Rana z wczoraj wciąż szczypała. Starałam się
nią nie przejmować, ale nie za bardzo mi to wychodziło. Bardziej niż
zadrapaniem, martwiłam się groźbą zafundowaną przez tamtego Białasa. Udowodnił
mi, że jego słowa nie są na pokaz. Rozmyślałam, wędrując do pokoju gospodarzy.
Chciałam zobaczyć Nataniela i udać się z nim na resztę lekcji. Stanęłam przed
drzwiami, które nagle otworzyły się, jakby rozpoznały mój zamiar oraz były
chętne wpuścić mnie do środka. Jednak to nie wróżka była na tyle uprzejma, a
zaskoczona moim widokiem Melania.
- Rox. – Wydusiła z szeroko rozstawionymi
powiekami. Szybko przywykła do mojej obecności, bo zerknęła ukradkiem za
siebie, po czym przymknęła wejście, odganiając mnie od możliwości wejścia
dalej. – Pójdziesz ze mną do pani dyrektor? – Zaproponowała z uśmiechem,
przytulając do boku teczkę z dokumentami.
- Sorki, nie tym razem. – Odwzajemniłam gest.
Kiedyś poszłabym z nią bez zastanowienia, lecz w tamtej chwili wolałam
wykorzystać jej nieobecność, aby pobyć sam na sam z Natanielem. Tym bardziej,
że wiedziałam, iż prosząc mnie o towarzystwo, chciała mnie tylko od niego
odciągnąć. Jej oczy zwęziły się w złości, a na usta wdarł się grymas
niezadowolenia.
- Okej. Właściwie to przecież nie mam w tobie
rywalki. – Mrugnęła, następnie poszła w stronę pokoju nauczycielskiego dumnym
krokiem. Nie rozumiałam jej. Nie wierzyła w niewinność Nataniela, a i tak ze
mną walczyła o jego względy. Miałam nadzieję, że nie robiła tego tylko po to,
aby zrobić mi na złość. Przecież nie była taką paskudną osobą. Westchnęłam
oddalając od siebie negatywne emocje. Zamieniłam je na radość ze spotkania z
ukochanym. Zapukałam i po chwili wpakowałam się do wewnątrz.
- Cześć Roxano. – Odarł Nat, tak jak zwykle nie
wyściubiając nosa z papierów. Jego brak reakcji był nieco zasmucający,
zważywszy na sytuacje z Sucrette, kiedy to, aż zerwał się na równe nogi.
- Cześć. Co słychać? – Zapytałam zasiadając się
na krześle po drugiej stronie biurka. W ten sposób mogłam bezkarnie przyglądać się
notującemu coś chłopakowi. Mogłam spostrzec spod rzęs jego złote oczy, w których
odbijała się wykonywana czynność. Włosy luźno opadały mu na zmarszczone od
zmartwień czoło.
- A dobrze. Sucrette poskarżyła mi się na
Amber. Ta dziewczyna wykończy moje nerwy. Ale to nic, powiedz, co mi się tak przyglądasz?
– Uniósł wzrok, aby skrzyżować go ze mną. Ach, złapał mnie jak na wędkę.
Oczarował, że nie mogłam się oderwać. On zresztą też nie miał zamiaru przegrać
w tej wyimaginowanej bitwie, jednakże ktoś musiał się poddać.
- Musisz w końcu rozmówić się z siostrą. –
Zmieniłam temat, odrywając spojrzenie. Czułam się zawstydzona i podekscytowana
tą chwilą wyjętą z filmów romantycznych… Tak, te wyobrażenia. Wszystko to było
iluzją. Jednostronne. Przecież to nie ze mną wczoraj spacerował po szkole, to
nie mnie wybrał. – Jak randka z Sucrette? – Musiałam zapytać. Wrócił do przerwanego
zajęcia, znów obdarzając mnie brakiem uwagi.
- Masz na myśli spełnianie obowiązku głównego
gospodarza? Zasiedzieliśmy się w bibliotece. Jest sympatyczną dziewczyną. –
Wyjawił bez jakiekolwiek przejęcia na twarzy. Nic dla niego to nie znaczyło…
Całe szczęście. A może nie. Byłam ciekawa, co potrafiłoby mu zawrócić w głowie.
- To wszystko? – Dopytałam pochłonięta wścibską
naturą. Chciałam wybadać jego zainteresowanie, tym samym stabilność gruntu pod
moimi stopami.
- Tak. Mogłabyś mi podać zielony segregator za
gablotki. – Coś nie był skłonny do rozgadania się w tym temacie. Posłusznie okrążyłam
biurko i podeszłam do zaszklonej szafy. Z piskiem otworzyłam drzwiczki,
następnie zgarnęłam dany przedmiot pożądania. Podałam go Natanielowi, a ten
spoglądając na niego, pobladł. Zamiast wziąć segregator, ostrożnie chwycił mój
nadgarstek i podciągnął ku sobie. Wystraszonym wzrokiem odbył oględziny mojej zharatanej
dłoni. – Co to jest? Chyba nie nabawiłaś się takiego uszkodzenia na ringu? –
Zapytał, a we mnie narodziła się wątpliwość: Czy mogłam mu powiedzieć prawdę?
Może lepiej nie. Nie będę go wciągać w coś, w czym mi nie pomoże. I jeszcze
narażać go na niebezpieczeństwo.
- To nic. Kot mnie podrapał. – Najprostsza wymówka,
jaką mogłam wymyślić.
- Nigdy nie wspominałaś, że masz kota. – Zmarszczył
brwi podejrzliwie.
- Bo od niedawna nawiedza mnie kocia przybłęda.
– Ciągnęłam, a ulga na twarzy chłopaka oznajmiła mi, iż wszystko łyknął.
- Przeczyściłaś sobie to? – Zadał pytanie,
ukazując mi swoją troskę. Nie mogłam się oprzeć myśli, że to słodkie. Nie. Wróć
na ziemię. To dla niego normalne, martwić się o zranioną koleżankę. Fantazja
znów zagmatwała moim realnym postrzeganiem rzeczywistości.
- Nie miałam okazji. – Odparłam, na co
delikatnie pstryknął mnie w czoło.
- Głuptasie. Choć, pójdziemy się zająć twoją
ranką. – Serce drgnęło mi szybciej. Naprawdę chciał o mnie zadbać. Uwolnił mnie
od trzymania segregatora, którego odłożył na blat. Zostawił wszystko, by zabrać
mnie do gabinetu pielęgniarki. Mamiło mnie przeczucie, że mogłam coś dla niego
jednak znaczyć. Wyszliśmy z pokoju, napotykając zakłopotaną Sucrette. Stała, tępo
patrząc na uciekającą przed siebie dyrektorkę. Mogłam się założyć, iż dostała
od niej jakieś rozkazy, bez żadnych wskazówek. Cała pani dyrektor.
- Sucrette? – Zagadał, a gdy go spostrzegła, wyszczerzyła
się szeroko, ukazując swoje równe, perłowe ząbki.
- Ach, Nataniel. – Od razu do niego
podskoczyła, nawet mnie nie zauważając. Byłam jej obojętna… Nie! Nie będę jej
oceniać. Praktycznie to jej nie znałam.
- Potrzebujesz czegoś? – Zaciekawił się
blondyn. Niesienie pomocy nowym uczniom to jego cecha specjalna. W sumie to jedna
z wielu części jego charakteru, za którą go polubiłam. Ja też byłam nowa i to
dzięki jego wyciągniętej pomocnej dłoni, mój start w Amorisie był nie najgorszy.
- Możesz mi pokazać klub ogrodników? – Nataniel
zerknął na mnie. Czyżby dał mi do zrozumienia, że nie mam już co liczyć na jego
odprowadzenie? No nic. Przecież wolał ją. Piękną. Uśmiechnęłam się jednym
kącikiem ust, po czym obdarzyłam krótkim spojrzeniem, wyczekującą na odpowiedź Sucrette
i w ostateczności zrobiłam krok w celu oddalenia się.
- Przykro mi, ale jestem teraz zajęty. Będziesz
musiała raczej znaleźć kogoś, kto należy do klubu. – Usłyszałam niespodziewane
i zaraz obok mnie znalazł się Nat, idący w tym samym kierunku. Normalnie szok!
- Czemu jej nie zaprowadziłeś? – Musiałam się o
to zapytać, bo złe wrażenia by mnie zżarły.
- Chcę się tobą zająć. – „Chcę”, a nie „muszę”?
Nie! Jak miałam uspokoić szalone serce, aby nie połamało mi żeber? – A w ogóle
wolę unikać dziedzińca.
- Z powodu Kastiela czy pyłków? – Zażartowałam,
chcąc udawać normalność. Ciężko mi było zachować spokój. Doprowadzanie kogoś,
do takiego stanu powinno być zakazane, bo może przyprawić o zawał.
- Nie wiem co gorsze. – Zaśmiał się, otwierając
mi drzwi do pustego gabinetu. Zaczekałam przy umywalce, podczas gdy on szperał
w apteczce. Słysząc dzwonek na lekcję, zatrzymał się na moment jak zabawka, której
skończyła się bateria. – Zajmiemy się tobą szybko i idziemy się uczyć. –
Uśmiechnął się, podchodząc do mnie z wodą utlenioną i plastrami. – Poszczypie trochę.
- Nat ja to wszystko wiem. Nie zapominaj, kim
jestem. – Przypomniałam mu, bo zaczynał traktować mnie jak dziecko, lub
sierotkę, która pierwszy raz miała do czynienia z pieczeniem od odkażania.
Wystawiłam rękę, a on ostrożnie ją oblał. Na szczęście żadna piana się nie
pojawiła, świadcząc o braku jakiegokolwiek zanieczyszczenia. Wziął papierowy
ręcznik i delikatnie otarł pozostałości po cieczy. – Oszczędź mi plastrów. –
Uprzedziłam, kiedy otworzył opakowanie w chęci wyciągnięcia opatrunku.
- Nie dasz się o siebie zatroszczyć. – Odparł,
tarmosząc mnie po czerwonych włosach. Jego dotyk wypalił mi gorące znamię na
głowie oraz wprawił mój żołądek w
zawirowania. Powinien uważać z tymi czułościami, bo dla niego to nic, a dla mnie
to źródło płynących nadziei. Odłożył wszystko na miejsce, po czym popatrzył na
mnie. – Idziemy?
Cudo *-* i w dodatku tak dużooo chwil kiedy byli w dwoje, normalnie coś co lubię :)
OdpowiedzUsuńI to jedno zdanie "Chcę się tobą zająć." przyprawiło mnie o takie miłe uczcie że masakra haha tak jak to Nat w jednym z odcinków powiedział do Su "Jeżeli będziesz grzeczna." od razu mi się to przypomniało haha tak
I w wolnej chwili zapraszam do mnie, dopiero zaczęłam niedawno, co prawda to móje pierwsze opowiadanie :)
http://slodkiflirtoczamieleanor.blogspot.com
Pozdrawiam Ola :*
Cudowny *°* w końcu Nat zatroszczył się o Roxy :3
OdpowiedzUsuńCzekam na next :)
Pozdrawiam i życzę ci dużo wenu kochana :*
<3 Zaczekamy co będzie dalej ^-^
OdpowiedzUsuńOjojoj, jak słodkooo :-* Normalnie, aż czuję jak mi się żołądek tęczą zapycha XD
OdpowiedzUsuńMyślę, że może coś z tego będzie :P
A tak w ogóle, dawno Cię u mnie nie widziałam :P
(amoursusan.blogspot.com)
Wyłapałam zmianę tła? Nie no, nie da się jej nie zauważyć xD Ładnie tu masz:)
OdpowiedzUsuńRozdział, jakzwykle zresztą, wspaniały.
Nieciekawie ta rana musi wyglądać, skoro Nat tak się przejął. To mi się wydało takie... kawaii:3
Najlepszych pomysłów, weny i czasu życzy ci dawna Liadan (hah, każdemu to powtarzam). Pa pa;)
Tak, zmieniło się troszeńkę ^^ Dziękuję serdecznie :)
UsuńCześć!
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że bardzo mnie zaskoczyłaś. Nie miałam chyba wcześniej okazji tego napisać, ale nie myślałam, że pokierujesz tą historią w taki sposób. To opowiadanie jest zupełnie inne od Twoich poprzednich i naprawdę szacunek za to. Jak zawsze nie mogę się nadziwić, skąd masz tyle pomysłów! To niesamowite, że każde Twoje opowiadanie jest takie różne. Nie powielasz schematów. To świetna sprawa!
Wracając do meritum mojej wypowiedzi. Ta historia jest zaskakująca, bo oprócz tego, że główna bohaterka jest twardą sztuką, interesuje się boksem i sama walczy w ringu, to jeszcze prowadziłaś tutaj wątek z tymi typami spod ciemnej gwiazdy! Liczyłam chyba na coś "spokojniejszego", a tu takie gangsterskie wstawki. No dziewczyno! Potrafisz zaskoczyć!
Co do rozdziału to uważam, że Nataniel jest słodki. Tak się martwił o Roxi. No urocze to było. Gdy przeczytałam, że nie zostawił jej dla Su, zrobiło mi się tak ciepło na serduszku. Cudowny z niego chłopczyk.
Już się nie mogę doczekać momentu, w którym zauważy, że Roxi jest nie tylko dobrą kumpelką, ale przede wszystkim kobietą:)
Ściskam mocno!