móc zobaczyć jego minę. Och. Co to za wyraz?  Przykucnął i ostrożnie odsunął moje ręce. Nie potrafiłam zaprotestować, bo jego wypełnione czułością spojrzenie zupełnie mnie zaczarowało.
- Jak dla mnie to teraz wyglądasz najlepiej. Całkowicie naturalna, tym samym przepiękna. – Ukuło mnie w klatce piersiowej, a w podbrzuszu zawirowała płynna euforia. Takim jednym zdaniem, jednym komplementem potrafi wprawić w narkotykową ekstazę.
- Lysander dziękuję, że jesteś. – Tylko taka odpowiedź przyszła mi do głowy. Nie jest to fraza, która może być kierowana do byle kogo, więc myślę, iż dotrze do niego świadomość ile dla mnie znaczy. I wcale mnie nie zdziwiło, kiedy rozszyfrował siłę tej wypowiedzi, co zdradziły mi namalowane na jego policzkach niewyraźne rumieńce radości.
- Ja również ci dziękuję. – Rzekł głębokim tonem, przybliżając sobie moją dłoń do warg. – Nie mogę w to uwierzyć, że tak mała osóbka stała się całym moim światem. – Dodał kładąc delikatne pocałunki kolejno na każdym palcu, przesyłając przyjemny dreszcz. Ach! Takie odważne zachowania są dla mnie niebezpieczne. Przyprawiają mnie o duszności, gorączkę oraz nieprzyzwoite pragnienia, które w zupełności mnie zawstydzają. Jestem ciekawa, czy tylko ze mną tak się dzieje.
- Lysander. – Westchnęłam głęboko, gdy odsunął się kawałek. Podciągnęłam się do siadu, aby mocno go przytulić. Chciałabym pozostać tak już na zawsze.

Ostatnie wydarzenia krążyły w moim umyśle, nie pozwalając mi się nad niczym skupić. Wciąż czułam na sobie świadectwa uczuć Lysandra. Na czole uświadomienie bezpieczeństwa w jego ramionach, na ustach słodki smak przynależności do siebie. Kto by pomyślał, że w przeciągu paru dni kłamstwo stanie się prawdą. To siła głosu muzyka pokierowała mnie w tą stronę, pozwalając ingerować przeznaczeniu. Tak rozmyślając przygotowywałam stół na wspólny, niedzielny posiłek. Czas kiedy wróciłam od Alexy’ego do pory obiadowej uleciał z prędkością światła. Domownicy odpoczywali w zakamarkach czterech ścian. Mama doprawiała kaczkę w kuchni, starając się dogodzić naszym podniebieniom. Ojciec leniwił się przed telewizorem łapiąc oddech między wołającą go papierkową pracą księgowego, a Nina… Właśnie weszła do jadalni z wielkim uśmieszkiem i błyszczącymi oczętami.
- Cześć Su, gdzie wczoraj byłaś? – Zapytała robiąc niepozorny krok w moim kierunku. Popatrzyłam na nią podejrzliwie, mając wrażenie, iż coś knuje.
- U Alexy’ego. – Odparłam kładąc nóż po prawej stronie talerza.
- Fajnie było? – Jej zainteresowanie staje się dla mnie coraz bardziej niepokojące. Wróciłam do niej wzrokiem i zmarszczyłam brwi.
- No tak. Dlaczego pytasz? – Zadałam pytanie, licząc na konkretne wyjaśnienie tego jej zaciekawienia, jednakże łuk jej warg rozszerzył się, pokazując białe ząbki.
- A nie mogę? Powiedz, czy ty o czymś nie zapomniałaś? Znaczy „o kimś”? – Wyprostowałam się w zastanowieniu. Ostatnio bywam rozkojarzona, ale żeby o czymś kompletnie nie pamiętać? Raczej mi się to nie zdarzało. Przyjrzałam się temu psotnikowi dokładniej i dopiero teraz przyuważyłam w nienaturalny sposób splecione z tyłu dłonie. Coś chowała za swoim drobnym ciałkiem. W domyśleniu musi być to jakiś lekki przedmiot.
- Co tam masz? – Dopytałam dociekliwie.
- Ta – da! – Krzyknęła prostując ręce trzymające czarny notes. Podekscytowanie biło z jej radosnej buźki, natomiast u mnie pogłębiło się tylko zdziwienie. Co to? Rozłożyłam dłonie, a mocniej zmarszczone czoło, aż za bolało. – Suśka! To jest wskazówka! Dzięki temu odnajdziesz muzyka! – Lekko zniecierpliwiona wypowiedziała głośno te trzy zdania, sprawiając, że wszystkie emocje się ze mnie ulotniły. Pozostawiały po sobie odczucie zdrętwienia. Nie potrafiłam uwierzyć własnym zmysłom. Obraz to iluzja, słowa Niny to tylko omamy. To próbował wmówić mi roztrzęsiony mózg, jednak wiecznie działające na przekór serce drżało w nadziei i ekscytacji.
- Skąd? – Tylko tyle wydusiłam, gdy nieświadomie odbierałam jej zdobycz, wpatrując się w jednobarwną okładkę.
- Wczoraj byłam u właściciela tamtego klubu. Nie chciał mi niczego zdradzać, jednak dał to, abym oddała właścicielowi. – Zachichotała klaszcząc sobie samej. Pogłaskałam chropowaty przód, po czym uszczęśliwiona rzuciłam się siostrze na szyję, mocno ją ściskając.
- Dziękuję! Jesteś boska! – Zawołałam, zastanawiając się jak mam wyrazić jej wdzięczność.


Wykąpana usiadłam na łóżku, trzymając w dłoniach notes. Jeszcze nie zajrzałam do środka i szczerze to czuję się rozdarta. Ta książka jest prywatna, nie wiadomo, co może być zapisane w środku. Jeśli są tam przelane czyjeś uczucia to nie powinnam zaglądać, jednakże jest to jedyna możliwość, by odnaleźć prawowitego posiadacza. Wahałam się, bo nie chcę być wścibska. Kurczę, zajrzeć, czy nie? Dobra! I tak już pokazałam się z gorszej strony, niczego nie mam do stracenia. Z wariującymi wyrzutami sumienia przerzuciłam okładkę spoglądając na stronę tytułową. Szok! Kompletny szok! To musi być jakaś pomyłka, niemożliwe. Zasłoniłam dłońmi otwarte usta, a pusty wzrok wbiłam w sufit. Drwisz sobie ze mnie? Jeszcze raz, dla upewnienia spojrzałam na starannie napisane imię i nazwisko. Ciało nie wiedząc, jak ma zareagować, pozbawiło mnie pełnej sprawności nad sobą. Jak to? Nie mogę tego pojąć…

20 stycznia 2016

Sucrette & Kastiel part XIII

PERSPEKTYWA KASTIELA

Cichutko uciekałem z ostatniej lekcji, po męczącym dniu. Szkoła to dno, a biologia z tą durną Delaney jest bramami do piekieł, przez które nie mam zamiaru jak na razie przechodzić.
- Zwiewasz? – Usłyszałem przy drzwiach wyjściowych kobiecy głos. Odwróciłem się, żeby ujrzeć Debrę z przyklejonym „słodkim” uśmieszkiem. Co ona tak się przyczepiła? Jak nie gwałci przycisku „zadzwoń do Kastiela” to łazi za mną, jak jakiś prześladowca.
- A co cię to? – Burknąłem, aby jakoś ją zrazić, ale nie. Z nią to jak z grochem o ścianę, odbije się z natężoną szybkością. Już miałem nacisnąć klamkę, lecz ta podskoczyła do mnie i przylepiła się do mojego ramienia, przyciskając rękę do swoich obfitych cycków. Ja pierdziele!
- Idę z tobą. – Strząsnąłem ją jak niechciany łupież.
- No odwal się. – Warknąłem w zdenerwowaniu. Może dojdzie to w końcu do jej mózgu. Wkurzająca.
- Kastiel! Czemu nie jesteś na lekcjach?! – No jasna cholera. Jeszcze brakuje tego sztywniaka. Nawet na niego nie patrząc, pobiegłem czym prędzej na zewnątrz. Schowałem się za murkiem, żeby nabrać powietrza. Uch, jaka ulga. Nie dopadł mnie, ale przez usilne opóźnianie przez Debrę i tak mam nadarte. Nieważne. Odetchnąłem wesolutki z wcześniejszego pójścia do domu. Szkoda, że Suśka ze mną nie zwiała.
- No i gdzie teraz? – Ten bieg był wykańczający dla mojego organizmu, bo już miewam omamy słuchowe. Idziemy, idziemy. Nie odwracaj się. Ruszyłem pośpiesznie w obranym kierunku. – Kastiel! – No kurwa. Zatrzymałem się, aby spojrzeć za siebie. Zmarszczyłem brwi, po czym zacząłem je rozmasowywać szukając jakichś sensownych powodów, które nie pozwolą mi jej ukatrupić. Jednak nie mogłem żadnych odnaleźć.
- Co ty ode mnie chcesz? – Zapytałem zrezygnowany, a na buźkę Debry wdarł się zalotny uśmiech. Podbija do mnie, serio? Przysunęła się bliżej, normalnie stykając się ze mną swoimi piersiami. Jedyny atut, jaki posiada. Podniosła wzrok, przybierając uwodzicielski wyraz twarzy. Niezła jest, widzę, że podrywanie ma we krwi. Stwierdziłem, gdy chcąc zadziałaś na moje męskie zmysły zaczęła kręcić kółka swoim paznokciem na mojej klatce piersiowej.
- Skoczymy do ciebie? – Co? Ona… O kurwa. Kiedyś w gimnazjum bez gadania bym ją wziął, jednakże odkąd moje uczucia do Sucrette przybrały silniejszy i poważniejszy wyraz to nawet
nie mam ochoty na takie zabawy z innymi laskami. Może jestem frajerem, może nie mam jaj, no ale nie mogę. Odsunąłem ją i popukałem w jej pustawą bańkę.
- Dziewczyno ogarnij się, bo nie chcę na ciebie przeklinać. – Naburmuszyła się, widocznie niezadowolona. Trudno, ze mną jej nic nie wypali. – Chodź, pójdziemy się napić skoro już ze mną zwiałaś. – Sam nie wierzę, że jej to proponuję, ale przyda mi się jakieś towarzystwo. A z tego, co pamiętam z klubu, to ona ma łeb do alko plus fajnie się z nią gadało, jak z kumplem.

Wypad do pubu skończył się dla nas po jednym browcu. Nie chciałem szaleć, bo co wieczór wychodzę z Sucrette na spacer z psem. Nie chcę jej denerwować, a wiem jak ją wkurzają moje wypady do barów. Zajeżdżam pantoflarzem, trudno. Są osoby, dla których warto się płaszczyć. Migotały gwiazdy, kiedy czekałem pod domem Suśki. Demon swoją niecierpliwość okazał obsikaniem jej furtki, pff. Dobry Demon, zaznaczaj nasze terytorium. Hmm, może kupię jej jakiś perfum? Żeby ją właśnie jakoś odznaczyć… Dla oprzytomnienia rypnąłem się w czoło. O czym ja myślę? Żenada! Wyciągnąłem fajkę i w chwili kiedy ją zapaliłem wyszła moja piękność.
- Ty jak zwykle się trujesz. – Burknęła, po czym zajęła się pieszczotliwym przywitaniem owczarka. Ten pod wpływem jej dziecinnego głosiku i drapania, szczęśliwy położył się brzuchem do góry. Nawet mój pies to mięczak, co ona z nami wyczynia? – A ty co się tak patrzysz? Ciebie też pogłaskać? – Zaczepiła zarozumiale, prostując się.
- No pewnie. Mnie też tak przywitaj. – Ciągnąłem jej gierkę, żeby zobaczyć, co z tego wyniknie. Zawsze, gdy próbuje kopać pode mną dołki to sama w nie wpada. Popatrzyła na mnie wielkimi oczami, coś kmini. Śmieszna jest.
- To nachyl się odrobinę. – Posłuchałem się, a ta mała małpa wykorzystując to, złożyła szybki pocałunek na moim policzku. Szkoda, że nie napadła moich ust. Roześmiana minęła mnie, ruszając w podskokach przed siebie w stronę parku. Ta, to potrafi być lekkoduchem, podczas gdy ja jak jakaś zakochana dziewica ekscytuję się śladem po jej wargach, który wtopił się głęboko w skórę. Co ja z nią mam?

Demon biegał sobie po parku, gdy my siedzieliśmy na ławce, bacznie go obserwując. Było to trochę trudne, zważywszy na późną porę i związany z nią mrok. Suśka siedziała obok, taki plus tej ciemności.
- Gadałeś z Lysem? – Zapytała przerywając ciszę. Czemu wyjeżdża z innym gościem? Ostatnio coś za blisko są, nie podoba mi się to. Chyba będę musiał zainterweniować.
- Nie, a co?
- Bo on chyba serio zauroczył się w Rozie. Czaisz, że dziś poprosił mnie, abym się z nią zakumplowała, bo chciałby mieć powody do zagadania. – Trochę mi ulżyło, iż w końcu wyraził jakieś zainteresowanie dziewczyną i to nie Su. Dzięki temu, dalej mogę być co do niego pewnym, że nigdy nie zacznie starować do tej pierdoły. Tylko obrał dziwną strategię. Bawił się z Rozalią w sobotę i zamiast pójść prostą ścieżką i się z nią umówić, to idzie okrężnie, wszystko komplikując. Coś czuję, że źle to się skończy.
- Ten to wymyśla. I co, będziesz lizać dupę księżniczce?
- Nie! Roza jest w porządku, więc nie widzę problemu, abyśmy załapały bliższy kontakt, jednakże… - Ucichła, zerkając na mnie. – … Ona przyjaźni się z Debrą.
- Jeśli pozna się Debrę bliżej, to okazuje się nie taka zła.
- Poznałeś ją bliżej? – Jej ton głosu brzmiał jakby się wystraszyła, ale może mi się tylko wydawać. Czyżby stawała się niespokojna z powodu mojej znajomości?
- No w klubie i dziś..
- Dziś? – Zadrżał jej głos, och chyba naprawdę ją to poruszyło. Nie możliwe, by była zazdrosna. Przecież nie ma o co. Nikt jej nie zastąpi.
- Gniewasz się? Przyczepiła się do mnie jak zwiałem z lekcji, więc poszliśmy na piwo. – Wyjaśniłem, chcąc zniżyć poziom jej zdenerwowania. Lecz ona prychnęła lekceważąco, jakby na siłę próbowała mi dopiec i pokazać, jak głęboko ma to w dupie.
- Spoko. Ja dzisiaj znowu spotkałam się z Kentinem. – Co? To on się nie odczepił po ostatnim? Nie doceniałem go.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że masz zamiar się z nim zobaczyć?
- Nie jesteś moim chłopakiem, żebym ci o takich rzeczach mówiła. – Fakt! Nie jestem jej chłopakiem! Nigdy nim kurwa nie będę! ją, niech spada z takimi posranymi tekstami. – A w ogóle jakbym ci powiedziała, to znowu byś coś odwalił. – Dodała z wyrzutami.
- Mówisz tak, jakby ci na nim zależało.
- Widocznie tak jest. – Szlak. Nie chciałem tego usłyszeć! Wstałem prędko, co mam ze sobą zrobić? Jak się uspokoić? Duszę się, coś rozrywa mnie od środka. – Kas? – Usłyszałem jej zmartwiony głos, idź se z tą troską do swojego kochasia! A mnie zostaw w spokoju. Daj mi święty spokój!
- Demon! – Wrzasnąłem, po czym na nic nie czekając ruszyłem pośpiesznie do domu, klnąc pod nosem. Nienawidzę tego życia. Nienawidzę tego, co się ze mną dzieje. Nienawidzę tej miłości.
- Kastiel! – Wyłapałem zbliżający się rozpaczliwy krzyk, co ona wyprawia? Po co za mną biegnie? Dlaczego się zatrzymuję, miałem uciec od niej jak najdalej. Słyszysz? Słyszę, więc do jasnej cholery czemu moje ciało protestuje? I czemu czuję na plecach jej ciepło? Czemu pozwalam na jej uścisk? Tyle pytań, bez żadnych odpowiedzi.
- Puść mnie. – Powiedziałem spokojnie, wyprany z emocji. Niczego już nie czułem, byłem pełen sprzeczności.
- Nie! Bo jeśli to zrobię opuścisz mnie. – Jakbym mógł to zrobić? Skoro ona uwięziła mnie w swojej sieci. Chyba nadszedł ten czas, abym się z niej wyplątał.
- Nawet jeśli to zrobię, to znalazłaś kogoś, kim możesz mnie zastąpić.
- Nie mów tak. Nikt nie jest w stanie zająć twojego miejsca.
- Ale będzie musiał.
- Nie! – Ścisnęła mocniej.
- Sucrette ja już nie mogę być twoim przyjacielem. Nie chcę nim być. To koniec tej relacji, rozumiesz? – Tak, dobrze postępuję. Jestem świadomy utraty jej, jednakże mam dość udawania. Dziś zakończę naszą przyjaźń, by od jutra rozpocząć walkę o jej serce jako mężczyzna. Inaczej dalej będę tkwić w tym martwym punkcie.
- Kastiel, proszę cię! Nie zostawiaj mnie, obiecywałeś! Nie rób tego! – Ty też tego nie rób. Nie płacz, bo ciężko mi będzie wdrożyć w życie tą decyzję. Odwróciłem się, żeby ostatni raz wziąć ją w ramiona jako przyjaciel. Drżała, cała roztrzęsiona. Pokruszyła się, takie to bolesne. Wiedziałem, że tak będzie. Że nie da sobie rady, ale będzie musiała. Pragnę jej całym sercem, więc nie mogę jej dalej krzywdzić moją nieszczerością.

PERSPEKTYWA SUCRETTE

Od momentu, kiedy Kastiel zerwał naszą długoletnią przyjaźń minęło już trochę. Tamtego dnia nie wiem co mu się stało, nie potrafię znaleźć sensownego powodu. Nie chcę nawet o tym myśleć, bo tylko wspomnienie gromadzi w moich oczach gorzkie łzy. Tyle już ich wylałam, że do dziś czuję ich słony smak na ustach. Wszystko się posypało, przeleciało mi przez palce, a ja nie byłam w stanie ich zacisnąć, aby temu zapobiec. Kastiel odsunął się od nas. Ode mnie, od Iris. Tylko z Lysandrem utrzymuje kontakty na tym samym poziomie. Dach, na którym razem jedliśmy, stał się dla nas zamknięty, gdyż żadne z nas już nie kradło kluczy. Spacery z Demonem przez swoją niezręczność stały się wyprowadzaniem psa na zmianę. Nawet smsy na dobranoc przestały umilać mi zaśnięcie. Po prostu Kastiel wycofał się z mojego życia, ruszył osobną ścieżką. A ja? Stałam w miejscu od czasu do czasu popychana do przodu przez Kentina, Iris no i Rozalię, z którą dla dobra Lysandra weszłam w coś na kształt przyjaźni, jeśli mogę ją tak nazywać. Już nie wiem, co ten termin oznacza. Mój pogląd na ten temat, bezlitośnie zniszczył Kas. Dobra dość! Klepnęłam się dwukrotnie dłońmi w policzki dla wyzbycia się myśli spychających mnie w dół. Dziś są urodziny Lysandra, specjalnie zorganizował małą domówkę, aby w końcu wykorzystać moją znajomość z Rozą i się do niej zbliżyć. Ken czeka na mnie na dole gawędząc z moją matką, a ja jestem w stanie surowym. Szybko, szybko! Trzeba się jakoś wystroić.

Ubrana w czarną, krótką sukienkę oraz lekko umalowana weszłam w towarzystwie Kentina do niewielkiego saloniku Lysandra. Po krótkim przywitaniu z Iris, usiedliśmy na skórzanej kanapie obok dziewczyny. Rzadko kiedy tu bywałam, więc ledwo pamiętałam ten staromodny wystrój tak charakteryzujący rodzeństwo. Jednak jest coś, czego od zawsze im zazdrościłam. Była to szklana ściana, przez którą można wyjść na taras, a z niego zejść do pięknego ogrodu urządzonego w stylu angielskim. Teraz jednak została ona przysłonięta ciemną zasłoną wprowadzającą lekki półmrok do wnętrza, co romantycznie zgrywało się z blaskiem rzucanym przez porozstawiane świeczki. Widząc, że Iris i Kentin złapali dobry kontakt, postanowiłam pomóc krzątającemu się w kuchni Lysandrowi. Pewnie bardzo się stresuje, więc przyda mu się dodać odrobinę otuchy.
- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego! – Krzyknęłam wskakując przez otwarte drzwi, aż Lysander podskoczył przestraszony.
- Sucrette chcesz mnie do zawału doprowadzić? – Zapytał łapiąc się w okolice klatki piersiowej. Westchnął ciężko, po czym odpowiedział na mój szeroki uśmiech.
- Pomóc ci?
- Nie ma nawet w czym. – Podeszłam do niego bliżej i oparłam się o marmurowy blat.
- A to szkoda. – Zniżyłam wzrok, gdy zaczął wlewać się we mnie smutek. Zastanawiałam się, czy mogłabym zapytać go, dlaczego Kastiel tak ze mną postąpił. – Lysander… - Zaczęłam, ale jakoś nic nie mogło mi przejść przez gardło. Wyraźnie mnie rozszyfrował, bo położył mi dłoń na ramieniu w akcie pocieszenia.
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem. – Powtórzył, jakby chciał samego siebie w tym utwierdzić. Wie, ale mi nie powie. Zawsze był przeciwnikiem wtrącania się w czyjeś życie oraz zwolennikiem wyjaśniania sobie wszystkiego. Tylko mi i Kastielowi tak trudno przychodzi rozmowa. Zawsze jak się kłóciliśmy, trzymaliśmy wszystko w sobie, tym samym oddalając się od siebie. Nic dziwnego, że stwierdził, iż nasza przyjaźń jest bezsensu. Tego już od dawna między nami nie było. – Nie myśl tyle. Wszystko jest inaczej niż sobie wyobrażamy. – Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, w ten rozległ się dzwonek do drzwi. Przyszli spóźnialscy.

Impreza trwała w najlepsze. Zamiast siedzieć przy stole, jakoś przenieśliśmy się do pokoju Lysa i okupywaliśmy jego szkarłatny dywan. Lysander wielce poddenerwowany zagadywał niezgrabnie Rozalię, która piła jeden kieliszek za drugim. Nie wygląda na zainteresowaną chłopakiem, trochę mi szkoda. Zresztą między mną, a Kastielem pojawił się cień konwersacji, którego szybko pozbyła się Debra. Jej klejenie się całym ciałem do jego ramienia i słodkie słówka wypowiadane szeptem do ucha, działały na mnie jak płachta na byka. Z trudem trzymałam nerwy na wodzy, moja zazdrość jest destrukcyjna. Usłyszeliśmy ciche pukanie do drzwi, przez które wszedł uśmiechnięty Leo, pewnie wracający z pracy.
- Leo? – Ożywiła się białowłosa piękność podnosząc się na równe nogi i patrząc z niedowierzaniem na gościa.
- Rozalia? – Odparł tak samo zdziwiony.
- Nie wierzę, że Cię widzę! – Zaśmiała się wesoło, podskakując pod niego i obejmując go w akcie przywitania.
- Znacie się? – Zapytałam zainteresowana ich przyjacielską relacją. Już widziałam ten smutek wpadający na twarz Lysia, no nie.
- Tak. Poznaliśmy się na konkursie krawieckim, lecz jakoś tak się stało, że nie wymieniliśmy się numerami, no i nasza znajomość się rozleciała. To przeznaczenie! – Pisnęła, łapiąc się w podekscytowaniu za policzki. Och. Rozpoznaję rodzaj jej spojrzenia, wpatrzenia jak w obrazek. Jest w nim zakochana po uszy, biedny Lysander. Widać, on także nie ma szczęścia do dziewczyn, tak jak ja. Parka pochłonięta swoim światem usiadła z boku, pogrążając się w żywiołowej dyskusji, podczas gdy radość solenizanta uciekała z każdą sekundą patrzenia na początek czegoś wielkiego jego brata i jego ukochanej. Wiem, jak to jest coś takiego obserwować i nie móc zainterweniować. Zerknęłam na Kasa i Debrę, lecz ku memu zdziwieniu moje oczy zetknęły się z jego. Uśmiechnął się do mnie, następnie wrócił wzrokiem do swojej głupiutkiej towarzyszki.

Rozalia roześmiana jak małe dziecko tuliła się do Leo. Spojrzałam na Lysandra, a ten przybity sączył wolno piwo, które było jego urodzinowym wyzwaniem. Kątem oka spoglądał na obiekt, dla którego zorganizował tą małą imprezkę. Widząc jak bezczelnie Debra zarywa do Kastiela, postanowiłam przenieść swoje niewyrośnięte ciałko obok białowłosego. Uprzedziłam o tym Kentina rozmawiającego w najlepsze z Iris.
- Trzymasz się Lys? – Pogłaskałam go po ramieniu, chcąc jako tako go pocieszyć. Ten zerknął na mnie strapiony.
- Jakoś. Aż tak głębokie to uczucie nie było, więc przejdzie mi prędko. – Uśmiechnął się krzywo. Nie musi się zmuszać, doskonale wiem jak się czuje.
- Dobrze, że jesteś taki silny. W moim przypadku jest gorzej. – Westchnęłam opuszczając głowę.
- Ale tobie z Kentinem się układa. – Odparł smętnie. Pff jak koleżance z kolegą, chyba nie myśli, iż jesteśmy parą. Nie mogłabym być z kimś, kochając kogoś innego. Nic nie zauważył? Czyli muszę być dobrą aktorką, że nie zorientował się jak lecę na jego przyjaciela. Tak, jego. Nie jest już nasz, jest tylko i wyłącznie jego. Przetarłam piekące oczy, nie pozwalając wypłynąć łzom.
- Nie mówię o nim. – Przyznam się przed nim, może w ten sposób czegoś się dowiem. Czy w ogóle coś znaczyłam dla Kastiela? Tak łatwo przyszło mu mnie wyrzucić ze swojej codzienności, więc nie liczę na to. Pewnie tylko udawał, aby mnie nie zranić, a naprawdę miał dość tej porypanej znajomości i mnie. Upierdliwej dziewczyny, podążającej za nim jak cień.
- A mogę wiedzieć o kim? – Popatrzeliśmy po sobie. Powiedzieć mu, czy nie?
- Dobra ludzie, gramy w butelkę! – Krzyknęła rozbawiona Rozalia, odklejając się od swej męskiej ofiary. Siedzieliśmy w prowizorycznym kole, więc położyła pusty flakonik po piwie na środek. Zakręciła nim, typując Kentina. Oj biedak, idzie na pierwszy ogień. Widząc zajaranie dziewczyny nie ma bata, żeby się wycofać z zabawy. Pogadam z Lysem kiedy indziej, myślę, iż będzie jeszcze okazja.
- Hihi. – Zachichotała jak szaleniec, potrafi być przerażająca. – Pytanie czy wyzwanie?
- Pytanie. – Niby bezpieczniejsze od tego drugiego, ale znając Rozę przywali mu czymś zawstydzającym.
- Hmm. – Rozejrzała się dookoła, po czym zatrzymała wzrok na mojej niewielkiej, podkulonej posturze. Zabłyszczały jej oczy, a usta niebezpiecznie wykrzywiły się do góry w kącikach. Poczułam się nieswojo, gdy wróciła spojrzeniem do Kena. – Fantazjujesz o Sucrette? – O co ona go pyta, pokręciło ją? Wszyscy nagle się zainteresowali, nastawiając uszy. Nawet Kastiel uśmiechnął się kpiąco, pewnie z myślą: „Kto może fantazjować o takiej dziecinnej desce?” Ma to wypisane na swojej twarzy.
- To ja już wolę wyzwanie. – Zarumienił się.
- Nie ma zmiany! Odpowiadasz szczerze, albo coś zdejmujesz. – Zagroziła palcem, ściskając w objęciach butelkę jak skarb.
- Co to za zasady? – Oburzył się, wymyślonym na bieżąco kodeksem panny Rozalii.
- Normalne, to co? Jaka jest twoja odpowiedź? – Zaparcie ciągnęła dalej. Widać, jaką radość jej to sprawia. Powoli i ja czułam się zawstydzona, a to nie mnie pytają.
- Tak. – Odparł cicho, stając się czerwonym jak maki. Co? Zerknął na mnie, przez głośny śmiech podekscytowania białowłosej. Matko, dziwnie się czuję z tą informacją. Kas miał minę, jakby się zezłościł. Widzisz, jednak komuś się podobam… Brr. Wstrząsnęłam się. To naprawdę dziwne. – Dobra! Teraz ja! – Wrzasnął, próbując zachować zimną krew. Wyszarpał szklany pojemnik i zakręcił. Wypadło na zaskoczoną Iris. No ładnie, ładnie. Jakby nie siedziała obok niego to znowu wylosowało by go. Przyciąga coś ten dziubek.
- Pytanie czy wyzwanie? – Spojrzeli na siebie.
- Eee. Wyzwanie? Nie! Jednak pytanie. – Zawahała się, nie zdecydowana. Chyba trochę się stresuje. Kentin posłał mi podejrzany uśmiech.
- Ostatnio była u ciebie na noc Su, co robiłyście? – O nie! To było wtedy, kiedy chwycił mnie dołek przez Kastiela. Nie pamiętam dokładnie tamtego wieczoru. Miałam depresję i nic nie jadłam, więc nieźle mnie siekło.
- Te! Czemu to kręci się wokół mnie! Protestuję! – Zawołałam, krzyżując ręce. Boję się, co ta dziewczyna może opowiedzieć, skoro sama dokładniej nie wiem, co czyniłam.
- Bo jesteś najciekawszym tematem. – Wtrąciła się Rozalia, siedząc obok wyglądającego na zmęczonego Leo.
- Nie buntuj się kurduplu. No dawaj Iris, opowiadaj. – Zaciekawił się Kastiel. Serio? Jak ja już dawno nie słyszałam tego wyzwiska, aż brakło mi słów.
- Mmm Sucrette przywędrowała do mnie z flaszką, którą później dudniła sama, bo ja nie miałam ochoty. Nie wiem dlaczego, ale z każdym kolejnym kieliszkiem zaczynało jej coraz bardziej odbijać, aż w końcu zupełnie odleciała w szaleństwo. Najpierw wykrzykiwała przez okno jakieś obelgi do gwiazd… – Czuję jak moje policzki stają się coraz gorętsze ze wstydu. Zakryłam oczy dłońmi, kiwając głową z politowaniem dla mojej rozsypującej się godności. –  … Potem chcąc zwrócić zawartość żołądka błądziła po pustej ścianie w poszukiwaniu drzwi. Przed łaskawym pójściem spać wybrała jakiś numer i po zadzwonieniu zaczęła wyznawać miłość do… – Ucięła, orientując się, że za dużo powie. Tak, pamiętam to. Osobą, do której wtedy zadzwoniłam był Kentin. W kontaktach mam zapisanych ich jeden po drugim, więc łatwo było mi się pomylić. Dobrze, że byłam na tyle pijana, iż nie wymówiłam imienia. – … No, to tyle. – Część osób zaczęła się ze mnie wyśmiewać.
- Do kogo było kierowane jej wyznanie? – Dopytał Kentin. Niech się tak lepiej nie interesuje.
- Jedno pytanie miało być. – Ożywiła się Debra. A tej co? W sumie to ratuje moją chudą dupę. Nie chciałabym, żeby Kastiel w taki sposób dowiedział się o zakochaniu w nim.
- Nie. Ja też jestem ciekawy. – Dodał czerwono włosy. Jego to już kompletnie nie rozumiem.
- To zadasz jej to pytanie jak ją wylosujesz. Kręć Iris. – Odparł Lysander. – To nie w taki sposób powinno się o tym mówić. – Szepnął mi do ucha. Jest cudownym facetem, dzięki Ci Boże za niego. Posłałam mu wymowny uśmiech. Tym razem wypadło na Rozalię. Ta szczęśliwa zażyczyła sobie wyzwanie, jakim było odegranie miłosnej scenki z poduszką zwaną od dziś „Zdzisław”. Siedząc z swoim nowym, puchatym ukochanym na kolanach, gwałtownie zakręciła. O szlak! Widziałam te wszystkie uśmieszki, zaraz padnie wielce interesujące ich pytanie.
- Wyzwanie! – Wolałam już poudawać małpę niż wyjawić prawdę. Dziewczyna spojrzała na mnie i na Kastiela. Ona wie o moim zauroczeniu, domyśliła się.
- Pocałuj się z Kasem. – Pisnęła, a pode mną osunął się grunt. Co? Pocałunek? Z Kastielem? Jak mam jej okazać wdzięczność?
- A może jednak ze mną? – Zaproponował zaniepokojony Kentin.
- Popieram! – Zasalutowała Debra. Roza westchnęła, uginając się pod ich wpływem. Nie! Ja chcę z Kasem. Z nikim innym.
- Wyzwanie odnosiło się do mnie, nie ma zmian. – Rzekł Kas. To znaczy, że nie ma nic przeciwko? Mogę, naprawdę? Mój sen, marzenie się ziści. Na kolanach przybliżyłam się do chłopaka. Nie wierzę w to! Dziękuję Roza, uwielbiam Cię! Podciągnęłam się w górę i… Posmarowałam skrawek policzka, bo Debra bezczelnie mnie popchnęła. Rozpacz. Czarna rozpacz. Usłyszałam za sobą westchnięcia ulgi oraz zawodu. Wstałam zdołowana.
- Idę do łazienki. – Oznajmiłam smętnie. Zerknęłam jeszcze na bacznie przyglądającego mi się Kastiela, po czym opuściłam pokój. 

________________________________________

Tak jak obiecywałam są dwa rozdziały w jednym! :D Wyszło trochę długie. Wybaczcie za przekleństwa w perspektywie Kastiela, ale nie mogłam ich niczym zastąpić XD (w końcu to Kastiel)
Dobra, a teraz chwalić się! Kto jest szczęściarzem i ma ferie? :)
Pozdrawiam ♥