11 października 2016

Pięść i rozum - odcinek 14

No i zmierzałam się z kolejnym niezręcznym treningiem. Tata uparł się, że mam ćwiczyć z Max’em, tym bardziej po ostatniej akcji, kiedy nie obroniłam się przed jego ciosem. Stwierdził, iż jeśli uda mi się go pokonać to nic nie stanie mi na drodze. Jakże naiwne.
- Rox ale skup się tym razem. – Rzekł, przygotowując się do uderzenia. Dobra. Czas wyłączyć myśli. Jego noga równocześnie powędrowała do tyłu wraz z zgiętym łokciem. Mocno zaciśnięta szczęka i energia, jaką wkładał w ten czyn świadczyły tylko o tym, że nie miał zamiaru być dla mnie pobłażliwym. No i dobrze. Przynajmniej nie miałam skrupułów, aby uniknąć jego prawego sierpowego i walnąć mu w tą zbyt pewną siebie twarz.
- Dobrze Roxi! Spierz gnoja! – Usłyszałam zadowolony krzyk. Oboje spojrzeliśmy po Kastielu, który wyrósł chyba z pod ziemi. Stał za naprężonymi liniami i z uśmieszkiem konsumował bułkę.
- Gnoja? Tfy, a może ty mnie spierzesz, co mądralo? – Widać Max wziął do siebie bezmyślny tekst Kastiela, bo zaczął się do niego sadzić.
- No pewnie, jednak nie chciałbym cię upokorzyć przed kolegami po fachu. – Zakpił, a ja tylko klepnęłam się w czoło. Już widziałam pulsującą żyłkę na skroni Max’a. Zanim doszłoby do bezsensownej bójki podeszłam do Kastiela i trzepnęłam go w potylicę.
- Po co prowokujesz kogoś z kim nie masz szans? – Dopytałam lekko poddenerwowana.
- Jak to nie mam szans? Tylko dotknij tych mięśni – Napiął swoje ramię, a ja po prostu parsknęłam śmiechem.
- Nie tylko mięśnie wchodzą w grę. – Wyprowadził go z głupoty zażenowany Max. – Liczy się jeszcze technika, kondycja… - Wymieniał dalej, lecz przerwał kiedy na usta Kastiela wdarł się perwersyjny uśmieszek.
- A tą to ja mam dobrą. – Jego podskakujące brwi dodały temu zdaniu swojej zboczonej dwuznaczności. Nie wiedziałam tylko dlaczego poczułam, jakby chciał mi coś w ten sposób zasugerować.
- Jesteś beznadziejnie tępy, szkoda na ciebie nerwów. – Westchnął zdegustowany bokser. Kastiela musiało to trafić, bo wystawił do mnie ręce z siatką i bułką.
- Trzymaj Rox, bo muszę tu kogoś nauczyć szacunku. – Z pożałowaniem patrzyłam, jak Kastiel w dość pokraczny sposób wywija się między linami, żeby dostać się na parkiet… I nagle olśnienie! Wpadłam na genialny sposób na sparing między tymi piszczącymi bykami, który nie sprawi, że będę musiała wycierać Kastiel’owi krew, czy co gorsze, biec z nim do kostnicy.
- Czekajcie, mam świetny pomysł na wasze starcie! – Wrzasnęłam, odkładając rzeczy Kastiela w rogu i czym prędzej pobiegłam do kantorka. Wzięłam z niego trzy skakanki, no bo ja też się z nimi zmierzę, żeby udowodnić im, iż nie mają ze mną szans w żadnym wypadku. Tak, chodź miłość mi nie wychodziła to jednak było coś, w czym byłam nieskromnie mówiąc najlepsza. Wróciłam do rywali, a ich miny zrzedły na widok ściskanych przeze mnie przedmiotów.
- No chyba żartujesz. – Mruknął rudy buntownik z obrzydzeniem biorąc ode mnie skakankę.
- Nie! Ja cię do szpitala nie będę wieść, a zresztą możesz mi pokazać tą twoją „dobrą kondycję” – Rzuciłam bezmyślnie, na co Kastiel przysunął się bliżej i ułożył dłoń na moim biodrze.
- Wiesz, mogę ci to pokazać w nieco intymniejszy sposób. – Czy on się naćpał, czy jak? Lubił igraszki, ale nigdy nie kierował do mnie takich wyznań. Chciałam go oprzytomnieć, jednakże wyręczył mnie w tym Max, brutalnie odciągając Kasa na co najmniej metr.
- Roxano daj mi tę skakankę, bo muszę zająć czymś dłonie. – Warknął, patrząc na Kastiela z mordem w oczach. Wręczyłam mu upragnioną rzecz. Widziałam w nim, zawziętość, która mnie cieszyła, gdyż wiedziałam, iż brał to na poważnie.
- Dobra, gotowi? Start! – Zawołałam, patrząc w dół na moje podskakujące stopy z zawrotną prędkością. Tego mi było trzeba, porządnego wysiłku. Czułam jak w ten sposób pozbywam się wszelakich negatywnych myśli. Pełna radości zerknęłam na moich rywali. Aż przystanęłam, widząc jak Kastiel leży na plecach z związanymi stopami i rękami oraz czerwonym śladem na policzku. Załamałam ręce, zerkając na stojącego dumnie Max’a.
- Rox powiedz coś temu Brutusowi! On ma wściekliznę! – Krzyknął wkurzony buntownik, próbując wyswobodzić się z pętli. Wyglądał dość zabawnie, jak gąsienica.
- Co to ma znaczyć? – Zapytałam wysokim głosem przez usilne wstrzymywanie napadu śmiechu. Tak pyskował i warczał, że nie mogłam powiedzieć, iż mu się nie należało.
- No co? Ten debil nie wiedział, do czego służy skakanka. Gdy tylko spuściłaś z niego wzrok, zaczął mnie nią okładać, więc go poskładałem i pokazałem, jak kończą nadpobudliwi wariaci. – Burknął, zakładając na piersi ręce w czerwone pręgi. Już nie mogłam, po prostu wybuchłam głośnym, beztroskim rechotem. Co za idioci…

- Będziecie na moim pojedynku z Blackberry? – Zapytałam, bo chciałam, aby mnie wspierali.
- Pewnie. – Uśmiechnął się Max, podając puszkę nowemu koledze. Ten wziął ją i uniósł do góry.
- Potem opiję twoje zwycięstwo. – Zarzekł się już weselej, po czym łakomie chlapnął wielki łyk swoich procentów. Zgniótł pusty pojemnik i wyrzucił gdzieś za barierkę w pnący bluszcz mojej mamy. Zerknął na mnie i dodał. – Wiesz dobrze, że nie opuściłbym widoku ciebie na ringu. Jesteś wtedy taka seksowna.
- Kastiel co ci się dzieje dzisiaj?! – Zapytałam, prychając.
- Nie wiem, dawno nie miałem laski pod sobą… - Mruknął cicho, praktycznie sam do siebie. Pokręciłam bezradnie głową. Max delikatnie dźgnął mnie w bicepsa, więc popatrzyłam na niego. Trochę się cofnęłam na krześle, widząc jego twarz dość blisko mojej. Nachylał się do mnie, przez co mimo mroku widziałam błysk pałętający się w jego źrenicach.
- Ciężko mi to przyznać, ale Kastiel ma rację.
- Z tym, że wariuje od braku dziewczyny? – Dopytałam, marszcząc brwi. Chłopak westchnął, opuszczając na chwilę wzrok, jednak zaraz powrócił do moich zdziwionych oczu.
- Jesteś najpiękniejsza na ringu. – Co? Co? Co? Co on właśnie do mnie powiedział? Właśnie przypomniałam sobie, dlaczego nasz dzisiejszy trening, przed przybyciem Kastiela, był niezręczny. Zaśmiałam się nerwowo, udając nie wzruszoną i nie przejętą. Poklepałam go po umięśnionym barku.
- Ta, dzięki, dzięki. Pot i agresja muszą dobrze się ze mną komponować. – Chłopak chciał coś jeszcze dodać, jednakże przerwał mu wrzask mojego ojca, dochodzący z domu. Po chwili drzwi otworzyły się z łomotem, a w progu stanął mój potężny rodzic.
- Te młodzi! Matka zaprasza na kolację, a ja na wódeczkę! – Krzyknął tonem, nie przyjmującym sprzeciwu. Zresztą sądząc po zadowolonych minach chłopców i ich energii w wchodzeniu do domu, raczej nie mieli ochoty odmawiać. I tak zaczęła się libacja alkoholowa w wydaniu mojego taty…

- Kastiel! – Zawołałam, a on przerzucił zmęczone spojrzenie z umarłego kolegi na mnie. Masakra, jego powieki były na wpół otwarte. – Idę przygotować wam miejsce do spania. – Chłopak mruknął coś pod nosem, czego w ogóle nie potrafiłam rozszyfrować.
- Młoda! Polej nam po kielichu jeszcze! – Krzyknął mój ojciec, zabierając ramię z zgarbionych barków Kastiela i pleców śpiocha. Buntownik spojrzał na mnie z przerażeniem i kiwnął mi głową, na nie, kiedy sięgnęłam po butelkę. Niby chętnie poobserwowałabym jego męczenie, lecz patrząc na jego siniak, doszłam do wniosku, iż miał już wystraczająco ciężki dzień.
- Tato… Może pójdziesz już do mamy. Ona na ciebie czeka.
- Jak kocha to poczeka! Nie pierdziel tylko lej! – Trzasnął swoim kieliszkiem o blat stołu, domagając się jego ukochanego napoju. Nie protestowałam, z rodzicem się nie dyskutuje, nawet jak jest pijany. U Kastiela pojawił się odruch wymiotny, jak tylko doszedł do niego zapach wódki, którą wlewałam do jego kieliszka. Biedny… Może wyciągnie z tego lekcję na przyszłość. Z bólem serca zostawiłam go sam na sam z moim tatą, kiedy poszłam do pokoju.

Uścieliłam na podłodze materac z pościelą. Jeszcze nie podjęłam decyzji, kto, gdzie będzie spał. Może Max’a zostawię przy stole, a dla najbardziej wytrwałego, czyli Kastiela, poświęcę własne łóżko. Zobaczy się. Moje rozmyślenia przerwał dźwięk telefonu. Zerknęłam na wiszący zegar między plakatami Jack’a Johnson’a, a Reginą Halmich. Dochodziła północ, więc moje zdziwienie powinno być zrozumiałe. Przez moment pomyślałam, że to znowu jakieś próby zastraszenia mnie, ale widok imienia, powodującego szybsze bicie mojego serca, odegnał ode mnie to przypuszczenie.
- Halo? – Rzekłam do słuchawki, nie kryjąc zaskoczenia.
- Przepraszam, że dzwonie tak późno. – Przeprosił lekko drżącym głosem. Coś musiało się stać, słyszałam to w jego tonie.
- Nataniel co się dzieje? – Zatroskałam się. Westchnął ciężko do słuchawki, musiał się z czymś zmierzać. Pewnie, czy może mi na tyle ufać, aby się zwierzyć.
- Wiesz… Nie wiem, jak to powiedzieć… Wstyd mi… - Dukał.
- Roooooooooxeeeeeet! – Przeciągły pijacki jęk rozległ się po moim pokoju. Zadziwiona spojrzałam na jego szokujące źródło. Na ziemi klęczał Kastiel, chwiejąc się na boki. Czy on się tutaj czołgał, czy jak?
- Kastiel co ty wyprawiasz, człowieku? Gdzie masz mojego tatę? – Wypytywałam spanikowana, dostrzegając jego okropny stan.
- Kastiel? Jest u ciebie? – Doszło do mojego umysłu pytanie z drugiej strony słuchawki. No świetnie, po prostu genialnie!
- Tak. Pił z moim ojcem. – Z marszczonymi brwiami obserwowałam, jak Kastiel na czworaka zaczął podążać w moim kierunku. Jak koala oplótł się wokoło moich nóg.
- Aha. – Rzucił krótko Nataniel. Kastiel przytulił się mocniej, przez co powoli traciłam równowagę, więc podparłam się o jego pustą głowę.
- Kas odejdź. Rozmawiam teraz z Natanielem. – Szepnęłam do buntownika.
- Czo?! Jescze nie dalas sze z nim spokoczu?! Roxxx on czebie nie kocha! – Wrzeszczał jak opętany, próbowałam zamknąć mu usta moją dłonią, kucając przy nim.
- Nataniel wiesz, ja… - Przerwałam, kiedy Kastiel ugryzł mój palec.
- Mówię czi kutwa, ten idiota nigdy czę nie pokocza! Nie będzie z laszką, która ma większe jaja niszzz on!
- Kastiel zamknij się! – Warknęłam na niego. Normalnie moje nerwy prawie uciekały spod mojej kontroli, zaraz mu walnę i zaśnie.
- Roxano, może porozmawiamy jutro. – Nataniel wycofywał się, kurde! Jutro mi niczego nie powie. Kastiel zaczął się ze mną szamotać, żeby wziąć mi telefon. Nie było na to rady, musiałam przełożyć rozmowę na kiedy indziej.
- Do jutra Nat, przepraszam ci… - Nie dokończyłam, kiedy głuchy dźwięk w komórce zaatakował mój umysł. Byłam na tyle zdruzgotana, iż pozwoliłam Kastielowi wyrwać mi moją własność. On naprawdę był debilem, bo przyłożył ją do ucha i mamrotał jakieś obelgi. Walnęłam się kilka razy w czoło.
- Kastiel! – Krzyknęłam, żeby oderwać go od bełkotania do samego siebie. Niestety, wcale nie reagował, więc klepnęłam go trochę w zemście w plecy. Od razu popatrzył na mnie, o ile widział coś przez te przymrużone oczy. – Nataniel się rozłączył. – Mimo wszystko dalej nie wykonał żadnego ruchu.
- Czota! – Burknął, puszczając mój telefon, który odpił się od wykładziny.
- To ty nią jesteś, ciołku! Czemu tu przylazłeś? – Zanim udzielił mi odpowiedzi, opadł na policzek, zamykając powieki.
- Ummm… Max zaszął rzygać. – Oznajmił, nim odpłynął w świat snów. Zdenerwował mnie niemiłosiernie, ale i tak go przykryłam. Napisałam sms’a do Nataniela, przepraszając go za zaistniałą sytuację, następnie ciężkim i leniwym krokiem powędrowałam ogarnąć Max’a

5 komentarzy:

  1. To jest genialne xD Dawno się tak nie uśmiaam xD

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurcze czemu on musiał wbić w takim momencie xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Kastiel po pijaku jest strasznie zabawny :D Ale i tak jestem zła na niego, Nataniel chciał coś wyznać Roxan a ten ciul przeszkodził... No nic, muszę jakoś się uspokoić i poczekać do następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Kudcze chciałabym niebawem następny rozdział, martwię się jak dalej potocza się losy głownych bocharerów, i chy w koncu Nataniel dostrzeże nasza boxerkę, czy bedzie ona skazana na nieodwzajemnione uczucie, a może zakocha się w kimś drugi raz np: w Maxie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy dasz kolejny odcinek z Natem, ja tu umieram z nudów i tesknoty za kolejnym rozdziałem, wiec nie każ się prosić i dodaj go :)

      Usuń

Zapraszam do pozostawienia swojej opinii!
Z góry dziękuję!