PERSPEKTYWA SUCRETTE
Zawiał
chłodnawy wiatr, niosąc ze sobą kolorowe, wyschnięte listki. Tkwiłam na ławce,
przyodziana w ciszę i spokój. Krajobraz parku stawał się coraz smutniejszy,
doprawdy nie lubiłam tych łysiejących drzew. Ciemnozielony, pachnący przy
koszeniu trawnik skrywał się pod barwnym dywanikiem. Kolejna jesień. Ile to już
minęło, od naszego poznania? Przeniosłam wzrok w dół, na moje uda, służące
tymczasowo za poduszkę. Chłopak korzystający z ich usług, był moim drogim
przyjacielem. Dotknęłam niewinnie jego bladego policzka. Zgarnęłam przydługie
włosy, będące niegdyś wyrazem jego buntu.
Soczysta czerwień, nie typowa. Sama mu je zafarbowałam i od tamtego
czasu nie rozstawał się z tym odcieniem. Pasowała mu do stylu bycia oraz
hardego charakteru. Prawdziwy z niego diabeł wcielony, lecz mimo to, dobre miał
serce. Ja to wiedziałam, towarzyszyłam mu przez naprawdę długi kawał czasu.
Przez podstawówkę, gimnazjum, a w tamtej chwili liceum. Podążałam za nim, jak
prześladowczy cień. Byłam przy nim w każdej sytuacji. Zastępowałam mu męskich
znajomych, rodzeństwo, rodziców. Zawsze na pierwszym miejscu… Pff. To tylko moje
skromne marzenie. W rzeczywistości nie byłam ważniejsza niż wczorajsze
śniadanie. Choć dla mnie był on całym światem, dla niego ja byłam jedynie etapem
życia.
Delikatnie
muskałam kciukiem zarys jego twarzy. Gdzie, nie gdzie poczułam wczesny zarost,
codziennie próbował się go wyzbyć. Opuszkami szczupłych paluszków przejechałam
do płatka ucha. Odnalazłam zarośniętą dziurkę po kolczyku. Dostał go ode mnie,
lecz szybko zrezygnował z noszenia takiej ozdoby. Powędrowałam dalej, krawędzią
narządu słuchu, aż po samą kość policzkową. Zataczałam kółeczka, zauroczona.
Nagle moja dłoń została zatrzymana. Obiekt łaskotania miał najwyraźniej dość.
Przebudzony przekręcił się ostrożnie, nie puszczając mojego chudego nadgarstka.
Teraz jego smukła buźka była na wprost. Srebrne oczy błyszcząc wtapiały się w
miedź moich tęczówek.
-
Co ty wyprawiasz knypku? – Rzucił wyzwisko, do którego zdążyłam przywyknąć. Od
początku naszej znajomości tylko w ten sposób się do mnie zwracał bądź innym
bystrym rzeczownikiem. Nic się między nami nie zmieniło, oprócz mojego serca,
które już od dawna cierpiało z powodu niespełnionej miłości.
-
A tak miałam ochotę cię pomiziać. – Posłałam mu ciepły uśmiech, w takich
kwestiach byłam szczera. Lubił to, moje nieowijanie w bawełnę. Nie
kombinowanie, jakie w zwyczaju mają przedstawicielki mojej płci. Jakby jeszcze
wiedział, co w sobie usilnie skrywam. Ciekawe, czy dalej by mnie tak za to
cenił?
-
Więc to tak zboczuszku? – Przysunął moją rękę i… Użarł palec wskazujący!
Mimowolnie zrobiło mi się cieplej. Niegdyś połknięte motyle znów próbowały
wydostać się na zewnątrz. Dlaczego taki gest, sprawiał mi tyle szczęścia, a
zarazem smutku? Nie było to bolesne ugryzienie, niemniej jednak poczułam się
źle. Dlaczego to robił? Wysyłał mi sprzeczne znaki. Dla niego to tylko
dokuczliwa zagrywka, dla mnie strumień nadziei na coś więcej. Pstryknęłam go w
nos, aby mnie puścił. Ten, zabierając swą ciężką łepetynkę podniósł się do
siadu. Przetarł oczy, po czym rozejrzał dookoła. – Ej, gdzie jest Demon? – Sama
także skopiowałam zachowanie. Wystraszona, aż wstałam nigdzie nie widząc
czarnego psa.
-
Demon! – Zawołałam głośno. Zwierz reagował tylko na niego i na mnie, więc dawno
by już przyleciał. Byliśmy tak jakby jego rodzicami. Razem go kupiliśmy, razem
wychowaliśmy, wytresowaliśmy, pielęgnowaliśmy i tak dalej. Była wszystkim.
Istotką, która nas łączyła. A w tamtym momencie… On… Gdzieś przepadł. - Kastiel
nie widzę go nigdzie.
-
Jak tyś go pilnowała? Co za nieodpowiedzialna kobieta! – Burknął zdenerwowany.
– Szukaj go! – Rozkazał, sam idąc w swoją stronę. Słyszałam jego desperackie
nawoływania, więc biorąc z niego przykład ruszyłam w odwrotnym kierunku.
Przeszłam cały park, od ławki dzieliły mnie z dwa, trzy kilometry, gdy w końcu
przyuważyłam uciekiniera. Bawił się wesoło z jakimś małym, kudłatym pieskiem.
Zabawne połączenie. Groźny owczarek francuski oraz trzęsący się mopsik.
-
Demon! – Wrzasnęłam, przykuwając uwagę stworzonka. Podekscytowany, w podskokach
podbiegł do mnie. Skakał mi na kolana, próbując dosięgnąć mojej brody, by najwyraźniej
złożyć na niej psi pocałunek. – Nie wolno! – Kiwnęłam palcem w górze,
odchylając się najbardziej jak mogłam. Na szczęście, mądre psisko zrozumiało
zakaz. Grzecznie się uspokoiło. Wyciągnęłam telefon, następnie wysłałam
krótkiego smsa do Kastiela z nawigacją, gdzie byliśmy.
-
Więc to twoja bestia?! – Usłyszałam męski ton głosu, więc zainteresowana
spojrzałam na źródło. Kątem oka dojrzałam jak do Demona podłazi mopsik,
zaczepiając do zabawy. Czworonożny łobuz nie mógł zostawić tego bez odzewu, jednak
moją uwagę przykuł w tamtej chwili domniemany właściciel. Serdecznie się
uśmiechał. Wysoki, wysportowany brunet zbliżał się powoli do mnie. Spodnie w
moro, zdradzały jego zainteresowania wojskiem, a biała, rozpięta koszula i
wyłaniający się spod niej czarny T-shirt idealnie komponowały się z zielonymi,
pięknymi oczyskami. Barwa ukradziona szmaragdowi, mój ulubiony kolor, tak
cudowny. Był już na tyle blisko, bym mogła w nich utonąć. Wyciągnął dłoń w
akcie powitania. – Jestem Kentin, a ty? – Mrugnięcie sprowadziło mnie do
rzeczywistości.
- Sucrette.
– Odpowiedziałam, ściskając jego ciepłą prawicę.
...ciąg dalszy nastąpi...
:) Uśmiech nie schodzi mi z gęby. Cudny rozdział, cudne opowiadanie, czekam na więcej! I doczekać się nie mogę. Życzę powodzenia w prowadzeniu tego opowiadania, mnóstwa weny, cierpliwości i czasu. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSuper !
OdpowiedzUsuń