25 października 2016

Pięść i rozum - odcinek 15

Obudziłam się w łóżku i choć nie miałam na to najmniejszej ochoty, podniosłam się do siadu. Spojrzałam na podłogę i aż uśmiechnęłam się zauroczona. Uchwyciłam szybko telefon, po czym zrobiłam zdjęcie Kastiela i Max’a, którzy przytulali się do siebie, jak prawdziwi kochankowie. Ta fotografia będzie moim pocieszeniem, zemstą i elementem szantażu. Trzy w jednym, lubiłam takie promocje. Przy okazji, jak już trzymałam komórkę to postanowiłam sprawdzić godzinę. Uderzyłam się w czoło, uświadamiając sobie, że dochodziła dwunasta. No świetnie, zabiją mnie w szkole. Nataniel pewnie był wściekły, znowu go zawiodłam. Zerwałam się z materaca i czym prędzej pobiegłam się przebrać. Nic jeszcze nie było stracone, póki mogłam zdążyć na chociażby jedną lekcję. Włożyłam na siebie czarne legginsy i jakiś przydługi, męski top. Włosów nawet nie poczesałam, pozwoliłam im na wolność. Zaleta krótkich włosów, nie puszyły się, ani nie kołtuniły, a od ciągłego spinania stały się naturalnie falowane dopóki nie łaskotałam ich szczotką.
Praktycznie wpadłam z powrotem do mojej sypialni i przykucnęłam przy śpiochach.
- Kastiel! – Krzyknęłam, mało delikatnie szarpiąc jego rękę. Ten z trudem odkleił od siebie powieki i popatrzył na mnie, marszcząc brwi. – Spadam do szkoły. Wiesz, co gdzie u mnie jest. Rozgość się i zrób swojemu chłopakowi śniadanie. – Był chyba za bardzo zaspany, żeby zrozumieć moje słowa, bo mruknął coś pod nosem i wtulił policzek w nagi tors Max’a. Dlaczego nie miał koszulki? Gdyż ozdobił ją kolorowym „haftem”. Spodni też nie posiadał, moja łaskawa matka wzięła je do prania. Naprawdę chciałam zaczekać i zaobserwować ich reakcję na siebie, kiedy się już wybudzą i odzyskają świadomość, ale wolałam wyjaśnić sprawę z Natanielem. Nie mogłam tego odkładać, było to zbyt ważne.

Zdyszana wbiegłam do szkoły, przykuwając uwagę niektórych uczniów, stojących blisko drzwi wejściowych. Trafiłam na przerwę, więc przewidując ruchy Nataniela, od razu udałam się w stronę pokoju gospodarzy. Podniosłam pięść do góry, zamierzając się do zapukania, ale wtedy poczułam na niej czyjś dotyk. Zaskoczona przeniosłam wzrok na nauczycielkę, która od jakiegoś czasu mnie męczyła.
- Młoda damo, proszę udać się ze mną do dyrekcji. – Powiedziała bardzo rzeczowo.
- Dlaczego? – Dopytałam zdziwiona.
- Bo panienka od dzisiejszego dnia została wykreślona z listy uczniów.
- Słucham? – Nic nie równało się z szokiem, którego wtedy doświadczyłam. To nie możliwe, żeby usunęli mnie ze szkoły. Co prawda zawalałam kartkówki i sprawdziany jeden za drugim, miałam mnóstwo spóźnień i nieobecności, ale to chyba nie był powód, aby mnie od razu wyrzucać? Osłupiała powędrowałam do gabinetu.

Usiadłam na krześle przy biurku pani dyrektor, a mój prześladowca zajął miejsce obok.
- To jest właśnie ta uczennica, o której wspominałam. – Wyjaśniła. Starsza pani z koczkiem zsunęła z nosa swoje okulary, mierząc mnie przenikliwym wzrokiem. Spięłam się, gdyż stresowała mnie sytuacja, w jakiej się znalazłam.
- O co chodzi? – Przerwałam ciszę, denerwując się.
- Roxano są na ciebie skargi. Wagarujesz, spóźniasz się, uciekasz z lekcji, nie uczysz się, oszukujesz na kartkówce, nie szanujesz nauczycieli, demoralizujesz wzorowych uczniów i uprawiasz niebezpieczny sport. Twoja frekwencja i zaległości są jednak w tym najgorsze. Masz ponad pięćdziesiąt procent godzin nieusprawiedliwionych, a to już dawno powinno przekreślić twoje przejście z klasy do klasy. Nie wiem co z tobą zrobić, dziecko. – Złożyłam dłonie razem w błagalnym geście.
- Proszę mnie nie wyrzucać. Ja nadrobię oceny i nie opuszczę już żadnego dnia.
- Ja natomiast proszę o jej natychmiastowe wydalenie. – Rzekła tamta uparta baba, dobrze że to nie ona o tym decydowała.
- Pani profesor, nie można tak. Roxano idź na lekcje, zastanowię się co z tobą poczynić. – Odetchnęłam nieco spokojniejsza i wstałam. Ukłoniłam się grzecznie, następnie opuściłam gabinet. Było po dzwonku, więc odpuściłam sobie na chwile obecną Nataniela i powędrowałam na matematykę.

Weszłam do klasy, na szczęście nauczycielki jeszcze nie było, więc nie naraziłam się. Musiałam spiąć tyłek, jeśli dalej chciałam widywać Nataniela codziennie. I skoro o nim mowa to nigdzie go nie było. Pewnie załatwiał coś związanego ze swoją pracą, gdyż Melanii także brakowało. Spojrzałam w kierunku Kim, która machała mi dłonią, abym podeszła. Tak też zrobiłam, a ona odsunęła mi krzesło, abym spoczęła.
- Cześć. – Przywitałam się, siadając. Objęła mnie swoim ramieniem, kładąc rękę na oparciu. Ona była trochę jak ja, wysportowana i silna.
- Rox czy ty masz w sobotę rozpoczęcie sezonu? – Zainteresowała się. Ona i Kastiel byli jedynymi osobami z mojej klasy, którzy przychodzili mi kibicować i wspierać.
- Tak. Przyjdziesz? – Dopytałam ucieszona jej potencjalnym dopingiem. Uśmiechnęła się szeroko, salutując palcami jak w wojsku.
- Oczywiście. Nawet zrobiłam genialne koszulki. Zobacz sama. – Schyliła się do swojej torby, aby wyciągnąć z niej papierową torbę. Podała mi ją, a ja wyjęłam z niej poskładaną, czarną koszulkę. Zaintrygowana rozłożyłam ją i zaśmiałam się jak dziecko, widząc dość oryginalny nadruk mojej głowy w otoczeniu czerwonych płomieni. Miło, że posiadałam osobę, która poświęciła swój czas oraz pieniądze i zaprojektowała tę skromną, ale jak dla mnie bezcenną bluzkę.
- Dziękuję ci bardzo! – Prawie krzyknęłam, wyrażając moją wdzięczność.
- Daj spokój, co to dla mnie. Akurat była promocja, więc dostałam trzy w cenie dwóch. Jedną postanowiłam już dać Kastielowi, więc tą możesz albo zatrzymać na pamiątkę, albo komuś wręczyć. – Mrugnęła mi okiem, a mi do głowy przyszedł tylko jeden człowiek. Nataniel. Ciekawe, czy by ją założył? I właśnie w tamtej chwili, w której o nim pomyślałam, wszedł do sali wraz z chichoczącą Melanią u boku i profesorką. Moje serce zabiło szybciej, wyglądał wyjątkowo przystojnie, choć miałam wrażenie, że jego oczy nie odzwierciedlają uśmiechu na ustach. Były jakieś nieobecne, a utwierdziłam się w tym przypuszczeniu, kiedy spotkały się z moimi. Od razu zmarszczył brwi, zadziwiony moim widokiem. Jego radosne wargi opadły w dół. Och. Czyli faktycznie się na mnie złościł. Wrócił uwagą do mówiącej im coś nauczycielki, przytaknął skinięciem głowy i ruszył w stronę swojej pierwszej ławki w środkowym rzędzie. Oczywiście Melania posłała mi swój perfidny uśmieszek i z dumą zajęła miejsce obok niego. Jednak o nią nie byłam zazdrosna. Zerknęłam w stronę pięknej Sucrette, siedzącej z Iris i cicho z nią dyskutującej. To ona była moim prawdziwym zmartwieniem.

Gdy lekcja dobiegła końca, nieco zestresowana podeszłam do pakującego się Nataniela. Melania zmierzyła mnie wrogim spojrzeniem, również czekając na chłopaka.
- Umm cześć Nataniel. Możemy porozmawiać?
- Wy chyba nie macie o czym gadać. – Wtrąciła się moja rywalka. Nataniel wstał i skarcił ją wymownym wzrokiem. Następnie popatrzył na mnie. Wiedziałam… W jego złotych tęczówkach błąkały się dziwne emocje, nie pasujące do jego postawy.
- Nat, czy wszystko dobrze? – Zmartwiłam się i odruchowo wyciągnęłam dłoń, żeby dotknąć jego policzka. I wtedy naprawdę się przestraszyłam, kiedy wzdrygnął się, a w jego oczach zabłysnęło przez moment przestraszenie. Zaskoczona rozwarłam usta, przyglądając mu się dokładnie. Coś było nie tak, czułam to. On także nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Rox…
- Nataniel, idziemy? Pani dyrektor czeka. – Chciał coś powiedzieć, ale ta... Ych… Melania mu bezczelnie przerwała. Znowu ubrał maskę, chowając się pod nią. Nie podobało mi się to, ale klasa to nie najlepsze miejsce do poważnych rozmów, a taka nas najwyraźniej czekała.
- Będę w szatni. Przyjdź, jeśli chciałbyś ze mną pomówić. – Oznajmiłam mu.
- Mhm. – Wymamrotał, po czym udał się do wyjścia.
- Jesteś żałosna. – Burknęła Melania na odchodne, jednak nie zrobiło to na mnie większego wrażenia.

Tak jak zapowiedziałam Natanielowi, cierpliwie siedziałam w ubieralni. Było już późno, a z każdą minutą rosłą we mnie obawa przed byciem wystawioną do wiatru. I wcale się temu nie dziwiłam…Nagle moją niepewność przerwał dzwonek telefonu. Wyciągnęłam go z torby i spojrzałam na wyświetlacz. Od razu odebrałam, przykładając słuchawkę do ucha.
- Czekasz jeszcze? – Zapytał Nataniel.
- Tak. – Odparłam, wstając z miejsca. Dupa bolała mnie już od tego płaszczenia.
- Zaraz będę. – Uprzedził, rozłączając się. Te dwa słowa sprawiły, iż zalało mnie ciepło. A gdy usłyszałam jego kroki i ujrzałam go, schodzącego po schodach, motyle w moim brzuchu wzbiły się do lotu.
- Nataniel, cieszę się… - Nie dokończyłam, bo kompletnie mnie zatkało. Czemu? Może dlatego, że mój kochany Nataniel bez słowa wziął mnie w swoje ramiona, przytulając się do mnie mocno i zachłannie. Podniósł mnie nieco, wtulając twarz w złączeniu mojego ramienia z szyją. Nasze serca waliły w zawrotnej prędkości, otępiło mnie. To zachowanie było tak niewiarygodne, że traciłam powoli rozeznanie na granicy mojej wyobraźni, a realności. Dopiero gdy sama go objęłam i poczułam pod dłońmi jego drżące plecy, uświadomiłam sobie, iż działo się to naprawdę. Jednak zastanawiało mnie jedno, co się za tym kryło?

_____________________

Hej! Czy ktoś tu jeszcze zagląda i czyta? XD Sprawdzam obecność, proszę się zgłaszać :P

11 października 2016

Pięść i rozum - odcinek 14

No i zmierzałam się z kolejnym niezręcznym treningiem. Tata uparł się, że mam ćwiczyć z Max’em, tym bardziej po ostatniej akcji, kiedy nie obroniłam się przed jego ciosem. Stwierdził, iż jeśli uda mi się go pokonać to nic nie stanie mi na drodze. Jakże naiwne.
- Rox ale skup się tym razem. – Rzekł, przygotowując się do uderzenia. Dobra. Czas wyłączyć myśli. Jego noga równocześnie powędrowała do tyłu wraz z zgiętym łokciem. Mocno zaciśnięta szczęka i energia, jaką wkładał w ten czyn świadczyły tylko o tym, że nie miał zamiaru być dla mnie pobłażliwym. No i dobrze. Przynajmniej nie miałam skrupułów, aby uniknąć jego prawego sierpowego i walnąć mu w tą zbyt pewną siebie twarz.
- Dobrze Roxi! Spierz gnoja! – Usłyszałam zadowolony krzyk. Oboje spojrzeliśmy po Kastielu, który wyrósł chyba z pod ziemi. Stał za naprężonymi liniami i z uśmieszkiem konsumował bułkę.
- Gnoja? Tfy, a może ty mnie spierzesz, co mądralo? – Widać Max wziął do siebie bezmyślny tekst Kastiela, bo zaczął się do niego sadzić.
- No pewnie, jednak nie chciałbym cię upokorzyć przed kolegami po fachu. – Zakpił, a ja tylko klepnęłam się w czoło. Już widziałam pulsującą żyłkę na skroni Max’a. Zanim doszłoby do bezsensownej bójki podeszłam do Kastiela i trzepnęłam go w potylicę.
- Po co prowokujesz kogoś z kim nie masz szans? – Dopytałam lekko poddenerwowana.
- Jak to nie mam szans? Tylko dotknij tych mięśni – Napiął swoje ramię, a ja po prostu parsknęłam śmiechem.
- Nie tylko mięśnie wchodzą w grę. – Wyprowadził go z głupoty zażenowany Max. – Liczy się jeszcze technika, kondycja… - Wymieniał dalej, lecz przerwał kiedy na usta Kastiela wdarł się perwersyjny uśmieszek.
- A tą to ja mam dobrą. – Jego podskakujące brwi dodały temu zdaniu swojej zboczonej dwuznaczności. Nie wiedziałam tylko dlaczego poczułam, jakby chciał mi coś w ten sposób zasugerować.
- Jesteś beznadziejnie tępy, szkoda na ciebie nerwów. – Westchnął zdegustowany bokser. Kastiela musiało to trafić, bo wystawił do mnie ręce z siatką i bułką.
- Trzymaj Rox, bo muszę tu kogoś nauczyć szacunku. – Z pożałowaniem patrzyłam, jak Kastiel w dość pokraczny sposób wywija się między linami, żeby dostać się na parkiet… I nagle olśnienie! Wpadłam na genialny sposób na sparing między tymi piszczącymi bykami, który nie sprawi, że będę musiała wycierać Kastiel’owi krew, czy co gorsze, biec z nim do kostnicy.
- Czekajcie, mam świetny pomysł na wasze starcie! – Wrzasnęłam, odkładając rzeczy Kastiela w rogu i czym prędzej pobiegłam do kantorka. Wzięłam z niego trzy skakanki, no bo ja też się z nimi zmierzę, żeby udowodnić im, iż nie mają ze mną szans w żadnym wypadku. Tak, chodź miłość mi nie wychodziła to jednak było coś, w czym byłam nieskromnie mówiąc najlepsza. Wróciłam do rywali, a ich miny zrzedły na widok ściskanych przeze mnie przedmiotów.
- No chyba żartujesz. – Mruknął rudy buntownik z obrzydzeniem biorąc ode mnie skakankę.
- Nie! Ja cię do szpitala nie będę wieść, a zresztą możesz mi pokazać tą twoją „dobrą kondycję” – Rzuciłam bezmyślnie, na co Kastiel przysunął się bliżej i ułożył dłoń na moim biodrze.
- Wiesz, mogę ci to pokazać w nieco intymniejszy sposób. – Czy on się naćpał, czy jak? Lubił igraszki, ale nigdy nie kierował do mnie takich wyznań. Chciałam go oprzytomnieć, jednakże wyręczył mnie w tym Max, brutalnie odciągając Kasa na co najmniej metr.
- Roxano daj mi tę skakankę, bo muszę zająć czymś dłonie. – Warknął, patrząc na Kastiela z mordem w oczach. Wręczyłam mu upragnioną rzecz. Widziałam w nim, zawziętość, która mnie cieszyła, gdyż wiedziałam, iż brał to na poważnie.
- Dobra, gotowi? Start! – Zawołałam, patrząc w dół na moje podskakujące stopy z zawrotną prędkością. Tego mi było trzeba, porządnego wysiłku. Czułam jak w ten sposób pozbywam się wszelakich negatywnych myśli. Pełna radości zerknęłam na moich rywali. Aż przystanęłam, widząc jak Kastiel leży na plecach z związanymi stopami i rękami oraz czerwonym śladem na policzku. Załamałam ręce, zerkając na stojącego dumnie Max’a.
- Rox powiedz coś temu Brutusowi! On ma wściekliznę! – Krzyknął wkurzony buntownik, próbując wyswobodzić się z pętli. Wyglądał dość zabawnie, jak gąsienica.
- Co to ma znaczyć? – Zapytałam wysokim głosem przez usilne wstrzymywanie napadu śmiechu. Tak pyskował i warczał, że nie mogłam powiedzieć, iż mu się nie należało.
- No co? Ten debil nie wiedział, do czego służy skakanka. Gdy tylko spuściłaś z niego wzrok, zaczął mnie nią okładać, więc go poskładałem i pokazałem, jak kończą nadpobudliwi wariaci. – Burknął, zakładając na piersi ręce w czerwone pręgi. Już nie mogłam, po prostu wybuchłam głośnym, beztroskim rechotem. Co za idioci…

- Będziecie na moim pojedynku z Blackberry? – Zapytałam, bo chciałam, aby mnie wspierali.
- Pewnie. – Uśmiechnął się Max, podając puszkę nowemu koledze. Ten wziął ją i uniósł do góry.
- Potem opiję twoje zwycięstwo. – Zarzekł się już weselej, po czym łakomie chlapnął wielki łyk swoich procentów. Zgniótł pusty pojemnik i wyrzucił gdzieś za barierkę w pnący bluszcz mojej mamy. Zerknął na mnie i dodał. – Wiesz dobrze, że nie opuściłbym widoku ciebie na ringu. Jesteś wtedy taka seksowna.
- Kastiel co ci się dzieje dzisiaj?! – Zapytałam, prychając.
- Nie wiem, dawno nie miałem laski pod sobą… - Mruknął cicho, praktycznie sam do siebie. Pokręciłam bezradnie głową. Max delikatnie dźgnął mnie w bicepsa, więc popatrzyłam na niego. Trochę się cofnęłam na krześle, widząc jego twarz dość blisko mojej. Nachylał się do mnie, przez co mimo mroku widziałam błysk pałętający się w jego źrenicach.
- Ciężko mi to przyznać, ale Kastiel ma rację.
- Z tym, że wariuje od braku dziewczyny? – Dopytałam, marszcząc brwi. Chłopak westchnął, opuszczając na chwilę wzrok, jednak zaraz powrócił do moich zdziwionych oczu.
- Jesteś najpiękniejsza na ringu. – Co? Co? Co? Co on właśnie do mnie powiedział? Właśnie przypomniałam sobie, dlaczego nasz dzisiejszy trening, przed przybyciem Kastiela, był niezręczny. Zaśmiałam się nerwowo, udając nie wzruszoną i nie przejętą. Poklepałam go po umięśnionym barku.
- Ta, dzięki, dzięki. Pot i agresja muszą dobrze się ze mną komponować. – Chłopak chciał coś jeszcze dodać, jednakże przerwał mu wrzask mojego ojca, dochodzący z domu. Po chwili drzwi otworzyły się z łomotem, a w progu stanął mój potężny rodzic.
- Te młodzi! Matka zaprasza na kolację, a ja na wódeczkę! – Krzyknął tonem, nie przyjmującym sprzeciwu. Zresztą sądząc po zadowolonych minach chłopców i ich energii w wchodzeniu do domu, raczej nie mieli ochoty odmawiać. I tak zaczęła się libacja alkoholowa w wydaniu mojego taty…

- Kastiel! – Zawołałam, a on przerzucił zmęczone spojrzenie z umarłego kolegi na mnie. Masakra, jego powieki były na wpół otwarte. – Idę przygotować wam miejsce do spania. – Chłopak mruknął coś pod nosem, czego w ogóle nie potrafiłam rozszyfrować.
- Młoda! Polej nam po kielichu jeszcze! – Krzyknął mój ojciec, zabierając ramię z zgarbionych barków Kastiela i pleców śpiocha. Buntownik spojrzał na mnie z przerażeniem i kiwnął mi głową, na nie, kiedy sięgnęłam po butelkę. Niby chętnie poobserwowałabym jego męczenie, lecz patrząc na jego siniak, doszłam do wniosku, iż miał już wystraczająco ciężki dzień.
- Tato… Może pójdziesz już do mamy. Ona na ciebie czeka.
- Jak kocha to poczeka! Nie pierdziel tylko lej! – Trzasnął swoim kieliszkiem o blat stołu, domagając się jego ukochanego napoju. Nie protestowałam, z rodzicem się nie dyskutuje, nawet jak jest pijany. U Kastiela pojawił się odruch wymiotny, jak tylko doszedł do niego zapach wódki, którą wlewałam do jego kieliszka. Biedny… Może wyciągnie z tego lekcję na przyszłość. Z bólem serca zostawiłam go sam na sam z moim tatą, kiedy poszłam do pokoju.

Uścieliłam na podłodze materac z pościelą. Jeszcze nie podjęłam decyzji, kto, gdzie będzie spał. Może Max’a zostawię przy stole, a dla najbardziej wytrwałego, czyli Kastiela, poświęcę własne łóżko. Zobaczy się. Moje rozmyślenia przerwał dźwięk telefonu. Zerknęłam na wiszący zegar między plakatami Jack’a Johnson’a, a Reginą Halmich. Dochodziła północ, więc moje zdziwienie powinno być zrozumiałe. Przez moment pomyślałam, że to znowu jakieś próby zastraszenia mnie, ale widok imienia, powodującego szybsze bicie mojego serca, odegnał ode mnie to przypuszczenie.
- Halo? – Rzekłam do słuchawki, nie kryjąc zaskoczenia.
- Przepraszam, że dzwonie tak późno. – Przeprosił lekko drżącym głosem. Coś musiało się stać, słyszałam to w jego tonie.
- Nataniel co się dzieje? – Zatroskałam się. Westchnął ciężko do słuchawki, musiał się z czymś zmierzać. Pewnie, czy może mi na tyle ufać, aby się zwierzyć.
- Wiesz… Nie wiem, jak to powiedzieć… Wstyd mi… - Dukał.
- Roooooooooxeeeeeet! – Przeciągły pijacki jęk rozległ się po moim pokoju. Zadziwiona spojrzałam na jego szokujące źródło. Na ziemi klęczał Kastiel, chwiejąc się na boki. Czy on się tutaj czołgał, czy jak?
- Kastiel co ty wyprawiasz, człowieku? Gdzie masz mojego tatę? – Wypytywałam spanikowana, dostrzegając jego okropny stan.
- Kastiel? Jest u ciebie? – Doszło do mojego umysłu pytanie z drugiej strony słuchawki. No świetnie, po prostu genialnie!
- Tak. Pił z moim ojcem. – Z marszczonymi brwiami obserwowałam, jak Kastiel na czworaka zaczął podążać w moim kierunku. Jak koala oplótł się wokoło moich nóg.
- Aha. – Rzucił krótko Nataniel. Kastiel przytulił się mocniej, przez co powoli traciłam równowagę, więc podparłam się o jego pustą głowę.
- Kas odejdź. Rozmawiam teraz z Natanielem. – Szepnęłam do buntownika.
- Czo?! Jescze nie dalas sze z nim spokoczu?! Roxxx on czebie nie kocha! – Wrzeszczał jak opętany, próbowałam zamknąć mu usta moją dłonią, kucając przy nim.
- Nataniel wiesz, ja… - Przerwałam, kiedy Kastiel ugryzł mój palec.
- Mówię czi kutwa, ten idiota nigdy czę nie pokocza! Nie będzie z laszką, która ma większe jaja niszzz on!
- Kastiel zamknij się! – Warknęłam na niego. Normalnie moje nerwy prawie uciekały spod mojej kontroli, zaraz mu walnę i zaśnie.
- Roxano, może porozmawiamy jutro. – Nataniel wycofywał się, kurde! Jutro mi niczego nie powie. Kastiel zaczął się ze mną szamotać, żeby wziąć mi telefon. Nie było na to rady, musiałam przełożyć rozmowę na kiedy indziej.
- Do jutra Nat, przepraszam ci… - Nie dokończyłam, kiedy głuchy dźwięk w komórce zaatakował mój umysł. Byłam na tyle zdruzgotana, iż pozwoliłam Kastielowi wyrwać mi moją własność. On naprawdę był debilem, bo przyłożył ją do ucha i mamrotał jakieś obelgi. Walnęłam się kilka razy w czoło.
- Kastiel! – Krzyknęłam, żeby oderwać go od bełkotania do samego siebie. Niestety, wcale nie reagował, więc klepnęłam go trochę w zemście w plecy. Od razu popatrzył na mnie, o ile widział coś przez te przymrużone oczy. – Nataniel się rozłączył. – Mimo wszystko dalej nie wykonał żadnego ruchu.
- Czota! – Burknął, puszczając mój telefon, który odpił się od wykładziny.
- To ty nią jesteś, ciołku! Czemu tu przylazłeś? – Zanim udzielił mi odpowiedzi, opadł na policzek, zamykając powieki.
- Ummm… Max zaszął rzygać. – Oznajmił, nim odpłynął w świat snów. Zdenerwował mnie niemiłosiernie, ale i tak go przykryłam. Napisałam sms’a do Nataniela, przepraszając go za zaistniałą sytuację, następnie ciężkim i leniwym krokiem powędrowałam ogarnąć Max’a