PERSPEKTYWA
KASTIELA
Ze
sennych marzeń o Sucrette wyciągnęły mnie upierdliwe wibracje telefonicznego
budzika. Nienawidzę pobudek, najgorsza czynność w całym dniu. Wziąłem komórkę
do ręki i wcisnąłem 10 minutową drzemkę. Zamknąłem ponownie oczy, wtulając się
w ciepłość kołdry jakby to była moja ukochana. Tak bym chciał, żeby to była
ona. Choć wtedy nie wiadomo, czy wypuściłbym ją z łóżka. Nie zdążyłem zapaść w
twardszy sen, gdy znowu zadrżał pieprzony wynalazek. Dałem kolejne minuty na
wewnętrzną walkę z samym sobą, czy wstać, czy nie. Przycisnąłem łeb do
poduszki. Rozluźniałem się, sen przejmował moje myśli czyszcząc umysł. Powoli traciłem
świadomość, gdy znów mi przeszkodzono. Spojrzałem na godzinę. Spóźnię się.
Dupa. Nie opłaca się już. Pójdę na drugą lekcję. Przestawiłem godzinę pobudki.
Lecz nawet później nie zmogłem się, by wyjść. Zrobię sobie dziś wolne.
Postanowiłem, wkładając telefon pod poduchę. Obróciłem się na drugi bok. Znów
coś zaburczało. Ja pierdziele! Dajcie mi spać. Wyciągnąłem szatańskie
urządzenie. SMS. Nadawcą okazała być się Sucrette. Zalało mnie ciepło.
Zapomniałem o złości, którą czułem przed chwilą. Otworzyłem ikonkę, aby
zapoznać się z zawartością. „Hej leniu. Będziesz dziś?”. Oj. Musi być jej
smutno beze mnie. No dobra. Muszę zwalczyć jej poczucie samotności. Wstałem od
razu, wypełniony energią. Takie powinny być pobudki. Słodkie wiadomości od
ukochanych osób, a nie jakieś ryki, kwiki. Wypuściłem Demona na podwórko, żeby
załatwił swoje potrzeby. Na szczęście przyzwyczaił się już do spędzania kilku
godzin samotnie. Wierny, cierpliwie czeka. Wody i chrupek powinno mu starczyć do
mojego powrotu. Zebrałem się do łazienki.
Zamknąłem
psa w domu i ruszyłem do budy. Co za durne miejsce. Gdyby nie świadomość
spotkania Sucrette to bym ją dawno olał. Zabiera nam tylko młodość, więzienie
dla naszych najlepszych lat. Z pogniecionej paczki fajek wyjąłem papierosa i
zapalniczkę. Odpaliłem. Zaciągnąłem się gorzkim dymem. Naprawdę gorzkim od
wspomnienia wczorajszej jakby kłótni. Laska nie jest raczej zła, bo nie
pisałaby do mnie. Widać dobrze mnie zna skoro nie trzyma urazy. Często mówię
coś nim pomyślę. Cisnę jej, chociaż w sumie nie mam czego się przyczepiać.
Myślę, że jeśli jakimś cudem awansowałaby na moją dziewczynę to zmieniłbym
traktowanie. Lecz co ja mogę gdybać, nigdy nie wiadomo jak się będę zachowywać.
Ta przyjaźń mnie wyprała. Ech nawet nie dążę tam wyobraźnią, bo za bardzo się
napalam. A zawód jest dla mnie trochę bolesny.
Szkoła
mdląco różowa. Bez zmian. Przeszedłem przez drzwi, wchodząc na zaludniony
korytarz. Uch musi być przerwa. Ruszyłem w stronę sali, w której prawdopodobnie
znajdę Su. Dobrze trafiłem. Siedziała piękna jak zawsze, wesoło rozmawiając z
Lysem i Iris. No. Dobra dziewczynka. Trzymaj się tylko ich, żadnych pogawędek z
innymi kolesiami. Im mniej ich wokół ciebie tym lepiej. Taka radosna od samego
rana, cała ona. Na maksa pozytywna. Urocza. Zakradłem się do niej od tyłu.
Zakryłem jej usta i oczy. Nachyliłem się do ucha.
-
Nie szczekaj tyle. – Szepnąłem. Zadrgała, a ja odsunąłem się zadowolony z
żartu.
-
Kastiel! – Ryknęła wstając i odwracając się do mnie. Podniosła piąstkę, cała
czerwona. Chwyciłem jej rękę, chcącą mnie uderzyć, po czym pociągnąłem ją ku
sobie. Wziąłem w powitalne objęcia. Przytuliłem się mocno w celu upewnienia, że
nie jest to tylko część snu. – Kas ty głupku.
-
Też się cieszę, że cię widzę. – Niechętnie musiałem ją wypuścić. Poczułem chłód
w miejscu, gdzie przed chwilą dzieliła się ze mną swym ciepłem.
-
Cześć Kastiel. Dobrze, że jesteś. – Rzekł Lysander marszcząc brwi. Co to za
nieszczerość? Stąd mogę wyłapać ten sarkazm. Iris podejrzanie zaczęła
chichotać. Wyciągnęła otwarte dłonie w stronę Su i Lysa.
-
No dawać po piątaku. Wygrałam. – Rozkazała triumfalnie.
-
To tylko dla tego, iż posłużyłaś się tanim chwytem. – Burknął Lysander
wydobywając drobniaki z odmętów kieszeni swojego płaszcza. Z bólem dupy wręczył je
rudej.
-
Zaraz! Co tu jest grane? – Zapytałam nie ogarniając sytuacji.
-
Założyliśmy się, na którą lekcję przyjdziesz. – Wyjaśniła Sucrette, pokazując
mi zadziornie język.
-
No Su dawaj kasę. – Machnęła palcami.
-
Kastiel pożyczysz mi? – Uśmiechnęła się szeroko. No wiesz ty co? Bezczelna.
Ścisnąłem jej policzki i przysunąłem się bliżej. Spojrzałem głęboko w jej
miedziane oczy.
-
Nigdy. – Wyprostowałem się. – W ogóle co to mają być za zakłady? Jakbym
wiedział to bym nie przychodził. – Iris zaczęła się śmiać, a Lysander skrzypnął
zębami.
-
Dzięki Kas. – Dodał, jakoś obrażony. Roześmiana Su wyrwała się z uścisku.
-
Jakbyś nie przylazł to wygrałby Lysio. – Podleciała do chłopaka, pewnie żeby
nie stać obok mnie. Poklepała go przyjacielsko po głowie.
-
Co za! Jakbym umarł to coś czuję, żebyście posprzedawali części mojego ciała.
-
Kto by cię kupił. – Wybuchła śmiechem, a zaraz za nią Iris. Ale sobie grabisz!
-
Pewnie znalazłaby się taka jedna. – Puściłem jej oczko. – Kto wysłał do mnie
SMS?
-
Iris. – Oznajmiła krótko Sucrette.
-
Stwierdziła, że cię to zwabi. – Dokończył Lysander.
-
Pff. – Parsknąłem. – Myślałem, że Su gdzieś płacze po kątach w tęsknocie.
-
Sucrette? – Dopytała zdziwiona Iris. Popatrzyła na mnie, następnie na Su i
skomentowała to cichym chichotem. No ej! Dziewczyna oparła się o ramię Lysa i
uśmiechnęła kpiąco.
-
Tak kochany, rozpaczałam. – Co za dziewczę, denerwuje mnie jak nic.
-
Ja wiem. Zresztą przyznaj się, o której myślałaś, że przyjdę?
-
Ona już dawno przegrała. Obstawiała, że się spóźnisz tylko na pierwszą lekcję.
– Łoo, aż tyle masz we mnie wiary?
- Taa, głupio zrobiłam. – Odparła wracając na
miejsce, bo do klasy równo z dzwonkiem weszła nauczycielka. Strzeliłem jej jeszcze
w czoło, nim usiadłem obok Lysandra.
__________________
Hej, witajcie. Ten rozdział wyszedł mi jakoś kiepsko :C Jakiś ten dzień taki dołujący. Dobrze, że listopad się już kończy, bo jakoś nie przepadam za tym miesiącem. Zimę lubię, szczególnie białą, więc nie mogę się doczekać. Jaka jest Wasza ulubiona pora roku? :)
Pozdrawiam serdecznie, nie bijcie za jakość tego fragmentu. (Wyłapcie mi błędy, abym mogła je poprawić)