PERSPEKTYWA
SUCRETTE
Wyprana
z emocji sięgnęłam po sukienkę. Jednak nie potrafiłam jej na siebie wciągnąć.
Stałam na środku bolesnej przestrzeni, ślepo patrząc na podłogowe kafelki.
Czarna dziura w mojej klatce piersiowej wciągała mnie w rozpacz. Moje ciało
stało się drżącą skorupą. Nie potrafiłam przyjąć do świadomości tego, co zaszło
przed chwilą. Czułam na sobie znikome ciepło Kastiela, jego dotyk, pocałunki,
będące dla niego tylko zabawą. Te ślady boleśnie wżynały się w moją skórę, by
przesiąknąć do roztrzęsionego serca. Zniewolił mnie, dał
mi się posmakować, żeby uzależnić. Nie miałam pojęcia, jak łatwo
doprowadzi mnie do stanu podobnego do głodu narkotykowego. Tak bardzo go
pragnę, lecz nie mogę pozwolić sobie na więcej, bo gdy przedawkuję to zasnę w
długowieczny sen cierpień gorszych już od samej śmierci. Zostawił mnie samą z
upokorzeniem i zhańbieniem. Wstyd mi, że jeszcze ośmielam się za nim tęsknić.
Zatrzymałam
się przed drzwiami do pokoju Lysandra. Czułam strach przed ujrzeniem Kastiela.
Chociaż serce łomotało mi jak opętane, musiałam się przełamać. Zacisnęłam drżące
pięści, uniosłam podbródek do góry, wmawiając sobie siłę i dumę, którą
utraciłam w łazience. Nacisnęłam klamkę, uchylając drzwi. Szybkie oględziny
wnętrza. Uff. Nigdy, aż tak mi nie ulżyło, że kogoś nie widzę. Trzeba uciekać,
póki mam do tego okazję. Ken na mój widok zerwał się na równe nogi. Jednakże ja
nawet nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy, zresztą nikomu stąd.
-
Kentin idziemy już. – Odparłam łamliwym głosem. Nie spodziewałam się, że tak
trudno będzie mi wydobyć z siebie dźwięk. Odwróciłam się na pięcie, skrycie
zakrywając oczy. Nie, proszę! Jeszcze nie teraz. Dopiero, gdy dojdziemy do
domu… Słyszycie moje łzy? Posłuchajcie się, ten jeden raz.
-
Pożegnajcie od nas chłopców. – Usłyszałam za sobą zatroskany ton, widać nie
udało mi się zagrać, iż wszystko okej. Znajoma dłoń uchwyciła moją, a mój
policzek został przyklejony do kojącego ciepła.
-
Su… Uważajcie na siebie. – Ostrzegła Iris pewnie z tym swoim zmartwionym
wyrazem twarzy. Kentin pociągnął mnie ze sobą. Jego dbanie i czuwanie nade mną
pozwoliło mi na bezgraniczne zaufanie w bezpiecznym wyprowadzeniu z tego
cholernego domu. Poczułam powiew świeżego powietrza. Wyszliśmy już? Uniosłam
wzrok, spoglądając na Kastiela wychodzącego zza zasłony zakrywającej taras. Gdy
nasze oczy się spotkały, on zatrzymał się jak wryty, a mi przeszedł bolesny dreszcz po linii kręgosłupa. Gdyby nie ciągnięcie przez Kena, zastygłabym jak
kamień. Uciekłam spojrzeniem na boje buty, ściskając mocniej mojego wybawiciela.
Szliśmy
w grobowej ciszy. Robiliśmy małe kroki pogrążeni w własnych myślach. Noc była
chłodna, więc wtuliłam się w puchaty szalik. Już dawno puściłam rękę Kentina.
Nie mogłam jej trzymać, jakbyśmy byli parą zakochanych. Nie, kiedy czuję się
rozchwiana emocjonalnie.
-
Sucrette czy… - Zawahał się, widać ciężko mu przychodzi zadanie pytania. - …
Stało się coś między tobą, a Kastielem? – Zmarszczyłam brwi skołowana.
Opuściłam głowę uginając się pod jego wierzącym we mnie wzrokiem. Westchnął
ciężko, biorąc moje milczenia za twierdzącą odpowiedź. – Czy to do niego było
skierowane tamto wyznanie? – On znów o tym. Wyrzuty sumienia krążyły w moich
żyłach, obierając sobie za źródło depresję. Zabolał brzuch, na którym wyżywał się mój
stres. Wszystko stało się takie zagmatwane.
-
Sucrette nie milcz tak. – Przesiąkł do mojej małżowiny usznej zrozpaczony głos.
-
Nie wiem co mam ci powiedzieć. Ja i Kastiel to szmat czasu w przyjaźni. Był
przy mnie zawsze, teraz jednak odszedł. Zerwał ze mną znajomość.
-
Nie wygląda na to. – Odparł z lekkim wyrzutem. Zebrałam w sobie resztki odwagi
i popatrzyłam na niego.
-
Ale tak jest. – Oznajmiłam twardo. – Deklarował, że to koniec, po czym wyrzucił
mnie ze swojego życia jak przedmiot. Jeśli ma zachciankę to sięga po mnie, by
po chwili zabawy odstawić, bo się zdążył znudzić. – Zatrzymaliśmy się. Kentin przypatrywał mi się zaskoczony. Nie potrafię stwierdzić, czy to przez moje słowa, czy przez
spływające po policzkach krople. – Nie wiem, czy on wie, co to miłość. Jak to
jest, kochać kogoś tak bardzo, że pozwalamy sobą pomiatać, obrażać i ranić. Kiedy
dla dobra tej drugiej osoby, jesteśmy zdolni skazać siebie na cierpienie. Czy zna
smak łez? Czy też zna stan, gdy nie możesz jeść, spać, funkcjonować przez
ciągłe myślenie o tej drugiej osobie? Jak to jest budzić się i zasypiać
wypełnionym nieodwzajemnionym uczuciem? Jaka nie przyjemna jest wciąż mokra
poduszka? Codziennie wstawanie bez chęci do życia? Czucie pragnienia nie otworzenia
rankiem oczu? Jak to jest…
-
Dobrze. Już dobrze. Uspokój się. – Przytulił mnie mocno, pozwalając na spokojne
dojście do siebie.
-
Kentin przepraszam cię. – Głaszcząc moje włosy, oparł swój podbródek o czubek
mojej głowy.
-
Nie płacz, proszę. Nie chcę cię mu oddawać, skoro doprowadza cię do takiego stanu. Wiesz, że jestem w stanie pokazać ci, co to szczęśliwa miłość. Jeśli
będziesz chciała o nim zapomnieć, nie bój się wykorzystać w tym celu mnie.
Chciałbym być tym, który zadba o twój uśmiech i abyś odzyskała sens porannego
opuszczania łóżka. – Oznajmił spokojny, tonem pełnym cierpliwości oraz nadziei.
-
Kentin dziękuję, ale ja tak nie mogę. – Pociągnęłam nosem.
-
Wiem. – Burknął smutno.
Niedzielny
dzień minął mi z prędkością światła. Podjęłam decyzję o zaczęciu nowego życia.
Bez Kastiela, którego mam już po dziurki w nosie. Dość łez, dość rozpaczania. Postaram
się wyzbyć wszystkiego, co było źródłem nieszczęścia. Moja osobowość nie
pozwala mi przyjąć uczuć Kentina. Nie w takim stanie. Wpierw muszę ustatkować
moje serce. Siedziałam na łóżku z chęcią pójścia spać. Wyznaczyłam sobie za
cel, nie myślenie o „pewnej osobie”. Nawet udało mi się zignorować jego telefony.
Niech spada na drzewo. Wycierałam właśnie włosy, kiedy kolejny raz tego dnia
odezwała się moja komórka. Spojrzałam na wyświetlacz. Jej, to się szczerze nie
spodziewałam.
-
Halo? – Odebrałam zaskoczona.
-
Su, gdzie jesteś? – Eee? Co to za pytanie? Zmarszczyłam brwi i niepewnie
odparłam:
-
W domu.
-
Powiedz mi, czy ty jesteś z Kentinem? – Zmarszczki na czole pogłębiły się w
zadziwieniu na łamiący się, piszczący głos Rozalii. Trochę zaczęłam się
niepokoić.
-
Czemu jesteś taka roztrzęsiona, co się dzieje? – Zmartwiłam się, bo dziewczyna
raczej nie dzwoni do mnie z taką dawką emocji. Zazwyczaj rozgaduje się o swoich
nowych, unikatowych nabytkach w shoppingu.
-
Odpowiedz! Kochasz Kastiela? – Ech?
-
Przecież wiesz… - Westchnęłam przygnębiona.
-
Kochasz, czy nie? – Zabrzmiało poważnie, nie wiedziałam, że stać ją na taką
dominację.
-
Kocham. – Odpowiedziało za mnie niespokojne serce. Kurcze! Czemu wtedy, kiedy
nie chcę o nim rozmawiać, ona rozpoczyna ten temat?
-
Szlak! – Prychnęła. – Nie wiem, czy powinnam… Kurde powiem ci. Debra dzwoniła
do mnie i chwaliła się, iż wymyśliła plan jak zaciągnąć Kasa do łóżka. Sucrette
wiesz jaka ona jest. Jeśli jej na czymś zależy to użyje wszystkiego, aby to zdobyć. – Znieruchomiałam ogarnięta niewytłumaczalnym strachem. Mój niepokój
wzrósł, jakby przeczuwał wielką tragedię.
-
Po co mi to mówisz? – Starałam się, by mój głos był naturalny, więc dlaczego
mnie zawodzi i drży?
-
Nie rozumiesz? Biegnij do niego i zapobiegnij tej zdradzie.
-
Jakiej zdradzie? Kastiel nie jest moją własnością, nic nas nie łączy. – Wykrzyczałam
zdenerwowana. Nie na nią, tylko na siebie. Jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi,
mającymi wspólną przeszłość, która i tak nie ma znaczenia. To co było, to było.
-
Suśka ty nic nie wiesz, co? Lysander mnie zabije, ale trudno. Kastiel cię
kocha, szaleje za tobą. Zerwał waszą przyjaźń, ponieważ chciał zawalczyć o
twoje serce. Wczoraj coś się między wami wydarzyło, prawda? Gdy zobaczył, że
zwinęłaś się z Kentinem najpierw ogarnęła go mała furia, a potem zalał się w
trupa. Nie mogliśmy go ogarnąć, wciąż bełkotał jak wiele dla niego znaczysz.
Wszyscy, łącznie z nim myśleliśmy, że ty i Ken to para. On jest durny. Głupi jak but. Boi się
odrzucenia, boi się skompromitowania. Ty najlepiej to wiesz, jakim jest
tchórzem. A dziś, możliwe, iż za zasługą Debry podda się. Leć do niego. – Co ja
mam myśleć? Jej słowa weszły mi jednym uchem, by wyjść drugim. Przeleciały
przeze mnie, w ogóle nie przyswojone przez mój umysł. Mimo jej słów, nie będę
rzucać się do gonitwy za nim.
-
Pogięło cię? On ma chyba rozum i pohamowanie?
-
Su to jest facet. Nie zapominaj. W dołku nie za bardzo używają mózgu. No i jak
półnaga laska wejdzie mu do łóżka to pokieruje się tylko jednym.
-
Rozalia… - Dalej nie jestem pewna.
-
Ten ostatni raz zawalcz o niego. Ty bądź tą, która wykona pierwszy krok w
stronę waszego wspólnego szczęścia.
-
Ostatni raz! – Zawtórowałam wstając z łóżka.
-
Do dzieła mała. Zadzwonię do Debry, żeby zdobyć ci czas. Mam nadzieję, że w
poniedziałek wam pogratuluję. – Zawołała podekscytowana. Niech mi pożyczy tego swojego
entuzjazmu, bo dalej się waham, czy dobrze postępuję. W końcu miałam o nim
zapomnieć.
Zadzwoniłam
do drzwi w towarzystwie szczekania Demona. Osoba, która mi otworzyła rozsypała
mój światopogląd.
-
Ty tu? – Zapytała rozczesana Debra, szczelnie owinięta kołdrą z łóżka Kastiela.
-
Gdzie Kastiel? – Udawałam nie przejętą jej stanem, choć miotały mną różnego
rodzaju emocje. Od złości, po obrzydzenie. Pies nie wybiegł mi na przywitanie,
tylko gdzieś zamknięty rozpaczliwie skomlał.
-
Kąpie się. – Chciałam wejść do środka, lecz zatarasowała mi ręką przejście. –
Wiesz, to nie jest za dobry moment.
-
Niby czemu? – Zmierzyłam ją byczym spojrzeniem, mając ochotę zdzielić ją w ten
głupi ryj.
-
Bo widzisz ja i Kas… - Zarumieniła się, uśmiechając pod nosem w zawstydzeniu.
Dobrze rozpoznawałam ten wyraz. Nie mogę w to uwierzyć. Spóźniłam się.
-
Zrobiliście „to”?
-
Eee, tak głupio prosto z mostu o tym mówić. – Nie udawaj cnotki, gadaj zaraz,
bo nie wytrzymam.
-
Zrobiliście? – Wydusiłam przez zaciśnięte zęby.
-
Tak. – Odsunęła trochę przykrycia, pokazując w ten sposób świeże malinki na
szyi. Zrobiłam chwiejny krok do tyłu. Co? Nie mogę tego pojąć. Straciłam go,
bezpowrotnie. To koniec. Nie wybaczę mu tego. Tknąć ją… Bo ja mu nie dałam?
Tak? Jak nie ja, to inna? Zawiodłam się. Jak on mógł mi to zrobić? Ulec jej i
niby mnie kochając? Gówno jest dla niego cenniejsze. Gdybym była dla niego ważna
to trzymałby ręce przy sobie. Rozpacz. Czuję żal, nienawiść, wściekłość. Jak ja
mogłam uwierzyć w paplaninę Rozalii? – Ach Kastiel jest taki cudowny. Niby
delikatny, a jednak gwałtowny. A jaki jest Kentin? – Czy ta laska jest
normalna? Odpowiedziałam jej środkowym palcem, po czym uciekłam z miejsca
zbrodni na moim sercu. Zabili mnie! Moją miłość. Biegłam przed siebie nic nie
widząc. Oślepłam, ogłuchłam. Wiatr rozwiewał moje łzy. Nie mogę! Opadłam na
kolana. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, nie udźwignęły tego ciężaru.
Wrzasnęłam, kuląc się. Dusiłam się płaczem, wszystko mnie bolało. Rzygać mi się
chciało. Rozrywało mnie na malutkie kawałki. Sypałam się jak ruina. Wtem rozległ
się dzwonek mojego telefonu. Cała zasmarkana, zapłakana wygrzebałam go, bo
wiedziałam kto jest po drugiej stronie. Potrzebuję go.
-
Kentin pomóż mi… - Wyjęczałam do słuchawki.