Ferie świąteczne umknęły mi niezwykle prędko. Spędziłem je na
gorączkowych debatach samego ze sobą na temat kobiety w czerwieni z
sylwestrowej imprezy. Zwykłe, wręcz nieistotne spotkanie, a przyprawiało mnie o
migreny. Nieznajoma musiała posiadać w sobie jakąś magię, takim paradoksem
tłumaczyłem sobie moje zachowanie. Od kiedy stałem się taki odważny w stosunku
do płci przeciwnej? Najwyraźniej udzielało mi się podejście Kastiela. Nie
znałem nawet imienia tej, która skradła mi mój pierwszy pocałunek. Odruchowo
zakryłem dłonią spierzchnięte usta. Uschły, stęsknione za tamtą narkotyczną
chwilą.
- Lys chcesz pomadkę? – Mimo wszystko ten głos dalej potrafił
wyciągnąć mnie z mojego świata. Im bardziej pragnąłem przestać na niego
reagować, tym bardziej moje reakcje stawały się nadpobudliwe, aż powodowały u
mnie omamy słuchowe. Spojrzałem na uśmiechniętą Rozalię. Stała przede mną,
emanując pięknem i powabem. Nieco chaotycznie grzebała w torebce, aby po chwili
podać mi szminkę.
- Dziękuję, ale nie trzeba. – Oznajmiłem, zamykając swój notes.
- Weź sobie, przecież widzę jak ci dokuczają te popękane wargi. –
Uśmiechnęła się, nie przyjmując sprzeciwu. Ten obraz zawsze poruszał moje
serce, więc i tym razem uległem, mimo że gdzieś tam głęboko we mnie, coś kuło boleśnie.
Ten cierń dokuczał mi od ostatniej grudniowej nocy za każdym razem, gdy o niej
myślałem. Posmarowałem się na oślep, tak jak ślepo patrzyłem na wszystko wokół.
Nie dostrzegałem detali otoczenia, kurtki i płaszcze były tylko szaroczarnymi
plamami. Ona była moim wyostrzonym, pierwszym planem, nie zależnie gdzie
przebywaliśmy czy z kim mieliśmy do czynienia. Usiadła obok mnie, nurkując
spojrzeniem w telefonie. Naprawdę nie chciałem zauważyć, z kim tak żywiołowo
konwersowała, lecz przypadek obrał sobie mnie za cel. I znowu ten żal, romans
dwóch bliskich mi osób kwitł jak japońska sakura w kwietniu, a mi przyszło się
tylko wycofać na trybuny. Czy tego chciałem? Czy nie straciłbym ostatniej
nadziei, gdybym się w tej chwili poddał? Wahałem się, bo gdy w grę wchodziły
uczucia to okazałem się wielkim tchórzem.
- Rozalio… - Zacząłem, jednak dziewczyna uniosła tylko rękę i machnęła
palcami, skupiona na wyświetlaczu.
- Czekaj chwilkę. – Na co miałem czekać? Jak uciekniesz przede mną
tam, gdzie nie będę w stanie cię dogonić? Zbierając w sobie resztki odwagi
złapałem jej dłoń. Zaskoczona oderwała wzrok od ekranu. W końcu obdarzyła mnie
swoją uwagą, przez co straciłem nieco pewności siebie. – Jeśli chcesz mi oddać
pomadkę to w porządku.
- Nie. – Zaprzeczyłem dosadnie, zatapiając się głębiej w jej oczach.
Serce biło mi jak szalone, kiedy ostrożnie przysunąłem jej dłoń ku mojej klatce
piersiowej. Jej powieki rozszerzyły się lekko, a usta ścisnęły w jedną, wąską
linie. Otworzyłem swoje, aby w końcu jej to wyznać, gdy nagle poczułem
uderzenie w plecy. Wyprostowałem się, przerywając nasz moment. Odwróciłem się
zdenerwowany, no i, kogóż mogłem innego zobaczyć?
- Kastiel. – Burknąłem, a chłopak oparł się plecami o ścianę i
wyciągnął papierosa, widocznie wytrącony z równowagi.
- Ej oszalałeś! Nie pal w szkole! – Krzyknęła ożywiona Rozalia stając
przed nim i wyrywając mu używkę.
- Kuźwa, bo ja już nie mogę. Jak nie Amber to Skarlett za mną lata jak
opętana. Ja wiem dobrze, że jestem zajebisty, ale bez przesady. Obie to jakieś
życiowe porażki. Dajcie mi spokój… O! Właściwie Rozalia ty wyglądasz na samicę
psa, weź idź na nie trochę poszczekać to może się ode mnie odczepią.
Szczególnie tę drugą, bo w wyścigu upierdliwej prowadzi.
- Ha! Dzięki za komplement, ale nie mam zamiaru wtrącać się w twoje
sprawy. I szczerze, dobrze ci tak. Bawisz się dziewczynami to powinieneś liczyć
się z konsekwencjami. – Założyła ręce, widocznie ten temat nie był jej
obojętny. Wyglądała i zachowywała się, jakby moment przed ułamkami sekund był
czymś normalnym. Powoli zastanawiałem się, czy nie wydawało mi się, że jej
policzki zarumieniły się z mojego powodu.
- Właśnie jakbym się z nimi jakoś zabawił to jeszcze bym tę fascynację
zrozumiał.
- To jak to się stało? – Dopytała zaciekawiona, zerkając ukradkiem w
telefon. Nie umknęło mi to, wyczekiwała odpowiedzi. Opuściłem głowę, brzuch
zaczynał mnie boleć od tego okrutnego uczucia rozżalenia, niepokoju, tłumionej
wściekłości… Zazdrości, tak to się chyba zwało.
- Sam nie wiem. Amber lata za mną od dzieciństwa, a ta Scarlett… No
może raz ją pocałowałem, ale przecież to nic takiego. – Rzekł nieznacznie.
- Nie mogę się z tobą zgodzić. Pocałunki to coś wielkiego. –
Sprzeciwiłem się, wstając na dwie nogi. Nie miałem zamiaru siedzieć bezczynnie
i słuchać, jak on odbiera wartość temu słodkiemu gestowi, którego wspomnienie
śni mi się nocami. Kastiel obserwował mnie uważnie, chyba nie spodziewał się
reakcji z mojej strony. Mogło go to nieco zdziwić, gdyż zazwyczaj nic nie
mówię, póki nie zapyta się mnie o coś bezpośrednio. Zdawałem sobie z tego
sprawę, po prostu zawsze uważałem, że jeśli nie miałem niczego mądrego do
powiedzenia to lepiej ugryźć się w język. A z Kastielem raczej nie prowadziliśmy
błyskotliwych dyskusji.
- Nie gadaj… - Klepnął się teatralnie w policzek. – Całowałeś się z
kimś?
- Nie… - Skłamałem dość nieudolnie, uciekając spojrzeniem w bok.
Dopiero wtedy doszło do mnie, że nie byliśmy w tej szatni sami. Nie chciałem,
aby Rozalia o tym wiedziała, ponieważ gdy wyznam jej moje uczucia to może uznać
je za nieprawdziwe. W końcu nosiłem ją w sercu, a pocałowałem inną… Ale czy to
nie był swoisty odwet za jej wcześniejsze całowanie z moim bratem? Pogmatwane
to.
- Lysio jak to nie? Widziałam cię na sylwestrze. – Zawołała, jakby to
było coś oczywistego. Zobaczyła nas i nic? Żadnego żalu… Żadnej złości? Nawet
rozczarowania mną? Obeszło ją to?
- To było nieporozumienie. – Starłem się to jej jakoś wyjaśnić, ale
jej obojętny wyraz twarzy dał mi świadomość, że nie miało to dla niej
znaczenia. Czułem taką desperację w sobie i wstyd, bo Kastiel głośno mnie
wyśmiewał.
- Szkoda, że tego nie widziałem. Nasza sierotka została wykorzystana.
Umrę ze śmiechu. – Śmiał się. Oczywiście.
- To nie jest śmieszne. – Rzuciłem cicho zażenowany, opuszczając
wzrok. Brakowało mi sił w tamtej codzienności, gdzie cały czas nie mogłem
zaznać spokoju. Wciąż zmartwiony, powoli miałem tego dość.
- W każdym bądź razie Roza pożycz mi swoje pachnidło. – Oznajmił
chłopak, kiedy uspokoił swoją jednoosobową karuzelę..
- Po co ci?
- Popsikam się, wyczują inną i może się odczepią. – Te jego pomysły…
- Ej! – Wrzasnęła oburzona.
- Ewentualnie naśle na nią Lysia, jemu to się nie oprze. – Miarka się
przebrała, nie mogłem tego dłużej słuchać. Dobrze, że zadzwonił dzwonek i
mogłem bez żadnych zbędnych słów ruszyć na lekcje. Co to niby miało być? Może
faktycznie, różniłem się od moich rówieśników podejściem do takich spraw, ale
czy były to rzeczy, z których wypadało żartować? Ludzkimi uczuciami nie należy
się bawić. Jeśli kiedyś spotkam tamtą nieznajomą to koniecznie ją przeproszę,
nie powinienem ulegać chwili. To niedojrzałe.
Wędrowałem za Kastielem w stronę wyjścia ze szkoły, zatrzymaliśmy się
jeszcze przy mojej szafce, bo chciałem zabrać z niej książki. Szukałem właściwego
zeszytu, kiedy usłyszałem przekleństwo z ust przyjaciela, a zaraz po nim
dziewczęcy głos, wypełniony podekscytowaniem i niecierpliwością.
- Wracamy razem do domu? – Zapytała radośnie, na co Kastiel uderzył
pięścią w szafkę. Spojrzałem na niego odruchowo, mógłbym przysiąc, że za chwilę
z jego głowy buchnie ogień, niszczący wszystko wokół począwszy od dziewczyny
przed nim. Nie widziałem jej nigdy, chociaż już nie raz o niej słyszałem. W tej
całej ich zwariowanej relacji, nie mogłem się zdecydować, kogo było mi bardziej
żal, jednak nie zrobiłem żadnego kroku, aby pomóc im to rozwiązać. To nie była
moja sprawa, nie chciałem się w nią wtrącać.
- Nie! Nie! Nie! Ile mam ci to powtarzać, żebyś w końcu zrozumiała? Odwal
się, bo użyję buta! – Jego głos brzmiał strasznie, aż uciekłem spojrzeniem z
powrotem do półki.
- Kocham cię i nie mogę się odczepić. Proszę, daj mi szansę. – Coś
zakuło mnie w sercu. Czy moja historia miłosna nie wyglądała równie żałośnie?
Ona przynajmniej posiadała w sobie odwagę do walki, nawet, jeśli okrutnie po
niej krzyczano, a ja… Dalej stałem w miejscu, zezwalając na spektakl, gdzie
moją główną rolę obok Rozalii przejmował mój brat.
Nagle Kastiel brutalnie złapał mnie za przedramię i pchnął w kierunku
swojej prześladowczyni, wskutek czego boleśnie zderzyłem się brodą z jej
czołem.
- Lys weź się jej pozbądź. – Warknął wrednie. Rzuciłem mu wrogie
spojrzenie, po czym zerknąłem na dziewczynę przed sobą, która trzymała się za
uderzone miejsce. Popatrzyła w górę, wprost w moje oczy i nagle… Szok!
Odsunąłem się mechanicznie, kompletnie oszołomiony. To ona! Nieznajoma z
sylwestra. Niewiarygodnie, wyglądała zupełnie inaczej. Agresywniej. Suknię
zamieniła na czerwony gorset, skromność skryła pod czarną szminką i bujnymi
blond falami, spływającymi po ramionach schowanymi pod czarną skórą z ćwiekami.
Kto to był? Na pewno nie kobieta z sylwestra.
- W-w-witam. – Wydukałem zmieszany, czując jak moje policzki wrą.
- Cześć. – Odburknęła speszona tak samo jak ja, po czym odwróciła się
na pięcie i bez słowa ruszyła przed siebie. Najwyraźniej nie spodziewała się
ponownego spotkania, zresztą targały mną podobne odczucia. Kastiel objął mnie
ramieniem.
- Tylko ty potrafisz przepłoszyć dziewczynę jednym słowem. –
Skomentował, a ja wciąż obserwowałem jej oddalające się plecy. Bliskość, którą
czułem w sylwestra zapadła się, tworząc między nami głęboką przepaść.
Kasia daj spokój Lysowi-te słowa chodziły mi po głowie gdy czytałam rozdział 😂
OdpowiedzUsuńCzuję że będę się świetnie bawić przy tej historii.
A mam co do tej historii niecne plany. Lysio nie zazna spokoju, możesz być tego pewna :D
UsuńPozdrawiam cieplutko :*
Witaj! Jak dawno tutaj niczego nie było >< a co do opowiadania to bawi mnie Lysander z pomadką xD dobrze się zaczyna także ❤ pozdrawiam i życzę duuuzio weny ~ Harusia
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie! :D Właśnie mam plan zapełnić te pustki ^^ Dobrze Cię tu widzieć <3 Pozdrawiam i dziękuję :*
Usuń