Jakoś
zasmucona moją porażką z Amber wracałam pod klasę, pod którą czekał pełen
nadziei Kentin. Mogłam przysiąc, że jego wiara we mnie uskrzydliła go,
sprawiając, iż unosił się nad ziemią, delikatnie stykając się palcami o podłoże.
Normalnie, aż lśnił złotą otoczką. Sumienie gryzło moją dumę wojowniczki.
Pokonał mnie głupi tekst… Wstyd mi spojrzeć mu w oczy, a raczej w szkła.
Patrząc na moje zniszczone adidasy, zbliżałam się do chłopaka. Zatrzymałam się.
- I
jak? – Usłyszałam. Wciągnęłam wargi do środka buzi, nawilżając je w ten sposób.
- Nie
wyszło mi. – Wyjawiłam przygnębiona. Uniosłam wzrok, oczekując na ujrzenie
zawodu bądź smutku, lecz jedyne co zobaczyłam, to ciepły uśmiech, pozbawiony jakiegokolwiek
negatywnego cienia.
-
Ważne, iż próbowałaś. Doceniam to. – Oznajmił, nim dzwonek wezwał nas na
kolejną lekcję. Na tą, udaliśmy się razem. W wesołym milczeniu. Mieliśmy coś,
co nas łączyło. Bycie nowym oraz posiadanie kogoś, kto pomógł nam w starcie na
drodze naszej szkolnej przygody.
Nadeszła
pora przerwy obiadowej. Dzięki jej długości, mogłam spokojnie udać się do
pokoju gospodarzy. Choć miejsce nie było odpowiednie do spożywania posiłków, to
towarzystwo wręcz stworzone. No, z małym wyjątkiem. Po zapukaniu, od razu
wpakowałam się do przyjemnego wnętrza, o tej godzinie pachnącego kawą. Nataniel
siedział przy pustym stoliku. Dłońmi obejmował parujący kubek, a spojrzeniem
obiegł moją wysportowaną posturę. Ja natomiast popatrzyłam po Melanii, która
nienawistnie zlustrowała mnie od czubka mojej czerwonej kitki, po same zdarte
podeszwy butów. Mogłam przysiąść, że w podświadomości już rzucała klątwy na
moją postać.
- Witaj
ponownie Rox. – Uśmiechnął się rezolutnie Nat, ukradkiem wskazując mi krzesło
obok siebie. Każdy taki miły gest, nieopisywalnie mnie uszczęśliwiał. Mogłam
wtedy choć przez ułamek sekundy wyobrażać sobie, iż było między nami coś
więcej, niż tylko przyjaźń. Bez wahania zajęłam wskazane miejsce, przy okazji
usadawiając się naprzeciwko mojej fałszywej przyjaciółki. Ciekawe, czy mogę
nazywać ją jeszcze tym mianem… Raczej nie.
- Miło
tutaj pachnie. – Skomentowałam, szukając jakiegoś tematu na przerwanie
panującej ciszy.
- Lubisz
kawę? – Zapytał blondyn, bacznie mi się przyglądając. Zresztą, tak samo jak
Melania, tylko w jej przepadku odczuwałam tą przeogromną wrogość.
- Nie
wiem, nie miałam okazji skosztować. Za to zapach kuszący. – Wciągnęłam
słodko-gorzką woń, a moje oczarowane kąciki ust powędrowały go góry. Chłopak
podniósł swój kubek i pomieszał nim, następnie skierował ku mnie.
-
Proszę, spróbuj. – Zaskoczył mnie, podając mi swój napój. Jak ja mam zachować
spokój w takich sytuacjach i nie odbierać tego dwuznacznie? Serce mimowolnie
zaczęło mi bić szybciej, chociaż był to taki niepozorny gest grzecznościowy…
Matko. Nie odrywając od siebie naszych oczu, upiłam łyk. Poczułam lekki
kwaskowaty posmak, mimo to smaczny. Uzależniające. Piękne. Bajeczne… I mówiłam
tutaj o złotych tęczówkach mojego ukochanego, w których się odbijałam… Naszą
romantyczną scenę, przerwało głośne chrząknięcie Melanii, przypominającej o
swojej obecności. Odruchowo przerwałam kontakt wzrokowy z Natem, aby niewinnie
rozejrzeć się po biurowym wystroju pokoiku.
-
Smakowała? – Wyłapałam zapytanie. Nie wiem do końca dlaczego moje policzki
stały się niesamowicie ciepłe. Przecież nic takiego się nie wydarzyło. Oprócz
muśnięcia mojej dłoni, palcami Nataniela, kiedy odbierał mi swoją własność.
- Mhm. –
Mruknęłam przytakując.
- To
może pójdziesz sobie zrobić. – Zaproponowała słodko Melania. Jednak jej uśmiech
nie zakrył do końca chamskiego tonu głosu, którym tak naprawdę dała mi do zrozumienia,
żebym sobie poszła. Nie byłam przez nią mile widziana. Szkoda.
-
Podziękuję. – Odparłam, po czym ponownie obejrzałam się po pomieszczeniu, gdyż
miałam wrażenie, że było tutaj jakoś inaczej. W końcu zauważyłam nowy zielony
nabytek, stojący w rogu. – Co to za zmiany? – Kiwnęłam głową na rozleniwionego
fikusa.
-
Sucrette go przyniosła. Miło mnie zaskoczyła, wybierając właśnie ten rodzaj
rośliny. – Powiedział z dziwnym uśmieszkiem pod nosem. Naprawdę dziwnym, bo
takiego jeszcze u niego nie widziałam. Znów zaatakowały mnie złe przeczucia…
Melanie chyba także, ponieważ smętnie zawiesiła głowę… Jak wyzbyć się tego
strachu? Zna ktoś na to odpowiedź?
Koniec
lekcji, to moja jedna z ulubieńszych pór dnia. W spokoju przemierzałam korytarz
w stronę wyjścia ze szkoły. Nie liczyłam na wspólny powrót z Natem, więc gdy
ujrzałam go wychodzącego w zdenerwowaniu z pokoju gospodarzy, nie mogłam powstrzymać
się przed zawołaniem go. Obrócił się wkurzony na maksa, zdziwiło mnie to, bo
wcześniej był w świetnym humorze.
- Co
się stało? – Zapytałam zmartwiona. On prychnął, wypuszczając z siebie nadmiar
powietrza.
-
Kastiel! – To jedne imię wystarczyło mi, abym pojęła poziom jego złości. Oni,
od czasu zdarzenia z Debrą, skakali sobie do gardeł. Nienawidzili się…
- Co z
nim znowu? Mogę z nim pogadać. – Zaproponowałam, gdyż jako tako miałam z nim
dobry kontakt. Zostałam wyjątkowo obdarzona jego sympatią. Nat westchnął ciężko.
- Tym
razem nic nie zaradzisz. A w ogóle wystarczy, że już posłużyłem się Sucrette.
Nawet ona zawiodła. – Wyjawił marszcząc brwi. Poczułam się spoliczkowana,
dźgnięta nożem, przestrzelona… Nie wiedziałam czym mogłam opisać mój bolesny
paraliż. W głowie narodziło mi się pytanie. Jak to „nawet ona zawiodła”?... Od
kiedy to prosił o pomoc obcą osobę. Czy to oznaczało, iż moja rola w jego życiu
traciła sens? Zacznie polegać na kimś innym?... Nie mogłam tego zrozumieć. W
tak krótkim czasie, zdążył mnie w pewien sposób zastąpić… - Dobra! Muszę się z
nim rozmówić. Trzymaj się Roxano. – Machnął nieznacznie ręką, jak do
zwyczajnego kolegi, następnie odszedł w stronę klatki schodowej. Nie odwrócił
się ani razu. Zdruzgotana bałam się ruszyć. Miałam wrażenie, iż robiąc krok
zapadnę się pod ziemię. Głęboko, głęboko w czeluści nicości. Nagle moich uszu
dosięgła głośna kłótnia. Wystraszona ruszyłam przed siebie, tam, gdzie
wcześniej poszedł Nat. Przeczuwałam, co mogło się dziać. Nie myliłam się. Stanęłam
jak wryta, widząc szarpiących się chłopców. Zacisnęłam pięść, wahając się, czy
zainterweniować. Mogę użyć siły? Co z moimi zasadami?... Nie czas o tym myśleć,
muszę coś zrobić, bo Kastiel zabije Nataniela.
- Bądź
w końcu odpowiedzialny, ty…! – Krzyknął blondyn.
-
Pokażę ci czym to się kończy, gdy ktoś za mną łazi…! – Odwrzasnął wkurwiony
Kastiel, popychając Nata na szafki za nim i przy okazji rozrywając mu koszulę.
No nie! Boże! Już chciałam ruszyć z odsieczą, kiedy piękna, zgrabna Sucrette
minęła mnie, jak lampę na chodniku. Stałam niezauważalna, nie rzucałam światła.
Jak bohaterka wkroczyła między nich, broniąc blondyna swoim delikatnym ciałem,
przerywając bójkę.
- Nie
wtrącaj się! – Wrzasnął na nią buntownik, odpychając od siebie. Zmierzył ją
chłodnym spojrzeniem, po czym bez słowa odszedł. Uratowała mojego ukochanego.
Zrobiła to, podczas, gdy ja bezczynnie się temu przyglądałam. Nie mogłam
wytrzymać widoku jego uśmiechu skierowanego do niej… Odwróciłam się na pięcie i
pognałam za Kastielem na dziedziniec. Moje nogi same mnie prowadziły. Świetnie.
Czemu one w ogóle się mnie nie słuchały?... Rozrywało mnie od środka… Głęboko
oddychając przystanęłam w rozkroku przed przyjacielem, palącym namiętnie papierosa
obok sali gimnastycznej. Zerknął na mnie w zadziwieniu.
- Ty
nie z tym szmaciarzem? – Dopytał. Piekły mnie oczy i gardło. Zagryzłam dolną
wargę, boleśnie kiwając głową na nie. Kręciłam nią coraz mocniej. Ścisnęłam
powieki, a zęby wbiłam w delikatny naskórek ust. Chłopak zatrzymał mój ruch,
jedną ręką łapiąc mnie za policzki. – Roxet weź go sobie odpuść. On nie jest
dla ciebie. Ten gnój nigdy cię nie doceni. Jest na to za debilny. Zresztą
zobacz sama, jaka laska mu się podoba. – Obrócił moją głowę, tak żebym ujrzała
swoimi szeroko rozwartymi oczami śmiejącego się Nataniela idącego z nową
uczennicą… To ja miałam nią być. Odbiorczynią jego względów… Jego zauroczonego
wzroku… I uśmiechu.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńOj nieeee! Przepraszam, przez przypadek mi się usunął (już drugi raz mam taką sytuację)!! Przepraszam, nie chciałam. Nienawidzę telefonu! Wystarczy coś nieumyślnie kliknąć i dzieje się tragedia :(((
UsuńNa szczęście znalazłam na gmailu treść Twojego komentarza:
Usuń" Na Kastielu nie można polegać jeżeli ma się doła, ale przynajmniej mówi prawdę :) "
Czytając końcówkę prawie sama się popłakałam :(
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny :)
Pozdrawiam :*
Ach ta zazdrość :) Dwie na jedną, trochę nie fer. A końcówka cudna :)
OdpowiedzUsuńOla :*
O boże. Normalnie widziałam w niej przez chwilę siebie, kiedy jestem zazdrosna o wszystko w okół xD <3 Cudowny rozdział i czekam na next'a :*
OdpowiedzUsuń