Z Natanielem u boku maszerowałam na pozostałą
część lekcji. Proces zajmowania się moją raną potrwał trochę dłużej niż zakładaliśmy,
więc zestresowani śpieszyliśmy się, aby załapać się jeszcze na spóźnienie, a
nie, na nieobecność, co dla wzorowego zachowania przewodniczącego, byłoby skazą
na honorze stuprocentowej frekwencji. Po przejściu korytarza, mieliśmy się udać
na piętro, lecz ku naszemu zdziwieniu, na pierwszych schodkach siedział
samotnie z podkulonymi kolanami szczupły chłopak. Wyraźnie czymś zdołowany,
obejmował swoje nogi, jakby szukał w nich pocieszycielskiej maskotki.
Zatrzymaliśmy się na moment, bo nie mogliśmy go tak po prostu zignorować.
Pogłaskałam jego kościste ramię, zwracając na siebie jego uwagę.
- Co się stało? – Zapytałam, na co on
uśmiechnął się sztucznie.
- Nic takiego. – Odparł, chcąc odepchnąć moje
zainteresowanie. Spuścił smutno głowę, a ja spojrzałam wymownie na Nataniela. Odsunęliśmy
się kawałek, by przedyskutować działanie, wobec przybitego czymś chłopaka.
- Znasz go? – Dopytałam szeptem, ponieważ jego
charakterystyczny grzybek i grube, okrągłe okulary widziałam pierwszy raz, a
przyznam, taki wygląd zapadał w pamięć.
- To nowy uczeń, o którym ci wspominałem. Musi
stresować się nową szkołą. – Wytoczył przypuszczenie, zerkając kątem oka na
utrzymującego się w tej samej pozie nowego ucznia. – Chodźmy na lekcję. – Dodał
cicho, delikatnie łapiąc moje przedramię i kierując je w naszym pierwotnym
celu. Jednak sumienie nie pozwalało mi pójść za ukochanym. Pamięć o mojej
sytuacji z przeszłości, nakazywała mi chociaż porozmawiać z nim.
- Przeproś ode mnie nauczycielkę. Spotkamy się
później. – Oznajmiłam, a on popatrzył na mnie, jakby nie pasował mu taki obieg
spraw.
- Roxano chodź ze mną. Nie przysparzaj sobie kłopotów.
Profesor się wścieknie. – Namawiał nieustępliwie. Poklepałam ściskającą mnie
dłoń i obdarzyłam jego zdziwione oczy moim ciepłym uśmiechem.
- Nie mogę zostawić go samego. Początki są
trudne, gdy nikt cię nie wspiera. Czas, żebym wzięła z ciebie przykład i też
komuś pomogła. – Jego powieki rozszerzyły się jeszcze bardziej, tak jak, i
usta, które po chwili złączyły się w dumnym uśmiechu. Dotarło do niego. Rzucił
okiem na moją ranę, następnie delikatnie pogłaskał palcem wskazującym mój
policzek. Zdębiałam.
- Cała ty. Obronię cię jakoś u nauczycielki. –
Oświadczył, nim pośpiesznie uciekł do góry po schodach. Moje serce biło jak
szalone, przez pozostawione gorące znamię po jego dotyku, lecz w tamtej chwili
musiałam je poskromić. Wypełniona adrenaliną, usiadłam obok zmartwionego
chłopaka i szturchnęłam go zaczepnie łokciem.
- Jestem Roxana, a ty? – Zaczęłam, próbując
ustabilizować moje poczucie szczęścia.
- Kentin. Dlaczego nie poszłaś ze swoim
chłopakiem? – Zdziwił się, a mnie znów ogarnęła fala radości. To miłe, że w
czyiś oczach możemy wyglądać jak para. Znaczy to tyle, iż była jakaś szansa.
- On nie był moim chłopakiem, ale w tej chwili
to nieważne. Teraz liczysz się ty i twoje samopoczucie. Wiesz, też kiedyś byłam
nową w tej szkole. Pełna obaw wkroczyłam do tego świata. Ludzie przykleili mi
etykietkę, która już od samego początku o mnie przesądziła. Skazali mnie na
samotność. Nie chcieli dać mi szansy i mnie poznać, oprócz pewnej osoby, która
jako jedyna nie dała zwieść się pozorom i myśleniu stada. Sprawiła, iż
odnalazłam się w społeczności tej placówki. Dlatego chciałabym pomóc tobie. Zaufaj
mi i pozwól wysłuchać. – Odpowiedziałam, na co on popatrzył na mnie z
rozwartymi wargami.
- Nie spodziewałem się, że jest tutaj ktoś tak
miły jak ty. – Oznajmił zachwyconym głosem, lekko się rozluźniając. – Wiesz,
chciałem myśleć, iż wszystkie osoby w tej szkole są sympatyczni…
- Więc co ci przeszkodziło? – Kontynuowałam wywiad,
lecz chyba popełniłam błąd, kiedy spod szkieł Kentina wyciekł potok łez. – Hej!
– Zawołałam wystraszona i zarazem osłupiała. Nie widziałam nigdy płaczącego
przedstawiciela płci męskiej, a chociaż obserwowałam już tyle bólu i cierpienia
zmuszających nas do tego aktu. Nie wiedziałam, jak się zachować, więc odruchowo
objęłam go ramieniem i przytuliłam do siebie, jakby był kruchą dziewczyną. –
Nie płacz. Opowiedz mi o wszystkim.
- Takie trzy dziewczyny napadły mnie.
Przewróciły na podłogę i zabrały mi pieniądze… Były we trzy. Nie mogłem nic
zrobić. – Wyszlochał upokorzony. Cóż, do pochwalenia było, że nie uniósł ręki
na kobietę, ale żeby dawać się okraść grupce dziewuch… Nie każdy potrafił
walczyć o siebie, musiałam wziąć to pod uwagę. Tylko, kto mógłby być taki
okropny… Tak! To na pewno one.
- Dobrze. Już dobrze. Nie płacz. Pomogę ci. –
Mówiłam spokojnym tonem, aby uspokoić jego rozpacz. On odsunął się, cały
zapłakany i zasmarkany.
- Jak? – Dopytał łamiącym się głosem.
- Skorzystam z mojej etykietki. – Uśmiechnęłam się,
zgarniając łzy z jego policzków, które lekko się zaczerwieniły. Ups. Nie przemyślałam
mojego ruchu. Zapomniałam o tym, że gdzieś w głębi, był chłopakiem.
- Nie rób tego. Nie poświęcaj się dla mnie.
Przecież nawet mnie nie znasz. – Przekonywał zawzięcie.
- Tym bardziej chcę ci pomóc. – Uśmiechnęłam się,
strzelając chrząstkami w palcach. – No. Idź do łazienki umyć twarz. Ja na
ciebie poczekam, a potem odzyskamy twoje kieszonkowe. Już weselszy, przytaknął
głową, po czym zebrał się do wskazanego miejsca.
Zadzwonił dzwonek, na który niecierpliwie
wyczekiwałam. Staliśmy z Kentinem pod klasą, gdzie miał lekcję nasz złoczyńca.
Kolejne osoby wychodziły z sali, aż w końcu mignęły mi poskręcane blond loki.
- Chcesz iść ze mną? – Zapytałam towarzysza
broni, lecz on zaprzeczył nieśmiało i zrobił krok do tyłu. No nic, nie namówię
go, skoro się bał. Dam radę sama. Bez ociągania, od razu ruszyłam za
dziewczyną. Dogoniłam ją przy zejściu na parter. Zaskoczona podskoczyła, kiedy
znienacka położyłam dłoń na jej ramieniu. Obeszłam ją dookoła, aby stanąć z nią
twarzą, w twarz.
- Amber musimy porozmawiać. – Na jej usta,
wdarła się pogarda. Strzepnęła moją dłoń, jak obrzydliwego robala, następnie
wyprostowała się dumnie i uniosła podbródek, ukazując mi swoją nieuzasadnioną
wyższość.
- Nie mam na to ochoty. – Odparła znudzona.
- Nie masz wyjścia. Oddaj ukradzione pieniądze.
– Przeszłam do rzeczy, bo z tą panną nie ma co się cackać. Ona prychnęła,
rozbawiona moim rozkazem.
- Nic ci nie oddam, bo nic nie ukradłam. – Nie mogłam
się opanować, by nie chwycić jej nadgarstka i nie ścisnąć go mocno. Okrutnie
pokazałam jej, że to nie czas na żarty i przekonałam o mojej sile. Z jej oczu
uciekła pewność siebie, która błyszczała przed chwilą.
- Nie udawaj niewiniątka. – Rzuciłam złowrogo,
zdenerwowana jej postawą. Jednakże ona tylko uniosła jeden kącik warg do góry,
jakby w ogóle się mną nie przejmowała, tym bardziej bała.
- Bo co? Pobijesz mnie bokserko? – Prawie się
śmiała, wypowiadając te wstrząsające mną pytania. Zamiast jej, to mnie ogarnął
lęk. Sparaliżowało mnie. Straciłam czucie w dłoni. Puściłam ją, a ona poszła.
Wygrała ze mną. Uniknęła sprawiedliwości… Jednak nie byłam na tyle silna, jaką
siebie zwykle postrzegałam.
Nataniel coraz bardziej się zbliża do Roxan, cuuudownie :3
OdpowiedzUsuńZdziwiła mnie jej słabość, ale niestety każdy posiada jakieś wady
Rozdział zajebisty :) Jak czytam twoje opowiadania to ciesze się do ekranu jak głupia do sera :D
Życzę dużo weny :)
Pozdrawiam :*
No, każdy, każdy. Bez wyjątku :)
UsuńDzięki i pozdrawiam :***
Słabość wobec Amber ? No nie tego to się nie spodziewałam. W ogóle zaskoczył mnie i spodobał mi się pomysł w jaki sposób i w jakiej formie wprowadziłaś Kena do opowiadania. Zazwyczaj się spotykałam z tym, że pojawiał się już odmienny, a tu taka niespodzianka. Rozdział świetny, a Nat coraz odważniejszych w okazywaniu czułości. Dzisiaj trochę krócej bo wszystko czytam na mamie.
OdpowiedzUsuńMiłego dnia, pozdrawiam :)
Ola :*
Wiecie to nie Amber jest jej słabością, a słowa, które do niej wypowiedziała. Wyobraźcie sobie sytuację, kiedy jest ktoś po próbie samobójczej. Chce zacząć od nowa, a gdy komuś się stawia to ta osoba wyjeżdża mu z tekstem "bo co, zabijesz się?". Jednak jest jakiś wjazd na psychikę :P - Tak wyjaśniając ~ :)
UsuńDziękuję za komentarz, odpowiadam dość późno, ale "lepiej późno, niż wcale" :)
Również życzę miłego dnia i przesyłam pozdrowienia :*
Kobieto. Brak słów. Czy Ty kiedykolwiek spierdoliłaś jakiś rozdział? Nie przypominam sobie takiego wydarzenia. Rozdział jak zawsze zajebisty. Zadziwiła mnie ta "słabość". Powoli akcja zmierza w dobrym kierunku, patrząc na relacje między Natanielem a Roxan ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Serdecznie :)
Właściwie to cały czas mam wrażenie, że moje rozdziały mogłyby być dużo lepsze, więc dziękuję za te słowa motywacji ^^
UsuńRównież pozdrawiam :*
Witam :)
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny. Nie wiem, skąd ty bierzesz wenę i pomysły na to wszystko.
Szczerze powiedziawszy ( a bardziej napisawszy XDD ) coraz rzadziej spotykam blogi o SF gdzie Ken(tin) jest jeszcze ,,mały'', z grzybem na głowie i okularami...
Postać Roxany bardzo mnie zaciekawiła. Zwykle pisze się o niskich, szczupłych dziewczynach, której zmarli rodzice. Niby każdy blog jest inny i w ogóle, ale na dłuższą metę robi się to
(sama rozmyślam o założeniu bloga, ale nie mam czasu, więc narazie zostanę przy komentowaniu, taka niepotrzebna informacja) nudne.
Fajnie, że ty postanowiłaś się wyróżnić.
Akcja toczy się ciekawie, mam nadzieję, że Nataniel szybko zbliży się do Roxan.
Wybacz, że taka litania, trochę mi się napisało ;)
Pozdrawiam serdecznie
PS Pytanie niezwiązane z rozdziałem: W jakim programie robisz arty?
Hej :)
UsuńPowiem Ci, że też to zauważyłam. Dlatego ja staram się unikać takiego kanonu głównej bohaterki. ^^
A co do pytania, to program nazywa się PaintTool SAI ~
Pozdrawiam :*