29 czerwca 2016

Sucrette & Lysander rozdział 31



Otulona żalem i pustką.

Uciekliśmy z Kastielem ze szkoły i aktualnie przebywaliśmy w parku, zastanawiając się, gdzie moglibyśmy się udać. Naszym najważniejszym celem była rozmowa z Alanem. Był nam niezmiernie potrzebny do udanego występu. W tamtym momencie, a bardziej porze dnia, niestety, mieliśmy związane ręce, bo przecież trwały lekcje, na które uczęszczał nasz uzdolniony obiekt misji.
- Może pójdziemy do mnie? I tak tam nikogo nie ma. – Zaproponował buntownik, kończąc papierosa. Zgniótł go o przykrywkę kosza na śmieci i wrzucił go do środka pojemnika. Czy to dobry pomysł iść do mieszkania chłopaka, który ma opinię wielkiego napaleńca? Nie wiedziałam czy to właściwe, nie chciałam żadnych nieporozumień, tym bardziej, iż Lysander już myślał, że go zdradzałam. On chyba zauważył moją niepewność, gdyż poczochrał mnie po lekko wilgotnych włosach od porannego przymrozku. – Jakbym chciał zrobić ci coś zboczonego to uwierz, dawno byś już przeze mnie beczała. Nie martw się o to. Więc co? Gitarę, i tak mam w domu. – No to chyba nie było innej możliwości, niż udanie się do niego. Panująca pogoda także namawiała do wejścia do jakiegoś ciepłego pomieszczenia.
- No dobra. Prowadź. – Oznajmiłam, a Kastiel uśmiechnął się pod czerwonym od zimna nosem. Skinął mi głową, żebym poszła za nim i tak też zrobiłam. Przy wyjściu z zielonego zakątka na chodnik szarej ulicy, chłopak przerwał panującą ciszę, przypominając sobie o moim powodzie tych wagarów.
- W ogóle co ty za plan wymyśliłaś? – Zapytał zaintrygowany.
- Chcę napisać piosenkę i chcę, żebyś mi w tym pomógł. – Wyjaśniłam, zerkając na niego błagalnie.
- Ejj mała, opowiadałem ci przecież. Ja nie potrafię tworzyć tekstów, od tego jest Lys. – Oburzył się, od razu negatywnie nastawiony.
- Chodzi mi tylko o melodię. Tekst ułożę sama. – Tak jak to było w przypadku prezentu urodzinowego dla Lysandra - chciałam włożyć w to całe swoje serce, żeby dotarły do niego moje myśli, uczucia, emocje. Moja tęsknota za nim, skrucha, pragnienie wybaczenia i powrócenia do tego, co było; a jeśli tamto okaże się nie możliwe to chociaż zaczęcia na nowo.
- I kiedy masz zamiar to zaśpiewać? – Dopytał marszcząc brwi. Ja uśmiechnęłam się niewinnie, choć Kastiel, i tak rozszyfrował moje zamiary, co za skutkowało jego wielkim obawom wypisanym na zmarzniętej buźce. – No nie. Jak chcesz ten występ wcisnąć w nasz grafik?
- Nie będę tego nigdzie wciskać. – Odparłam, patrząc przed siebie i zbierając w sobie dobre myśli i nadzieję do opowiedzenia mojego zamysłu zadziwionemu Kastielowi. Liczyłam na niego i jego pomoc w odzyskaniu mojego ukochanego. Na kogo innego mogłam w tym polegać?

Stanęłam z Kastielem przed drzwiami jego domku jednorodzinnego. Był w trakcie szukania klucza, kiedy do moich uszu dotarło głośne szczekanie. Poczułam jak kolory uciekły z moich policzków. Pies. Świetnie. Miałam tam wejść? Na spotkanie z bestią?
- Boisz się? – Zaśmiał się Kastiel. Zaprzeczyłam, choć tak naprawdę byłam przerażona. Szybka dedukcja uosobienia buntownika dała mi jedno równanie… Ten pies na sto procent nie należał do potulnych jamników. Chłopak uchylił przejście, a ja pisnęłam i skuliłam się, dostrzegając wielką, warczącą, czarną plamę. Trwałam tak chwilę, nim odzyskałam zmysły i usłyszałam szyderczy śmiech. Wiadomo, jakiego źródła. Spojrzałam przez ramię na Kastiela trzymającego za obrożę nastroszonego psa. Był wielki i straszny. Cofnęłam się do tyłu. Dla mnie koniec trasy, nie wejdę do tego samego miejsca, gdzie będzie ten potwór. – Poczekaj, zamknę go w sypialni. – Uprzedził rozbawiony Kas, zanim zaciągnął pupila do środka.

W końcu zdjęłam buty i odwiesiłam płaszcz w przedpokoju. Pies co chwilę podszczekiwał, ale starałam się tym nie przejmować. Weszłam za Kastielem na krótki korytarz z kilkoma drzwiami oraz łukowatym przejściem, prowadzącym podajże do salonu.
- Chcesz herbaty? – Zapytał uprzejmie. Nie powiem, że nie zaskoczyła mnie jego gościnność. Przytaknęłam krótko, korzystając z miłego gestu, on jednak pokazał mi palcem na przeszklone drzwi. – Tam jest kuchnia. Zrób sobie. – Aha. To na tym kończyła się jego dobroć i dbanie o gościa. Jego obycie było potworne, kto go takim wychował? Nie… Nie należało winić jego rodziców, bo pewnie nie mieli wpływu na jego charakter.
- Też chcesz? – Postanowiłam pokazać mu dobre maniery i nie być jak on.
- Nie, ale możesz mi przynieść piwko z lodówki. – Puścił mi oczko. – Czekam tutaj. – Wskazał kciukiem za siebie, na pokój gościnny. Westchnęłam, łapiąc się palcami o skroń. Współczuję jego przyszłej żonie, naprawdę.

Dobiła godzina szesnasta, kiedy napisałam ostatni wers piosenki. Zadowolona opadłam do tyłu, na miękki dywan. Przeciągnęłam się na nim i zerknęłam na Kastiela, który leniwie okupował kanapę z gitarą w rękach. Brzdękał sobie, tworząc dla mnie podkład.
- Mała myślę, że Alan skończył już lekcje. Napisz do niego o spotkanie. – Rozkazał markotnie, podnosząc się z miejsca i odstawiając na bok instrument. Nie czekał na żadne „ale” z mojej strony, gdyż bez słowa wyszedł z pokoju. Wyszperałam ze spodni telefon i wyszukałam w liście kontaktów numer muzyka. Ach. Jeszcze nie zmieniłam nazwy. Imię Dakoty przypomniało mi, że jeszcze sobie nic z nim nie wyjaśniłam. Jednak to nic, najpierw priorytety, potem zajmę się tym oszustem. Chciałam zadzwonić, lecz coś mnie zatrzymywało. Wahałam się, czując dziwne mrowienie w brzuchu. Okropnie stresowałam się tą rozmową, przecież to Alan był tym, za którym się uganiałam przez cały ten czas… Dobra. Raz się żyje. Wzięłam głęboki wdech i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Dźwięk połączenia rozbrzmiewał echem w mojej pustej czaszce, więc gdy usłyszałam „halo” poczułam wstrząs, powodujący bezwładność mojego języka.
- E, e, e, cz, cześć... – Jąkałam się. Uniosłam się do siadu i chrząknęłam dwukrotnie. Zdenerwował mnie mój stan. – Z tej strony Sucrette.
- Wiem. Czemu dzwonisz? – Odnosiłam wrażenie, jakby on nie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Tak przynajmniej brzmiał ton jego głosu. Zrobiło mi się przykro, ale nic nie mogłam na to poradzić. Wykazałam się głupotą, nie orientując się w tej szopce z Dake’m.
- Chciałabym się z tobą spotkać i porozmawiać. – Zerknęłam na Kastiela, wchodzącego z parówką w ustach. – Właściwie to nie tylko ja. – Dodałam, nie spuszczając wzroku z Kasa, który zasiadł na kanapie. Rozkoszował się swoim prowizorycznym obiadem, podczas gdy ja czułam się okropnie zdenerwowana. Aż dłonie zaczęły mi się pocić.
- Kto niby?
- Kastiel.
- Ka – Alan chyba zachłysnął się powietrzem, może zszokowaniem. – Gdzie jesteś? Nie mów, że u niego. – Dlaczego czułam niepokój?
- Mmm tak.
- Co ty tam robisz? – Oburzył się, a ja skamieniałam. Nagle rozłączył się. Osłupiałam. Co się właśnie wydarzyło? Czyżbym wkopała się w nowe nieporozumienie? Drętwą ciszę przerwał dźwięk telefonu Kastiela. Popatrzył na wyświetlacz, następnie na mnie. Wyjął parówkę z ust i odebrał.
- Halo? Co jest Lys? – Zapytał, a moje powieki rozszerzyły się do granic możliwości. Odsunął urządzenie i włączył głośnik, pokazując mi palcem, abym była cicho. – No tak. Jest u mnie.
- Czy wy, no wiesz, macie romans? – Z trudem powstrzymałam się od głośnego „co?” Nigdy nie brałam pod uwagę innego chłopaka, prócz Lysandra. A tu… Byłam oskarżana o romans? Jak w małżeństwie? W głowie mi się to nie mieściło. Kastielowi najwyraźniej także, bo nerwowo zaprzeczył: - No co ty!
- To dlaczego ona jest u ciebie? Nie ukrywaj tego, proszę. – Jego głos drżał, szkoda mi się go zrobiło. Przerażało mnie do jakiego stanu go doprowadzałam, zresztą ja miałam identycznie.
- Stary ufasz mi? – Buntownik podrapał się po karku i zerknął na mnie. Nie wiedziałam, czy chciałam usłyszeć odpowiedź…
- Tobie ufam, ale nie jej. – Moje serce przełamało się na pół. On miał mnie za taką perfidną osobę? O czym ja myślałam? Przecież zawiodłam jego zaufanie, skrzywdziłam go… Zakryłam dłonią usta, żeby nie wydać z siebie żadnego dźwięku rozpaczy, bo płynęły mi strumieniami. Ffff to tak bolało. Złapałam się za brzuch i opadłam czołem o ziemię. Zgięłam się w pół, nie mogąc utrzymać się prosto.
- Ona cię kocha, daj spokój.
- Wiesz, w sumie to co Sucrette robi powinno przestać mnie obchodzić, nieprawdaż? – Nie! Niech nie będzie mu to obojętne! Tylko nie to…
- Lys…
- Nieważne Kastielu, obyś nie skończył jak ja. Do widzenia. – Pożegnał się smutno. Dlaczego stało się to takie trudne? Życie… Czy pogodzenie będzie jeszcze możliwe?

Długo zajęło mi uspokojenie się. Gwiazdy migotały, kiedy ponownie znalazłam się z Kastielem w parku. Siedziałam na ławce z podkulonymi nogami, otulając się pożyczonym kocem. Chłopak stał niedaleko ze swym potworem na smyczy. Czekaliśmy na Alana, bo po kilku telefonach od Kasa w końcu dał się namówić na spotkanie. Szczerze? Ja w tym nie miałam zamiaru uczestniczyć. W tamtym momencie wszystko miałam w dupie, nawet pamięć o oddychaniu, więc gdy nasz cel się pojawił, opatuliłam się tylko szczelniej materiałem, zamykając oczy. Nie brałam udziału w rozmowie, nawet jej nie słuchałam. Jedyne co czułam to żal, bezradność i upokorzenie moją głupotą… No i pustkę. Czarną dziurę w klatce piersiowej.

8 komentarzy:

  1. Nieeeee Lyś, nie wolno ci tak łatwo odpuścić :(
    Biedna Su :(
    Rozdział jak zawsze cudowny, nie mogę się doczekać następnego :
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Lysander... Wiem, że ona cie ,,zraniła", ale weź chłopie myśl racjonalnie!! Rozdział serduszkuję: ❤❤❤❤❤, ale pierwszy raz w życiu Lysia nie serduszkuję ;-; 💔💔💔💔💔

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooooooooooooooooooo nie! Lysu - foh 💔

    OdpowiedzUsuń
  4. Zabrzmi to dziwnie, ale chyba pierwszy raz powiem, że... Lysiu to kutafon O_o??

    OdpowiedzUsuń
  5. Naprawdę nie rozumiem jak się kogoś kocha to chyba wie się jaka ta osoba jest, a ni stawia się zarzuty nie pytając nawet o zdanie. Grr...

    OdpowiedzUsuń
  6. Odpowiedzi
    1. Nie wiem. Chciałabym dać radę wstawić do we wtorek, ale akurat krucho u mnie z czasem, bo jadę nad morze. Ewentualnie jak wrócę, to udostępnię coś długiego, żeby wynagrodzić moją nieterminowość :( Pozdrawiam :*

      Usuń
  7. Ehh jak ja współczuję osobą z uczuciami hahaha ja się swoich dawno wyzbyłam i kocham tylko zwierzątka prócz... TYCH OCHYDNYCH ROBAKÓW JE MOŻNA UŚMIERCIĆ! XD co do naszego fragmentu opowiadania to jestem zaskoczona Lysem i odnoszę wrażenie, że on robi wszystko wbrew sobie..... No cóż zobaczymy dalej. Pozdrawiam i życzę duzzzzzio weny Harusia ❤

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do pozostawienia swojej opinii!
Z góry dziękuję!