30 listopada 2015

Sucrette & Kastiel part V

PERSPEKTYWA KASTIELA

Ze sennych marzeń o Sucrette wyciągnęły mnie upierdliwe wibracje telefonicznego budzika. Nienawidzę pobudek, najgorsza czynność w całym dniu. Wziąłem komórkę do ręki i wcisnąłem 10 minutową drzemkę. Zamknąłem ponownie oczy, wtulając się w ciepłość kołdry jakby to była moja ukochana. Tak bym chciał, żeby to była ona. Choć wtedy nie wiadomo, czy wypuściłbym ją z łóżka. Nie zdążyłem zapaść w twardszy sen, gdy znowu zadrżał pieprzony wynalazek. Dałem kolejne minuty na wewnętrzną walkę z samym sobą, czy wstać, czy nie. Przycisnąłem łeb do poduszki. Rozluźniałem się, sen przejmował moje myśli czyszcząc umysł. Powoli traciłem świadomość, gdy znów mi przeszkodzono. Spojrzałem na godzinę. Spóźnię się. Dupa. Nie opłaca się już. Pójdę na drugą lekcję. Przestawiłem godzinę pobudki. Lecz nawet później nie zmogłem się, by wyjść. Zrobię sobie dziś wolne. Postanowiłem, wkładając telefon pod poduchę. Obróciłem się na drugi bok. Znów coś zaburczało. Ja pierdziele! Dajcie mi spać. Wyciągnąłem szatańskie urządzenie. SMS. Nadawcą okazała być się Sucrette. Zalało mnie ciepło. Zapomniałem o złości, którą czułem przed chwilą. Otworzyłem ikonkę, aby zapoznać się z zawartością. „Hej leniu. Będziesz dziś?”. Oj. Musi być jej smutno beze mnie. No dobra. Muszę zwalczyć jej poczucie samotności. Wstałem od razu, wypełniony energią. Takie powinny być pobudki. Słodkie wiadomości od ukochanych osób, a nie jakieś ryki, kwiki. Wypuściłem Demona na podwórko, żeby załatwił swoje potrzeby. Na szczęście przyzwyczaił się już do spędzania kilku godzin samotnie. Wierny, cierpliwie czeka. Wody i chrupek powinno mu starczyć do mojego powrotu. Zebrałem się do łazienki.

Zamknąłem psa w domu i ruszyłem do budy. Co za durne miejsce. Gdyby nie świadomość spotkania Sucrette to bym ją dawno olał. Zabiera nam tylko młodość, więzienie dla naszych najlepszych lat. Z pogniecionej paczki fajek wyjąłem papierosa i zapalniczkę. Odpaliłem. Zaciągnąłem się gorzkim dymem. Naprawdę gorzkim od wspomnienia wczorajszej jakby kłótni. Laska nie jest raczej zła, bo nie pisałaby do mnie. Widać dobrze mnie zna skoro nie trzyma urazy. Często mówię coś nim pomyślę. Cisnę jej, chociaż w sumie nie mam czego się przyczepiać. Myślę, że jeśli jakimś cudem awansowałaby na moją dziewczynę to zmieniłbym traktowanie. Lecz co ja mogę gdybać, nigdy nie wiadomo jak się będę zachowywać. Ta przyjaźń mnie wyprała. Ech nawet nie dążę tam wyobraźnią, bo za bardzo się napalam. A zawód jest dla mnie trochę bolesny.

Szkoła mdląco różowa. Bez zmian. Przeszedłem przez drzwi, wchodząc na zaludniony korytarz. Uch musi być przerwa. Ruszyłem w stronę sali, w której prawdopodobnie znajdę Su. Dobrze trafiłem. Siedziała piękna jak zawsze, wesoło rozmawiając z Lysem i Iris. No. Dobra dziewczynka. Trzymaj się tylko ich, żadnych pogawędek z innymi kolesiami. Im mniej ich wokół ciebie tym lepiej. Taka radosna od samego rana, cała ona. Na maksa pozytywna. Urocza. Zakradłem się do niej od tyłu. Zakryłem jej usta i oczy. Nachyliłem się do ucha.
- Nie szczekaj tyle. – Szepnąłem. Zadrgała, a ja odsunąłem się zadowolony z żartu.
- Kastiel! – Ryknęła wstając i odwracając się do mnie. Podniosła piąstkę, cała czerwona. Chwyciłem jej rękę, chcącą mnie uderzyć, po czym pociągnąłem ją ku sobie. Wziąłem w powitalne objęcia. Przytuliłem się mocno w celu upewnienia, że nie jest to tylko część snu. – Kas ty głupku.
- Też się cieszę, że cię widzę. – Niechętnie musiałem ją wypuścić. Poczułem chłód w miejscu, gdzie przed chwilą dzieliła się ze mną swym ciepłem.
- Cześć Kastiel. Dobrze, że jesteś. – Rzekł Lysander marszcząc brwi. Co to za nieszczerość? Stąd mogę wyłapać ten sarkazm. Iris podejrzanie zaczęła chichotać. Wyciągnęła otwarte dłonie w stronę Su i Lysa.
- No dawać po piątaku. Wygrałam. – Rozkazała triumfalnie.
- To tylko dla tego, iż posłużyłaś się tanim chwytem. – Burknął Lysander wydobywając drobniaki z odmętów kieszeni swojego płaszcza. Z bólem dupy wręczył je rudej.
- Zaraz! Co tu jest grane? – Zapytałam nie ogarniając sytuacji.
- Założyliśmy się, na którą lekcję przyjdziesz. – Wyjaśniła Sucrette, pokazując mi zadziornie język.
- No Su dawaj kasę. – Machnęła palcami.
- Kastiel pożyczysz mi? – Uśmiechnęła się szeroko. No wiesz ty co? Bezczelna. Ścisnąłem jej policzki i przysunąłem się bliżej. Spojrzałem głęboko w jej miedziane oczy.
- Nigdy. – Wyprostowałem się. – W ogóle co to mają być za zakłady? Jakbym wiedział to bym nie przychodził. – Iris zaczęła się śmiać, a Lysander skrzypnął zębami.
- Dzięki Kas. – Dodał, jakoś obrażony. Roześmiana Su wyrwała się z uścisku.
- Jakbyś nie przylazł to wygrałby Lysio. – Podleciała do chłopaka, pewnie żeby nie stać obok mnie. Poklepała go przyjacielsko po głowie.
- Co za! Jakbym umarł to coś czuję, żebyście posprzedawali części mojego ciała.
- Kto by cię kupił. – Wybuchła śmiechem, a zaraz za nią Iris. Ale sobie grabisz!
- Pewnie znalazłaby się taka jedna. – Puściłem jej oczko. – Kto wysłał do mnie SMS?
- Iris. – Oznajmiła krótko Sucrette.
- Stwierdziła, że cię to zwabi. – Dokończył Lysander.
- Pff. – Parsknąłem. – Myślałem, że Su gdzieś płacze po kątach w tęsknocie.
- Sucrette? – Dopytała zdziwiona Iris. Popatrzyła na mnie, następnie na Su i skomentowała to cichym chichotem. No ej! Dziewczyna oparła się o ramię Lysa i uśmiechnęła kpiąco.
- Tak kochany, rozpaczałam. – Co za dziewczę, denerwuje mnie jak nic.
- Ja wiem. Zresztą przyznaj się, o której myślałaś, że przyjdę?
- Ona już dawno przegrała. Obstawiała, że się spóźnisz tylko na pierwszą lekcję. – Łoo, aż tyle masz we mnie wiary?
- Taa, głupio zrobiłam. – Odparła wracając na miejsce, bo do klasy równo z dzwonkiem weszła nauczycielka. Strzeliłem jej jeszcze w czoło, nim usiadłem obok Lysandra.


__________________

Hej, witajcie. Ten rozdział wyszedł mi jakoś kiepsko :C Jakiś ten dzień taki dołujący. Dobrze, że listopad się już kończy, bo jakoś nie przepadam za tym miesiącem. Zimę lubię, szczególnie białą, więc nie mogę się doczekać. Jaka jest Wasza ulubiona pora roku? :)
Pozdrawiam serdecznie, nie bijcie za jakość tego fragmentu. (Wyłapcie mi błędy, abym mogła je poprawić)

28 listopada 2015

Sucrette & Lysander rozdział 3

Obdarzona siłą do poszukiwań

Śladem za mną podążali ci, od których, z rozkazu Alexyego, miałam trzymać się z daleka. Patrzyli w telefon, przytrzymywany przez Kastiela. To z niego wypływał dźwięk. Nie zauważyli mnie, byli zupełnie pochłonięci oglądaniem nagranego fragmentu. Minęli mnie. Wybacz Alexy, nie mogłam cię posłuchać. Bezmyślnie pobiegłam za nimi. Obiegłam ich, żeby zagrodzić im dalszą drogę. Zainteresowani podnieśli wzrok.
- Co to za piosenka? – Przeszłam do rzeczy.
- Ta? – Zapytał, wyciągając do mnie rękę z urządzeniem. Pokazał mi nagranie, lecz nie było na nim wokalisty, tylko jacyś idioci, w tym Kastiel, papugujący na widowni śpiewaka. Perfidnie krzywili mordy, udając brzdękanie na wymyślonych gitarach…
- Kpisz sobie? – Zdenerwowałam się. Zezłościł mnie brak poszanowania do twórczości innych.
- No nie. Ten koleś wył, jakby mu się coś wżynało w dupę. – Wyłączył odtwarzanie i schował komórkę do tylnej kieszeni czarnych dżinsów. Zacisnęłam dłonie w pięści. Opuściłam głowę w pożałowaniu dla tej okropnej opinii. Przydługie włosy opadły mi na twarz, zakrywając oczy. Przygryzłam dolną wargę, próbując uspokoić zszargane nerwy. – A co podobała ci się jego nutka? Fance Winged Skull? Nie gadaj bzdur.
- Właśnie, że mi się spodobał. – Oznajmiłam dumnie, prostując się. Dotknęłam się w okolice serca. – Jego głos trafił tu. – Klepnęłam się dwukrotnie. – Nie żadne Winged Skull, tylko on, „wyjec”! Nigdy więcej nie obrażaj go w mojej obecności! – Dodałam zaparcie. Lysander popatrzał zaskoczony, zresztą tak samo jak czerwono-włosy buntownik. – Nie czekając na kolejną dawkę durnych słów z jego strony, odwróciłam się na pięcie. Szybkim tempem ruszyłam przed siebie, zadowolona ze stanięcia w obronie swej miłości. Postanowiłam! Może pod wpływem adrenaliny, może, by zrobić na złość tamtej małpie, ale odnajdę wokalistę. – Słyszysz? Odnajdę cię! – Wypowiedziałam myśl na głos, aby dotarła do mojego umysłu.

Po naprawianiu maskotki mojej młodszej siostry, zapukałam do jej pokoju. Krótkie „proszę”, po którym weszłam do środka. Blondynka siedziała tyłem do drzwi, skupiona na monitorze.
- Cześć Nina. – Burknęłam przysuwając sobie krzesło obok niej. Zajrzałam jej przez ramię. Była w trakcie czytania jakiejś dyskusji na forum społecznościowym. Nie orientowałam się w tym za bardzo, bo ja korzystałam tylko z telefonu i poczty elektronicznej.
- Cześć. Dobrze się składa. Właśnie zaczęłam szukać twojego muzyka. – Posłała mi uśmiech, odrywając na chwilę wzrok od wyszukiwarki.
- Wpadłaś na coś?
- Nie. Ale mam plan, zostaw to mi. – Mrugnęła mi fioletowym oczkiem, pełna zawziętości. Miałam nadzieję, że nie wpakuje się w jakieś nieprzyjemności. Martwiłam się o nią.
- Co ty kombinujesz?
- To sekret. Musisz tylko cierpliwie poczekać na skutki. Okej? – Skierowała do mnie najmniejszy palec w akcie zawiązania obietnicy. Uśmiechnęłam się i zahaczyłam swój.
- Okej. Właściwie to przyszłam zapytać, czy chcesz swojego królika? Zszyłam go. – Nina przytaknęła głową, odjeżdżając na krześle do tyłu.

Następny dzień mijał mi dość kiepsko. Kastiel podburzył przeciwko mnie klasę, która mierzyła mnie pełnym pożałowania, dla mojego gustu muzycznego, wzrokiem. Ach, w końcu coś działo się wokół mnie. Mogłoby być to nawet zabawne, gdyby było to coś pozytywnego. Tymczasem czułam się nieswojo. Na szczęście w tej kaleczącej moją duszę szarości znalazło się światełko otuchy. Alexy starał się mnie jakoś pocieszać i sprawiać, abym nie przejmowała się nieprzychylną atmosferą. Tak też starałam się czynić. Próbowałam ignorować zaczepki pewnej blondynki i jej koleżanek. Cóż, najwięcej zrobię, gdy to oleję. Zauważyłam też coś, co trochę mnie zaskoczyło. Lysander jakby zmienił do mnie nastawienie. Jego płachta społecznej wyższości opadła. Nie raz przyłapałam go, jak skrycie mi się przyglądał. Odnosiłam wrażenie, że próbował swymi magicznymi oczętami wpłynąć na moją podświadomość i sprowokować do zagadania go. Nie za bardzo ogarniałam, o co dokładniej mogło chodzić tej białej czuprynie, ale jego prześladowanie mnie wzrokiem sprawiało, iż czułam się niezręcznie. Pod presją.

Lekcje dobiegły końca. Jeszcze nigdy, aż tak nie cieszyłam się z tego powodu. Przy żegnaniu się z bliźniętami, kątem oka spostrzegłam wychodzącego ze szkoły Lysandra. Był otoczony znajomymi, lecz oczarowana jego urodą widziałam tylko jego. Skrzyżował ze mną wzrok. Znowu, jednak tym razem nie spuszczał go, dopóki nie minął mnie w szkolnej bramie. Ale co to? Czy ja się przesłyszałam? Czy popadałam w paranoje słuchowe? Nie miałam pewności, ale zdawało mi się, że w chwili, kiedy znalazł się obok mnie, szepnął ciche: „Do widzenia panienko”. Nie, to było niemożliwe. Popatrzyłam jeszcze za nim, na jego plecy, gdy nagle przysłoniła mi je uśmiechnięta twarz Alexego.
- Nie odpływaj. – Powiedział, czochrając mnie po włosach. Wybudził mnie z amoku. Wróciły zmysły, a świat znów stał się przykry.
- Wybacz. – Rzekłam, opuszczając lekko głowę.
- Spoko, już się przyzwyczaiłem. – Objął mnie radośnie ramieniem. – Co do naszej propozycji… Co ty na to? – Zapytał. Eh? Jakiej propozycji? Nic mi nie wiadomo.
- O czym mówisz?
- No o nocy filmowej u mnie. Najpierw pójdziemy na mały shopping, a potem zrobimy sobie seans. Dla poprawy humoru.
- Może być. – Tak, przydałoby mi się zajęcie czymś wolnego czasu, bo gdy miałam go za dużo zaczynałam myśleć. A to wiązało się z tęsknym wspomnieniem koncertu.
- Jej super! – Krzyknął w podekscytowaniu, ściskając mnie mocno.
- Armin idziesz z nami? – Skierowałam pytanie w stronę grającego chłopaka. Przejęty zwalczaniem pikselowych wrogów nawet na mnie nie spojrzał przy udzielaniu krótkiej odpowiedzi „nie”. Ten to nigdy się nie zmieni, nie obchodziła go realność. Też dobrze.

Po kolacji stwierdziłam, że muszę zaczerpnąć świeżego powietrza, więc wyszłam na wieczorny spacer. Otulona szalikiem wędrowałam przez park, zastanawiając się nad ostatnimi zdarzeniami. Mróz pewnie pokolorował moje policzki na czerwono. Któreś z kolei pociągnięcie nosem dało mi znak, że czas wrócić. Już miałam zrobić krok w stronę ciepłego domu, gdy mignęła mi znajoma czerwona czuprynka snująca za sobą zapach papierosów. Szedł razem z Lysandrem. Na plecach miał zawieszony futerał na gitarę. Co? To ten cynik grał na czymś? Musiałam ocenić jego możliwości! Jak prześladowca zaczęłam podążać za chłopakami, w duchu ponownie przepraszałam mego przyjaciela. Znów go nie posłuchałam.

25 listopada 2015

Sucrette & Kastiel part IV

PERSPEKTYWA SUCRETTE

Do szkoły dziś wyjątkowo nie szłam razem z Kastielem. Pewnie nie chciało mu się wstać. Co za leń. Chociaż nie byłam lepsza. Często razem z nim uciekałam z lekcji. Robiłam to tylko po to, by spędzić z nim czas sam na sam. Ugh. Zawiał lodowaty wiatr, strącając z głowy mój kaptur i rozwiewając dość długie włosy. Zima się zbliżała, mogłam to stwierdzić, sugerując się coraz pochmurniejszą pogodą. No i kolejny rok minie, a ja nie zrobię żadnych postępów na ścieżce miłości. Skazana na tą boleść, musiałam w końcu się jej wyzbyć. Przez myśl przeleciał mi obraz chłopaka z wczoraj. Jeszcze się nie przełamałam, aby napisać. Choć po ciętej prowokacji ze strony Kasa bardzo mnie kusiło. Niby odpisałam mu na nocnego sms’a, ale wcale mu nie wybaczyłam. Planowałam pokazać mu, że z łatwością potrafię kogoś poderwać. Miałam nawet pomysł, który wcielę w życie nie ważne, jakim kosztem.

Zostawiłam kurkę oraz szalik, po czym wychodząc z podziemnej szatni powędrowałam w stronę sali, gdzie powinnam mieć pierwszą lekcję. Na korytarzowych ławkach siedziała część mojej klasy głośno rozmawiając. Spostrzegłam moją oddaną przyjaciółkę, emanującą spokojem. Rude warkoczyki i piegi w jej przypadku dodawały tylko uroku. Była śliczna, trochę wyższa ode mnie. Zwyczajna, miła dziewczyna, nie żaden kanon piękna wzbudzający kompleksy.
- Cześć Iris. – Zagadałam, a ona odrywając się od książki spojrzała na mnie. Uśmiechnęła się na powitanie. Zrobiła mi miejsce obok siebie, z którego skorzystałam.
- Cześć Su. Kastiel chory czy wagaruje? – Zapytała zaintrygowana. – Chociaż sądzę, że to pierwsze.
- Z czego to wnioskujesz?
- Bo zawsze jesteście razem. – Jak to przyjaciele, jakoś się tak trzymaliśmy. Doskonale wiedziałam, jak to musiało wyglądać z zewnątrz. Uznawali nas za nierozłączną parę, co mnie cieszyło. I dobrze. Przynajmniej laski się koło niego tak nie pałętały, a znałam przynajmniej takie dwie, które chętnie zatopiłyby swoje tipsy w jego sercu. Jeden plus tej popapranej relacji.
- Szkoda, że tylko jako przyjaciele. – Mruknęłam, ciężko wzdychając. Dziewczyna objęła mnie ramieniem.
- Nie bądź smutna. Wolę twoją weselszą wersję. Chcesz dzisiaj iść ze mną do sklepu muzycznego posłuchać nowości? Może kogoś poznasz ciekawego. – Zaproponowała, próbując mnie jakoś rozweselić. Lubiłam z nią tą czynność, więc chyba się skuszę. Właśnie! Musiałam jej wspomnieć o wczorajszym zajściu w parku.
- Właściwie to kogoś poznałam. – Zaczęłam cicho, trochę się zawstydzając. Zabrała rękę.
- Naprawdę? Kogo? – Wyczułam w jej głosie nutkę zaskoczenia połączoną z podekscytowaniem.
- Nazywa się Kentin. Ma cudne, szmaragdowe oczy. – Uśmiechnęłam się na wspomnienie pięknych tęczówek.
- Ojej. To przecież twój ulubiony kolor. I  co? Umówiliście się? – Zainteresowała się coraz bardziej przejęta. Schowała książkę do plecaka, by całkowicie poświęcić mi swą uwagę.
- Nawet do niego nie napisałam. – Westchnęłam jakoś zażenowana. Popatrzyła z byka, marszcząc brwi w zadziwieniu.
- Dlaczego?
- Kastiel napędził mi pietra i kompleksów. Co jeśli mu się nie spodobam? – Zdołowałam się trochę. Dobrze wiedziałam, iż nie byłam atrakcyjna. Cały czas było mi to wytykane przez tego, dla którego chciałam wyglądać najpiękniej. Przykre to. Oparłam łokcie o kolana, lekko się garbiąc. Policzki schowałam w dłoniach.
- Su jeśli dał ci swój numer to musiałaś mu się spodobać. Kastiela nie słuchaj, znasz go. On zawsze ma swoje widzimisię. – Poklepała mnie po ramieniu, wywracając oczami.
- Myślisz, że powinnam napisać? – Podniosłam się, wypełniana pozytywnym ładunkiem słów Iris.
- Jak najbardziej. A jeśli naprawdę się boisz waszego spotkania to zaproponuj układ 2x2. – Zademonstrowała przy pomocy znaku „peace”.
- To znaczy? – Dopytałam, nie bardzo łapiąc się w jej logice.
- On weźmie kolegę, ty zabierzesz mnie. Jeśli nie ma nieczystych zamiarów to się zgodzi. – To jej talent, motywowanie mnie, wspieranie. Miała dobry plan. Z przyjaciółką u boku nie będę sikać w majty. Przy okazji od razu dowiem się jej zdania.
- Ok. To napiszę do niego wieczorem. – Zapewniłam.
- Witajcie panienki. Co takie uśmiechnięte? – Dołączył się do nas nasz najprzystojniejszy członek gangu o pięknym imieniu Lysander. Jego widok zapierał dech w piersiach, nawet mi, wyglądał jak książę z marzeń, snów. Wyróżniał się, był dość specyficznym osobnikiem, gdyż lubował się w staromodnych czasach. Zawsze był trochę zdystansowany, małomówny, lecz mimo to był oddanym przyjacielem. Nie jedna dziewczyna została zauroczona jego pięknym spojrzeniem, choć sam nie wykazywał żadnych chęci, by jakąś nazywać mianem tej swojej jedynej.
- Witaj. - Wstałam, by przytulić się do niego na powitanie. Tak robiliśmy zawsze, nie było w tym podtekstów. Szybko wymieniliśmy uścisk, po czym wróciłam na miejsce.
- Su poznała chłopaka. – Pochwaliła się Iris. Ta to ma język.
- Naprawdę? – Uniósł w zaskoczeniu jedną brew do góry. Trochę mnie spłoszyła jego reakcja. Czy to, aż tak dziwne?
- A tam poznałam. Wręczył mi tylko swój numer i to wszystko. – Rzekłam pochmurnie.
- To już coś. – Posłał mi pokrzepiający uśmiech.
- Tylko, żeby nie zniknął tak jak ci twoi wcześniejsi zalotnicy. – Odparła Iris, przypominając sobie wszystkie moje wcześniejsze przygody z moimi domniemanym adoratorami.
- Sama nie wiem, co robiłam nie tak, że z dnia na dzień przestawali się odzywać. – Załamałam ręce. Na serio. Wszystko było dobrze, szło elegancko. Coraz bardziej się zbliżaliśmy, a tu nagle *benc* i koniec znajomości. Bez żadnych wyjaśnień, nic. Jak stali, tak przepadli.

- Dziwnee. – Przeciągnął Lysander, uciekając gdzieś w bok wzrokiem. Nawet on ze mnie kpił. Co za łoś!

________________

Witajcie serdecznie :) Chciałam Wam bardzo podziękować za wszelakie słowa motywacji zawarte w komentarzach :3 Przyznam szczerze, że o ile poniedziałek był u mnie superowy to środa mnie dobija. Dzień mi się niesamowicie dłuży, straszne :/ Ale taka jet równowaga naszego życia. Raz jest dobrze, raz jest źle. Byle by się nie załamywać, prawda? No więc, pozdrawiam Was i do następnego ~ ♥

21 listopada 2015

Sucrette & Lysander rozdział 2

Porwana przez skryte spojrzenie.

Okazał być się nim buntowniczy chłopak chodzący ze mną do klasy. Z Kastielem lepiej nie mieć na pieńku, gdyż jego reputacja nie była zbyt dobra. Nie raz słyszałam o jego zdemoralizowanych wyczynach. Poczułam lęk. Czy on zamierzał coś mi zrobić za to, że uczestniczyłam w widowisku rockowego zespołu? Takie dresy to raczej słuchają rapów i tym podobne. A z reguły nie bywali zbytnio tolerancyjni. – Głucha jesteś? – Warknął. O matko. Jak miałam odpowiedzieć, żeby nie dołączyć do jego czarnej listy?
- Tak? – Zawahałam się. Moja odpowiedź przypominała bardziej niepewne pytanie, niż twierdzenie, aczkolwiek taka musiała mu wystarczyć. Na inną w tamtej chwili nie było mnie stać.
- O! To jednak się nie przesłyszałem. I jak mała, podobało się Ci się? Odjazdowo grali. – Nie ma określenia na szok, w którym tkwiłam. Zamrugałam kilka razy rzęsami. Powoli dochodziła do mnie świadomość uniknięcia jakiejkolwiek wulgarnego zachowania, on uśmiechał się do mnie. Nie kpiąco, nie wrednie, lecz normalnie. Miło i szczerze. Dopiero wtedy baczniej mu się przyjrzałam. Nie wyglądał jak przedstawiciel marginesów społecznych. Na czerwonej bluzce wyłaniającej się spod skórzanej kurtki widniał symbol. Motyw, który widziałam wcześniej na plakacie reklamującym wczorajszych muzyków i na bluzce mojej siostry.
- Kas ty też tam byłeś? – Wtrącił się Alexy. On miał dobre kontakty z wszystkimi, więc nawet z nim był w luźnej relacji. Trochę mu tego zazdrościłam.
- Ta. Z Lysem. – Odpowiedział, wskazując kciukiem na swojego przyjaciela, który spokojnie zmierzał w naszym kierunku. Poczułam jak moja twarz się rumieni, bowiem od dawna śledziłam rozmarzonym wzrokiem tego przystojnego młodzieńca. Był wyjątkowy. Wyróżniał się wśród szarych członków mojej klasy. Nie chodziło nawet o jego styl ubierania, który z tego co opowiadał mi Alexy sięgał ram epoki wiktoriańskiej, czy nawet o jego zjawiskową heterochromię. Było to coś innego. Coś, co skrywał głęboko w swym wnętrzu. Szczypta tajemniczości, wrażliwości. Dusza romantyka, tak bardzo przyciągająca.
- Kastiel co robisz? – Rzekł, patrząc tylko na odbiorcę pytania. Jakby nic poza nim nie miało dla niego znaczenia, było niewidzialne.
- Stary czaisz, że ta niewyrośnięta, cicha myszka słucha Winged Skull? – Wyjaśnił, jakby odkrył coś wielkiego. Lysander zerknął na mnie nie znacznie. Rodzaj jego wzroku mnie przytłoczył. Wiedział o swojej wyższości, ponieważ zimnym, ignoranckim spojrzeniem sprawił, że lekko się przygarbiłam. Jakbym była na innym szczeblu. Nic nieznacząca, niemająca żadnych przywilejów. Widać, iż mentalnie
sięgał jeszcze XIX wieku, kiedy to kobiety były czymś gorszym. Rolą żony było miłowanie, szanowanie i słuchanie swojego męża, nic więcej. To dla nich żyłyśmy. Straszne.
- Idziemy? – Zostawił mnie bez komentarza.
- Ta. Mała jeszcze cię kiedyś zagadam. – Mrugnął mi oczkiem na odchodne. Oboje odeszli w stronę swojej ławki. Kastiel wydawał się w porządku w przeciwieństwie do swojego zdystansowanego przyjaciela. Raczej nie łatwo musiało się z nim zaznajomić, a szkoda, gdyż naprawdę wydawał się przecudowną perełką, jak książę ze snów. Moich snów. Alexy przysunął się do mnie bliżej.
- Su niech cię nie zwiodą pozory. – Szepnął mi do ucha, zasłaniając dłonią przestrzeń, między moim narządem słuchu a jego ustami.
- Co masz na myśli? – Przemówiłam tym samym tonem, kopiując zachowanie. Odsunął się, by wtopić poważny wzrok w moje srebrne tęczówki.
- Ci dwaj. Szczególnie Kastiel, mogą wydawać się sympatyczni, ale lepiej trzymaj się od nich z daleka. Nie mają zbyt dobrego towarzystwa, no i Kas uwielbia bawić się naiwnymi sercami dziewczyn. Nie chcę się o ciebie martwić, więc proszę nie nawiązuj z nimi jakiejkolwiek znajomości. – Jeśli przedstawia to w taki sposób to postaram się być ostrożną. Postaram, bo miałam to do siebie, że często przyciągam kłopoty.
- Okej. – Przytaknęłam, choć bardzo kusiło mnie, aby wybadać, co kryło się za jego słowami. „Ciekawość to pierwszy stopień do piekła” przytoczyłam dobrze znane mi przysłowie, jako ogarnięcie mojego zainteresowania. Alexy nagle dźgnął mnie w ramię, bym się rozchmurzyła.
- No, a teraz opowiedz mi w końcu jak było wczoraj. – Uśmiechnął się przyjacielsko. W trakcie opowiadania przypomniałam sobie piękny głos nieznanego wokalisty. Umilkłam przybita. Ach. Czułam się jak zakochana panienka, opuszczona przez swą nieodwzajemnioną miłość. Tak głęboko utkwiła ta melodia. Czy miałam w sobie na tyle dużo sił, żeby zacząć desperackie poszukiwania? Czy było warto? Zadrgałam, pełna wątpliwości. Był ktoś, kto jeszcze był na tamtym koncercie. Ktoś, kto mógłby mi udzielić paru informacji. Niepewnie sięgnęłam spojrzeniem pleców Kastiela. Och… Zamiast buntownika, mój wzrok napotkał się z chłodem wpatrzonych we mnie oczu Lysandra. Szybko mignął nimi gdzieś w przód, po chwili jednak zawrócił. Wpatrywał się, jakby chciał odkryć moje całe skryte wnętrze. Nie mogłam się ocknąć, zresztą tak samo, jak on. Zahipnotyzował mnie kolorami swoich tęczówek. Biegałam skojarzeniami między złocistym zbożem, by następnie rozłożyć się na zielonkawej trawie. Straciłam rachubę czasu, mijały minuty, a my przesyłaliśmy sobie telepatycznie magiczne wibracje, odbierające nam mowę, słuch i wszelkie inne zmysły. Nawet obraz przed nami stał się jakby pusty, wyróżniając tylko nas. W końcu niewidzialną nić przerwał Kastiel, szturchając go. Chłopak odwrócił się, poświęcając całą uwagę ławkowemu koledze.
- Su? Halo?! – Doszło do mnie ciche zagadywanie przez przyjaciela. Pomachał mi przed twarzą, więc siłą rzeczy musiałam zareagować.
- No co?
- Odpłynęłaś. Nie dokończyłaś mówić. – Przypomniałam sobie, na czym skończyłam opowieść.
- To było wszystko. – Uśmiechnęłam się, a chłopak zrobił zawiedzioną minę. Nie bądź smutny, na pewno kiedyś podzielę się z tobą ciągiem dalszym o muzyku. Na razie musiałam to przemyśleć  i podjąć jakąś racjonalną decyzję.

Lekcje dobiegły końca, więc wreszcie mogłam udać się do domowego ogniska. Męczący dzień powoli kończył się wraz z zachodzącym słońcem. To już ta pora roku, kiedy swą dominację powoli rozpoczynała noc. Drzewa płakały ostatkami liściowych łez, a wiatr tańczył z nimi lekko je unosząc. Alexy mieszkał w odwrotnym kierunku, więc wspólny powrót nie był nam dany. Zresztą, towarzystwa dotrzymywał mu brat bliźniak. Choć podobni z wyglądu, to w środku byli swym przeciwieństwem. Alexy żywiołowy, przyjacielski i towarzyski, a Armin był bardziej zamkniętym w sobie graczem. Oboje byli na swój sposób uroczy, jednakże nie utrzymywałam znajomości z Arminem. Nie miałam nawet pojęcia o czym z nim rozmawiać.

Znając na pamięć drogę powrotną oraz ponurą scenerię ulicy miasta, obserwowałam moje zabrudzone botki. Trzeba byłoby doprowadzić je do czystości, lecz nigdy jakoś nie mogłam znaleźć na to czasu. Znudzona przystanęłam na moment, by w czeluściach torby poszukać słuchawek. Zajęta grzebaniem, nagle usłyszałam „to”, co znów poruszyło moje serce. Zagrało mi w uszach. Zamarłam, w następstwie dreszczu. Skąd? Podniosłam głowę w poszukiwaniu „tego”, w czym od wczoraj byłam zakochana. Szok okrył moją bladą twarz, rozszerzając źrenice oraz usta. Nie wierzyłam!

20 listopada 2015

Sucrette & Kastiel part III

PERSPEKTYWA SUCRETTE

Drapiąc Demona poczułam na sobie wzrok Kastiela. Co? Znowu chciał mi coś pocisnąć? Niepewnie spojrzałam na niego, a ten uśmiechnął się zalotnie. Matko! Czemu tak mnie rozbrajał nim? Ach nie wierzyłam, iż aż tak mógł mi się podobać jakiś chłopak. Straszne.
- Idziemy? – Zapytał, przerywając ciszę. Kiwnęłam głową, więc wstaliśmy. Pies nie był z tego zadowolony, ale także podniósł swe cielsko. Ruszyliśmy do domu, spokojnym, nie śpiesznym krokiem. Słońce powoli zachodziło, pozostawiając za sobą chłodną ciemność. To już listopad. Wydawało mi się, że im byłam starsza to szybciej umykał mi czas.
- Co to był za pedofil? - Musiał go tak nazywać? On i te jego ambitne ksywki.
- Interesujące cię to? - Czyżby był zmartwiony?
- Nie bardzo. - Opuściłam głowę. Nie takiej odpowiedzi wyczekiwałam.
- To po co pytasz? - Było mu coś takiego obojętne, czyli utwierdziłam się w przekonaniu, że na serio miał mnie gdzieś. Czego ja się niby spodziewałam? Nawet mu się nie podobam. Musiałam w końcu przestać się napalać na coś więcej, bo potem byłam tylko rozczarowana. Nie chciałam już, aby był ostatnią myślą przed zapadnięciem w sen i pierwszą, gdy się wybudzałam. Nie chciałam już co noc płakać w poduszkę, a rano chłodzić opuchnięte oczy. To tak bolało, chciałam się od tego uwolnić. Ale jaką miałam pewność, że ponownie nie wpadnę w te same sidła? Bałam się odejść, zakochać się w kimś innym. Nie wiadomo, czy w ogóle bym potrafiła to zrobić. - Nie będę do niego pisać. - Po co miałam to robić? Nie wiadomo, co Kentinowi w głowie grało. Poza tym nie byłam gotowa spotykać się z kimś innym, gdy moje uczucia były tak rozchwiane. Nie. Wciąż w moim miłosnym życiu był Kastiel, a ja nie potrzebowałam nieporozumień.
- I dobrze. Nie dałabyś sobie rady z chłopakiem. Zresztą on jakiś bez gustu, skoro chwyta się pierwszej lepszej laski poznanej przypadkiem w parku. Albo desperata. Pewnie chce tylko zamoczyć, a ty wydałaś się mu łatwa, bo w końcu co mu się w tobie niby spodobało? Mogło też tak być, że dał ci swój numer z litości. No sorry, ale raczej mało kogo kręcą takie nie wyrostki jak ty. – Czy on miał świadomość, jak bardzo ranił mnie tymi słowami? Pewnie nie zdawał sobie sprawy, że czułam się, jakby ktoś powbijał we mnie sztylety. – Tak. To na sto procent litość. Bo jakby serio chciał się z tobą skontaktować to on wziął by od ciebie numer kontaktu. Nie zdziwię się, jeśli ten numer okaże się fałszywy. Ej no zadzwoń do niego. Dalej mała. Przekonajmy się. - On mnie podpuszcza, prawda? On pragnie, abym się z nim skontaktowała? Proszę niech zaprzestanie tego, tylko nie on. Nie chciałam jego wsparcia w tej znajomości… Albo po prostu znalazł nowy sposób na dręczenie mnie…
- Przed chwilą wyzywałeś go od niebezpiecznych zboków. – Oznajmiłam cicho, przybita jego określeniami mnie. Przykro mi się tego słuchało.
- No tak, jednakże doszedłem do wniosku, że ty nie możesz mu się podobać. Nawet w kategorii dziecka, co wyklucza jego perwersyjną naturę. - Czemu mi tak cisnął? No bez przesady. Trochę się bałam, niemniej jednak bardzo mnie kusiło to zrodzone pytanie. Trudno, raz się żyje. I tak obdarzył mnie już przeogromną ilością drwin.
- A czy tobie się podobam? – Kastiel odpowiedział na moje pytanie lekkim pobladnięciem i rozszerzeniem źrenic. Spojrzał gdzieś w bok, wyciągając paczkę papierosów. Chyba źle postąpiłam, zadając mu to pytanie. Chciałam obrócić to w żart, ale zostałam ubiegnięta.
- Dobrze wiesz, jaki jest mój typ. Kobiety! Nie ich podmioty. - Poczułam zimny dreszcz. Oczy zaczęły mnie szczypiec, więc zagryzłam dolną wargę, starając się nie wziąć sobie jego słów do siebie. W zemście walnęłam w trzymane przez niego pudełko, a on zdenerwowany od razu schylił się, by pozbierać wysypane fajki. Świerzbiło mnie, aby przywalić mu jeszcze w policzek, jednak się pohamowałam.

- To dobrze. Nie chciałabym mieć w takim dupku adoratora. - Burknęłam, przyśpieszając kroku. Słyszałam jeszcze skamlanie Demona tkwiącego na smyczy. Kastiel był zajęty zbieraniem swoich drogocennych papierosów. Szybko się zwinęłam, wręcz pobiegłam. Ciężkie łzy spłynęły, kapiąc na chodnik pode mną. Co za wstyd. Skręciłam do domu. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i opadłam na wycieraczkę. Jaka ulga, mogłam płakać... „Podmiot kobiety”? Jak mógł? Dlatego właśnie tak trudno mi wyrazić przed nim swoje uczucia. Gdyby nie był taki chamski, to dawno bym już się przełamała. Doprawdy. Jaka byłam głupia. Zakochać się w takim palancie, gdzie ja kurna postradałam rozum? Uraził moją dumę, przesadził dziś! Już ja mu pokażę...

PERSPEKTYWA KASTIELA

Nie pożegnała się nawet z Demonem, gdy szybko zniknęła w progu mieszkania. Przede mną jeszcze spory kawałek, a przez tę końcową atmosferę nie chciało mi się iść. Pies odczuwał chyba moje emocje, bo też człapał smętnie za mną. Odpaliłem uszkodzonego papierosa. Zaciągnąłem się i wypuściłem szary dym. Schowałem zapalniczkę do pogniecionego opakowania po szlugach. Co za dzieciuch. Pomyślałem, chowając do kieszeni paczkę. Doskonale wiedziałem, że one mnie nie chce. Nigdy nie chciała. Zdawałem sobie sprawę jak trudnym jestem człowiekiem i jak wiele razy doprowadziłbym ją do łez, dlatego nic nie robiłem. Dusiłem to w sobie. Za bardzo ją szanowałem, żeby wpychać się moimi brudnymi buciorami do jej spokojnego życia. I tak już jednym wszedłem. Trochę przesadziłem z wyzwiskiem, ale jaką odpowiedź chciała usłyszeć? Że tak? Że pragnę jej, kocham i inne te bzdety? Jasne. I co jeszcze? Powiedziałem tak, bo mnie wkurzyła. Tym, iż nie mogłem odpowiedzieć szczerze.
- Kurwa! - Warknąłem, nie umiejąc już tego w sobie utrzymać. Aż Demon się wzdrygnął. Wywaliłem peta, przydeptując go. Prawdziwy mężczyzna spina dupę i odważnie mówi dziewczynie, że się mu podoba. To takie łatwe słowa, wypowiadałem je już setki razy, więc dlaczego tak trudno mi to wydusić w twoim kierunku Sucrette? Coś ty ze mną zrobiła? Zabrała mi męskość. Byłem jak mały chłopczyk, a to ciebie wyzywałem od bachorów. Ja pierdziele. Jakie to wszystko męczące.


Wszedłem do domu, głośno trzaskając za sobą. Rzuciłem gdzieś za siebie kurtkę oraz buty. Odpiąłem psa, wymieniłem mu wodę w misce i nasypałem jakiś gównianych psich chrupek, po czym tak jak stałem, runąłem do ogromnego łóżka. Leżąc na brzuchu, wydrapałem jeszcze telefon, by napisać SMS na dobranoc do tej małej upierdliwej dziewuchy. To nasza mała tradycja. Zawsze ślemy tą jedną wiadomość. Odczytując szybką odpowiedź, poczułem ciepło w środku. Sprawiało mi to radość. Od razu zasnąłem z myślą o tej wyjątkowej kobiecie.
______________

Hej! I jak się na razie zapatrujecie na tą historyjkę? Czy odpowiada Wam pisanie z dwóch perspektyw? Chciałam, abyście mieli też styczność z uczuciami i przemyśleniami Kastiela. Żeby nie był taką bezpłciową lalką, służącą tylko jako partner dla Su. Pisanie z jego strony pozwala mi na pokazanie i wyjaśnienie wielu aspektów. Podzielcie się Swą opinią :) A przy okazji chciałabym podziękować za komentarze pod wcześniejszym postem. Bardzo je doceniam. :) 
Dołączam do fragmentu rysunek Sucrette. Moje własne bazgroły :P - Myślę, że lepiej mi wychodzi na kartkach niż w programach do rysowania. Co Wy sądzicie?
Pozdrawiam Was i dziękuję za poświęcony czas. Do następnego ~ ♥


15 listopada 2015

Sucrette & Kastiel part II

PERSPEKTYWA KASTIELA

Po dostaniu wiadomości szybko ruszyłem we wskazane miejsce. Gdzie on był? Ten mały upierdliwy szczyl. Rozglądałem się uważnie, tym razem nie w poszukiwaniu Demona, lecz jego głupiutkiej współwłaścicielki. Z tej dwójki to ona była mniej zaradna... Przystanąłem. Stałem jak wryty, widząc, jak rozmawiała wesoło z jakimś obcym gościem. Co ona sobie myślała? Nie nauczyła ją matka, że z nieznajomymi się nie gada? Tym bardziej śmieje. Co za dziecięca radość. Dlaczego przy mnie tak się nie cieszyła? Demon musiał mnie zauważyć, bo dając głos, przybiegł bliżej. Czy ona miała świadomość, że byłem tam? Niech zwróci na mnie uwagę, niech patrzy tylko na mnie, niech przestanie wbijać swoich błyszczących ślepek w tego kolesia. Pies skakał wokół mnie, nie dawał za wygraną, póki nie zapiąłem go na smycz. Schyliłem się, aby to zrobić. Spuściłem z Su wzrok na chwilę, nie przypilnowałem jej przez ułamek sekundy, a gdy znów popatrzyłem w jej kierunku, to ten napaleniec zapisywał coś w jej telefonie. Mogłem się domyślić, co to było. O nie, nie! Zapomnij stary. Pośpiesznie zacząłem iść w ich stronę. Niestety, nie zdążyłem na czas, bo gdy znalazłem się obok dziewczyny, on zdążył zrobić paręnaście kroków w ucieczce. Ta! Mądra decyzja. Lepiej, żeby zniknął stamtąd jak najszybciej. Za nim poleciał jakiś niewyrośnięty szczur. Pff. Ale mi konkurencja. Pewny siebie spojrzałem na Sucrette... Ha!? Co to było za pozycja, zachowanie, postawa? Zadowolona ściskała komórkę, jakby to był najdroższy dla niej skarb.
- Te kurdupel. - Zagadałem. Brak jakiejkolwiek reakcji. Nachyliłem się i dmuchnąłem jej do ucha. W końcu wróciła z obłoków. Zarumieniła się jak to miała w zwyczaju. Złapała się za owiane oddechem miejsce i popatrzyła na mnie, uroczo marszcząc brwi. Była taka słodka, taka śliczna. Tylko moja... Chciałbym, żeby tak było. - Nie gadaj se tak z byle kim. Co jeśli to pedofil? - Uśmiechnąłem się, zadziornie targając jej aksamitne włosy.
- Demon, co to za ucieczki? Nie ładnie tak. Zły piesek. - Zanuciła, schylając się do psa, by się z nim połasić. - Ze strony pedofila raczej nic mi nie grozi. - Może nie, ale każdego innego kolesia owszem. Łącznie ze mną. Lepiej, żeby miała się na baczności.
- Tss. Nie bądź taka zarozumiała. Taki nie wyrostek, bez żadnych kobiecych kształtów i z ryjem dzieciucha, każdego da radę nabrać. - Zacząłem swoje dogryzki, nie mogłem tego w sobie powstrzymać. Przeczyłem sobie, gdyż już dawno zauważyłem, że jej klatka piersiowa, jak na tak drobne ciało, była całkiem obfita. Także jej malutki tyłek nie raz przykuwał mój wzrok. Wyobrażenie sobie jej nago, kończyło się zwykle dwudziestominutowym masażem... Lepiej nie powiem jakiej części ciała… Ona nie musiała wiedzieć o fakcie bycia dla mnie najpiękniejszą, najseksowniejszą, najlepszą. Niech żyje z kompleksami, a mi daje się skrycie doceniać. To był mój osobisty przywilej. Kurde. Frustrowała mnie ta cała przyjaźń. Chciałem móc ją dotykać, przytulać, całować, ale nie. Durna strefa P.
- Tak jak i ty. Laski latają za tobą, gdyby jednak poznały cię bliżej oraz bardziej się przyjrzały to dawno, by cię olały. No w sumie... Za tobą to tylko pustaki się oglądają. - Osz ty! Czy on musi zawsze coś dogadać? W sumie taki jej urok. Przykucnąłem, by spojrzeć na jej roześmianą twarz.
- Przynajmniej ktoś się ogląda, nie to co z tobą. - Zmierzyła mnie chłodnym spojrzeniem. Dobra, miałem świadomość, że tak nie było. Przykładem mógł być chociaż ten koleś z wcześniej, jednak zawsze udaje mi się ich od niej odpędzić... Znaczy szybko się poddają w walce o jej względy. Dosłownie w walce. Hehe. Taki ze mnie skryty sabotażysta. Przyłączyłem się do głaskania psiska, które zadowolone leżało brzuchem do góry.
- Oj Demon, Demon tobie to dobrze, co? - Zaśmiała się, drapiąc go po wyrysowanych żebrach. Trafiła w jego punkt, bo zaczął zabawnie trząść tylną łapą. Przestałem pieścić zwierzaka, żeby ponownie przenieść wzrok na Sucrette. Właściwie mówiła o innych laskach z taką łatwością, jakby to nic. Czemu choć trochę nie wykaże zazdrości? Czy ja naprawdę jestem jej, aż tak obojętny? Przez tyle lat, ani razu nie spojrzała na mnie, jak na ukochanego? Przykre to. Bardzo.

12 listopada 2015

Sucrette & Lysander rozdział 1

Zrodzona w nutach tajemniczości.

Światła. Iskrzące, migoczące, tęczowe odblaski. Nagromadzenie indywidualnych ludzi, tworzących w tamtej chwili jedność. Piski, krzyki służące, jako improwizujące tło dla głośniej, rockowej muzyki. Tłum porwany ostrą melodią skakał w jej rytm.  Fanów wypełnia energia i szczęście. Zakochani w dźwiękach, będący w swoim pięknym świecie.

Analizowałam otoczenie, podbierając daleko w tyle ścianę. Nie uczestniczyłam w tym zbiorowisku, byłam tam, jako opiekunka mojej młodszej siostry, której nie widziałam tak samo, jak muzyków. Pilnowałam toreb, odgrywałam rolę psa, licząc, że małolacie nic się nie stało. Zaciągnęła mnie siłą, obiecała wspaniale spędzony czas, jednakże wcale świetnie się nie bawiłam. Zespół nie był zły, lecz to nie to, co poruszało moje serce. To było jak z miłością, trafia w ciebie nim się obejrzysz. Czekałam na strzałę, aczkolwiek ta tutaj nie była zbyt celna. Kapela przewodnia skończyła swą grę. Po ponad godzinie zeszła ze sceny na przerwę. Byli w końcu ludźmi, musieli kiedyś złapać oddech. Wiedziałam to doskonale, sama kiedyś stałam w ich miejscu. Stare dzieje. Prezenter usilnie próbował przekazać coś widowni. Tymczasem ja skupiłam się na podchodzącej do mnie blondynce z dwoma kucykami. Czarna koszulka przesiąknięta potem przykleiła jej się do ciała. Na niej widniało logo zespołu. Zmęczone fioletowe oczka, zawdzięczające swą barwę soczewkom kontaktowym, wbiła w swojego podartego pluszowego królika.
- Su idziemy do łazienki? – Zapytała, wręczając mi zabawkę. Królewna pewnie chciała bym ją naprawiła. Potrafiła być wnerwiającym bachorem, ale mimo to była moją kochaną, jedyną siostrą. Dlatego lubiłam spędzać z nią czas i trochę ją rozpuszczać. To chyba nie był mój wpływ, że takie miała usposobienie. Czasem jednak zdarzało jej się być na wyraz dojrzałą. Mogłam rzec, iż miała dwie osobowości. Tę dziecinną, i tę dorosłą.
- Pewnie. – Schowałam misia do torby. Zajmę się nim później w domu. Gdy wstałam, by zaprowadzić członkinię rodziny do ubikacji, nagle rozległo się delikatne brzdękanie gitary. Przystanęłam, wsłuchując się. To był ktoś inny. Ktoś inny grał.
- Su? – Zawołała zniecierpliwiona nastolatka.
- Cicho teraz. – Burknęłam. Tłum, jakby też się posłuchał, ponieważ ściszył natężenie wydawanego przez siebie hałasu. Zamknęłam oczy, kiedy razem z wolnym pieszczeniem strun wydobył się łaskoczący moje bębenki, piękny, męski głos. Głębszy niż ocean, urzekał bardziej, niż cokolwiek na tym wielkim świecie. Wyjątkowy, czystszy niż umysł noworodka. To była ta strzała, o której wspominałam. Ugodziła mnie w serce, a jej trucizna rozeszła się po całym moim ciele. Objęłam się przesiąknięta melodią. Dałam się jej ponieść. Przed oczami pojawiły mi się najpiękniejsze ilustracje. Czułam szczęście, którego nie dałam już rady w sobie utrzymać. Opuściłam parę łez, spokojnych, radosnych kropel. Ślad po nich na moich policzkach z pewnością mienił w scenicznych światłach. Uwiedziona lutnią Orfeusza wyemigrowałam w objęcia Apolla, greckiego boga sztuki. Zatrzymał się czas, nikogo nie było wokół. Tylko ja, otulona pożegnalnym już akompaniamentem. Przygnębiający koniec, boleśnie sprowadzający mnie na ziemię. Nim się spostrzegłam, tajemniczy muzyk zniknął ze sceny szybciej, niż się na niej pojawił.
- Su czyżby ci się podobało? – Zapytała Nina, ciągnąc mnie za bluzę.
- Tak. Chciałabym wiedzieć, kim był. Mogłabym słuchać jego twórczości zawsze i wszędzie. – Westchnęłam. Ale to nic, na plakatach musiała być jakaś wzmianka o nim. Nie mogło być tak, iż to był niezaplanowany występ, który miał tylko umilić oczekiwanie.
- Dowiem się tego dla ciebie, a teraz chodźmy do łazienki. – Uśmiechnęła się malutka. Kochane było jej pragnienie pomocy. Objęłam ją ramieniem, po czym wyszłyśmy w poszukiwaniu toalet.

Po powrocie do domu, przeszukałyśmy z siostrą wszystko, cały Internet, lecz artysta był nie do odnalezienia. Żadnych informacji. Zrozpaczona, straciłam już nadzieję, na wierne prześledzenie jego płyt. No i co zrobić? Pozostało mi tylko przypomnieć sobie tą ulotną chwilę w śnie, póki była w mej pamięci w miarę wyraźna. Czas lubił niwelować wspomnienia, jednakże ono na tyle mocno się we mnie wpoiło, aby pozostać na długo. Z tymi myślami, odpłynęłam daleko w wyśniony świat.

W szkole nie byłam popularnym osobnikiem. Jakoś nie wykazałam się na tyle dobrym pierwszym wrażeniem, aby klasa nie mogła się beze mnie obyć. Wszyscy tu podzieleni byli w grupy, które na siłę starały się być zamknięte dla pozostałych. Ja byłam ignorowanym samotnikiem, mającym jednego, prawdziwego przyjaciela. Tak go postrzegałam. Był godny tego miana. Alexy, bo tak miał na imię, przywitał mnie swym szerokim uśmiechem. Był dość specyficznym chłopakiem. Wystrojonym w pstrokate ciuszki z włosami zafarbowanymi na błękit i tęczówkami podobnego odcienia, jak u mojej siostry. Codziennie w innym zestawieniu kolorystycznym. Jedynym, nieodłącznym elementem jego stroju były bezcenne słuchawki. Nigdy jednak, nie pokazał mi, czego w nich mógł słuchać.
- I jak było na koncercie? – Zapytał głośno, siedząc ze mną w ławce. Nim zdążyłam mu odpowiedzieć, ktoś klepnął mnie od tyłu w ramię.
- Byłaś wczoraj na koncercie? – Padło pytanie, nie wiadomego źródła. Szukając właściciela, obejrzałam się. Okazał być się nim…

Sucrette & Kastiel part I

PERSPEKTYWA SUCRETTE

Zawiał chłodnawy wiatr, niosąc ze sobą kolorowe, wyschnięte listki. Tkwiłam na ławce, przyodziana w ciszę i spokój. Krajobraz parku stawał się coraz smutniejszy, doprawdy nie lubiłam tych łysiejących drzew. Ciemnozielony, pachnący przy koszeniu trawnik skrywał się pod barwnym dywanikiem. Kolejna jesień. Ile to już minęło, od naszego poznania? Przeniosłam wzrok w dół, na moje uda, służące tymczasowo za poduszkę. Chłopak korzystający z ich usług, był moim drogim przyjacielem. Dotknęłam niewinnie jego bladego policzka. Zgarnęłam przydługie włosy, będące niegdyś wyrazem jego buntu.  Soczysta czerwień, nie typowa. Sama mu je zafarbowałam i od tamtego czasu nie rozstawał się z tym odcieniem. Pasowała mu do stylu bycia oraz hardego charakteru. Prawdziwy z niego diabeł wcielony, lecz mimo to, dobre miał serce. Ja to wiedziałam, towarzyszyłam mu przez naprawdę długi kawał czasu. Przez podstawówkę, gimnazjum, a w tamtej chwili liceum. Podążałam za nim, jak prześladowczy cień. Byłam przy nim w każdej sytuacji. Zastępowałam mu męskich znajomych, rodzeństwo, rodziców. Zawsze na pierwszym miejscu… Pff. To tylko moje skromne marzenie. W rzeczywistości nie byłam ważniejsza niż wczorajsze śniadanie. Choć dla mnie był on całym światem, dla niego ja byłam jedynie etapem życia.

Delikatnie muskałam kciukiem zarys jego twarzy. Gdzie, nie gdzie poczułam wczesny zarost, codziennie próbował się go wyzbyć. Opuszkami szczupłych paluszków przejechałam do płatka ucha. Odnalazłam zarośniętą dziurkę po kolczyku. Dostał go ode mnie, lecz szybko zrezygnował z noszenia takiej ozdoby. Powędrowałam dalej, krawędzią narządu słuchu, aż po samą kość policzkową. Zataczałam kółeczka, zauroczona. Nagle moja dłoń została zatrzymana. Obiekt łaskotania miał najwyraźniej dość. Przebudzony przekręcił się ostrożnie, nie puszczając mojego chudego nadgarstka. Teraz jego smukła buźka była na wprost. Srebrne oczy błyszcząc wtapiały się w miedź moich tęczówek.
- Co ty wyprawiasz knypku? – Rzucił wyzwisko, do którego zdążyłam przywyknąć. Od początku naszej znajomości tylko w ten sposób się do mnie zwracał bądź innym bystrym rzeczownikiem. Nic się między nami nie zmieniło, oprócz mojego serca, które już od dawna cierpiało z powodu niespełnionej miłości.
- A tak miałam ochotę cię pomiziać. – Posłałam mu ciepły uśmiech, w takich kwestiach byłam szczera. Lubił to, moje nieowijanie w bawełnę. Nie kombinowanie, jakie w zwyczaju mają przedstawicielki mojej płci. Jakby jeszcze wiedział, co w sobie usilnie skrywam. Ciekawe, czy dalej by mnie tak za to cenił?
- Więc to tak zboczuszku? – Przysunął moją rękę i… Użarł palec wskazujący! Mimowolnie zrobiło mi się cieplej. Niegdyś połknięte motyle znów próbowały wydostać się na zewnątrz. Dlaczego taki gest, sprawiał mi tyle szczęścia, a zarazem smutku? Nie było to bolesne ugryzienie, niemniej jednak poczułam się źle. Dlaczego to robił? Wysyłał mi sprzeczne znaki. Dla niego to tylko dokuczliwa zagrywka, dla mnie strumień nadziei na coś więcej. Pstryknęłam go w nos, aby mnie puścił. Ten, zabierając swą ciężką łepetynkę podniósł się do siadu. Przetarł oczy, po czym rozejrzał dookoła. – Ej, gdzie jest Demon? – Sama także skopiowałam zachowanie. Wystraszona, aż wstałam nigdzie nie widząc czarnego psa.
- Demon! – Zawołałam głośno. Zwierz reagował tylko na niego i na mnie, więc dawno by już przyleciał. Byliśmy tak jakby jego rodzicami. Razem go kupiliśmy, razem wychowaliśmy, wytresowaliśmy, pielęgnowaliśmy i tak dalej. Była wszystkim. Istotką, która nas łączyła. A w tamtym momencie… On… Gdzieś przepadł. - Kastiel nie widzę go nigdzie.
- Jak tyś go pilnowała? Co za nieodpowiedzialna kobieta! – Burknął zdenerwowany. – Szukaj go! – Rozkazał, sam idąc w swoją stronę. Słyszałam jego desperackie nawoływania, więc biorąc z niego przykład ruszyłam w odwrotnym kierunku. Przeszłam cały park, od ławki dzieliły mnie z dwa, trzy kilometry, gdy w końcu przyuważyłam uciekiniera. Bawił się wesoło z jakimś małym, kudłatym pieskiem. Zabawne połączenie. Groźny owczarek francuski oraz trzęsący się mopsik.
- Demon! – Wrzasnęłam, przykuwając uwagę stworzonka. Podekscytowany, w podskokach podbiegł do mnie. Skakał mi na kolana, próbując dosięgnąć mojej brody, by najwyraźniej złożyć na niej psi pocałunek. – Nie wolno! – Kiwnęłam palcem w górze, odchylając się najbardziej jak mogłam. Na szczęście, mądre psisko zrozumiało zakaz. Grzecznie się uspokoiło. Wyciągnęłam telefon, następnie wysłałam krótkiego smsa do Kastiela z nawigacją, gdzie byliśmy.
- Więc to twoja bestia?! – Usłyszałam męski ton głosu, więc zainteresowana spojrzałam na źródło. Kątem oka dojrzałam jak do Demona podłazi mopsik, zaczepiając do zabawy. Czworonożny łobuz nie mógł zostawić tego bez odzewu, jednak moją uwagę przykuł w tamtej chwili domniemany właściciel. Serdecznie się uśmiechał. Wysoki, wysportowany brunet zbliżał się powoli do mnie. Spodnie w moro, zdradzały jego zainteresowania wojskiem, a biała, rozpięta koszula i wyłaniający się spod niej czarny T-shirt idealnie komponowały się z zielonymi, pięknymi oczyskami. Barwa ukradziona szmaragdowi, mój ulubiony kolor, tak cudowny. Był już na tyle blisko, bym mogła w nich utonąć. Wyciągnął dłoń w akcie powitania. – Jestem Kentin, a ty? – Mrugnięcie sprowadziło mnie do rzeczywistości.
- Sucrette. – Odpowiedziałam, ściskając jego ciepłą prawicę.

...ciąg dalszy nastąpi...