28 maja 2016

Sucrette & Lysander rozdział 27

Zmagająca się z problemami.

Lekcje dobiegły końca, a ja nie zdążyłam rozmówić się z Lysandrem, który był całkowicie zajęty przez swojego przyjaciela. Plan Kastiela dotyczący zagrania przed dworcem dostał aprobatę poety i chłopcy cały dzień w szkole dyskutowali o szczegółach występu. Uznaliśmy, że jutro nasze trio będzie miało mini koncercik. Cóż, pomysł nie był zły, jednakże nigdy nie spodziewałam się po buntowniku takiej inicjatywy. Ech… Postanowiłam, iż przyznanie się do win przełożę również na jutro.

Zmęczona powróciłam do domu, gdzie od razu wylądowałam w łóżku. Ten tydzień był niezmiernie trudny, więc cieszył mnie jego koniec… Powoli zamykałam oczy, kiedy usłyszałam wibracje mojego telefonu. Otworzyłam powieki jeszcze na moment, aby odczytać wiadomość od Laeti. Dziwiło mnie, dlaczego za każdym razem kiedy Dake chciał się ze mną spotkać, pisał przez nią. Przecież miał mój numer. Coś było nie tak, czas się dowiedzieć co.

Ubrałam się w wygodne ciuchy, po czym powędrowałam w stronę dworca, gdzie już czekali na mnie chłopcy. Podobno mieli do mnie małą niespodziankę. Rozejrzałam się po zatłoczonym placyku w poszukiwaniu Lysandra i Kastiela. Spostrzegłam ich całych spiętych podczas rozmowy z jakimś mężczyzną w garniturze. Wyglądał na zamożną osobę. Niepewnie podeszłam do znajomych, a oni ucieszyli się na mój widok.
- Witaj moja droga. – Odparł uśmiechnięty czule Lysio, biorąc mnie w objęcia. Odwzajemniłam gest, po czym spojrzałam w zdziwieniu na biznesmena. – Ach Sucrette poznaj pana Greena. Ten wspaniały człowiek zauważył nas, podczas rozkładania się i zaproponował prowizoryczne przesłuchanie. – Wyjaśnił podekscytowany Lysander. Mężczyzna przypominający trochę z wyglądu Johnnego Deppa uśmiechnął się przyjaźnie.
- Jeśli przypadniecie mi do gustu, to zaoferuję wam małe wsparcie w karierze. – Mrugnął mi oczkiem na zachętę, najwyraźniej chcąc usunąć między nami dystans. Ach. Taka to niespodzianka na mnie czekała… Cóż, okazała się być naprawdę miła.

Kastiel kończył się rozkładać, gdy ja odciągnęłam mojego ukochanego na bok. Musiałam się z nim rozmówić, bo nie zaznałabym spokoju. Niespokojna splotłam dłonie. Nie wiedziałam, od czego zacząć. Kurczę. To było trudniejsze, niż oczekiwałam. Zerknęłam ukradkiem na milczącego chłopaka. Na jego twarzy zawitał cień zmartwienia. Znów nadużywałam jego troski…
- Kochana coś nie tak z Greenem? – Zapytał, na co od razu pokręciłam przecząco głową.
- Lys ja spotkałam się z muzykiem. – Wyjawiłam cicho, czując jak moje dłonie zalewają się potem.
- Obiło mi się coś o uszy. Spokojnie, nie mam z tym problemu. Przecież staram się ci ufać. – Jego kąciki ust zadrżały, nim uniosły się do góry. Miałam wrażenie, jakby to w sobie wymuszał, ale od jakiegoś czasu za dużo sobie wyobrażam i kończyło się to nie najlepiej, więc to zignorowałam.
- Naprawdę? – Dopytałam. Przytaknął krótko, a ja nie mogłam się powstrzymać przed uściskaniem go, jak najmocniej potrafiłam. On zaśmiał się lekko przyduszony.
- Kocham cię. – Szepnął, obejmując mnie delikatnie. Motyle podniosły się do swoich dzikich tańców w brzuchu. Boże. Omiotło mną szczęście. Czułam się jak księżniczka w bajce, która odnalazła swojego księcia i tym samym prawdziwą miłość.
- Ja ciebie też. – Wtuliłam się mocniej w jego tors, który otępiał mnie cudnym zapachem perfum. Czułam to całą sobą. Te romantyczne uczucie, bolesne od swojego natężenia. Po części rozumiałam tych wszystkich samobójców z epoki romantyzmu. Przez te uczucia można oszaleć. Po ciele przeszedł mi paraliżujący dreszcz, kiedy Lysander ucałował czubek mojej głowy, pozostawiając po sobie pieczę bezpieczeństwa. Och… Kocham go, kocham, kocham, kocham… Mogłam to wypowiadać tysiąc razy, a i tak nie wyraziłabym osobistej definicji tego, co właśnie grało mi w sercu i umyśle.
- Ej kochasie. Zagramy coś, zanim udacie się do motelu? – Burknął, jak zwykle bystry Kastiel, ściągając nas na powierzchnię ziemi i związanej z nią, realności. Niechętnie oddaliliśmy się od siebie. Ciepło zastąpił chłód samotności.
- Drogi Kastielu, czy mógłbyś się łaskawie czasem powstrzymać przed swoimi uwagami? – Zapytał uprzejmie Lys, na co Kas uśmiechnął się zadziornie. Może bardziej perfidnie.
- A co? Opadł ci przeze mnie? – Wyszczerzył się jak głupi, suwając brwiami w górę i w dół. Lysander pozostawił to bez komentarza, za to jego buźka zapłonęła ognistą czerwienią… Mi także zrobiło się cieplej na policzkach, lecz postanowiłam udawać, iż nie słyszałam tego pytania. Dla własnego pohamowania…

Gdy się już wszyscy ustawiliśmy, Lysio podał mi mikrofon oraz tekst do zaśpiewania. Przejrzałam szybko treść, co skwitowałam uśmieszkiem. Dobrze znałam tą piosenkę. To w niej zakochałam się na koncercie. Odczuwałam do niej sentyment, więc zachwycona i lekko poddenerwowana przyłączyłam się do gitary Kastiela, a chwilę później mój głos złączył się w idealną jedność z męskim tonem Lysandra. Po skończeniu odetchnęliśmy z ulgą. Ludzie zebrani dookoła bili nam głośne brawa. Najgłośniej robił to Green, który uśmiechał się pełen dumy.
- No, nie myliłem się, co do was. Mam nosa do gwiazd. – Powiedział, gdy się do nas zbliżył. Popatrzeliśmy po sobie, pełni radości.
- Więc co z naszą współpracą? – Dopytał przejęty Kastiel, ściskając mocniej gryf gitary.
- Musicie znaleźć sobie równie dobrego perkusistę, bo za dwa tygodnie widzę was na pierwszym koncercie. – Mrugnął nam oczkiem, podając buntownikowi swoją wizytówkę. OMG! Normalnie odjazd! Weseli, podekscytowani, nabuzowani pozytywną energią zaliczyliśmy grupowego niedźwiadka. Związek z Lysandrem przyniósł mi tyle szczęścia, jak ja miałabym mu się za to wszystko zrewanżować? Brak opcji. Green szybko się zmył, a nam narodził się pierwszy problem. Otóż, gdzie znajdziemy odpowiedniego perkusistę? W sumie to umywam od tego ręce, niech się tym zajmą chłopaki. Zerknęłam na wyświetlacz telefonu. No nie. Byłam już spóźniona na spotkanie z Dakem. Szarpnęłam zagadanego Lysandra, żeby zwrócić na siebie jego uwagę.
- Lysiu ja umówiłam się z muzykiem. Idziesz ze mną? – Zaproponowałam, bo miło by było spotkać się w końcu w trójkę.
- O. Poznałaś tego frajera? – Zainteresował się Kas, na co zmierzyłam go złowrogim spojrzeniem.
- Uważaj na słowa. – Burknęłam, grożąc mu palcem.
- Pff. Lysander nie może z tobą iść, bo jest już zajęty. – Odezwał się rudy adwokat.
- Kochana obiecałem Kasowi, że z nim jeszcze tutaj pośpiewam. Powiedz, gdzie będziecie, to się do was dołączę później. – Musnął kciukiem mój policzek, chcąc mnie chyba uspokoić, ponieważ szarpały mną chęci mordu na Kastielu.
- Raczej będziemy w parku. Najwyżej napisz do mnie lub do niego. – Uśmiechnęłam się, stając na palcach i robiąc jednoznaczny dziubek. Lyś zaśmiał się pod nosem, ukradkiem rozejrzał dookoła, nim dał mi krótkiego buziaka. – No to do później. – Dodałam wracając piętami do płaskiej deski.
- Uważaj na siebie moja droga. – Dodał troskliwie, ściskając mocniej swój notes.

Zasiedziałam się z Dakem na ławce, że całkowicie straciłam poczucie czasu. Naprawdę był w porządku osobą. Mieliśmy wiele wspólnych tematów do rozmów, oprócz muzyki, co lekko mnie niepokoiło. Co wchodziłam na ten tor, on szybko z niego schodził… Nie wiedziałam, czy robił to nieświadomie, czy specjalnie, ale nieważne. Właściwie z czarnej dziury czasowej wyrwał mnie dźwięk przychodzącego sms’u. Początkowo myślałam, że to Lysander, ale ku mojemu zdziwieniu był to kontakt o nazwie „Dakota”. Otworzyłam wiadomość, a jej treść wybiła mnie z orientacji sytuacji.
- Kto napisał? – Zaciekawił się mój towarzysz. Pokazałam mu ekranik wyświetlający napis „Su, co ty u licha wyrabiasz? Nie przypominam sobie, żebyśmy byli na dzisiaj umówieni… Wiesz w ogóle z kim masz do czynienia?”
- Możesz mi to wyjaśnić? – Zapytałam w kompletnym szoku.
- Su jakbym cokolwiek z tego rozumiał. Daj mi sprawdzić tylko ten numer. – Powiedział przejęty, więc postanowiłam dać mu szansę. Wręczyłam mu komórkę, a on po chwili przepisał numer na swojego smartphone’a. Jego szczeliny na czole powiększyły się, znajdując prawowitego właściciela numeru. – Czy ty wiedziałaś z kim cały czas pisałaś? Z Alanem z mojej szkoły. To taki pedzio. – Wyjaśnił oddając mi moją własność. Zamarłam. Że co? – Od kogo dostałaś ten numer?
- Od Lysia. – Wydukałam zszokowana z odkrytej prawdy. Dake przygryzł dolną wargę, jakby zrobiło mu się głupio. Nie. To nie jemu powinno być wstyd… Złapałam się palcami za pulsującą skroń. Obraz przed moimi oczami stał się rozmazany. Dotarło do mnie, dlaczego Lysander tak się nagle zmienił. Czemu tak wcisnął mi się z „poznaniem” z muzykiem. Specjalnie dał mi numer kumpla, żeby mnie kontrolować. – On oszukał mnie… - Wyszeptałam ledwo słyszalnie. Nie mogłam w to uwierzyć.
- Su to na pewno nie tak. Musi być tego jakieś logiczne wyjaśnienie. – Tłumaczył się w jego imieniu. Zakryłam dłońmi rozwarte usta, kiedy po policzkach spłynęły mi pierwsze łzy. Poczułam się zdradzona… Załkałam cicho. Zaskoczony Dake pociągnął mnie w swoje ramiona. Dał mi możliwość płakania. Wylewania z siebie tego całego bólu…
- Sucrette co to ma znaczyć? – Usłyszałam znajomy głos, który łamał się od brania wdechu. Wyjrzałam przez męskie ramię pocieszyciela na powód mojego stanu. Stał zaskoczony widokiem. Jego nierównomierny oddech, rumieńce i rozczochrane włosy zdradziły, że musiał tutaj przybiec. Jak oparzona oderwałam się od muzyka do pionu. Przetarłam szybko mokre ślady i chwytając Lysandra za rękaw, pociągnęłam go za sobą do objaśnienia paru spraw. – Od kiedy ty się z nim spotykasz? Od kiedy mnie zdradzasz? – Pytał zdruzgotany.
- „Zdradzasz?” Wypraszam sobie. Do wszystkiego ci się przyznałam… To ty mnie oszukiwałeś. Wepchnąłeś mi numer Alana, jako mojego muzyka, żeby mnie nadzorować, prawda? Potraktowałeś mnie jak idiotkę. Ufałam ci… A ty… Egoistycznie chciałeś odciągnąć mnie od mojego marzenia… - Ciężko było mi cokolwiek powiedzieć, przez ogromną gulę w gardle.
- To nieporozumienie… – Wydusił blady. Wyglądał jak przestraszony dzieciak.
- Nie kłam więcej. Dlaczego mi to zrobiłeś?
- A dlaczego ty spotykałaś się za moimi plecami z tym panem lekkich obyczajów? – Wskazał kciukiem na obserwującego nas Dakotę.
- Bo na ciebie nie mogłam liczyć. Od samego początku sabotowałeś moje poszukiwania. Zamiast mi pomóc, to działałeś mi na przekór. I ty śmiesz mówić, że mnie kochasz? To nie jest miłość, kiedy unieszczęśliwiamy tą drugą osobę dla swoich własnych pobudek. – Gorzkie łzy uciekły mi z dolnych linii powiek. Niech płyną, uwolnione. Nie miałam już sił ich wstrzymywać. Trzęsłam się. Tak samo jak chłopak przede mną.
- Nie wątp w moje uczucia. Nic nie rozumiesz… Nie wierzysz we mnie… Nawet tego nie chcesz… - Wydukał smutno. – Sucrette ja…
- Nie! – Krzyknęłam, kiedy wyciągnął do mnie swoją drżącą dłoń. Jego oczy otoczył czerwony odcień, ale w tamtej chwili mnie to nie obchodziło. – Dość tego Lysandrze. Odkąd zaczęliśmy się bawić w ten niby prawdziwy związek tylko się kłócimy. Widać nasza miłość jest farsą, tak ja początek naszej znajomości. Powinnam się posłuchać Alexy’ego, gdy mnie przed tobą ostrzegał. Nie myślałam, że ktoś taki mógłby mnie skrzywdzić. Doprowadzić tyle razy do łez… - Mówiłam krztusząc się płaczem.
- Sucrette nie rób tego. Proszę. Nie mów tak. Porozmawiajmy na spokojnie… - Prosił, zaszklonym wzrokiem. Kiedyś były mi znajome, głębokie, a w tamtej chwili wydawały mi się obce i puste.
- Nie będziemy już rozmawiać. Nigdy nic z tego nie wynikało. Lys nie ufałeś mi, ja po tym wszystkim też ci nie ufam. To nie ma sensu… Nie dobraliśmy się… - Opuściłam głowę. Patrzenie na niego było zbyt trudne… I tak nic nie widziałam. Źrenice pokryła mi skroplona rozpacz.
- Dobraliśmy! Przecież byliśmy sobie przeznaczeni…
- Nie. Nasz związek był przypadkiem. Wiesz dobrze o tym… - Gdy poszłam do ruiny, gdzie się do siebie zbliżyliśmy, to nie poszłam za jego śladem, a za Kastielem. Gdyby on mnie uratował, to może w nim bym się zakochała… Los się pomylił, co do nas. Jak marionetki złączył ze sobą, aby dzisiaj, w ten pozornie zwyczajny dzień, my, upojeni złudnym szczęściem, cierpieli przez zadane sobie nawzajem rany.
- Su, ale ja cię kocham. – Wyszeptał ochrypłym głosem. Serce złamało mi się na pół. Ziemia osunęła. Tak bardzo tego nie chciałam. Tego końca. Lecz naszej relacji nie da się uratować. Nie mamy już dla siebie zaufania. Będziemy się przez to zabijać psychicznie. Kontrolować, aż w końcu to, co zwane niewinną miłością, zakuje nas w niewolnicze dyby.
- Błagam, nie utrudniaj tego. – Powiedziałam krótko, chowając twarz w dłoniach, które stały się zbiornikiem moich łez. Nic więcej od niego nie usłyszałam. Tak wyglądało nasze ostatnie pożegnanie.

17 komentarzy:

  1. Nieeee.... Ja się nie zgadzam na taki koniec :(
    Ja już płakałam przy końcówce :(
    Łeeeee.... :((((((
    Mimo wszystko rozdział cudowny ale bardzo mnie zasmucił :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Isia Ty już wiesz, że to nie koniec, więc nie płakusiaj. Przecież jeszcze znajdzie się erotyczny fragment, który Wam obiecałam :* pozderki

      Usuń
  2. Szczerze to jestem rozczarowana takim zakończeniem historii, oczekiwałam innego. Odnoszę wrażenie, że straciłaś chęci do pisania tej historii, ale to tylko moja subiektywna opinia. Życzę weny do pisania nowych opowiadań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :)
      Nie straciłam chęci, a wręcz przeciwnie. Teraz będę pisać tą część opowiadania o Lysiu, na którą nie mogłam się doczekać. Mam nadzieję, że Cię nie odpepchnęłam od czytania :( pozdrawiam

      Usuń
  3. Dobra, jeśli ktos się złapał na mój żarcik, to prostuje sytuację.
    To był żart!
    To jeszcze nie koniec.
    Tym bardziej, że przed naszym trio jest koncert. No i jest parę wątków, które nie zostały przeze mnie zakończone, więc nie martwcie się! :) chciałam tylko sprawdzić Waszą reakcję, przepraszam za to. Rozdziałów będzie jeszcze parę... Więc to naprawdę nie koniec.
    Głupio mi za mój pomysł z zażartowaniem sobie. :/ mam nadzieję, że mi wybaczcie. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ci wybaczam kochana :*
      Ale przyznam że nieźle nas nabrałaś XD
      Życzę ci dużo weny i chęci do pisania (wiem że czekasz na napisanie tego jednego fragmętu tak bardzo jak ja) :*
      Pozdrawiam :* <3

      Usuń
  4. Taki szmuteł na koniec! Nie! Uciekam w kąt płakać.
    pozostaje mi czekać na koncert :D

    OdpowiedzUsuń
  5. To już koniec tego opowiadania czy jeszcze nie? O matko czemu oni sobie tego nie wyjaśnili dokładnie, a może tak? Nic już nie rozumiem ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie! To jeszcze nie koniec :) wszystko jeszcze przed nimi

      Usuń
    2. Boże, jakie szczęście. Przeczytałam to wczoraj wieczorem i pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy to:" Koniec? Ale jak to?" Byłam też trochę zawiedziona, że to się kończy w taki sposób, a nie tak jak Castiel&Sucrette- szczęśliwe zakończenie. Ogólnie przez ten twój kawał miałam taką mini depresję, ale jest już w porządku.
      Nie mogę doczekać się fragmentu +18 :3
      Pozdrawiam i życzę weny

      Usuń
    3. Przepraszam. Dlatego właśnie postanowiłam to jak najszybciej odwołać. :C
      pozdrawiam i dziękuję

      Usuń
  6. Ciekawy zwrot akcji :P Szkoda mi tego naszego biednego Lysia i Su. Taka mała czarna rozpacz ^^ wcześniej nie komentowałam, bo chciałam przeczytać wszystko na blogu i musze powiedzieć, że bardzo mi się podoba twój styl pisania i czekam na ten koncert co tam się wydarzy :D!
    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze trochę się wydarzy :)
      Ojej dziękuję serdecznie ♥
      pozdrawiam!

      Usuń
  7. Moje serce płacze... Mój mózg eksplodował... Teraz powinnam poważnie zastanowić się nad swoim sensem życia... Do kiedyś ;-;

    OdpowiedzUsuń
  8. Ah Ah Ah cześć. Wybacz mi za nie obecność. To tak miałaś jakieś tam literówki. A i czy tylko ja czuję jakąś ulgę po tym wyznaniu XD? A to rozdział super 👌! Pozdrawiam i życzę duzzzzzio weny Harusia ❤

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do pozostawienia swojej opinii!
Z góry dziękuję!