30 grudnia 2015

Sucrette & Kastiel part X

PERSPEKTYWA SUCRETTE

Obudziło mnie burczenie mojego telefonu. Łeb mi napierdzielał, jakby ktoś walił w niego wielkim młotem. Zaraz! Gdzie ja jestem? Czemu śpię przytulona do Kastiela? Zerwałam się do siadu, co było głupie, bo ból podwoił swoją destrukcję. Zerknęłam na śpiącego w najlepsze chłopaka, następnie na swoje ciuchy. Eee… Mam nadzieję, że to nie on mnie przebrał. Ugh. Za bardzo nie pamiętam wczorajszego wieczoru. Wiem, iż ruszyłam w poszukiwania Kasa, ale potem urwał mi się film. Przetarłam palcami rozmazany makijaż, katując się w myślach. Boże! Komórka znów zaczęła wibrować, więc z wielkim trudem sięgnęłam do torebki leżącej na komodzie obok. Kentin? O kurde! Która godzina?
- Halo? – Wychrypiałam do słuchawki. Brzmię jak skończony pijak, straszne.
- Sucrette? Co z twoim głosem? – Zapytał zmartwiony. Chrząknęłam dwukrotnie, ale i tak to nie pomogło. Czułam się jakbym miała w gardle kolce.
- Byłam wczoraj w klubie, no i słyszysz efekty. – Przyznałam się, nie chcę go okłamywać. Nie mam ku temu powodu, a zresztą należy mu się prawda. Zupełnie zapomniałam o naszym spotkaniu, wstyd mi teraz.
- A ja się zastanawiałem, dlaczego nie przychodzisz. Sugerując się twoim głosem, musisz czuć się strasznie. Oj Sucrette, przekładamy to? – Próbował zachować swój entuzjazm, lecz ja i tak wyłapałam cień zawodu.
- Przepraszam.
- Nic się nie stało, zadzwonię później. – Odparł przybitym tonem. Rozłączył się prędko. Opuściłam wzrok. Jestem okropna, żeby tak go potraktować. Liczyłam, że odmieni moje życie, ale w taki sposób szybko ode mnie ucieknie. Zerknęłam na wyświetlacz, dzwonił tyle razy. Czekał na mnie, ponad godzinę. Schowałam oczy w dłoniach, nie wierząc w siebie. Co we mnie wstąpiło, żeby tak się stoczyć? Nagle przebudzony Kastiel pociągnął mnie ku sobie. Przytulił się do moich pleców jakbym była miękką poduszką. Zawirowało w podbrzuszu. Już wiem co było powodem. Rozsądek nakazywał mi uwolnić się z jego objęć, lecz serce uparcie tego nie chciało. Czy jestem okropna, słuchając się właśnie go?

Pragnę zapomnieć o weekendzie, lecz chyba nie będzie mi to dane, bo Debra bez skrupułów obrobiła mi dupę i nie obyło się bez chamskich zaczepek. Szczególnie klasowa księżniczka, wielka fanka Kastiela, wyśmiewała się ze mnie. Żenada! Siedziałam samotnie na dachu, nie chciałam szwendać się po korytarzu obarczana dokuczliwymi tekstami. Od tego mam już Kasa.
- Och tutaj jesteś. – Spojrzałam na Lysandra, który obdarzył mnie zatroskanym uśmiechem. – A my cię wszędzie szukamy. – Przykucnął obok.
- Ta kryjówka okazała się klapą, skoro mnie znalazłeś. – Odburknęłam nieprzyjemnie. Nie chciałam teraz nikogo widzieć, bo czuję się upokorzona. Od dziś unikam klubów jak ognia.
- Nie mów tak. Martwimy się o ciebie. Nie przejmuj się, nic złego nie zrobiłaś. Każdemu może zdarzyć się chwila słabości. – Pogłaskał mnie po głowie w akcie pocieszenia, lecz mnie to tylko dobijało. Podkuliłam nogi, a chłopak usiadł blisko mnie i zaczął patrzeć przed siebie. – Znam taką jedną dziewczynę, która zawsze głośno twierdziła, że nie obchodzi ją, co sobie o niej inni myślą. Wciąż zawzięcie powtarzała, iż liczą się tylko przyjaciele. Nawet jeśli cały świat wokoło się z niej będzie śmiać, nie będzie się łamać, póki będzie wspierana przez bliskie osoby. Wiesz o kim mówię? – Dopytał z niewyraźnym uśmiechem. Trafił we mnie, wyciągnął z załamki. Znów wróciła mi radość, nie wiem jak on to robi. Szturchnęłam go lekko łokciem.
- Ta dziewczyna musi być cudownie mądra. – Zażartowałam weselsza.
- Tak. I bardzo skromna. – Zaśmialiśmy się. Naprawdę jest cudownym przyjacielem. Opadłam na jego ramię, ucieszona z faktu posiadania takiej osoby. Jest jedyny w swoim rodzaju, nie zamieniłabym go na nic. Drzwi zaskrzypiały świadcząc o tym, że ktoś musiał wejść. Odsunęłam głowę od ręki Lysandra spoglądając na wychodzących za rogu Kasa i Iris. Dziewczyna opadła na kolana, by przytulić mnie mocno.
- Jak się trzymasz? – Zapytała po chwili, głaszcząc mój chłodny policzek.
- Już w porządku. – Odpowiedziałam uśmiechem, kątem oka zerkając na chłopaka obok, który pomógł mi się podnieść. –Właśnie Iris masz dzisiaj czas po szkole? – Zmieniłam temat, pokazując, że naprawdę jest już dobrze.
- Nie za bardzo, a co? – Zainteresowała się pomagając mi wstać. Trzeba uciec z tego chłodu, bo nieźle zmarzłam. W czworo powędrowaliśmy w stronę wyjścia.
- Kurczę, bo umówiłam się z Kentinem. – Odparłam. Wydawało mi się, że Kastiel idący przede mną lekko drgnął z powodu wypowiedzianego imienia. Penie to tylko wyobrażenie. – Spoko. Spotkam się z nim sama, jestem mu to winna.
- Już się go nie boisz? – Uśmiechnęła się pod nosem.
- Nie. Wydaje się fajnym chłopakiem. – Nagle Kastiel przystanął, aż dobiłam do jego pleców. – Kas? – Wydukałam zdziwiona, lecz chłopak bezsłownie ponownie ruszył. Ostatnio nie potrafię go zrozumieć, zachowuje się coraz dziwniej.
- Gdzie się umówiliście? – Zapytała Iris.

Czekałam w kawiarni cała spięta. Liczę, że chłopak nie zemści się na mnie i nie potraktuje w ten sam sposób. Nie no, o czym ja myślę? On nie jest taką osobą. Nie jest Kastielem. Spojrzałam na moje spocone dłonie z powodu podenerwowania. Czemu, aż tak się stresuję? Przecież to nie jest moja pierwsza randka.
- Witaj. – Usłyszałam uprzejmy ton. O matko, nawet nie zauważyłam, kiedy przyszedł. Zerknęłam na niego, a on uśmiechnął się przyjaźnie. Zdjął wojskową kurtkę, zawiesił na oparcie, po czym zasiadł plecami do okna na miasto, tym samym naprzeciw mnie.
- Cześć. – Uśmiechnęłam się drętwo, nie wiedziałam za bardzo od czego zacząć naszą rozmowę.
- Jak się czujesz? Bo wygląda, że już z tobą lepiej. – Podparł głowę o rękę, bacznie mi się przyglądając. Czułam się trochę speszona.
- D-Dobrze. Naprawdę cię przepraszam za niedzielę. – Kręciłam pod stołem młynka kciukami, zawstydzona. Nawet mój głos stał się nie spokojny i nieprzyjemnie drżał.
- Myślałem, że mamy już to za sobą. Serio się nie gniewam. – Jego kąciki ust uniosły się w szczerym uśmiechu, którym chciał chyba dodać mi otuchy. Zauważyłam, iż na jego policzkach widniały lekkie rumieńce, a jego dłoń drgała. Czyżby on też się denerwował? Oh, jak dobrze. Poczułam ulgę, nie tkwienia w tym stanie samotnie. – Weź głęboki oddech, pomoże.
- Co? – Zmarszczyłam brwi.
- To zawsze mi pomaga na stres. – Westchnął, następnie obdarzył mnie uśmiechem. Faktycznie. Jego ręka przestała się trząść. Poszłam za radą i zrobiłam to samo. – No i jak? – Rozbawiona zaśmiałam się, tego to się nie spodziewałam.
- Dzięki, przyda mi się na przyszłość. – Oznajmiłam, rozluźniona. Jednak nie długo czułam spokój. Widok przez okno mnie zaniepokoił. Jeśli tutaj wejdą to ich chyba zatłukę.
- Co się stało? – Dopytał mój towarzysz odwracając się. No nie! Nie wchodźcie tu, nie otwierajcie tych drzwi. Zabiję, uduszę, posiekam!
- Su? Co za przypadek! – Udał zaskoczenie, podchodzący do mnie Kastiel z głupkowatym uśmieszkiem. No to będzie ciekawie…

26 grudnia 2015

Sucrette & Lysander rozdział 7

Oddana słodyczy fałszywej miłości.

Patrzył chyba nie dowierzając własnym uszom. Czyżby, aż tak wstrząsnął go mój egoizm? Każda sekunda milczenia niepokoiła mnie i upewniała jaką byłam idiotką. Chciałam namówić go do odgrywania roli. Tego, który posiadał szczerą naturę. Nie pasowało mu kłamstwo, nie mogłam oczekiwać od niego zgody.
- Proszę zapomnij o tym pytaniu. Teraz uświadomiłam sobie, że nie powinnam cię wciągać w udawanie kogoś innego. Dam ci już spokój, wybacz za wszelakie nieprzyjemności jakie przeze mnie cię spotkały. – Wydukałam prędko, opuszczając wzrok. Nie chciałam wyglądać w jego oczach żałośnie, a znów robiłam z siebie ofiarę losu. Odwróciłam się, chcąc odejść, lecz chłopak złapał mnie za rękę. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Sucrette nie wiem czy to słuszna droga, ale jeśli to sprawi, że nie staniemy się sobie obcy, to możemy przeciągać tą farsę w nieskończoność. – Odpowiedział zarumieniony, lekko ochrypłym głosem. Ciężko musiało mu to przechodzić przez gardło, czułam się jak jakiś demon, namawiający niewinną duszyczkę do zła.
- To z litości? – Bo jeśli tak, to nie mogłam przyjąć jego dobroci. Nie chciała, żeby zmuszał się do czegoś, ponieważ było mu mnie szkoda.
- Ależ skąd. Sam odkładałem wyjaśnienie tej sprawy, gdyż bałem się, że już nigdy się panienka do mnie nie odezwie. – Uśmiechnął się ciepło, puszczając moją dłoń. Od jego słów zrobiło mi się cieplej w środku. Zaniepokoiło mnie łaskotanie w podbrzuszu oraz trochę bolesne zakołatanie w klatce piersiowej. Czułam wypełniającą mnie ekscytację, płynące w żyłach szczęście. Łączyły nas te same lęki o utracie kontaktu. Ach. No nie mogłam. Buchające emocje popchnęły mnie do przytulenia tego, który stał przede mną ze swoją magiczną aurą przyciągania. Zrobiłam to zbyt gwałtownie, bo zaskoczony nie zachował się jak ściana, a obarczony moim nagłym ciężarem opadł na szafki, ledwo stojąc na nogach. – Panienko. – Zaśmiał się, cały czerwony. Lecz nie odepchnął mnie. Łapiąc równowagę, wyprostował się i nieśmiało mnie objął. Czułam jego przyjemne ciepło. Zapach jego perfum atakował mój węch, który powoli się poddawał.
- Cieszę się Lysandrze. Czyli mogę nazywać cię „moim ukochanym”. – Och. To pewnie tylko złudzenie, ale wydawało mi się, że, i jego serce przyśpieszyło. Temperatura także się podwyższyła. Delikatnie odsunął mnie kawałek. Jednak nie było dane mi spojrzeć na jego twarz, bo popatrzył gdzieś w bok.
- Owszem. – Odparł trochę sztucznie poważnym tonem. Jego czerwone uszko, i tak zdradziło mi w jakim był stanie. To trochę przykre, iż jego pierwsza dziewczyna była fałszywa. On zasługiwał na prawdziwą miłość, a ja… Dawałam mu tylko gorzkie kłamstwo.
- Obiecajmy sobie jedno. Jeśli ktoś nam zawróci w głowie to bez problemu się rozstaniemy. – Oznajmiłam. Spojrzał na mnie zaskoczony. Jego kolor policzków wrócił do normalności. Uśmiechnęłam się. Nie chciałam go ograniczać.
- Jeśli tego sobie panienka życzy to dobrze. – Zadzwonił dzwonek, nawołujący do kolejnej partii lekcji. Mój towarzysz zakluczył szafkę, po czym zerknął na mnie. – To idziemy? – Uśmiechnął się promiennie, a ja zadowolona kiwnęłam głową potwierdzająco.

Wejście do klasy było trochę zawstydzające, bo prawie każdy mierzył nas zaciekawionym spojrzeniem. Byłam świadoma faktu rozpowszechnienia się plotki, ale nie spodziewałam się takiego odzewu. Towarzyszyły nam gwizdy i dogadywanie uczniów, którzy w tamtej chwili próbowali ułożyć jakiś rzetelny plan wydarzeń, jak do tego doszło.
- Usiądziemy razem? – Szepnął cicho. Ja tymczasem zerknęłam w stronę mojego drogiego przyjaciela. O dziwo siedział sam, wbijając we mnie obrażony wzrok. Jeśli teraz bym go zignorowała, zapewne pogodzenie byłoby niemożliwe, więc siłą rzeczy wolałam odzyskać sympatię tego, którego zawsze miałam przy swoim boku.
- Wybacz Lysandrze, ale nie tym razem. – Moje zajęcie miejsca obok Alexy’ego, klasa skomentowała głośnym „uuu”. No cóż, byli ludzie ważni i ważniejsi, a dla mnie tym drugim był on.
- Alexy czy mogłabym ci wszy… - Zatkał mi usta ręką. Zmarszczył brwi, zbliżając swoje oczy do moich.
- Nie chcę tego słuchać. Wystarczy mi, że wybrałaś mnie. Wybaczam ci. – Uśmiechnął się, zabierając dłoń. Przyjacielsko poczochrał moje włosy. – Wiesz dobrze, że nie potrafię się na ciebie gniewać.
- I za to cię lubię. – Naprawdę spadł mi kamień z serca. Nie wyobrażałabym sobie szkolnej codzienności bez niego. Był dla mnie jak brat, kochałam go z całego serca.

Wyszłam ze szkoły w obecności Alexy’ego. Niesamowicie mnie cieszyło jego nie trzymanie  urazy. Już mieliśmy minąć bramę, gdy na drodze stanęła nam Rozalia w szerokim rozkroku i skrzyżowanych rękach.
- Su czy ty o czym nie zapomniałaś? – To było pytanie retoryczne, bo skoro je zadała to musiało mi coś wypaść z głowy. A no tak! Pocieszycielskie zakupy, dla których poprosiłam Lysandra o przedłużenie naszego udawanego związku.
- Ach przepraszam. Faktycznie zapomniałam. – W podbrzuszu mi zawirowało, gdy zza dziewczyny wyjrzały dwukolorowe tęczówki.
- Rany. Naprawdę do siebie pasujecie. – Rzekła, zerkając to na mnie, to na chłopaka. Miło, że ktoś tak twierdził. - To co Alexy idziesz z nami? – Podskoczyła z szerokim uśmiechem do mojego przyjaciela, który w podekscytowaniu objął nas obie.
- Jeszcze pytasz? Idziemy! – Zawołał radośnie, w końcu to jego żywioł. Zaśmiałam się, lecz Lysandrowi jakoś nie było do śmiechu. Złapał mnie ostrożnie za ramię i pociągnął ku sobie, wyrywając z przyjacielskiego uścisku. Popatrzyliśmy po nim zaskoczeni, nie wiedziałam, kogo bardziej zadziwił. Chyba samego siebie, bo zarumieniony od razu mnie puścił z wstydliwym „wybacz”.
- Ojej Lysiu, nie bądź taki zazdrosny. To tylko moja przyjaciółka, nie ukradnę ci jej. – Dokuczył Alexy, rozbawiony zachowaniem kolegi. Lysander nie wykształcił w sobie dobrej samoobrony przed zaczepkami, gdyż stawał się coraz bardziej zawstydzony, aż w końcu pękł i bezsłownie ruszył przed siebie.
- Lysio nie zapominaj o swojej ukochanej! – Krzyknęła Rozalia, lekko mnie popychając w jego stronę. Co za złośniki dwa, się dobrali. Chyba bardzo ich bawiła nasza nieporadność. Lysander zatrzymał się. Nie odwrócił się, lecz tylko wystawił w bok rękę, jakby była przynętą. Zauroczona jego słodkością, dałam się złapać. Chwyciłam jego dużą, kościstą dłoń, obdarzając ją swym ciepłem. Po ciele przeszedł mi dreszcz, a serce łomotało, próbując wydostać się na zewnątrz. Szliśmy tak, unikając spojrzenia na siebie jak ognia, z czego głośno nabijała się komediowa parka. Nas to jednak nie obchodziło.

25 grudnia 2015

Sucrette & Kastiel part IX

PERSPEKTYWA KASTIELA

Burknęła coś niezrozumiałego, kiedy jak postrzelona opadła na moje nogi. Ja pierdziele. Co ona ze sobą zrobiła?
- Żałosna! – Zaśmiała się Debra. Zmierzyłem ją złowrogim spojrzeniem. Ostrożnie zszedłem z siedzenia, tak żeby Suśkowy trup nie spadł na ziemię.
- Jeśli dalej chcesz mieć taką ładną buźkę, to nie mów tak o niej! Jasne?! – Warknąłem, ciągnąc ukochaną w swoje ramiona. Uniosłem ją lekko, zupełnie odleciała. Muszę ją stąd zabrać, bo ktoś może to wykorzystać. – Mogłabyś poinformować Lysa, że my się już zwijamy?!
- Ok. Miłego bawienia się w niańkę! – Chciałem życzyć jej „miłego bawienia się w dziwkę”, ale tym razem się powstrzymam. Co za sucz, już mi się przestała podobać.
- Na razie! – Burknąłem.
- Do zobaczenia w budzie! – Machnęła na pożegnanie. Wróciłem jeszcze do loży. Położyłem dziewczynę na kanapie, by móc jako tako pozbierać rzeczy. Mruczy i oddycha, więc nie ma tak źle. Pewnie dobiło ją zmęczenie. Nawet dobrze, niech śpi i nabiera sił. Spojrzałem na puste szklanki. Ups. Lekcja na przyszłość, nie zostawiać jej samej z alko.
- Matko, co z nią?! – Krzyknęła zmartwiona Iris pojawiając się znikąd. Przestraszona podeszła do kumpeli. Przykucnęła i zaczęła sprawdzać jej puls.
- No co?! Zgon! – Wiem, że nie powinno, ale trochę mnie to bawi. Co za problemowa kobieta.
- Co teraz?! Rodzice ją zabiją! – Złapała się za policzki, zerkając na mnie.
- Dla tego zabiorę ją do siebie! Masz! – Wcisnąłem jej torebkę, a śpiocha wziąłem na ręce jak księżniczkę. Byłoby to nawet romantyczne, gdyby nie była zalana w trupa. Poszliśmy do szatni. Trzymałem ją, podczas gdy Iris ostrożnie ją ubierała. Po chwili przyleciał Lysander z resztą rzeczy.
- Nie bawisz się z Rozą? – Zapytałem zaciekawiony, bo widziałem jak dobrze się dogadywali. Nawet udało jej się namówić go na taniec, tymczasem naszej mistrzyni nie było to dane.
- Nie. Jak Debra mi powiedziała to od razy się zebrałem. Żyje? – Popatrzył na nią zatroskanym wzrokiem.
- Nie martw się, takie rzeczy ją nie zabiją. – Zaśmiałem się. Gdyby nie był to Lys, to byłbym nawet zaniepokojony jego troską o nią. – Idziecie już? – Dopytałem widząc, że i oni odbierają swoje kurtki.
- A co będziemy zamulać bez was? – Uśmiechnęła się Iris. W sumie to podzielam jej zdanie, bez tej dziewczyny nie byłoby tak samo. Zawsze potrafi nas czymś rozweselić, często sama nie jest tego świadoma. Lysander wyciągnął telefon, by zadzwonić do kogoś. – Nie znam drugiej takiej osóbki, jak ona. – Dodała zerkając na mnie.
- Ja też. Cóż, jest specyficzna. – Oczywiście w dobrym sensie. Widać, że nie tylko mnie przywiązała do siebie. To jej magia, przyciąganie. A gdy ktoś się złapie na ten jej urok, to nie może się bez niej obejść. Staje się całym światem. No, przynajmniej dla mnie.
- Leo po nas przyjedzie. – Poinformował Lys, rozłączając się. Co za ulga, bo mimo że Su jest drobniutka to swoje waży. Dałbym radę ją ponieść, ale nie wiem czy doniósłbym ją całą i zdrową do mnie.

Iris zapakowała śpiocha do łóżka. Czekałem w przedpokoju, by zakluczyć drzwi. Trzymałem psa, bo nie przepada za nieznajomymi. Moja kuzynka była tutaj nie raz, lecz i tak jest dla niego obca. Przebierała kumpele w moje ciuchy, właściwie to one weszły w posiadanie Sucrette. Zawsze się w nie ubiera, gdy przychodzi do mnie na noc. W końcu Iris opuściła pokój, podchodząc do haczyków w przedsionku. Demon złowrogo warczał, więc odciągnąłem go kawałek. Zawiesiła kurtkę, po czym zmierzyła mnie ostrzegającym spojrzeniem.
- Tylko łapy przy sobie. – Zaśmiałem się rozbawiony.
- Spoko, trupy mnie nie kręcą. – Chociaż dla Su może zrobię wyjątek. Haha, lepiej nie będę tak przy niej żartować. Zresztą nie pierwszy raz ona u mnie śpi i nic jak dotąd jej nie zrobiłem. Wstyd się przyznać, ale nie mam tyle odwagi w sobie.
- A co z jej rodzicami? – Zmartwiła się.
- Znają mnie, więc powiem, że zasnęła przy filmie. Już jej się tak zdarzało. Nie bój nic, ma spoko matkę. – Uśmiechnąłem się zadziornie. Tylko ojca ma strasznie zaborczego, ale on nie musi wiedzieć. Spokojniejsza pożegnała się, następnie wyszła.

Demon poleciał do swojego legowiska. Su ma naprawdę fajną starą. Chociaż nie wiem czy powinienem cieszyć się, że tak mi ufa i nie postrzega mnie jako potencjalnego kochanka swojej córki. Szukałem czegoś do jedzenia w lodówce, gdy usłyszałem jakieś szmery. Zamknąłem drzwiczki spoglądając na stojącą w progu, zaspaną Su.
- Kastiel? – Wybełkotała. Faza ją pewnie jeszcze trzyma. Chwiejnie podeszła do mnie, by przytulić się mocno. Teraz pod wpływem się lepi, a wcześniej nawet na powitanie nie chciała. Kobiety. Wiem, że to głupie, ale cieszy mnie jej gest. Taka słodziusia, może to ją zjem? Nie no, żart taki. – Choooodź do łóżka. – Wyjęczała. Hoho. Co za propozycja. Szkoda, że nieświadoma. Ulegnę jej namową. Podniosłem ją lekko i przeniosłem do sypialni. Od razu wskoczyła pod kołdrę, wiernie na mnie czekając. Zdjąłem bluzkę, po czym dołączyłem do niej. Położyłem się na plecach, a ręce włożyłem pod głowę. „Czy ona sobie nie pozwala na zbyt wiele?” Pomyślałem, gdy przytuliła się, kładąc twarzyczkę na mojej klatce piersiowej. Serce zabiło mocniej, kiedy wtulała się swoim ciałkiem, pozwalając mi co nieco poczuć. Tak jak obiecałem Iris, nic nie zrobię, choć ona coraz bardziej mnie podpuszcza. Zamknąłem oczy, próbując zasnąć. Będzie to trochę trudne, zważywszy na lekkie podniecenie.
- Iris ma szczęście. Zawsze zagadują ją przystojniacy, a mnie jakieś obleśne pijaki. – Mamrotała, denerwując mnie. Po co gada mi o innych gościach? I w jej rozumowaniu ja też jestem „obleśnym pijakiem”? Hmm może coś w tym jest. – Co ze mną jest nie tak?
- Nic. Po prostu chłopaki boją się podchodzić do ładnych dziewczyn. – Odparłem nieznacznie, trzymając nerwy na wodzy.
- Iris też jest ładna.
- Ale zwyczajna.
- A ja?
- Twój typ urody jest inny. Onieśmielasz. – Co ja w ogóle bredzę?
- A według ciebie jaka jestem? – Zerknąłem na nią. Patrzyła na mnie swymi dużymi oczyskami czekając na odpowiedź.
- Dla mnie jesteś najpiękniejsza. – Niech ma satysfakcję i tak nie będzie pamiętać. Podniosła się, zadziwiając mnie. Uśmiechnęła się zupełnie inaczej, niż do tej pory. Nie widziałem u niej jeszcze takiego wyrazu twarzy. Kruche policzki pokryły się czerwienią, była taka słodka.
- Naprawdę? – Dopytała. Odgarnąłem pasma z jej twarzy, zaczepiając je o ucho.
- Tak. – Odwzajemniłem uśmiech, a zadowolona piękność wróciła do wcześniejszej pozycji.
- Cieszę się. – Zachichotała, po chwili zapadając w głęboki sen. Co ja z nią mam? Pogłaskałem ją kilka razy po miękkich włosach, po czym zgasiłem nocną lampkę.
- Dobranoc. – Wyszeptałem szczęśliwy, że nie jest to tylko sms. Chciałbym, abyśmy tak zasypiali już zawsze, ale to tylko naiwne marzenie.

___________________________________

Hej :) Powiem, że pisząc ten rozdział po głowie chodziła mi piosenka od Sumptuastic >>klik<<
Narysowałam Su i Kastiela, nie wyszło mi za bardzo, ale ciii :P

20 grudnia 2015

Sucrette & Kastiel part VIII

PERSPEKTYWA SUCRETTE

Wyszłam z domu przyodziana w płaszcz. Czekałam na Kastiela, z którym miałam udać się do klubu. Iris i Lys podobno są na miejscu, trzymając dla nas miejsce w loży. Ten buntownik, jak to ma w zwyczaju nigdy nie jest na czas. Ma tyle wad, a ja i tak wiernie podążam za nim sercem. Wczorajsze wydarzenia są już częścią przeszłości, choć nadal męczy mnie pewien aspekt. Wydaje mi się, że Kastiel stał się inny. Zmienił się. Zawsze był zbokiem i kierował w moją stronę wszelakie perwersyjne teksty, ale od jakiegoś czasu przeszedł też do czynów. Nie wiem czy jest tego świadomy. Powoli przeciera granicę. Traktuje mnie jak te swoje przelotne znajomości z laskami. Nie chcę być dla niego kimś takim, pragnę bycia wyjątkową. To takie egoistyczne. Moje serce zabiło szybciej. Zbliżał się nieśpiesznie w moim kierunku, jak zwykle trując się fajką.
- Hej kurduplu. – Uśmiechnął się zadziornie, wyciągając ręce.
- No! Jesteś w końcu. – Odparłam udając, że jest mi to obojętne. Odwróciłam się i ruszyłam. Przyłączył się do mnie po chwili. Specjalnie nie pozwoliłam mu na powitalnego przytulasa. Musimy skończyć z tą głupią czynnością. Przez takie przyjacielskie czułości, nie potrafię wybadać jego intencji. Chcę, aby brał mnie w objęcia na poważnie, a nie dlatego, iż taki mamy zwyczaj. Zerknęłam na niego skrycie, wyglądał jakoś smutno. Rozmyślał nad czymś w wyjątkowym skupieniu. Ciekawe co mu tak zaprząta umysł, że przybrał taki wyraz twarzy.

W milczeniu przekroczyliśmy próg klubu wchodząc do szatni. Ostatnio coraz częściej towarzyszy nam cisza. Kiedyś nie mogliśmy się nagadać, teraz ciężko nam coś powiedzieć. Albo się kłócimy, albo nic nie mówimy. Nigdy niczego nie wyjaśniamy. Nie potrafimy tego i w ten sposób oddalamy się od siebie. Koniec brzmi strasznie, przeraża mnie utrata codzienności z Kastielem. Gdybym go nie kochała, gdyby łączy nas szczera przyjaźń… To tylko gdybanie bez pewnej odpowiedzi. Przepaść między nami staje się coraz trudniejsza do przeskoczenia. Jaki będzie tego kres? Kto wie. Oddałam kurtkę szatniarzowi i razem z Kasem powędrowałam do środka. Był tłok, ale to jest nieodłączna cecha takich miejsc, trzeba się przyzwyczaić. Trzymaliśmy się blisko wyższego parkietu, na którym stały stoliki zabudowane przez kanapę odbijającą neonowe światła. Doszliśmy do naszego stołu i od razu rzuciła mi się na szyję radosna Iris.
- Hejo. – Uśmiechnęła się odsuwając kawałek. No muszę przyznać, wyglądała bosko. Włosy opadały jej na jedno ramię poskręcane w sprężynki. Straciłam całą swoją pewność siebie. Widać czerwona kiecka nie wykonała swojego zadania, jakim było powalenie na kolana Kasa. No trudno. Będę starać się niczym nie przejmować, tylko bawić, jakby miała to być moja ostatnia szansa na spędzenie czasu w tym gronie. Usiadłyśmy przy stoliku pilnując miejsca, a chłopcy poszli po alkohol. Mi tutaj nigdy niczego nie chcą sprzedać, co tłumaczę dyskryminacją.
- Su nie uwierzysz kogo tu spotkałam! – Krzyknęła mi do ucha, bo tutaj nie istnieje inna forma komunikacji.
- Kogo?! – Wrzasnęłam.
- Rozalie i Debre! – Serio? Debra wygląda na taką, ale ta piękność? Myślałam, że to nie jej klimaty. Cóż, pewnie została zaciągnięta tu tak, jak nasz Lysander. Kurde. Muszę pilnować Kastiela, bo od dawna wiadomo jak Debra na niego leci. A on sam przyznał mi się, iż jest w jego typie. Uch. Poczułam nieprzyjemne mrowienie w podbrzuszu na samą myśl o Kasu z inną.
- Gadałaś z nimi?! – Dopytałam, chcąc dowiedzieć się, czy mają pojęcie o naszym pobycie tutaj.
- Nie. Mignęły mi tylko. Spoko, nie martw się. Debra była z jakimś typem! – Jaka ulga. Nie chciałabym, aby przypadkiem wpadła na Kasa.
- Jak mówiłem, dziś browce! – Uśmiechnął się trzymając w dłoniach dwa kufle jakby były cennymi trofeami. Postawił jeden przede mną, rozkładając się obok. Lysander uprzejmie podał jakiegoś kolorowego drinka Iris. Dla siebie nic nie przyniósł, wieczny abstynent. Wielki plus. Trochę to smutne, że zostałam potraktowana jak kumpel od piwa.
- Kas wiesz, że nie przepadam za piwem!
- Nie marudź mała. Doceń moją dobroć i bierz, póki stawiam! – Zaśmiał się, obejmując mnie ramieniem, jak jakąś dziewczynę do towarzystwa.
- Sorki Sucrette. Chciałem zamówić ci to samo, co Iris, ale Kastiel się uparł! – Wyraził skruchę Lysio. On to zawsze jest dla mnie super miły. Cudowny przyjaciel, nie to, co niektórzy. Popatrzyłam wymownie na buntownika. A tam! Dziś mi zwisa rodzaj procentów. Nawalę się i zapomnę o zmartwieniach.
- Spoko! Z osłem nie wygrasz! – Dogadałam pokazując Kasowi język.
- Te! Zamiast pyskować to podziękuj Pyszczku! Czemu sobie sama nie kupiłaś?! A! Bo dzieciuchom nie sprzedają!
- Przez takie dogadywanie sam zachowujesz się jak dziecko! Wielki dorosły, żyjący na kieszonkowym od rodziców! – Zaczęliśmy swoją randomową dyskusję. Jak on mnie wkurza! Chwyciłam kufel i w przeciągu kilku sekund wyzerowałam go, licząc na ugaszenie zdenerwowania.
- Su oszczędzaj się! – Krzyknęła zadziwiona Iris, lecz ja tylko chwyciłam ją za rękę i pociągnęłam w stronę parkietu. Nie odchodziłyśmy za bardzo od loży, bo na wszelki wypadek lepiej być w zasięgu wzroku pewnych osób, którzy zawsze mogą zainterweniować w przypadku niebezpieczeństwa. Pokręciłyśmy się chwilę, gdy moją towarzyszkę porwał jakiś przystojniak. No i tyle ją widziałam. Znów ten sam scenariusz. Chciałam wrócić, ale jakiś nawalony koleś złapał mnie za skrawek sukienki. Zaczął ciągnąć mnie w swoje przepocone ramiona. O nie! Ohyda!
- Zostaw ją! – Odepchnął go mój kochany wybawiciel. Typek nie szukając zwady szybko się ulotnił. Kastiel niespodziewanie objął mnie w tali i zaczął prowadzić w stronę stolika. Mam nadzieję, że muzyka dobrze zagłusza moje łomoczące serce podekscytowane jego dotykiem. Już mi się ode chciało pląsać. Wolę pić. Usiadłam przybita pustą szklanką. Chłopak chyba to zauważył, bo nachyli się do mojego ucha. – Co chcesz?! – Zapytał, jakby naprawdę go to obchodziło. Od jego łaskoczącego oddechu po ciele przeszedł mi dreszcz. Masakra. Czemu muszę tak na niego reagować?
- Może być to samo! – Odpowiedziałam, a on zniknął ze swoim uśmieszkiem. Przeniosłam wzrok na spokojnego Lysandra. Przysunęłam się do niego bliżej, by aż tak nie wrzeszczeć. – I jak się bawisz?! – Zapytałam zaciekawiona.
- Średnio! Wiesz, że nie przepadam za takimi miejscami! – Odparł, podpierając brodę o rękę.
- Ale i tak przyszedłeś! – Po co się zmuszasz?
- Bo lubię spędzać z wami czas! – Uśmiechnął się ciepło. Ojej. Naprawdę wzór przyjaciela, jego przyszła dziewczyna będzie miała prawdziwe szczęście.
- To słodkie! – Musiałam to przyznać.

Czekanie na Kastiela niemiłosiernie mi się dłużyło. Ukradłam drinka nieobecnej przyjaciółce. Bawi się świetnie, więc nie będzie zła o taką błahostkę. Nawet dobry, Lys to wie, co zamówić. Mogłam jednak poprosić Kasa o coś w tym stylu. Właściwie to naprawdę długo go już nie było. Mam złe przeczucia.
- Kastiel chyba się zgubił!
- Pójdę go poszukać! – Uprzedził nim odszedł. Pewnie wyszedł na fajeczkę albo utknął w kibelku. Ta. Nie mógł przecież wpaść na kogoś znajomego, prawda? Miętoląc w palcach rurkę, coraz bardziej się martwiłam. Miałam go pilnować. Och. Poczułam ulgę połączoną z ekscytacją spostrzegając idącego w moim kierunku łobuza. Niósł dwa kufle, co znaczy, że mi potowarzyszy. Jak dobrze, bo powoli schizowałam, iż mógł natknąć się na Debrę. Położył szklanice na blacie, po czym potarmosił mnie po głowie.
- Popilnuj! – Rozkazał, chcąc gdzieś odejść. Co ja Demon jestem? Złapałam go za rękę.
- Gdzie idziesz?! Lys cię szuka!
- Spoko znalazł mnie! Czeka na mnie z Rozalią i Debrą. – Debrą? Co? Przecież… - Zaraz wrócimy, poczekaj! – Uśmiechnął się, strząsając mój uchwyt. Uciekł szybko, nawet się nie obracając. O nie! Nie idź do niej! Nie zostawiaj mnie dla innej, obiecałeś, że mnie nie opuścisz! Schowałam oczy w dłoniach. Bolało mnie wszystko. Wnętrze piekło od powstrzymywania w sobie uczuć.

„Zaraz wrócimy” Ta, jasne! Nie ma ich już długo. Zdążyłam wyżłopać pozostawiony pod moją opieką alkohol. Osiągnęłam cel. Upiłam się. Kręciło mi się w głowie, traciłam zmysły i zdrowy rozsądek. Muszę go znaleźć. Gdzie on jest? Wirujący świat nie przeszkadzał mi w desperackich poszukiwaniach. Z trudem przecisnęłam się przez tłum, odbijając się od tańczących nieznajomych. Stanęłam jak wryta. Podłoże rozsypało się w ułamku sekundy. Dlaczego? No, dlaczego?! Spójrz na mnie gnojku! Wołałam w myślach patrząc jak Kastiel siedzi przy ladzie zagadując radośnie Debrę. Po policzkach spłynęły mi łzy. Boli! Słyszysz?! Podeszłam do niego. Oboje spojrzeli na mnie, lecz ja wbijałam pełen wyrzutu wzrok w niego. Tego, który już się nie śmieje. Patrzy na mnie z politowaniem. Nie rób tego. Nie zostawiaj mnie. Dostrzegaj tylko mnie, bo ja…
- … Kocham cię.

_____________________________

Dzisiaj trochę dłużej, niż zwykle. Powiem szczerze, że jak pisałam tą perspektywę to bardzo wczuwałam się w główną bohaterkę. Sama czułam się podobnie, kiedy osoba, którą kochałam oddalała się ode mnie... Dobrze, że to tylko wspomnienie. :) Pozdrawiam serdecznie ♥
Dziękuję za wszystkie komentarze, to naprawdę miłe, gdy pozostawiacie po sobie ślad. :)

19 grudnia 2015

Sucrette & Lysander rozdział 6

Zaangażowana w słodką grę.

Siedziałam w szkolnej ławce razem z rozgadanym Alexym. W pewnym momencie położyłam głowę na skrzyżowanych rękach na blacie. Byłam niesamowicie śpiąca, gdyż nie mogłam zasnąć w nocy przez szalejące myśli. Tym bardziej, że matka się wściekła za mój późny powrót. Zakazała mi wieczornych spacerów do odwołania. Smutno mi było, bo chciałam ponownie udać się w miejsce ruin, by zobaczyć mój pierwotny cel wczorajszej akcji z śledzeniem. Opowieści przyjaciela o zakupowych przygodach działały na mnie jak najlepsza bajka na dobranoc, więc powoli zamykałam oczy, oddając się snu. Łup! Zerwałam się do siadu, słysząc uderzenie w biurko. Spojrzałam na uśmiechającą się szeroko białowłosą piękność. Czy ona nie trzymała się przypadkiem z Lysandrem?
- Cześć… Sucrette? – Wow. Znała moje imię. Myślałam, że byłam dla niej jak widmo. Alexy także się zainteresował, spoglądając na dziewczynę pytająco.
- Cześć. – Odparłam niepewnie. Chwyciła mnie za dłonie, a jej twarz zapłonęła podekscytowaniem.
- Nie mogę w to uwierzyć. Kto by się spodziewał, że Lysander wybierze taką cichutką osóbkę. W sumie to pasujecie do siebie, cieszę się. – Zmarszczyłam brwi w zadziwieniu. O czym ona mówiła? Alexy tkwił w zaskoczeniu, zupełnie jak ja.
- Zaraz, zaraz. Roza co masz na myśli? – Zapytał zaniepokojony.
- No jak to co? Nie wiesz, że twoja przyjaciółka umawia się z Lysandrem? – Co? Chwila moment! To jakieś nieporozumienie! Wstałam jak oparzona. Pociągnęłam ją za sobą do wyjaśnienia, bo uczniowie w sali przewiercali moje ciało ciekawskimi spojrzeniami. W chwili, gdy już miałam opuścić z nią klasę, zatrzymał mnie czyjś tors. Oczywiście to nie mógł być nikt inny, jak Lysander. Uśmiechnął się do mnie drętwo i z czerwonymi wypiekami wydukał ciche. „Dzień dobry moja droga.”

Odeszliśmy z Lysandrem w spokojniejsze miejsce, jakim był kącik przy schodach na piętro. Staliśmy w niezręcznej ciszy, patrząc na lekko przybrudzoną podłogę. Gdzie nie gdzie odbijała liliowy kolor ścian, wprowadzając nas w cukierkowy świat bajek.
- Panienko… - Przełamał się pierwszy, przerywając drętwą ciszę między nami. Niepewnie spojrzałam na niego, a on uśmiechnął się niewyraźnie. – Pamiętasz tego blondyna z wczoraj? – Zapytał, zgarniając z twarzy przydługie kosmyki. Kiwnęłam głową, przypominając sobie wybawcę. – Widzisz on, był bardzo podekscytowany nowinką o naszym domniemanym związku i rozpowiedział to, co niektórym, w tym właśnie Rozalii. – Wyjawił lekko zawstydzony. – Przepraszam za wciągnięcie Cię w tą nieprawdę. Postaram się to jak najszybciej wyjaśnić.
- No dobrze. Nic takiego się nie stało. Czyli mogę pozostawić tą sprawę w twoich rękach? – Dopytałam, choć w głębi duszy poczułam niewyjaśniony smutek. Miałam wrażenie, że wraz z wytłumaczeniem tej sytuacji utracę coś więcej niż niewinną relację z chłopakiem. Cóż, oszukiwanie innych nie było właściwe, więc nie mogłam podejść do tego egoistycznie. Tym bardziej, iż nie dotyczyło to tylko mnie.
- Oczywiście. Poniosę za to odpowiedzialność. – Posłał mi uśmiech, lecz był inny niż te wczorajsze. Taki jakiś smutny. Hmm... Nie. Pewnie tylko mi się tak wydawało. Po chwili ruszył w stronę klasy, pozostawiając mnie samą. Czułam, jakby razem z jego fizycznym odejściem uciekała część mojej duszy. Obawiałam się, że to była nasza ostatnia rozmowa. Znów staniemy się dla siebie obcy. Nie mamy przecież niczego, co mogłoby nas łączyć. Wspomnienie wieczoru powoli stawało się tylko rozmazanym obrazem, który coraz bardziej szarzał. Myślałam, iż to początek przyjaźni, jednak myliłam się. Opuściłam głowę i zacisnęłam pięści. Pustość oraz  niewidoczność to nieodłączne cechy mojego nastoletniego „ja”.

Wróciłam do klasy samotnie. Chciałam wygadać się Alexy’emu, ale on obrażony tupnął nogą i zajął miejsce obok swego brata. Wiedziałam, że był to dla niego szok. Ostrzegał mnie przed nimi, a następnego dnia dowiedział się, iż go nie posłuchałam. Czemu ja wszystkich zawodziłam? Wyglądałam za okno, obserwując jak chmury leniwie płynęły po niebie. Chciałabym się z nimi zamienić. Zamiast tkwić w jednym punkcie, pragnęłam podróżować po błękicie. Zależnie od kaprysu obdarzać świat ciepłymi kroplami lub śnieżnymi tancerkami. Ech, za bardzo odpływałam. To przez te przybicie.

Zadzwonił dzwonek na przerwę. Zebrałam się szybko, by złapać Alexy’ego i wyjaśnić mu wszystko, jednak ten tylko uciekł czym prędzej. Nie rozumiałam go, nigdy tak się nie zachowywał. Nieraz się kłóciliśmy, z błahych oraz poważnych powodów, ale nigdy mnie nie ignorował. Czy ja naprawdę przegięłam? Stałam przed wejściem do klasy, śledząc wzrokiem jego oddalające się plecy. Kolejna osoba, która mnie opuściła. To takie bolesne.
- Hej Sucrette. – Usłyszałam wesołe zawołanie. Odwróciłam się, aby spostrzec uśmiechniętą Rozalię. – Co tak sama stoisz? Gdzie masz swojego chłopaka? – Jeszcze jej tego nie wyjaśnił? Czemu się z tym wstrzymywał? Myślałam, że załatwił to od razu.
- Słuchaj ja… - Zaczęłam przygnębiona. Wyraz twarzy dziewczyny zmienił się. Widniał na niej cień troski. Podeszła bliżej i przytuliła mnie w akcie pocieszenia.
- Cii. Nie martw się. Jesteś jego pierwszą miłością, więc nie wie jak ma się zachowywać. Pogadam z nim, jeśli ty się uśmiechniesz. – Nie znałam słów opisujących moje zdziwienie. Obca osoba, dla której byłam powietrzem w tamtej chwili zachowywała się, jakby łączyła nas kilkuletnia przyjaźń. To dziwne, a zarazem miłe. Trochę fałszywe i naiwne, ale potrzebowałam tego. Uwagi i ciepłych ramion kojących moją samotność. Chciałam ją objąć, jednak nagle mnie odsunęła. – Mam pomysł. Co powiesz na wspólny wypad po lekcjach? Poznamy się bliżej. – Zaproponowała rezolutnie. O jej. Byłoby to moje pierwsze wyjście z kimś innym niż Alexy’m. Zgodziłam się, chcąc zobaczyć jak to było mieć żeńską koleżankę. Chciałam spróbować, tylko nie wiedziałam czy mogłam. Co jeśli dowiedziałaby się, że mój związek z Lysem to nieprawda? Znów stałabym się dla niej powietrzem? Naprawdę myślałam tylko o sobie, chcąc poprosić chłopaka, abyśmy ciągnęli to dalej. Tylko chwilę, aż posmakowałabym bycia dostrzeganą.

Złapałam Lysandra w szatni. Było mi głupio, próbując wykorzystać jego dobroć, ale chciałam spróbować innego życia. Nie będę go namawiać ani błagać, jeśli powie stanowcze „nie” to odpuszczę. Przeszukiwał swoją szafkę, gdy niepewnie się do niego zbliżyłam. Pociągnęłam go lekko za przyjemny w dotyku płaszcz. Odwrócił się zdziwiony moim widokiem.
- Przepraszam panienko jeszcze niczego nie wyjaśniłem. – Zaczął pośpiesznie, a ja splotłam ręce z tyłu.
- Czy mógłbyś niczego nie wyjaśniać? – Zapytałam cicho, ledwie sama słysząc tą egoistyczną prośbę. Zmarszczył brwi, nachylając się lekko.
- Słucham? Powtórzyłabyś?
- Moglibyśmy poudawać jeszcze trochę? – Dopytałam nieco głośniej. Chłopak w zadziwieniu rozszerzył oczy. 

15 grudnia 2015

Sucrette & Kastiel part VII

PERSPEKTYWA KASTIELA

Mam to już wszystko w dupie. Gdyby nie Lys i Iris, w końcu bym to z siebie wydusił. Że musieli akurat wtedy przypomnieć o swoim istnieniu. Zapaliłem papierosa, choć od ostatniego nie minęło zbyt wiele czasu. Musiałem się czymś uspokoić. Mam już serdecznie dość tej porąbanej przyjaźni. Duszę się, brakuje mi powietrza w tej znajomości. Kuźwa! Nienawidzę się za to. Za bycie taką ciotą nie mogącą powiedzieć ukochanej lasce, że jest ważna. To nie ona jest żenująca, tylko ja. Tak się chichrać… Ale ze mnie frajer, urządzać takie sceny. Jej uśmiech miał być tylko mój, a teraz, odnoszę wrażenie, iż wkrótce będę musiał się nim dzielić. Nie mogę do tego dopuścić! Ehh… To takie bolesne. Świadomość bycia nie dostrzeganym przez jej serce. Ale czy ono w ogóle chce mnie zauważyć? W jej oczach jestem pewnie bezwartościowy. Nie mogę dalej iść. Zatrzymałem się i przykucnąłem. Kuło mnie w klatce piersiowej. Wywaliłem peta, chowając twarz w dłoniach. No i co ja niby mam zrobić? Pozostaje tylko jedno wyjście z tej sytuacji. Skoro jestem jednym z najgorszych to stoczę się jeszcze niżej. Udam, że nie obchodzą mnie uczucia Sucrette. Może mi nawet przywalić w pysk jako zerwanie naszej znajomości, ale dziś zakończę tą szopkę. Wyznam jej to, a potem zależnie od jej odpowiedzi upiję się w trupa.

Razem z Demonem czekaliśmy na Su pod jej domem. W głowie układałem plan wydarzeń wyznania prawdy. Byłem coraz bardziej zdenerwowany. Zaskrzypiały zawiasy wejściowych drzwi. Wyszła moja gwiazda podkreślona światłem wydobywającym się z ciepłego wnętrza mieszkania. Jej duże oczy wesoło mnie pozdrawiały. Emanowała pozytywnością, taka urocza. Musiałem odwrócić wzrok, by uciec przed zahipnotyzowaniem jej urodą. To chore, bycie tak nakręcanym zwykłym wyglądem.
- Cześć Demoś, stęskniłeś się? – Powiedziała zdziecinniałym głosem. Zerknąłem na nią skrycie, gdy nachylona witała merdającego ogonem zwierza. Czyli to jest powód twojego entuzjazmu? Niechętnie przyznam, iż czasem zazdroszczę psinie. Po krótkich pieszczochach wstała, byśmy mogli udać się w stronę parku. To była nasza stała meta wieczornych spacerów. Szliśmy w drętwej ciszy. Atmosfera była przytłaczająca. Wciąż zastanawiałem się, jak się do tego zabrać. Trudno jest coś takiego wydukać po tylu latach, dziewczynie, za którą się szczerze szaleje. Już miałem wyciągnąć fajkę, by czymś się zająć, gdy Sucrette odnalazła w sobie głos.
- Kastiel możemy pójść w inne miejsce? Znalazłam je, gdy byłeś chory. – Zaproponowała. W sumie co mi tam, pozwolę jej na rolę przewodnika.
- Prowadź. – Zezwoliłem krótko, a dziewczyna przejęła smycz i ruszyła żwawo przede mną. Skręciliśmy w leśną drużkę prowadzącą w górę. Ciemno jak w dupie murzyna. Wdepnąłem w jakąś kałużę, już sobie wyobrażam jak musi wyglądać Demon. Wyciągnąłem z kieszeni telefon, by choć trochę oświetlić tą pseudo drogę. Ja pierdziele, gdzie ją niosło? I to samą. Dobrze, że pies przynajmniej wygląda na niebezpiecznego.

Wdrapaliśmy się na jakąś równinę. Su spuściła psa, po czym zbliżyła się do krawędzi. Odwróciła się do mnie i pomachała ręką, bym się przybliżył. Tak też uczyniłem. Och! No muszę jej to przyznać. Widok niezły. Zdumiony popatrzyłem po wieczornej panoramie naszego małego miasteczka. Wszelakie światła wskazywały jak żywa jest ta miejscowość. Przeniosłem wzrok na dziewczynę. Mimo słabego oświetlenia mogłem dostrzec skromny uśmiech. Zawiał wiatr, rozwiewając jej delikatne pasma, które urzekły mnie swym zapachem. Przyciągał mnie, sprawiał, że z trudem trzymałem ręce przy sobie.
- Piękne, co? – Wypowiedziała zadowolona.
- Ta. – Przyznałem rację, lecz na myśli miałem zupełnie inny widok. Zacisnąłem pięści, szukając w sobie siły na wyznanie. To idealny moment, muszę to zrobić. Teraz, albo nigdy. – Su…
- Usiądziemy? – Przerwała mój szept. Przygryzłem dolną wargę, wściekając się. Odeszła, by zasiąść na jakimś pniu. Ja pierdziele! Cały nabuzowany zająłem kłodę obok. Jakbym był piecem, to bym teraz buchał od podwyższonej temperatury. Tak spierdzielić. Drewno okazało się być wilgotne, no jasne, przecież jest późna jesień. Chłód przebijał się przez moją lichą kurtkę. Kątem oka zerknąłem na trzęsącą się Sucrette. Tej to musi być zimno, zawsze była zmarzluchem. Wyciągnąłem do niej ręce.
- No chodź do mnie. – Brzmiało trochę jak rozkaz, lecz dziewczyna posłusznie usiadła mi na kolanach. Objąłem ją, przytulając się od tyłu do jej ciepła. Szkoda, że muszą dzielić nas ubrania, chciałbym poczuć trochę więcej jej ciałka. Mimo tego, serce zabiło mi mocniej. Liczę, iż nie uda się jej tego wyłapać.
- Kastiel cieszę się, że cię poznałam. Jesteś dla mnie wyjątkowo cenną osobą. – Zaczęła lekko drżącym głosem. Pewnie musi być jej naprawdę zimno. Przytuliłem ją mocniej, aż jęknęła cicho. Haha zabawne. Szkoda, że jej słowa tak mnie nie bawią. Co ona próbuje mi powiedzieć? Nie chcę tego za bardzo słuchać, bo narastają we mnie wątpliwości, co do spełnienia mojego dzisiejszego celu.
- Co ty kurdupelku tam sobie pod nosem mruczysz? – Zaczepiłem, próbując zapobiec usłyszeniu tego, do czego ona zmierza. Nie chcę ponownie słyszeć jak obarcza mnie tą durną etykietką „najlepszego przyjaciela”. Ile razy już rozpoczynała ten monolog, nakręcając moje naiwne serce, by w ułamku sekundy złapać w garść, boleśnie zatrzymując?
- Nieważne. – Burknęła obrażonym tonem. Co za obraźliwa kobieta. Podniosłem ją delikatnie, by obrócić do siebie przodem. Zaskoczona złapała się moich ramion.
- No nie fochaj się mała. Też jesteś dla mnie cenna. – Uśmiechnąłem się patrząc prosto w jej piękne oczyska. Zarumieniła się lekko, co mimowolnie mnie zauroczyło. Zaczarowany dotknąłem jej policzka, który wyłonił się spod szalika. Jej skóra była tak gładka i przyjemna, ciekawe czy jest taka wszędzie. Czy mogę to zrobić? Czy posunę się za daleko, gdy ją teraz pocałuje? Ostrożnie chwyciła moją dłoń, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Wiesz, czego się najbardziej boję? – Zapytała cichutko, łaskocząc mnie oddechem.
- Czego? – Zainteresowałem się, co też może ją przerażać. Zniżyła lekko wzrok.
- Że pewnego dnia odwrócisz się ode mnie i odejdziesz. Opuścisz mnie, pozostawisz bez swojego codziennego uśmieszku. – Oczarowany jej słodyczą jak za sprawą zaklęcia ucałowałem jej czółko. Ta cała czerwona uszczypnęła mnie w policzek.
- Co to miało być?
- Takie potwierdzenie, żebyś czuła się bezpiecznie. Nie zamierzam dawać ci spokoju od mojej osoby, wiec na żadne opuszczanie nie masz co liczyć. – Zapewniłem znów wkopując się w udawanie przyjaciela. Chyba nigdy nie będzie mi dane bycie z nią szczerym. Jak teraz jej to wyznam to zachowam się jak skończony dupek, prawda? Wyjeżdżanie z miłością wtedy, gdy ona przyznaje, że boi się utraty naszej relacji. Jestem już tym zmęczony. Mam dość. Oparłem głowę o jej ramię. – Wracamy? – Dopytałem załamany.

__________________________

Dziś trochę późno, ale jest jeszcze 15, więc jestem na czas :P Ten rozdział był dla mnie bardzo problemowy, więc wybaczcie jakiekolwiek niedogodności :) Pozdrawiam serdecznie ♥
Przy okazji takiego zimowego okresu, wstawiam rysunek Kastiela :) Łapcie:

Trochę nie podobny, co nie? No trudno, każdy ma inną kreskę :P Trzymajcie się ciepło :)

12 grudnia 2015

Sucrette & Lysander rozdział 5

Odprowadzana w blasku księżyca

Delikatnie skierował moją twarz w swoją stronę.
- Przepraszam panienko. – Szepnął cichutko, nim nachylił się, by złożyć krótki, niezdarny pocałunek na moich ustach. Okazało się, że były bardzo podatne na taki rodzaj dotyku, bo mimowolnie poczułam się zawstydzona. Widownia zaczęła swoje podekscytowane wiwaty, kiedy Lysander szybko się wyprostował i pociągnął mnie za sobą. Pędził jakby w transie, prowadząc mnie w niewiadomym kierunku. Ruinę mieliśmy daleko za sobą, gdy w końcu odnalazłam w sobie głos.
- Lysander czekaj chwilę! – Zawołałam głośno. Zatrzymał się jak za sprawą zaklęcia. Stanęłam przed nim, spoglądając na jego przystojną twarz. Zaśmiałam się zauroczona.
- Czemu panience tak wesoło? – Zapytał lekko obrażonym tonem, zakrywając dłońmi swoją czerwoną buźkę. Jaki on był słodki, nie mieściło mi się to w głowie.
- Rumienisz się, jakbyś faktycznie nie miał żadnej styczności z dziewczyną. – Dokuczyłam, a on odsunął palce, aby obdarzyć mnie zawstydzonym wzrokiem. – Czy to możliwe, że to był twój pierwszy pocałunek? – Zaciekawiłam się. Jeśli to prawda, to spotkał mnie prawdziwy zaszczyt.
- Skądże. – Odparł z dumą, odsuwając ręce.
- Twoje rumieńce zdradzają, co innego. – Zaśmiałam się ruszając w kierunku mojego domu. Czułam niewielką ekscytację poznanym faktem.
- Jest mi wstyd z powodu zadziałania wbrew woli panienki. Czuję się jak jeden z tamtego grona. – Westchnął, dołączając do mnie. To było naprawdę miłe, widocznie spotkałam kogoś wyjątkowego. Zawsze to wiedziałam, ale dziś się w tym upewniłam.
- Nie przejmuj się. Wiem, że była to konieczność. Jesteś w porządku i nie odebrałam tego czynu negatywnie. W sekrecie powiem ci, iż nawet miło mi z powodu bycia tą pierwszą.  – Oznajmiłam, próbując załagodzić jego poczucie winy. Niech się nie porównuje do tamtych zbirów, oni nawet nie wiedzieli do końca, co chcieli mi zrobić. Wyrzutki bez sumienia.
- Panienka mówi jakby to było nic. Kwestia doświadczenia? – Uniósł jedną brew do góry, niezwykle podejrzliwie.
- Ależ nie. Dla mnie to też był pierwszy raz. – Splotłam dłonie z tyłu, wyszczerzając się niewinnie.
- Przepraszam najmocniej. – Ukłonił się głową, widocznie przybity. Aż takie to było dla niego straszne przeżycie? Ja czułam wypełniającą mnie radość.
- Nie ma za co. Jak wspominałam, cieszy mnie, że to byłeś ty. Właściwie to zastanawia mnie, jak taki cudowny chłopak nigdy wcześniej nie miał styczności z kobietą.
- To samo pytanie mógłbym zadać panience. – Jego usta łagodnie uniosły się w kącikach do góry. Nie spuszczał ze mnie wzroku, kulturalnie patrzał mi w oczy podczas tej spokojnej wymiany zdań. Mi odwzajemnienie gestu przychodziło trochę trudniej, ponieważ magiczność jego tęczówek mimowolnie ocieplała moje policzki. Nie miałam styczności z chłopakami, przyznaję. Nigdy mnie to nie interesowało, dopóki pewnego wrześniowego dnia nie ujrzałam białej czuprynki siedzącej na ławce dziedzińca pochłoniętej swoim wyimaginowanym światem. Odniosłam wrażenie, iż odpłynął daleko w marzenia, co trochę mnie urzekło. A tak w ogóle, ani nie byłam atrakcyjna, żeby przyciągnąć do siebie adoratora, a po drugie:
- Jestem tym naiwnym typem dziewczyny czekającym na tego jedynego. Żyję z przekonaniem, że kiedyś ktoś wkradnie się do mojego serca i pozostanie tam już na zawsze.
- Tak jak muzyka? – Słuszne porównanie.
- Dokładnie. Tak jak… - Ucichłam na smutne wspomnienie krążące w odmętach mojego umysłu.
- Twój zaginiony muzyk? – Powiedział pytająco. Spojrzałam na niego zaskoczona, a on posłał mi tylko ten swój piękny uśmiech. Czyżby potrafił czytać w moim sercu? Co za magię posiadał?
- Czy ty też podzielasz zdanie Kastiela? – Dopytałam, chcąc poznać jego opinię. Była dla mnie zadziwiająco ważna.
- Absolutnie nie. Każdy ma po prostu inny gust, w końcu to nas wyodrębnia. Kastiel jest bardzo cyniczny, więc nie sugeruj się jego krytyką. Zresztą komu ja to mówię. Osóbce, która cała drżąc zaciekle broniła swojej wartości. Było to… - Uciął, odwracając wzrok. Po chwili jednak zawrócił.
- Proszę dokończyć. – Poprosiłam, jednak on tylko uśmiechnął się lekko zawstydzony, po czym zmienił temat. Rozmawiając o wszelakich rzeczach nie zauważyliśmy, gdy stanęliśmy pod moim domem. Ciężko było nam się rozstać, bo okazało się, że łączyło nas wiele aspektów. Chłopak przyznał się do małomówności, lecz przy mnie gadał jak katarynka. Niestety przyszedł moment, gdy musieliśmy się pożegnać. Pozdrowił mnie uprzejmie, a następnie odszedł w swoją stronę. W głębi duszy liczyłam, że był to początek pięknej przyjaźni.