Kastiela nie było
kolejny dzień. Skarlett też nie spotkałem w szkole, może dlatego, że we wtorki
kończyliśmy wcześniej zajęcia. Sam też jej nie szukałem, musiałem jakoś
zdystansować naszą znajomość, ponieważ przekraczała pewne granice normy. Moim
życiowym priorytetem była Rozalia, dlatego korzystając ze wczesnej godziny
udałem się do naszego miejscowego teatru, aby kupić bilety na spektakl.
Zawiodłem się, kiedy poinformowano mi o aktualnym remoncie i trzymiesięcznej
przerwie z tym związanej. Zatem nieco zrezygnowany powędrowałem do kina i
zakupiłem dwa bilety na komedię romantyczną, którą poleciła mi bileterka.
Raczej nie przepadałem za takim gatunkiem, ale dla Rozalii byłem gotowy zrobić
wszystko. Prawie otwierałem drzwi do mojego domu, kiedy zadzwonił mój telefon.
To Skarlett…
- Halo? – Odebrałem niepewnie.
- Lysandrze pójdziesz
ze mną do Kastiela? Martwię się o niego… - Wyznała pełna szczerej troski,
jednak znając tego chłopaka, wszystko było z nim porządku i nie potrzebnie ona
się niepokoiła.
- Spokojnie Skarlett.
Pewnie leniuchuje w domu. On tak ma.
- Wiem, ale dzwonił do
mnie z tekstem, że mnie potrzebuję. Nie wiem, co mam teraz zrobić. Nie przeżyję
tego ponownie, jeśli pójdę do niego i zobaczę go z inną… - Znowu nią
manipulował, urządzając sobie „zabawę”. Nudziło mu się, nic dziwnego, przecież
nie miał żadnych obowiązków.
- Nie idź. Nie bądź na
każde jego zawołanie.
- Ale… - Jej głos
zadrżał delikatnie. To nie było takie proste zignorować ukochaną osobę,
wiedziałem to. Sam pewnie bym wszystko rzucił i pobiegł.
- Obiecaj mi, że do
niego nie pójdziesz.
- Nie mogę.
Przepraszam. – Chciała się rozłączyć, miałem się nie wtrącać, zdystansować, ale…
- To poczekaj, pójdę z
tobą. – Nie potrafiłem zachować się w stosunku do niej obojętnie.
- Jestem w parku. –
Rozłączyła się, a ja zakluczyłem dopiero co otwarte drzwi.
Przybyłem na umówione miejsce.
Skarlett siedziała niespokojnie, ściskając telefon. Gdy mnie zauważyła, zerwała
się do pionu.
- Jednak przyszedłeś. –
Rzuciła zadziwiona, wplatając dłoń w swoje gęste włosy.
- Dobrze wiesz, żebym
cię nie wystawił. – Przyznałem, bo właściwie to nie kłamałem. Ja naprawdę nie
mogłem przestać się o nią martwić w takich sytuacjach. Dobrze zdawałem sobie
sprawę, że nie do końca postępowałem słusznie, w końcu miałem w sercu inną, a
biegałem za inną…
- A obiecałeś mi, że
nie będziesz dawał się wykorzystywać. – Naprawdę tak postrzegała tę sytuację.
Odruchowo pogłaskałem jej ramię, dodając jej otuchy. Musiałem zająć jej myśli,
żeby nie zamartwiała się o Kastiela.
- Nie czuję się
wykorzystywany, a potrzebny. Chodź. – Podałem jej rękę. – Znam tutaj świetne
miejsce na spędzenie czasu.
- Mieliśmy iść do
Kastiela. – Oznajmiła, patrząc na mnie pełna wątpliwości.
- Wybacz, ale nie
pozwolę ci tam pójść. To dla twojego dobra. – Wyznałem jej. Opuściła głowę,
jednak zaplotła rękę o moje ramię. Byłem z niej niesamowicie dumny, wykazała
się wielką odwagą.
Zabrałem ją na łyżwy w
sąsiednim miasteczku, co bardzo ją zaskoczyło. Nie dowierzała nawet, kiedy
ubrała płozy i stanęła w nich na lodzie. Przestraszona trzymała się mocno
barierki.
- Lysander to nie dla
mnie, ja schodzę. – Powiedziała, koślawo przesuwając się do wyjścia. Nie mogłem
opanować śmiechu, wyglądała przeuroczo tak rzucona w sytuację, w której była
zupełnie bezradna. Podjechałem do niej blisko i podałem jej dłoń.
- Nauczę cię. – Patrzyła
na mnie krótką chwilę wahając się, ale w ostateczności przyjęła mój gest.
Puściła się bandy, a ja delikatnie pociągnąłem ją ku sobie. Wystawiła wolną
rękę, starając się złapać równowagę. Uśmiechnęła się pewniej, kiedy
wyprostowała się. I nagle upadła na lód, ciągnąc mnie na kolana.
- To bolało. –
Przyznała. Zaśmiałem się, zbierając się do pionu. Pomogłem jej wstać, złapała
się za moje barki. I wtedy wpadłem na pomysł, jak ośmielić ją z taflą.
Ostrożnie się odwróciłem, chwytając jej obie ręce.
- Ugnij trochę kolana
i trzymaj się mocno. – Pociągnąłem ją za sobą.
- Lysio jadę! –
Krzyknęła radosna, co i mi się udzieliło. Zatrzymałem się, a ona dobiła do
moich pleców. Zerknąłem na nią, zaintrygowany.
- Lysio? – Dopytałem,
nie potrafiąc pozbyć się uśmiechu z twarzy. Dziewczyna mrugnęła mi okiem.
- A tak mi się
powiedziało.
- A tak, to sobie
pojedziesz teraz sama. – Puściłem jej rękę i odjechałem kawałek, żeby objechać
ją dookoła. Obserwowała mnie przez chwilę, dopóki nie upadła na tyłek.
Podjechałem bliżej, wystawiając do niej ręką. Wstała i trzymając mnie, zrobiła
już pewniejszy ślizg. Podłapała moją technikę, szybko poszła jej nauka, bo za
chwilę jeździliśmy razem obok siebie. Wolno, koślawo, ale sprawiało nam to mnóstwo
radości.
Wracaliśmy autobusem,
nie rozmawialiśmy, jednak nie potrzebowaliśmy tego, aby czuć przyjemność danej
chwili. Ona opadła głową na moje ramię, zamykając oczy. Była zmęczona tym
pełnym wrażeń dniem. Zapach jej włosów nęcił moje zmysły, czułem przy niej taki
wewnętrzny spokój. Moje wszelakie natrętne myśli stawały się banalne. Powoli
uzależniałem się od tej atmosfery.
Wróciłem do domu,
wykończony. Wyjątkowo dobrze się bawiłem. Opadłem na łóżko, pełen myśli o
Skarlett. Z nią wszystko było prostsze, nie tchórzyłem. Mówiłem to, co
myślałem, nie obawiając się z jej strony obrazy. Wysłuchiwała wszystko, bez
pochopnego oceniania mnie. Myślała nad tym i dochodziła do wniosków, niejednokrotnie
sprzecznych ze mną. I nie wstydziła się posiadania innego zdania. Nie miała
oporów przed szczerością, robiła i mówiła to, co czuła w danej chwili, co mi
imponowało. Dysponowała wrażliwym sercem, które posiadało wiele ran… Od razu
wyciągnąłem telefon i wybrałem numer Kastiela.
- Siema staruszku. –
Odebrał wesoły
- Dobry wieczór, jak
się czujesz? – Zapytałem zainteresowany. Może naprawdę coś się wydarzyło.
- Aaa zarąbiście.
Wypocząłem jak nigdy.
- Mhm. – Burknąłem.
Najwyraźniej nie było z nim tak źle jak wmówił dziewczynie. Zapewne znowu
chciał doprowadzić Skarlett do łez.
- A co, stęskniłeś
się? Jutro będę w szkolę, nie smuć się już. – Zaczynało mnie denerwować jego
zachowanie, był zadufany w sobie, nic dziwnego, że nie miał oporów przed
manipulowaniem Skarlett. Nie zależało mu przecież…
- Dobrze, w takim razie
dobranoc.
- Erotycznych snów. –
Rzucił zuchwale. Chciałem jeszcze wyjąć mój notes, aby streścić dzisiejsze
wydarzenia, ale gdy tylko zamknąłem oczy, obudziłem się już następnego dnia.
Witaj!
OdpowiedzUsuńWybacz brak komentarzy pod postami, ale co zbierałam się za napisanie to ktoś zawracał mi głowę i musiałam przekładać to na później, a później już gubiłam wątki. Ech...
Ale tym razem mam zamiar zostawić po sobie ślad.
Wkurza mnie Kastiel. Naprawdę. Jak na początku chciałam dać mu mała szansę i miałam nadzieję, że będzie mniej gburowaty, ale teraz skreśliłam go grubą kreską. Ugh! Cham i prostak!
Skarlett też mi coś się taka dziwna wydaje. Jest trochę taka sztuczna. Udaje taką zadziorną i pyskatą, ale ona taka nie jest. To widać, a przynajmniej ja ją widzę inną.
A Lys... Ech... jego mi najbardziej szkoda. I jedna dziewczyna i druga bawi się jego uczuciami. Może niezbyt świadomie, ale jednak, a on biedny daje się zmanipulować. Że też Rozalia nie widzi tego że on jest w niej zauroczony?! Przecież tak łatwo zauważyła, że coś miedzy nim a Skarlett, a nie dostrzega że wlepia w nią maślane oczka!
Mam przykre wrażenie, ze wywinie się jakaś durna akcja z całą tą piątka. Tak, czuje że nawet Leo zostanie w to wyciągnięty, a najbardziej oberwie się Lysiowi...
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział :3
Gorąco pozdrawiam i przesyłam mnóstwo weny <3
Strasznie współczuję Lysowi. Z jednej strony mamy Rozalie- dziewczynę w której twierdzi ze jest zakochany, niestety na drodze staje mu Leo. Natomiast z drugiej jest Skarlett-dziewczyna zauroczona w jego przyjacielu, a Lysowi wyraźnie zaczyna na niej zależeć. Co jak co ale to jest lepsze od niejednej brazylijskiej komedii. Naprawdę jestem ciekawa co z tego wszystkiego wyniknie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i wysyłam tonę weny ^^