Otulona żalem i pustką.
Uciekliśmy z Kastielem
ze szkoły i aktualnie przebywaliśmy w parku, zastanawiając się, gdzie
moglibyśmy się udać. Naszym najważniejszym celem była rozmowa z Alanem. Był nam
niezmiernie potrzebny do udanego występu. W tamtym momencie, a bardziej porze
dnia, niestety, mieliśmy związane ręce, bo przecież trwały lekcje, na które
uczęszczał nasz uzdolniony obiekt misji.
- Może pójdziemy do
mnie? I tak tam nikogo nie ma. – Zaproponował buntownik, kończąc papierosa.
Zgniótł go o przykrywkę kosza na śmieci i wrzucił go do środka pojemnika. Czy
to dobry pomysł iść do mieszkania chłopaka, który ma opinię wielkiego
napaleńca? Nie wiedziałam czy to właściwe, nie chciałam żadnych nieporozumień,
tym bardziej, iż Lysander już myślał, że go zdradzałam. On chyba zauważył moją
niepewność, gdyż poczochrał mnie po lekko wilgotnych włosach od porannego
przymrozku. – Jakbym chciał zrobić ci coś zboczonego to uwierz, dawno byś już
przeze mnie beczała. Nie martw się o to. Więc co? Gitarę, i tak mam w domu. –
No to chyba nie było innej możliwości, niż udanie się do niego. Panująca pogoda
także namawiała do wejścia do jakiegoś ciepłego pomieszczenia.
- No dobra. Prowadź. –
Oznajmiłam, a Kastiel uśmiechnął się pod czerwonym od zimna nosem. Skinął mi
głową, żebym poszła za nim i tak też zrobiłam. Przy wyjściu z zielonego zakątka
na chodnik szarej ulicy, chłopak przerwał panującą ciszę, przypominając sobie o
moim powodzie tych wagarów.
- W ogóle co ty za
plan wymyśliłaś? – Zapytał zaintrygowany.
- Chcę napisać
piosenkę i chcę, żebyś mi w tym pomógł. – Wyjaśniłam, zerkając na niego
błagalnie.
- Ejj mała,
opowiadałem ci przecież. Ja nie potrafię tworzyć tekstów, od tego jest Lys. –
Oburzył się, od razu negatywnie nastawiony.
- Chodzi mi tylko o
melodię. Tekst ułożę sama. – Tak jak to było w przypadku prezentu urodzinowego
dla Lysandra - chciałam włożyć w to całe swoje serce, żeby dotarły do niego
moje myśli, uczucia, emocje. Moja tęsknota za nim, skrucha, pragnienie
wybaczenia i powrócenia do tego, co było; a jeśli tamto okaże się nie możliwe to
chociaż zaczęcia na nowo.
- I kiedy masz zamiar
to zaśpiewać? – Dopytał marszcząc brwi. Ja uśmiechnęłam się niewinnie, choć Kastiel,
i tak rozszyfrował moje zamiary, co za skutkowało jego wielkim obawom wypisanym
na zmarzniętej buźce. – No nie. Jak chcesz ten występ wcisnąć w nasz grafik?
- Nie będę tego
nigdzie wciskać. – Odparłam, patrząc przed siebie i zbierając w sobie dobre
myśli i nadzieję do opowiedzenia mojego zamysłu zadziwionemu Kastielowi. Liczyłam
na niego i jego pomoc w odzyskaniu mojego ukochanego. Na kogo innego mogłam w
tym polegać?
Stanęłam z Kastielem
przed drzwiami jego domku jednorodzinnego. Był w trakcie szukania klucza, kiedy
do moich uszu dotarło głośne szczekanie. Poczułam jak kolory uciekły z moich
policzków. Pies. Świetnie. Miałam tam wejść? Na spotkanie z bestią?
- Boisz się? – Zaśmiał
się Kastiel. Zaprzeczyłam, choć tak naprawdę byłam przerażona. Szybka dedukcja
uosobienia buntownika dała mi jedno równanie… Ten pies na sto procent nie
należał do potulnych jamników. Chłopak uchylił przejście, a ja pisnęłam i
skuliłam się, dostrzegając wielką, warczącą, czarną plamę. Trwałam tak chwilę,
nim odzyskałam zmysły i usłyszałam szyderczy śmiech. Wiadomo, jakiego źródła.
Spojrzałam przez ramię na Kastiela trzymającego za obrożę nastroszonego psa.
Był wielki i straszny. Cofnęłam się do tyłu. Dla mnie koniec trasy, nie wejdę
do tego samego miejsca, gdzie będzie ten potwór. – Poczekaj, zamknę go w
sypialni. – Uprzedził rozbawiony Kas, zanim zaciągnął pupila do środka.
W końcu zdjęłam buty i
odwiesiłam płaszcz w przedpokoju. Pies co chwilę podszczekiwał, ale starałam
się tym nie przejmować. Weszłam za Kastielem na krótki korytarz z kilkoma
drzwiami oraz łukowatym przejściem, prowadzącym podajże do salonu.
- Chcesz herbaty? –
Zapytał uprzejmie. Nie powiem, że nie zaskoczyła mnie jego gościnność.
Przytaknęłam krótko, korzystając z miłego gestu, on jednak pokazał mi palcem na
przeszklone drzwi. – Tam jest kuchnia. Zrób sobie. – Aha. To na tym kończyła
się jego dobroć i dbanie o gościa. Jego obycie było potworne, kto go takim
wychował? Nie… Nie należało winić jego rodziców, bo pewnie nie mieli wpływu na
jego charakter.
- Też chcesz? – Postanowiłam
pokazać mu dobre maniery i nie być jak on.
- Nie, ale możesz mi
przynieść piwko z lodówki. – Puścił mi oczko. – Czekam tutaj. – Wskazał kciukiem
za siebie, na pokój gościnny. Westchnęłam, łapiąc się palcami o skroń.
Współczuję jego przyszłej żonie, naprawdę.
Dobiła godzina
szesnasta, kiedy napisałam ostatni wers piosenki. Zadowolona opadłam do tyłu,
na miękki dywan. Przeciągnęłam się na nim i zerknęłam na Kastiela, który
leniwie okupował kanapę z gitarą w rękach. Brzdękał sobie, tworząc dla mnie
podkład.
- Mała myślę, że Alan
skończył już lekcje. Napisz do niego o spotkanie. – Rozkazał markotnie,
podnosząc się z miejsca i odstawiając na bok instrument. Nie czekał na żadne „ale”
z mojej strony, gdyż bez słowa wyszedł z pokoju. Wyszperałam ze spodni telefon
i wyszukałam w liście kontaktów numer muzyka. Ach. Jeszcze nie zmieniłam nazwy.
Imię Dakoty przypomniało mi, że jeszcze sobie nic z nim nie wyjaśniłam. Jednak
to nic, najpierw priorytety, potem zajmę się tym oszustem. Chciałam zadzwonić, lecz
coś mnie zatrzymywało. Wahałam się, czując dziwne mrowienie w brzuchu. Okropnie
stresowałam się tą rozmową, przecież to Alan był tym, za którym się uganiałam
przez cały ten czas… Dobra. Raz się żyje. Wzięłam głęboki wdech i nacisnęłam
zieloną słuchawkę. Dźwięk połączenia rozbrzmiewał echem w mojej pustej czaszce,
więc gdy usłyszałam „halo” poczułam wstrząs, powodujący bezwładność mojego
języka.
- E, e, e, cz, cześć...
– Jąkałam się. Uniosłam się do siadu i chrząknęłam dwukrotnie. Zdenerwował mnie
mój stan. – Z tej strony Sucrette.
- Wiem. Czemu
dzwonisz? – Odnosiłam wrażenie, jakby on nie chciał mieć ze mną nic wspólnego.
Tak przynajmniej brzmiał ton jego głosu. Zrobiło mi się przykro, ale nic nie
mogłam na to poradzić. Wykazałam się głupotą, nie orientując się w tej szopce z
Dake’m.
- Chciałabym się z
tobą spotkać i porozmawiać. – Zerknęłam na Kastiela, wchodzącego z parówką w
ustach. – Właściwie to nie tylko ja. – Dodałam, nie spuszczając wzroku z Kasa,
który zasiadł na kanapie. Rozkoszował się swoim prowizorycznym obiadem, podczas
gdy ja czułam się okropnie zdenerwowana. Aż dłonie zaczęły mi się pocić.
- Kto niby?
- Kastiel.
- Ka – Alan chyba
zachłysnął się powietrzem, może zszokowaniem. – Gdzie jesteś? Nie mów, że u
niego. – Dlaczego czułam niepokój?
- Mmm tak.
- Co ty tam robisz? –
Oburzył się, a ja skamieniałam. Nagle rozłączył się. Osłupiałam. Co się właśnie
wydarzyło? Czyżbym wkopała się w nowe nieporozumienie? Drętwą ciszę przerwał
dźwięk telefonu Kastiela. Popatrzył na wyświetlacz, następnie na mnie. Wyjął
parówkę z ust i odebrał.
- Halo? Co jest Lys? –
Zapytał, a moje powieki rozszerzyły się do granic możliwości. Odsunął urządzenie
i włączył głośnik, pokazując mi palcem, abym była cicho. – No tak. Jest u mnie.
- Czy wy, no wiesz,
macie romans? – Z trudem powstrzymałam się od głośnego „co?” Nigdy nie brałam
pod uwagę innego chłopaka, prócz Lysandra. A tu… Byłam oskarżana o romans? Jak
w małżeństwie? W głowie mi się to nie mieściło. Kastielowi najwyraźniej także,
bo nerwowo zaprzeczył: - No co ty!
- To dlaczego ona jest
u ciebie? Nie ukrywaj tego, proszę. – Jego głos drżał, szkoda mi się go
zrobiło. Przerażało mnie do jakiego stanu go doprowadzałam, zresztą ja miałam
identycznie.
- Stary ufasz mi? –
Buntownik podrapał się po karku i zerknął na mnie. Nie wiedziałam, czy chciałam
usłyszeć odpowiedź…
- Tobie ufam, ale nie
jej. – Moje serce przełamało się na pół. On miał mnie za taką perfidną osobę? O
czym ja myślałam? Przecież zawiodłam jego zaufanie, skrzywdziłam go… Zakryłam
dłonią usta, żeby nie wydać z siebie żadnego dźwięku rozpaczy, bo płynęły mi
strumieniami. Ffff to tak bolało. Złapałam się za brzuch i opadłam czołem o
ziemię. Zgięłam się w pół, nie mogąc utrzymać się prosto.
- Ona cię kocha, daj
spokój.
- Wiesz, w sumie to co
Sucrette robi powinno przestać mnie obchodzić, nieprawdaż? – Nie! Niech nie
będzie mu to obojętne! Tylko nie to…
- Lys…
- Nieważne Kastielu,
obyś nie skończył jak ja. Do widzenia. – Pożegnał się smutno. Dlaczego stało
się to takie trudne? Życie… Czy pogodzenie będzie jeszcze możliwe?
Długo zajęło mi
uspokojenie się. Gwiazdy migotały, kiedy ponownie znalazłam się z Kastielem w parku.
Siedziałam na ławce z podkulonymi nogami, otulając się pożyczonym kocem. Chłopak
stał niedaleko ze swym potworem na smyczy. Czekaliśmy na Alana, bo po kilku
telefonach od Kasa w końcu dał się namówić na spotkanie. Szczerze? Ja w tym nie
miałam zamiaru uczestniczyć. W tamtym momencie wszystko miałam w dupie, nawet pamięć
o oddychaniu, więc gdy nasz cel się pojawił, opatuliłam się tylko szczelniej
materiałem, zamykając oczy. Nie brałam udziału w rozmowie, nawet jej nie słuchałam.
Jedyne co czułam to żal, bezradność i upokorzenie moją głupotą… No i pustkę.
Czarną dziurę w klatce piersiowej.
Nieeeee Lyś, nie wolno ci tak łatwo odpuścić :(
OdpowiedzUsuńBiedna Su :(
Rozdział jak zawsze cudowny, nie mogę się doczekać następnego :
Pozdrawiam :*
Lysander... Wiem, że ona cie ,,zraniła", ale weź chłopie myśl racjonalnie!! Rozdział serduszkuję: ❤❤❤❤❤, ale pierwszy raz w życiu Lysia nie serduszkuję ;-; 💔💔💔💔💔
OdpowiedzUsuńOoooooooooooooooooo nie! Lysu - foh 💔
OdpowiedzUsuńZabrzmi to dziwnie, ale chyba pierwszy raz powiem, że... Lysiu to kutafon O_o??
OdpowiedzUsuńNaprawdę nie rozumiem jak się kogoś kocha to chyba wie się jaka ta osoba jest, a ni stawia się zarzuty nie pytając nawet o zdanie. Grr...
OdpowiedzUsuńKiedy będzie Nataniel?
OdpowiedzUsuńNie wiem. Chciałabym dać radę wstawić do we wtorek, ale akurat krucho u mnie z czasem, bo jadę nad morze. Ewentualnie jak wrócę, to udostępnię coś długiego, żeby wynagrodzić moją nieterminowość :( Pozdrawiam :*
UsuńEhh jak ja współczuję osobą z uczuciami hahaha ja się swoich dawno wyzbyłam i kocham tylko zwierzątka prócz... TYCH OCHYDNYCH ROBAKÓW JE MOŻNA UŚMIERCIĆ! XD co do naszego fragmentu opowiadania to jestem zaskoczona Lysem i odnoszę wrażenie, że on robi wszystko wbrew sobie..... No cóż zobaczymy dalej. Pozdrawiam i życzę duzzzzzio weny Harusia ❤
OdpowiedzUsuń