17 stycznia 2018

"The Lady in red" - Lysander IV



Od ostatniej wymiany zdań z Skarlett minęły trzy, spokojne i leniwe dni. Szczerze dużo myślałem nad jej bezpośrednią reakcją na moje nieprzemyślane słowa. Doszedłem do wniosku, że było to z mojej strony okrutne i pozbawione jakiegokolwiek wyczucia w sytuacji. Sam przechodziłem przez podobną historię, nie potrafiąc się z niej wyplątać, a innemu z łatwością doradzałem poddanie się. Czułem się jak hipokryta, tym bardziej, iż nie przemogłem się do tamtego momentu, żeby ją przeprosić. Chociaż szukałem jej wzrokiem po korytarzach, niedane mi było jej odnaleźć. Najwidoczniej pojawiała się przede mną tylko wtedy, gdy sama tego chciała. Powoli zaczynał się piątkowy dzień, który zawsze przyprawiał mnie o przygnębienie. Kończył barwny tydzień, wykorzystując resztki energii, zmagazynowanej podczas weekendu, przez co snułem się korytarzem jak cień samego siebie. Kastiel nie lubił spędzać tego dnia w szkole, wolał przedłużyć sobie imprezowy maraton o kolejne godziny, biorąc pod uwagę nasz niedzielny grafik. Graliśmy czasami w zaznajomionym barze, rozwijając naszą wspólną pasję. Czekałem w ławce na Rozalię, która dotrzymywała mi towarzystwa w te samotne dni. Ucieszyłem się, kiedy w końcu pojawiła się w progu. Pomachała mi entuzjastycznie i uśmiechnęła się radośnie, nadając sens mojemu życiu. Zdawałem sobie sprawę z własnego ograniczenia, ale nie potrafiłem udawać, że bez niej popadałem w stany depresyjne. Usiadła obok, pachnąc kwiatową perfumom, budzącą we mnie wspomnienie upalnego lata, w które ukradła mi serce.
- Kastiela znowu nie ma? – Zapytała jednym, zgrabnym ruchem odrzucając długie włosy do tyłu.
- Nie. To nie jest jego dzień w szkole. – Oznajmiłem, na co dziewczyna prychnęła pod nosem.
- Co za dziecko… Dlatego wolę starszych. – Rzekła nieznacznie, oglądając swoje zadbane paznokcie. „Jak mój brat?” To pytanie nasunęło mi się na język, aczkolwiek nie miałem odwagi jej go zadać. Obawiałem się odpowiedzi, zresztą to byłoby nieco bezczelne z mojej strony. Opadłem policzkiem na otwartą dłoń, patrząc nietrzeźwo przed siebie. Czułem się żałośnie. – Lys właściwie nigdy nie mówiłeś mi, jakie dziewczyny się tobie podobają? – Zerknąłem na nią, nie zmieniając pozycji ani wyrazu twarzy, choć w moim brzuchu zaczęła tańczyć niewytłumaczalna nadzieja. Czyżbym nie był jej aż tak obojętny, jak mi się wydawało. Powiedzieć jej prawdę?
- Jest ktoś taki? – Drążyła temat, nie spuszczając ze mnie badawczego spojrzenia. Wyprostowałem się, wytrącony z równowagi.
- Jest. – Potwierdziłem krótko, patrząc na nią uważnie, aby pomóc jej intuicji domyślić się wszystkiego.
- To ta dziewczyna ze sylwestra? – Dopytała ucieszona, okazując swój entuzjazm pojedynczym klaskiem.
- Nie. – Zaprzeczyłem prędko, sfrustrowany. Poważnie, chciałbym cofnąć czas i pozbyć się tej ciążącego na mnie epizodu. – Ze Skarlett to było tylko…
- Skarlett? To ta od Kastiela? – Połączyła zgrabnie fakty, marszcząc brwi w zadziwieniu. Najwyraźniej taki obieg sytuacji nie za bardzo jej pasował. Cóż, los był nieprzewidywalny. Sam nigdy bym się po sobie nie spodziewał, że oddam pierwszy pocałunek osobie, której nie znałem i w tak mało znaczący sposób.
- Ech… Tak. – Westchnąłem, bo ta prawda ciężko ze mnie wychodziła.
- Lysiooo. – Pogłaskała moje ramię, chcąc dodać mi otuchy. –  Biedaku ty to masz pecha, odpuść sobie ją lepiej. Ona nie jest dla ciebie.
- Dlaczego nie? – Rzuciłem w zdenerwowaniu. Doprawdy… Co było z nią takiego złego, że i Kastiel, i ona kazali mi trzymać się od niej z daleka. Przecież to pełna szczerej miłości i radości, krucha osoba, pozbawiona wiary w siebie. Pragnęła tylko uwagi, zresztą jak każdy z nas.
- Ty widzisz jak ona wygląda? A poza tym, nie słuchałeś nigdy opowieści Kastiela? Ona jest jakaś psychiczna. – Przesłyszałem się? Kiedy Rozalia stała się taka nietolerancyjna? Zawsze imponowała mi jej żywiołowe aspiracje modowe, to przy niej nauczyłem się braku wstydu i pohamowań we wyrażaniu siebie. Przecież życie było zbyt krótkie, abyśmy się wiecznie dostosowywali, tym bardziej, że w naszym świecie tłumów i ogólników brakowało indywidualności.
- Nie mów tak o niej, nie zamieniając z nią ani słowa. – Nie wierzyłem w to, iż pierwszy raz nie zgodziłem się z jej zdaniem i pierwszy raz, poczułem zawód.
- Okej, nic już nie gadam. – Burknęła naburmuszona, wyciągając swój migoczący telefon.

- Lysio weźmiesz mi torbę? Skoczę tylko do łazienki? – Zapytała Rozalia, kiedy zmienialiśmy klasę. Przytaknąłem krótko, zawieszając sobie jej własność przez ramię. – Dziękuję, kochany jesteś. – Cmoknęła w powietrzu, udając się w wymienione miejsce, natomiast ja ruszyłem w stronę sali biologicznej. Dochodziłem do schodów, nie kryjąc się z moim rozglądaniem się na boki. Musiałem koniecznie porozmawiać z Skarlett, gdyż słowa Rozalii dały mi do myślenia. Więc gdy ujrzałem ją siedzącą na schodach prowadzących na piętro, nie mogłem wyrazić swojej wewnętrznej radości. Trzymała książkę, skupiona na jej treści. W takiej pozie rozsiewała wokół aurę odprężenia i harmonii, co i mi się udzielało. Zatrzymałem się przed nią, oczarowany tym pięknym aktem. Zapomniałem już, co chciałem jej powiedzieć.
- Dzień dobry Lysandrze. – Oznajmiła nie odrywając się od lektury.
- Witam. Skąd wiedziałaś? – Dopytałem nieco zaskoczony jej bystrym zgadnięciu. Spojrzała na mnie, uśmiechając się na powitanie.
- A kto inny by się przy mnie zatrzymał? – Zapytała retorycznie, przyglądając mi się uważnie. Nie wiedziałem, dlaczego, ale poczułem ekscytujące ciepło w środku, które rozlało się po każdym centymetrze mojego ciała. To dziwne. – A ta torebka to jakieś wyrażenie twojej orientacji? – Zaczepiła żartobliwie, wskazując kiwnięciem głowy na mój błyszczący dodatek.
- Koleżanki.
- Aha. – Odparła, udając zrozumienie. – Masz popilnować. Rozumiem.
- Dlaczego wyczuwam ironię w twoim głosie?
- Lysandrze nie daj się wykorzystywać, dobrze? – Poprosiła, zaskakując mnie. Nie oceniała mnie, a jedynie… Martwiła? Nie mogłem pojąć, dlaczego ostrzegano mnie przed tak empatyczną osobą. Kiwnąłem głową, dając jej w ten sposób bezgłośną obietnicę.
- Mogę wiedzieć, co czytasz? – Zainteresowałem się, spoglądając ściskany przez nią przedmiot.
- Wiersz.
- Naprawdę? – Zaimponowała mi, nie spodziewałem się, iż mogłaby posiadać takie hobby.
- Dziwne, nieprawda? Lubię uciekać w liryczny świat, wydaje się prostszy niż ten nasz. A zresztą, jak zaczynam interpretować wiersze to czuję się tak samo, gdy widzę Kastiela. Wrze we mnie podekscytowanie, a w brzuchu wszystko mi fruwa. – Opowiadała pełna pasji, niesamowita radość tańczyła na jej twarzy. Jednak jej porównanie nie dawało mi spokoju.
- A dziś go nie ma… - Powiedziałem cicho, bardziej do siebie niż do niej, jednak nie umknęło jej to.
- Właśnie, dzięki tym wierszom nie czuję tęsknoty. – Oczy zaszkliły jej się od nostalgii.
- Skarlett… Wydaje mi się, że ty go nie kochasz… - Moje myśli serce ubierało w słowa. Nie podobało mi się jej podejście, wręcz gdzieś tam w zakamarkach mojej głowy igrało mi zirytowane. Właściwie nie widziałem w moich reakcjach sensu, przecież była mi ona obojętna, to skąd te moje znikome ułamki… zazdrości?
- Słucham? – Zdziwiła się, ściągając swoje brwi i zamykając książkę.
- Ponieważ miłość to nie jest ciągła ekscytacja, to coś więcej. Pragniesz go jedynie fizycznie, a miłość musi posiadać też duszę. – Jej usta uchyliły się, jakby ktoś zniszczył jej światopogląd. Milczała wpatrzona we mnie, najwyraźniej brakło jej słów. – Przepraszam. – Dodałem uświadamiając sobie, że znowu prawiłem jej morały. Dlaczego tak na mnie oddziaływała? Każdy definiował pojęcie miłości według siebie, więc nie powinienem narzucać jej swojej definicji.
- Tu jesteś. – Usłyszałem za sobą, a po chwili moje ramię objęła drobna ręka Rozalii. Moje policzki zapłonęły od nagłego gestu. Rozalia rzuciła krótkie spojrzenie na Skarlett, po czym uśmiechnęła się do mnie radośnie. – Chodźmy kochany! – Rzuciła, ciągnąc mnie na górę.
- Do widzenia. – Skierowałem pożegnanie w kierunku Skarlett, która spuściła wzrok na czarną okładkę. Ruszyłem po schodach wraz z przytuloną do mnie ukochaną, upajając się jej bliskością. Jednak cały czar prysł, gdy doszło do mnie ciche „hipokryta” z ust Skarlett, kiedy mijałem ją jak zwykły element scenerii. Odwróciłem się za nią, patrząc na jej plecy. Już nie emanowała spokojem, a smutkiem… I obawiałem się, że to ja byłem za to odpowiedzialny.

2 komentarze:

  1. UCh... w chwila ciszy i skupienia. Mogę coś skrobnąć.
    Nie wiem czemu, ale mam dziwne wrażenie, że Skarlett udaje. W sensie... Nie jest sobą. Udaje taką otwartą, zadziorną, ale to jest tylko maska.
    Lysio też się wydaje taki... inny. To nie jest taki delikatny, zamyślony poeta. Nie wiem czemu ale za każdym razem, gdy ma powiedzieć coś bardziej "chamskiego" i się w ostatniej chwili powstrzymuje to czuję taki lekki zawód. No Lysio! Przecież ty nie jesteś taki miękki! Pokaż swój charakter! No ej...
    Rozalia też się wydaje mało domyślna. Skoro zobaczyła, ze Lys coś, tego do Skarlett to chyba powinna od razu dostrzec że Lysio jest w niej zauroczony.
    A Kastiela nie polubiłam. Tutaj jest taki prostacki, że aż oczy bolą. Ale może on właśnie taki jest? Każdy próbuje go wygloryfikować a tu tak na prawdę jest zwykły cham i prostak.
    Ehh.. i zgubiłam wątek przez klientów. Nie ma to jak pisać komemtarze w czasie pracy w monopolowym... eh...
    No nic. Pewnie mi się przypomni jak już będę w domu, albo dopiero jutro xd
    Czekam na kolejną część, która mam nadzieję pojawi się już niedługo :D
    Gorąco pozdrawiam I życzę ciepełka oraz mnóstwa weny :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Chorera jasna! Już raz podchodzę żeby napisać rozdział, a jak już mi się udaje napisać coś sensownego, to mi go usuwa! Echh...
    Nie wiem czemu, ale mam dziwne wrażenie, że Skarlett udaje. W sensie, że nie jest sobą. Udaje taką otwartą, zadziorną, ale to tylko po to, by przypodobać się Kastielowi, którego swoją drogą nie polubiłam. Zachowuje się totalnie jak cham i prostak.
    Z resztą nie tylko on mi się wydaje dziwny. Rozalia też jest taka... ech. Skoro zauważyła, że Lysio "zainteresował" się Skarlett to nie powinna mieć żadnych problemów, żeby zauważyć, że Lysio jest zauroczony na amen w niej.
    Oj Lysio, Lysio... Ty się zawsze w takie tarapaty, ale co się dziwić skoro zadaje się z Kastielem, którego drugie imię to Kłopoty i Rozalia, która też jest nie lepsza...
    Mam nadzieję, że niedługo wszystko się w miarę wyklaruje, chociaż moje życzenia znając życie marnie się spełnią, bo jak wszyscy wiemy, my pisarki bardzo lubimy komplikować życie naszych bohaterów.
    Na razie pozostaje mi się pożegnać, tak więc dużo ciepełka i weny! Do następnego :3

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do pozostawienia swojej opinii!
Z góry dziękuję!