20 grudnia 2016

Pięść i rozum - odcinek 17



No i to już ostatni dzień w szkole w tym tygodniu. Jutro czekały mnie zawody i o tym właśnie rozmyślałam przekraczając próg szklanych drzwi do tej nielubianej placówki. Starałam się odsunąć na bok wszelakie inne zmartwienia. Zresztą przyjęłam postawę ignorantki swoich problemów. Powiedziałam dość upiornym dywagacją, bo one niszczyły tylko moją psychikę. Muszę być twarda jak kamień, nie załamywać się ani nie przejmować. W końcu byłam silną babką, walczącą jak mężczyźni. I mimo tego, mój wzrok automatycznie powędrował w stronę drzwi pokoju gospodarzy. Ciekawiło mnie, czy ten wiecznie zajęty chłopiec był tam i pił poranną kawę. Od razu przypomniałam sobie o naszym małym intymnym incydencie. Nie mogłam go naciskać, mój wczorajszy impuls zaliczał się do nierozważnych błędów. Posłuchawszy się głosu mojego zakochanego serca, podeszłam jednak ku drewnie i zapukałam. Nie dostałam żadnego pozwolenia, ale i tak nacisnęłam klamkę. Wejście okazało się zamknięte. Czyli nic tam po mnie. Stałam przy nich jeszcze chwilkę, aż zostałam delikatnie zaczepiona w łopatkę. Odwróciłam się na pięcie, a widok blondyna uniósł moje kąciki ust ku górze. Od razu zalała mnie radość.
- Cześć Roxano, przepraszam, że wczoraj tak cię zbyłem. – Złapał się za łokieć, ściągając wargi w bok, tak samo jak swój wzrok. Wyglądał jakby był zażenowany, a sytuacja stała się dla niego czymś niezręcznym. – Naprawdę nie mogłem rozmawiać. – Dodał speszony. Ta jego postawa wydała mi się nieco urocza. Ucieszyło mnie, iż nie stało się to dla niego obojętne jak kiedyś. Zmieniło się między nami, to na pewno. Klepnęłam go w ramię, może trochę za mocno, bo aż przestąpił z nogi na nogę i rozłożył lekko ręce, łapiąc równowagę. Zaśmiałam się, a on dokuczliwie zaczął tarmosić moje włosy, zagarniając mi je na twarz. Przyłożyłam dłonie do jego klatki piersiowej, żeby go odepchnąć, ale jego rezolutny uśmieszek odebrał mi siły. W tamtym momencie czułam się jak typowa dziewczyna drażniąca się z swoim zalotnikiem.
- No dobra, zadowolony już jesteś? – Prychnęłam, udając obrażoną, kiedy przez czochranie moja gumka poddała się i wypuściła ze swojego uścisku wszystkie włosy, tworząc tym samym wielki, sterczący na boki chaos i nieład.
- Tak, zdecydowanie. – Poklepał mnie jakby nagradzał psa za dobre zachowanie. Strzepnęłam jego rękę, nadymając policzki i podmuchem usuwając loki z moich oczu.
- Bałwan. – Rzuciłam krótko, na co on wyszczerzył swoje perełki.
- Ojejku, zepnę ci je z powrotem. – Podniósł z podłogi gumkę i przysunął się bliżej, praktycznie biorąc mnie w swoje ramiona. Subtelnymi i ostrożnymi ruchami zaczął zbierać moje niesforne kosmyki. Traciłam czucie w nogach, zaciągając się jego otumaniającym zapachem. Bijące ciepło, przyciągało mnie coraz usilniej, aż w końcu przytuliłam mój policzek do jego klatki piersiowej. W tym miejscu było mi najlepiej. Powoli głaskana, wtulona w mojego ukochanego, którego serce biło tak samo szybko, jak moje. Bałam się, że zachowywałam się jak idiotka, ale odpędził moje rozterki, kiedy również mnie objął, przyciągając mocniej. Zabrakło mi tchu, gdy jego oddech łaskotał mój kark. – Roxano myślałaś o naszym pocałunku? – Wyszeptał mi do ucha.
- Tysiące razy. – Wydukałam z trudem.
- I jaką podjęłaś decyzję?
- Chciałabym stać się dla ciebie wyjątkowa. – Odsunął się kawałek, aby spojrzeć mi w oczy.
- Już taka jesteś. – Jak zaczarowana uniosłam dłoń i uszczypnęłam jego policzek. On syknął i odskoczył ode mnie, łapiąc się za zaczerwienione miejsce.
- Co ty robisz? – Dopytał zadziwiony. Zmarszczyłam brwi, sama analizując moje nielogiczne zachowanie. On przytulał mnie jak w tych wszystkich filmach romantycznych, a ja głupia go uszczypnęłam. Złapałam się za moje rozpalone czoło.
- Yyy nie wiem… Chciałam upewnić się, że nie śpię. – Złączyłam moje dłonie, zasłaniając swoje usta i kuląc się w ramionach. – Wybacz? – On zaśmiał się krótko i postukał czubek mojej czaszki dla mojego oprzytomnienia.
- Głupia. – Wystawił język, dodając temu zadziorny wyraz. – Zepsułaś moment.
- Sorki, sorki. – Faktycznie, cała atmosfera rozpłynęła się w powietrzu. Nataniel skierował się ku drzwią do swojego gabinetu, wkładając kluczyk do zamka. I wtedy właśnie coś mnie natchnęło. Skoro on twierdził, że byłam dla niego wyjątkowa to czy nie równało się to z tym, iż chciał ze mną być? Myliłam się w interpretacji jego poczynań? Jednak czy my na pewno do siebie pasujemy? Czy byłby w stanie zaakceptować moją mroczną stronę? Moją brutalność… Nie zlęknie się?
- Nataniel. – Zawołałam poważnym tonem. Spojrzał na mnie przez ramię, uchylając przejście. – Przyjdziesz jutro na moją walkę? Potem chciałabym usłyszeć twoje postanowienie. – Wpatrywał się we mnie przez chwilę, pewnie przeliczając wszystkie plusy i minusy.
- Niech tak będzie. – Odparł, posyłając mi uśmiech, pełniący funkcję obietnicy. Wiedziałam to, więc przytaknęłam, po czym ruszyłam w stronę klasy, gdzie powinnam mieć za niedługo pierwszą lekcję.

W trakcie przerwy obiadowej udałam się do stołówki na obiad. Byłam głodna i marzyłam o ciepłym posiłku, więc pożyczyłam ostatnie pieniądze Kastiela, żeby kupić sobie jakiś pełnowartościowy posiłek. Już z dala czułam ten apetyczny zapach, przez który mój żołądek zwariował, wydając z siebie odgłos burczenia. Weszłam do sali, rozświetlonej przez światło wpuszczone przez duże okna i wypełnione rzędami długich stołów, obleganych przez uczniów z granatowymi tacami. Spojrzałam na kolejkę przy kuchni i uśmiechnęłam się, dostrzegając machającą mi Kim. Podeszłam do niej, a ona wciągnęła mnie przed siebie. Była naprawdę w dechę.

Usiadłyśmy razem, praktycznie od razu biorąc się za parujący kotlet schabowy. Nie przejmowałam się za bardzo kaloriami, co mogło zdziwić. Realizowałam się w sporcie, ale nie przestrzegałam żadnych kanonów dietetycznych. Jeśli miałam na coś ochotę to jadłam to bez zastanowienia i wyrzutów sumienia. Jednak nie oszczędzałam się na polu ćwiczeń. Coś za coś.
- I jak Rox, stresujesz się przed jutrem? – Zapytała Kim, zanim wgryzła się w mięso.
- Nieszczególnie. – Rzuciłam obojętnie. – Nataniel dostanie twoją trzecią koszulkę.
- On? – Zapytała w trakcie żucia. Chyba nie stosowała zasady „nie mów z pełną buzią”. W sumie nie trzymała się żadnych szablonów, podpierając nogę o siedzenie, a łokieć ręki, którą jadła o kolano.
- Tak. Przyjdzie mnie zobaczyć. I właśnie mam prośbę. Czuwaj nad nim. Wiesz o co mi chodzi? – Zmrużyła powieki, zastanawiając się przez ułamek sekundy. W ostateczności kiwnęła potwierdzająco.
- Domyślam się, że o Kastiela? Spoko mała, dopilnuję, żeby nie było żadnych zamieszek. – Wystawiła kciuka w górę, na co odetchnęłam z ulgą. Ufałam jej, w końcu ona zastępowała mi Melanię. Tss… „Zastępowała” źle to ujęłam, ponieważ Kim była od niej dużo lepsza. To głupie stawiać je na równi.
- Dzięki.
- Nie ma sprawy. Zawsze możesz na mnie liczyć. – Mrugnęła jednym okiem, biorąc kolejny gryz.
- Nawzajem. – Odpowiedziałam, chcąc ją upewnić. Posłała mi buziaczka z pełnymi policzkami, na co zachichotałam cicho, gdyż wyglądała jak niesforne dziecko. To słodkie. Wróciłam uwagą do mojego posiłku, przypominając sobie o wciąż nienakarmionym głodzie.
- Tak z innej beczki, słyszałaś może plotę? – Wbiłam widelec we fragment ugotowanego kalafiora. Od czasów Nataniela nie za bardzo interesowałam się szkolnymi „tematami”. Miałam wielki dystans do wszelakich rozdmuchiwanych informacji i nowinek, gdyż z doświadczenia wiedziałam, że wcale nie były prawdziwe.
- Wiesz jakie jest moje nastawienie do plotek…- Przypomniałam jej, a ona nachyliła się nad stołem, aby zmniejszyć odległość między nami. Popatrzyła w prawo, lewo, aż w końcu głęboko w moje źrenice.
- Ale to dotyczy tej nowej, Sucrette. Ona jest chyba jakaś nawiedzona. – Powiedziała cicho i w tamtym momencie zachowałam się jak hipokryta, także się do niej nachylając i pytając:
- O czym ty mówisz?
- No, chodzi po szkole i opowiada o duchach. – Odsunęłam się zaraz, orientując się jakie to bezsensu. Przytuliłam plecy do oparcia krzesła, odsuwając się od tej durnej informacji i mojej ciekawskiej strony charakteru. Może, gdyby to nie dotyczyło Sucrette to nie obchodziło by mnie, co sobie mówią za jej plecami, ale od kąt byłam o nią świadomie zazdrosna, okazała się dla mnie nie obojętna.
- Coooo? – Dopytałam przeciągle, starając się uświadomić Kim o niewiarygodności i nonsensie tej pogłoski.
- Posprzeczała się z gwardią Amberki i dyrka kazała jej zostać po lekcjach. Następnego dnia twierdziła, że zobaczyła jakąś zjawę, pałętającą się tu po nocach. Czaisz to? – Tak. Domyślałam się o kogo jej mogło chodzić... Mimo wszystko musiałam odwrócić to jakoś w żart, bo jeszcze sekret Nataniela wyjdzie na jaw.
- Przecież wiadomo, iż ta szkoła jest nawiedzona. Szczególnie odnosi się to do tych wiedźm, które nas nauczają. – Zaobserwowałam, na co dziewczyna wybuchła głośnym śmiechem, przyciągając wzrok wszystkich dookoła.
- Roxxx… - Śmiała się rozbawiona, nikim się nie przejmując, co zaowocowało u mnie zauroczonym uśmiechem.

Powoli robiło się ciemno, kiedy mój ojciec przygotowywał sprzęt, żebyśmy mogli pooglądać nagrania z walk BlackBerry i ułożyć taktykę na jutrzejszy dzień. Lady ostrzegała mnie przed nią, co nie należało do jej zwyczajów, więc tym bardziej intrygowała mnie ta dziewczyna. Siedziałam na kanapie, sącząc stu procentowy sok jabłkowy z kartonika i obserwując zmagania mojego ojca z laptopem. Próbował wczytać płytkę, która nie chciała się poddać odtwarzaczowi, przez co w naszym salonie rozbrzmiewały wszelakie słowa wyrażające wkurzenie. Nie będę cytować. W końcu wrzasnął, waląc pięścią w blat stołu.
- Roxet weź zadzwoń po Kastiela. – Rozkazał, nie odwracając się do mnie. Machnęłam ramionami, wstając w poszukiwaniu mojego telefonu, którego napotkałam w mojej sypialni. Od razu wybrałam numer i wcisnęłam zieloną słuchawkę, przykładając wynalazek do ucha. Odebrał chyba po trzech sygnałach z głośnym „halloooł”. Idiota.
- Chcesz oglądać filmiki z walk mojej rywalki? – Przeszłam do rzeczy.
- Oho. Twierdzisz, że beze mnie będzie nudno?
- Gdzie ty to wyczytałeś z moich słów?
- Między wersami.
- Nieważne. Przyjdziesz, czy nie?
- Tak. Kup orzeszki wasabi i przyjdź po mnie pod szkołę.
- Dalej tam jesteś?
- Ta. Mamy próbę. To co?
- Nie chce mi się. – Burknęłam, gniotąc pusty kartonik i rzucając nim do kosza. Trafiłam.
- Na pewno? Twój szmaciarz też tu jeszcze jest. Nie masz ochoty poślinić się na jego widok? – Wiedział jak mnie złapać.
- Będę za pół godziny. – Rzuciłam, rozłączając się i wciągając na siebie pierwszą lepszą bluzę. Pobiegłam do łazienki, aby przejrzeć się w lustrze. Odruchowo złapałam wszystkie włosy, żeby spiąć je w kitkę,  jednak zawahałam się. Może zostawię je rozpuszczone? Wyglądam wtedy inaczej, bardziej dziewczęco. Zrezygnowałam z upięcia, a zamiast tego sięgnęłam po szczotkę i rozczesałam kołtuny. Hmm… A jakby tak nałożyć na siebie makijaż? Może też ubiorę jakąś bardziej dopasowaną kurtkę? Wyjrzałam zza próg i zawołałam mamę. To nie było moje standardowe zachowanie, lecz ukryta głęboko we mnie kobieta, wyraziła swoje potrzeby bycia pięknym. Czemu by nie spróbować?

Czekałam na niego po drugiej stronie ulicy, ściskając dwie reklamówki. Jedną ze sklepu, gdzie kupiłam orzeszki i piwo dla mojego taty, a w drugiej pewien skarb dla szczególnej osoby. Kastiel wyszedł z szkoły w towarzystwie Lysandra. Rozejrzał się dookoła, a gdy napotkał mnie, uśmiechnął się szeroko i odwrócił ku przyjacielowi, aby przybić z nim pożegnalną piątkę. Podbiegł do mnie i w zadowoleniu odebrał swój przysmak.
- No, w końcu jesteś. – Westchnęłam, a on wyjął z kieszeni paczkę papierosów i spoglądając na mnie, wziął jednego do ust. Cały czas uśmiechał się podejrzanie, co trochę mnie niepokoiło. Może moja mama przesadziła z tym tuszem na moich rzęsach?
- Nie mogłaś się doczekać? – Zapytał zarozumiale, odpalając i zaciągając się głęboko.
- Śpieszy mi się, muszę dobrze się wyspać przed jutrem. Weź to pod uwagę. – Próbowałam ściągnąć go na ziemię z tych jego naiwnych marzeń.
- Przecież specjalnie skończyłem wcześniej. Zresztą nie udawaj, że przyszłaś tu taka odpicowana dla mnie. To nie na mnie czekałaś, ściskając tę torbę, nieprawdaż? – Uniósł w górę jedną z brwi, rzucając ulotne spojrzenie w stronę siatki, którą automatycznie ścisnęłam mocniej. Rozgryzł mnie.
- Gdzie on jest? – Dopytałam, skoro i tak weszliśmy na temat Nataniela.
- Nie wiem. Może grucha gdzieś po kątach z Sucrette. – Chłodny wiatr rozwiał moje kosmyki na dźwięk jego okrutnego stwierdzania. Zrobiło mi się zimno, przez co przytuliłam samą siebie. Co ona miałaby tutaj robić o tej porze? Nie mówcie, iż odkryła ich sekret… I jakby na potwierdzenie moich brutalnych przypuszczań z wnętrza budynku wyszedł właśnie Nataniel. Roześmiany, trzymający dłoń dziewczyny… - O wilku mowa. – Prychnął Kastiel na tyle głośno, że blondyn spojrzał w naszym kierunku. Jego uśmiech nieco zmalał i trochę spanikowany puścił ją. Ale mimo tego nie podszedł do mnie, tylko udał się w stronę parku. Z inną u boku.
- Jesteś facetem, prawda? – Zapytałam wyprana z emocji, patrząc na tę cudowną parę.
- No raczej. – Rzucił z nutką jadu w głosie.
- Powiedz, czy wy tak naprawdę potraficie pocałować dziewczynę bez powodu? Bez żadnych uczuć?
- Oczywiście. – Powiedział to tak jakby chciał mi uświadomić najbardziej ewidentną rzecz na całym świecie. - Nie nauczyła cię niczego historia z Debrą? Szmataniel to dupek. Gorszy nawet ode mnie. – Dopowiedział, a mnie wtedy jakby olśniło. Mylił się co do niego. Nataniel był porządnym chłopakiem, nie skrzywdziłby dziewczyny. To, co przed chwilą ujrzałam musiało mieć racjonalne wyjaśnienie. Z pewnością źle to odbierałam.
- Poczekaj tu chwilę. – Rzuciłam do Kastiela, zanim ruszyłam w pogoń. Nie po to zabrałam ze sobą tę durną koszulkę, żebym jej teraz mu nie dała. Wręczę mu ją na oczach Sucrette i powiem „widzimy się jutro”. Tak jak zamierzałam. Nic mnie w tym nie powstrzyma. Byłam tak blisko. Prawie sięgałam jego pleców. Gdy nagle poczułam ucisk w talii. Chciałam krzyknąć, lecz usta wciskano mi w zęby. Coś, a raczej ktoś unieruchomił mnie. Zaczął odciągać do tyłu. Piętami rysowałam ślady w piachu, patrząc jak Nataniel oddala się ode mnie. Wołałam go w myślach. Bezskutecznie. Muszę się wyrwać. Ale czy mogę użyć swojej siły? Nad czym ja się w ogóle zastanawiałam? Nikt mnie nie obroni, byłam zdana na siebie. Upuściłam torbę na ziemię, aby zacisnąć pięści. Czas wyrwać się spod kontroli. Następne wydarzenia działy się jak w filmie stworzonym techniką po klatkową. Łokciem uderzenie w brzuch, podbiciem stopy walnięcie w łydkę, z pół obrotu kopniecie w twarz… I jeszcze raz… I znowu… Nie wiedziałam ile razy zadałam cios. Straciłam rachubę jak i kontakt z rzeczywistością. Po prostu biłam na oślep. Ocknęłam się z tego wojowniczego amoku, dopiero kiedy doszedł do mnie odgłos klaskania. Facet, którego pobiłam leżał na ziemi. Zakrwawiony. Boże… Złapałam się za głowę. Zjechałam dłońmi w dół, zasłaniając oczy.
- Brawo, tego można było się po tobie spodziewać, nieobliczalna Roxano Blanchard. – Nawet nie chciałam szukać źródła tego niskiego tonu, pełnego kpiny. – A co do jutra, pamiętaj - cios za cios. – I te słowa odbijały się echem w mojej pustej czaszce.

5 listopada 2016

Pięść i rozum - odcinek 16

- Daj mi odrobinę swojej siły. – Wyszeptał mi do ucha, ściskając mnie mocniej.
- W takim razie zdradź, co się dzieje. – Poprosiłam łagodnym tonem, on jednak milczał, by po chwili się odsunąć. Wzrokiem wodził po podłodze, byle by nie spojrzeć przypadkiem na mnie. Gdy jego oczy na swojej ścieżce natrafiły na moje adidasy, zatrzymał się na tym widoku nieco dłużej, żeby w następstwie podrapać się nerwowo po potylicy i usiąść na ławeczce przy szafkach. Westchnął ciężko, chowając twarz w swoich dłoniach, a łokcie opierając o uda. Niepokoiło mnie jego zachowanie, ewidentnie coś działo się w jego życiu i nie było to nic dobrego. Bacznie mu się przyglądając, zajęłam miejsce obok. On nie zwracał na to uwagi, pogrążył się we własnych myślach, więc aby otrzymać jego uwagę i jednocześnie dodać mu otuchy i odwagi, pogłaskałam go ostrożnie po kolanie. Udało mi się spełnić przynajmniej jeden z moich celów, bo chłopak popatrzył na mnie swymi zmartwionymi źrenicami.
- Chyba jeszcze nie jestem gotowy. – Wyjawił smutno.
- Do czego? – Dopytałam, nie rozumiejąc.
- Do powiedzenia tego komuś. Wstydzę się i nie potrafię. – Zerwał się do pionu.
- Nataniel zaufaj mi, proszę. Akurat mnie nie musisz się wstydzić. Jesteś dla mnie ważny, nawet bardzo, dlatego chcę ci pomóc. Jednakże nic nie zrobię, póki nic mi nie powiesz.
- Jakie są twoje prawdziwe relacje z Kastielem? – Uciekał, prawda? Nieporadnie próbował wymigać się od tej rozmowy.
- Nat, nie zmieniaj tematu. – Odwrócił się do mnie z zaciętą miną.
- Odpowiedz mi na pytanie. Dlaczego Kastiel przebywa u ciebie po nocach? Czemu tak usilnie wmawia ci, że nic dla mnie nie znaczysz?
- A nie miał w tym racji? – Zapytałam, a on najwidoczniej zorientował się, że zapędził się w tym wywiadzie, gdyż jego blade policzki lekko się zaczerwieniły. Jednakże chciałam sprawdzić, na czym stałam. Nie wycofam się tym razem, dość miałam moich wątpliwości. – Powiedz, kim dla ciebie jestem? Ile dla ciebie znaczę? – Wstałam powoli i zbliżyłam się do niego. Nic nie mówił, więc kontynuowałam. – Czy potrafisz dostrzec we mnie kobietę, z którą mógłbyś być? – Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Ułożyłam dłoń na jego klatce piersiowej i odniosłam wrażenie, iż jego serce lekko przyśpieszyło. Zerknęłam na jego rozchylone usta, kusiły mnie tak bardzo, że aż podniecenie zaczęło łaskotać mnie w brzuchu. Mimowolnie przygryzłam dolną wargę, wracając do jego rozmazanych źrenic. – Czy byłbyś w stanie pocałować mnie teraz? – Mój głos brzmiał melodyjnie i głęboko, może to przez buzujące we mnie emocje i wahania. On nieśmiało wyciągnął w moją stronę dłoń, aby delikatnie przytrzymać palcami mój podbródek. Jego dotyk wypuścił dziwny prąd, który napiął całe moje ciało. Jego rozgrzana skóra emanowała swym ciepłem, a jego zapach stał się dla mnie intensywniejszy, otumaniając mnie w ten sposób. Oddając się chwili, zamknęłam oczy i nagle przebiegł mnie dreszcz od styku naszych ust.

To się właśnie stało!

Prawa, lewa, prawa, lewa, prawa, lewa… Pełna werwy nokautowałam bezbronną gruszkę, dudniącą w moich uszach. Próbowałam przelać na nią i jednocześnie pozbyć się nadmiaru mojego szczęścia. Nataniel mnie pocałował! Walnęłam mocniej, tracąc rytm, a znokautowany przedmiot oddał mi cios w nos. Przetarłam go i ponownie wróciłam do ataku.
- Roxet zwolnij trochę, bo mi nie dobrze. – Usłyszałam zmęczony jęk. Należał on do Max’a praktycznie leżącego na ławce. Dalej nie doszedł do siebie po wczorajszej libacji. Przerwałam moją czynność, spoglądając na jego bladą twarz z podkrążonym oczami i wargami wyrażającymi jego fizyczną niedyspozycję.
- Idź do domu. – Nakazałam, bo uparcie męczył się tutaj, co było dla mnie niezrozumiałe.
- Niee, muszę odbyć trening. Pomóc ci…
- W takim stanie nie zrobisz nic. – Zdjęłam rękawice i podchodząc do niego, odłożyłam je na oparcie. Wciągnęłam na swoje ramiona bluzę, następnie podałam Max’owi dłoń, żeby pomóc mu przy wstaniu. On popatrzył na mnie marszcząc brwi, więc uśmiechnęłam się na zachętę. – Chodź, odprowadzę cię. – Miałam wrażenie, że jego skóra nabrała różowego odcienia, kiedy przyjął moją ofertę. Z trudem stanął na swoje nogi.
- Nie musisz. – Burknął pod nosem, a i tak ruszył za mną.
- Ale chcę. Przy okazji przyda mi się spacer. – Od razu poczułam ciepło w środku na miłe wspomnienie, chociaż wieczorny wiatr ostudził moje policzki.
- Masz dzisiaj dobry humor. – Zauważył, leniwie ciągnąc stopy po żwirowej ścieżce, prowadzącej między wysokimi tujami do furtki mojego ogrodzenia.
- Nawet bardzo. – Przyznałam wesoło, otwierając mu przejście. On przeszedł przez nie i w następstwie przystanął.
- Roxano czy mogę się do czegoś przyznać? – Zapytał, nie odwracając się do mnie.
- Tak. – Przytaknęłam. Wziął głęboki wdech, coś go musiało gryźć.
- Podobasz mi się. – Wyznał, a mnie zamurowało. Przez moment próbowałam wmówić sobie, że się przesłyszałam, ale gdy powiedział to po raz drugi, wiedziałam, iż to nie pomyłka. Natomiast nie wiedziałam, jak miałam na to zareagować. On nie miał zamiaru czekać na moją odpowiedź, bo po uprzednim „sam dojdę do domu” odszedł, zostawiając mnie w niewielkim szoku. Patrząc tak na jego oddalające się plecy, przypomniałam sobie zdarzenie z szatni.

Nie otwierałam oczu, gdyż obawiałam się, że to mój kolejny sen, który skończy się wraz z uchyleniem powiek. Jednakże musiałam zmierzyć się z rzeczywistością, kiedy byt Nataniela przestał być przeze mnie wyczuwalny.
- Przepraszam... - Wydukał cały czerwony, trzymając się z dala. 
- Nat… Umm… Nic się nie stało. – Chciałam pozbyć się tej jego zmieszanej postawy.
- Właśnie stało Roxano. - Oznajmił poważnie. - Ja nie wiem, po prostu... Byłaś taka urocza... Ja... - Szukał wytłumaczenia, ale ja wcale tego nie potrzebowałam. Nawet jeśli uległ chwili, nawet jeśli nic dla niego to nie znaczyło, to mi dało to tylko zapas euforii, która zdecydowanie przyda mi się podczas sobotniej walki. Przybliżyłam się do niego, a on spiął się cały, wciągając powietrze.
- Powiedz tylko jedno, czy żałujesz? - Uśmiechnęłam się, wyrażając swoje wewnętrzne święto. Do tamtego dnia, wydawało mi się niemożliwym coś takiego. Chłopak przetarł oczy i policzki, łącząc swe palce na wargach, których przed chwilą posmakowałam.
- Szczerze? - Dopytał, jakby prawda miała mnie zaboleć. Mimo tego przytaknęłam. - Chcę to powtórzyć. - Normalnie lawa krążąca w moich żyłach wylała się na zewnątrz, rozpalając mnie do czerwoności. Przysięgam! Roztapiałam się.
- W takim razie co z tym zrobimy? - Mój głos brzmiał wyjątkowo wysoko. On machnął ramionami, mówiąc:
- Dajmy sobie czas i zastanówmy się na spokojnie.

I tak stałam w furtce, dalej patrząc w jeden punkt, chociaż Max dawno zniknął za zakrętem. Chłodne powietrze zaczęło mi dokuczać, więc wróciłam myślami z powrotem. Odwróciłam się w stronę ścieżki i nagle poczułam impuls, nakazujący mi natychmiastowe spotkanie z Natanielem. Pragnęłam do zobaczyć, wyznać mu wszystko, inspirując się odwagą Max'a. Nie rozważając tego, biegiem ruszyłam w stronę jego domu. Jednocześnie wyciągnęłam telefon z kieszeni bluzy, aby uprzedzić do przed moją wizytą. Dźwięk łączenia towarzyszył mi w moim pędzie. Nie odebrał, lecz nie miałam zamiaru tym się zrażać i tchórzyć. Ja nie musiałam się zastanawiać. Kochałam go, to oczywiste. Nie obchodziło mnie już, że może tego nie odwzajemniać, czy mogłam go do siebie zrazić, atakując go moją skrytą romantycznością. Chciałam mieć to za sobą, więc zdyszana zatrzymałam się przed jego willą. Jego rodzice byli zamożni, stąd wielkość, majestatyczność i przepych wylewający się z tego miejsca. I mimo takiego mieszkania, brama wjazdowa była wiecznie otwarta. Minęłam czarny samochód, a zewnętrzne światło rozbłysło, gdy przybliżyłam się do drzwi. Oby to on mi otworzył. Pomodliłam się w duchu, dzwoniąc dzwonkiem. Doszło do mnie, że trochę tego nie przemyślałam. Trudno. Jednak widok Amber, nieco odebrał mi pewność, co do mojego spontanicznego zadziałania. Chyba źle to rozegrałam.
- Mogłabyś zawołać Nataniela? Muszę pilnie z nim pogadać. To bardzo ważne. - Przyszłam do rzeczy, nie witając się z nią, gdyż jej to wisiało. Usta dziewczyny wykrzywiły się w szyderczym uśmiechu.
- Nie ma go. - Rzuciła, zatrzaskując mi przejście przed nosem. Najwidoczniej nie miała ochoty na dalszą dyskusję. Z nią nigdy nie było lekko. Wyjęłam jeszcze raz komórkę, żeby zadzwonić do chłopaka, zanim zawrócę. Och. Ucieszyłam się, kiedy odebrał po trzech sygnałach, natomiast to, co mi powiedział wprawiło mnie w smutek i rezygnację.
- Przepraszam, nie mogę teraz rozmawiać.

_____________________________________

Hej! Dziękuję Wam z całego serca za Waszą aktywność pod ostatnim postem! Nawet nie wyobrażacie sobie jaka byłam szczęśliwa i równocześnie zaskoczona, że ktoś jeszcze czyta te moje opowiadanko :) Cieszę się, iż jesteście ze mną i poniekąd wspieracie, naprawdę dziękuję za to :*
Przepraszam Was za moją niesystematyczność. Kiedyś starałam się jej trzymać, lecz teraz niestety mam na głowie wiele obowiązków i nauki (bo matura już w maju - nigdy nie olewajcie szkoły) i nie za bardzo mam czas. Jednak jeśli się już to zdarzy to zawsze coś piszę i choćbym miała nie wstawiać czegoś przez miesiąc to nigdy, absolutnie NIGDY nie porzucę tego bloga. Pisanie jest dla mnie pasją, odskocznią od problemów i zmartwień. Kocham to i kocham tego bloga, tak samo jak Was i każdą Waszą aktywność, która napędza mnie i motywuje. Ta niby niepozorna strona, gdzie wrzucam swoje wpisy jest dla mnie bardzo ważną częścią mojego życia, o której każdemu wspominam...

A co do moich zaległości. Dodatek z Lysandrem pojawi się w tym miesiącu. Jest już w trakcie (powolnego) pisania. Muszę przy nim przysiąść...
Wgl zbliża mi się rocznica tego bloga i nie wiem, co specjalnego przygotować. Macie jakiś pomysł lub zachciankę? Może być cokolwiek, niekoniecznie związanego z pisaniem. Zdradzę, że myślałam o filmiku promocyjnym :D Nie wiem, serio. Pomóżcie :*

No to pozdrawiam Was serdecznie i do następnego ♥

25 października 2016

Pięść i rozum - odcinek 15

Obudziłam się w łóżku i choć nie miałam na to najmniejszej ochoty, podniosłam się do siadu. Spojrzałam na podłogę i aż uśmiechnęłam się zauroczona. Uchwyciłam szybko telefon, po czym zrobiłam zdjęcie Kastiela i Max’a, którzy przytulali się do siebie, jak prawdziwi kochankowie. Ta fotografia będzie moim pocieszeniem, zemstą i elementem szantażu. Trzy w jednym, lubiłam takie promocje. Przy okazji, jak już trzymałam komórkę to postanowiłam sprawdzić godzinę. Uderzyłam się w czoło, uświadamiając sobie, że dochodziła dwunasta. No świetnie, zabiją mnie w szkole. Nataniel pewnie był wściekły, znowu go zawiodłam. Zerwałam się z materaca i czym prędzej pobiegłam się przebrać. Nic jeszcze nie było stracone, póki mogłam zdążyć na chociażby jedną lekcję. Włożyłam na siebie czarne legginsy i jakiś przydługi, męski top. Włosów nawet nie poczesałam, pozwoliłam im na wolność. Zaleta krótkich włosów, nie puszyły się, ani nie kołtuniły, a od ciągłego spinania stały się naturalnie falowane dopóki nie łaskotałam ich szczotką.
Praktycznie wpadłam z powrotem do mojej sypialni i przykucnęłam przy śpiochach.
- Kastiel! – Krzyknęłam, mało delikatnie szarpiąc jego rękę. Ten z trudem odkleił od siebie powieki i popatrzył na mnie, marszcząc brwi. – Spadam do szkoły. Wiesz, co gdzie u mnie jest. Rozgość się i zrób swojemu chłopakowi śniadanie. – Był chyba za bardzo zaspany, żeby zrozumieć moje słowa, bo mruknął coś pod nosem i wtulił policzek w nagi tors Max’a. Dlaczego nie miał koszulki? Gdyż ozdobił ją kolorowym „haftem”. Spodni też nie posiadał, moja łaskawa matka wzięła je do prania. Naprawdę chciałam zaczekać i zaobserwować ich reakcję na siebie, kiedy się już wybudzą i odzyskają świadomość, ale wolałam wyjaśnić sprawę z Natanielem. Nie mogłam tego odkładać, było to zbyt ważne.

Zdyszana wbiegłam do szkoły, przykuwając uwagę niektórych uczniów, stojących blisko drzwi wejściowych. Trafiłam na przerwę, więc przewidując ruchy Nataniela, od razu udałam się w stronę pokoju gospodarzy. Podniosłam pięść do góry, zamierzając się do zapukania, ale wtedy poczułam na niej czyjś dotyk. Zaskoczona przeniosłam wzrok na nauczycielkę, która od jakiegoś czasu mnie męczyła.
- Młoda damo, proszę udać się ze mną do dyrekcji. – Powiedziała bardzo rzeczowo.
- Dlaczego? – Dopytałam zdziwiona.
- Bo panienka od dzisiejszego dnia została wykreślona z listy uczniów.
- Słucham? – Nic nie równało się z szokiem, którego wtedy doświadczyłam. To nie możliwe, żeby usunęli mnie ze szkoły. Co prawda zawalałam kartkówki i sprawdziany jeden za drugim, miałam mnóstwo spóźnień i nieobecności, ale to chyba nie był powód, aby mnie od razu wyrzucać? Osłupiała powędrowałam do gabinetu.

Usiadłam na krześle przy biurku pani dyrektor, a mój prześladowca zajął miejsce obok.
- To jest właśnie ta uczennica, o której wspominałam. – Wyjaśniła. Starsza pani z koczkiem zsunęła z nosa swoje okulary, mierząc mnie przenikliwym wzrokiem. Spięłam się, gdyż stresowała mnie sytuacja, w jakiej się znalazłam.
- O co chodzi? – Przerwałam ciszę, denerwując się.
- Roxano są na ciebie skargi. Wagarujesz, spóźniasz się, uciekasz z lekcji, nie uczysz się, oszukujesz na kartkówce, nie szanujesz nauczycieli, demoralizujesz wzorowych uczniów i uprawiasz niebezpieczny sport. Twoja frekwencja i zaległości są jednak w tym najgorsze. Masz ponad pięćdziesiąt procent godzin nieusprawiedliwionych, a to już dawno powinno przekreślić twoje przejście z klasy do klasy. Nie wiem co z tobą zrobić, dziecko. – Złożyłam dłonie razem w błagalnym geście.
- Proszę mnie nie wyrzucać. Ja nadrobię oceny i nie opuszczę już żadnego dnia.
- Ja natomiast proszę o jej natychmiastowe wydalenie. – Rzekła tamta uparta baba, dobrze że to nie ona o tym decydowała.
- Pani profesor, nie można tak. Roxano idź na lekcje, zastanowię się co z tobą poczynić. – Odetchnęłam nieco spokojniejsza i wstałam. Ukłoniłam się grzecznie, następnie opuściłam gabinet. Było po dzwonku, więc odpuściłam sobie na chwile obecną Nataniela i powędrowałam na matematykę.

Weszłam do klasy, na szczęście nauczycielki jeszcze nie było, więc nie naraziłam się. Musiałam spiąć tyłek, jeśli dalej chciałam widywać Nataniela codziennie. I skoro o nim mowa to nigdzie go nie było. Pewnie załatwiał coś związanego ze swoją pracą, gdyż Melanii także brakowało. Spojrzałam w kierunku Kim, która machała mi dłonią, abym podeszła. Tak też zrobiłam, a ona odsunęła mi krzesło, abym spoczęła.
- Cześć. – Przywitałam się, siadając. Objęła mnie swoim ramieniem, kładąc rękę na oparciu. Ona była trochę jak ja, wysportowana i silna.
- Rox czy ty masz w sobotę rozpoczęcie sezonu? – Zainteresowała się. Ona i Kastiel byli jedynymi osobami z mojej klasy, którzy przychodzili mi kibicować i wspierać.
- Tak. Przyjdziesz? – Dopytałam ucieszona jej potencjalnym dopingiem. Uśmiechnęła się szeroko, salutując palcami jak w wojsku.
- Oczywiście. Nawet zrobiłam genialne koszulki. Zobacz sama. – Schyliła się do swojej torby, aby wyciągnąć z niej papierową torbę. Podała mi ją, a ja wyjęłam z niej poskładaną, czarną koszulkę. Zaintrygowana rozłożyłam ją i zaśmiałam się jak dziecko, widząc dość oryginalny nadruk mojej głowy w otoczeniu czerwonych płomieni. Miło, że posiadałam osobę, która poświęciła swój czas oraz pieniądze i zaprojektowała tę skromną, ale jak dla mnie bezcenną bluzkę.
- Dziękuję ci bardzo! – Prawie krzyknęłam, wyrażając moją wdzięczność.
- Daj spokój, co to dla mnie. Akurat była promocja, więc dostałam trzy w cenie dwóch. Jedną postanowiłam już dać Kastielowi, więc tą możesz albo zatrzymać na pamiątkę, albo komuś wręczyć. – Mrugnęła mi okiem, a mi do głowy przyszedł tylko jeden człowiek. Nataniel. Ciekawe, czy by ją założył? I właśnie w tamtej chwili, w której o nim pomyślałam, wszedł do sali wraz z chichoczącą Melanią u boku i profesorką. Moje serce zabiło szybciej, wyglądał wyjątkowo przystojnie, choć miałam wrażenie, że jego oczy nie odzwierciedlają uśmiechu na ustach. Były jakieś nieobecne, a utwierdziłam się w tym przypuszczeniu, kiedy spotkały się z moimi. Od razu zmarszczył brwi, zadziwiony moim widokiem. Jego radosne wargi opadły w dół. Och. Czyli faktycznie się na mnie złościł. Wrócił uwagą do mówiącej im coś nauczycielki, przytaknął skinięciem głowy i ruszył w stronę swojej pierwszej ławki w środkowym rzędzie. Oczywiście Melania posłała mi swój perfidny uśmieszek i z dumą zajęła miejsce obok niego. Jednak o nią nie byłam zazdrosna. Zerknęłam w stronę pięknej Sucrette, siedzącej z Iris i cicho z nią dyskutującej. To ona była moim prawdziwym zmartwieniem.

Gdy lekcja dobiegła końca, nieco zestresowana podeszłam do pakującego się Nataniela. Melania zmierzyła mnie wrogim spojrzeniem, również czekając na chłopaka.
- Umm cześć Nataniel. Możemy porozmawiać?
- Wy chyba nie macie o czym gadać. – Wtrąciła się moja rywalka. Nataniel wstał i skarcił ją wymownym wzrokiem. Następnie popatrzył na mnie. Wiedziałam… W jego złotych tęczówkach błąkały się dziwne emocje, nie pasujące do jego postawy.
- Nat, czy wszystko dobrze? – Zmartwiłam się i odruchowo wyciągnęłam dłoń, żeby dotknąć jego policzka. I wtedy naprawdę się przestraszyłam, kiedy wzdrygnął się, a w jego oczach zabłysnęło przez moment przestraszenie. Zaskoczona rozwarłam usta, przyglądając mu się dokładnie. Coś było nie tak, czułam to. On także nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Rox…
- Nataniel, idziemy? Pani dyrektor czeka. – Chciał coś powiedzieć, ale ta... Ych… Melania mu bezczelnie przerwała. Znowu ubrał maskę, chowając się pod nią. Nie podobało mi się to, ale klasa to nie najlepsze miejsce do poważnych rozmów, a taka nas najwyraźniej czekała.
- Będę w szatni. Przyjdź, jeśli chciałbyś ze mną pomówić. – Oznajmiłam mu.
- Mhm. – Wymamrotał, po czym udał się do wyjścia.
- Jesteś żałosna. – Burknęła Melania na odchodne, jednak nie zrobiło to na mnie większego wrażenia.

Tak jak zapowiedziałam Natanielowi, cierpliwie siedziałam w ubieralni. Było już późno, a z każdą minutą rosłą we mnie obawa przed byciem wystawioną do wiatru. I wcale się temu nie dziwiłam…Nagle moją niepewność przerwał dzwonek telefonu. Wyciągnęłam go z torby i spojrzałam na wyświetlacz. Od razu odebrałam, przykładając słuchawkę do ucha.
- Czekasz jeszcze? – Zapytał Nataniel.
- Tak. – Odparłam, wstając z miejsca. Dupa bolała mnie już od tego płaszczenia.
- Zaraz będę. – Uprzedził, rozłączając się. Te dwa słowa sprawiły, iż zalało mnie ciepło. A gdy usłyszałam jego kroki i ujrzałam go, schodzącego po schodach, motyle w moim brzuchu wzbiły się do lotu.
- Nataniel, cieszę się… - Nie dokończyłam, bo kompletnie mnie zatkało. Czemu? Może dlatego, że mój kochany Nataniel bez słowa wziął mnie w swoje ramiona, przytulając się do mnie mocno i zachłannie. Podniósł mnie nieco, wtulając twarz w złączeniu mojego ramienia z szyją. Nasze serca waliły w zawrotnej prędkości, otępiło mnie. To zachowanie było tak niewiarygodne, że traciłam powoli rozeznanie na granicy mojej wyobraźni, a realności. Dopiero gdy sama go objęłam i poczułam pod dłońmi jego drżące plecy, uświadomiłam sobie, iż działo się to naprawdę. Jednak zastanawiało mnie jedno, co się za tym kryło?

_____________________

Hej! Czy ktoś tu jeszcze zagląda i czyta? XD Sprawdzam obecność, proszę się zgłaszać :P

11 października 2016

Pięść i rozum - odcinek 14

No i zmierzałam się z kolejnym niezręcznym treningiem. Tata uparł się, że mam ćwiczyć z Max’em, tym bardziej po ostatniej akcji, kiedy nie obroniłam się przed jego ciosem. Stwierdził, iż jeśli uda mi się go pokonać to nic nie stanie mi na drodze. Jakże naiwne.
- Rox ale skup się tym razem. – Rzekł, przygotowując się do uderzenia. Dobra. Czas wyłączyć myśli. Jego noga równocześnie powędrowała do tyłu wraz z zgiętym łokciem. Mocno zaciśnięta szczęka i energia, jaką wkładał w ten czyn świadczyły tylko o tym, że nie miał zamiaru być dla mnie pobłażliwym. No i dobrze. Przynajmniej nie miałam skrupułów, aby uniknąć jego prawego sierpowego i walnąć mu w tą zbyt pewną siebie twarz.
- Dobrze Roxi! Spierz gnoja! – Usłyszałam zadowolony krzyk. Oboje spojrzeliśmy po Kastielu, który wyrósł chyba z pod ziemi. Stał za naprężonymi liniami i z uśmieszkiem konsumował bułkę.
- Gnoja? Tfy, a może ty mnie spierzesz, co mądralo? – Widać Max wziął do siebie bezmyślny tekst Kastiela, bo zaczął się do niego sadzić.
- No pewnie, jednak nie chciałbym cię upokorzyć przed kolegami po fachu. – Zakpił, a ja tylko klepnęłam się w czoło. Już widziałam pulsującą żyłkę na skroni Max’a. Zanim doszłoby do bezsensownej bójki podeszłam do Kastiela i trzepnęłam go w potylicę.
- Po co prowokujesz kogoś z kim nie masz szans? – Dopytałam lekko poddenerwowana.
- Jak to nie mam szans? Tylko dotknij tych mięśni – Napiął swoje ramię, a ja po prostu parsknęłam śmiechem.
- Nie tylko mięśnie wchodzą w grę. – Wyprowadził go z głupoty zażenowany Max. – Liczy się jeszcze technika, kondycja… - Wymieniał dalej, lecz przerwał kiedy na usta Kastiela wdarł się perwersyjny uśmieszek.
- A tą to ja mam dobrą. – Jego podskakujące brwi dodały temu zdaniu swojej zboczonej dwuznaczności. Nie wiedziałam tylko dlaczego poczułam, jakby chciał mi coś w ten sposób zasugerować.
- Jesteś beznadziejnie tępy, szkoda na ciebie nerwów. – Westchnął zdegustowany bokser. Kastiela musiało to trafić, bo wystawił do mnie ręce z siatką i bułką.
- Trzymaj Rox, bo muszę tu kogoś nauczyć szacunku. – Z pożałowaniem patrzyłam, jak Kastiel w dość pokraczny sposób wywija się między linami, żeby dostać się na parkiet… I nagle olśnienie! Wpadłam na genialny sposób na sparing między tymi piszczącymi bykami, który nie sprawi, że będę musiała wycierać Kastiel’owi krew, czy co gorsze, biec z nim do kostnicy.
- Czekajcie, mam świetny pomysł na wasze starcie! – Wrzasnęłam, odkładając rzeczy Kastiela w rogu i czym prędzej pobiegłam do kantorka. Wzięłam z niego trzy skakanki, no bo ja też się z nimi zmierzę, żeby udowodnić im, iż nie mają ze mną szans w żadnym wypadku. Tak, chodź miłość mi nie wychodziła to jednak było coś, w czym byłam nieskromnie mówiąc najlepsza. Wróciłam do rywali, a ich miny zrzedły na widok ściskanych przeze mnie przedmiotów.
- No chyba żartujesz. – Mruknął rudy buntownik z obrzydzeniem biorąc ode mnie skakankę.
- Nie! Ja cię do szpitala nie będę wieść, a zresztą możesz mi pokazać tą twoją „dobrą kondycję” – Rzuciłam bezmyślnie, na co Kastiel przysunął się bliżej i ułożył dłoń na moim biodrze.
- Wiesz, mogę ci to pokazać w nieco intymniejszy sposób. – Czy on się naćpał, czy jak? Lubił igraszki, ale nigdy nie kierował do mnie takich wyznań. Chciałam go oprzytomnieć, jednakże wyręczył mnie w tym Max, brutalnie odciągając Kasa na co najmniej metr.
- Roxano daj mi tę skakankę, bo muszę zająć czymś dłonie. – Warknął, patrząc na Kastiela z mordem w oczach. Wręczyłam mu upragnioną rzecz. Widziałam w nim, zawziętość, która mnie cieszyła, gdyż wiedziałam, iż brał to na poważnie.
- Dobra, gotowi? Start! – Zawołałam, patrząc w dół na moje podskakujące stopy z zawrotną prędkością. Tego mi było trzeba, porządnego wysiłku. Czułam jak w ten sposób pozbywam się wszelakich negatywnych myśli. Pełna radości zerknęłam na moich rywali. Aż przystanęłam, widząc jak Kastiel leży na plecach z związanymi stopami i rękami oraz czerwonym śladem na policzku. Załamałam ręce, zerkając na stojącego dumnie Max’a.
- Rox powiedz coś temu Brutusowi! On ma wściekliznę! – Krzyknął wkurzony buntownik, próbując wyswobodzić się z pętli. Wyglądał dość zabawnie, jak gąsienica.
- Co to ma znaczyć? – Zapytałam wysokim głosem przez usilne wstrzymywanie napadu śmiechu. Tak pyskował i warczał, że nie mogłam powiedzieć, iż mu się nie należało.
- No co? Ten debil nie wiedział, do czego służy skakanka. Gdy tylko spuściłaś z niego wzrok, zaczął mnie nią okładać, więc go poskładałem i pokazałem, jak kończą nadpobudliwi wariaci. – Burknął, zakładając na piersi ręce w czerwone pręgi. Już nie mogłam, po prostu wybuchłam głośnym, beztroskim rechotem. Co za idioci…

- Będziecie na moim pojedynku z Blackberry? – Zapytałam, bo chciałam, aby mnie wspierali.
- Pewnie. – Uśmiechnął się Max, podając puszkę nowemu koledze. Ten wziął ją i uniósł do góry.
- Potem opiję twoje zwycięstwo. – Zarzekł się już weselej, po czym łakomie chlapnął wielki łyk swoich procentów. Zgniótł pusty pojemnik i wyrzucił gdzieś za barierkę w pnący bluszcz mojej mamy. Zerknął na mnie i dodał. – Wiesz dobrze, że nie opuściłbym widoku ciebie na ringu. Jesteś wtedy taka seksowna.
- Kastiel co ci się dzieje dzisiaj?! – Zapytałam, prychając.
- Nie wiem, dawno nie miałem laski pod sobą… - Mruknął cicho, praktycznie sam do siebie. Pokręciłam bezradnie głową. Max delikatnie dźgnął mnie w bicepsa, więc popatrzyłam na niego. Trochę się cofnęłam na krześle, widząc jego twarz dość blisko mojej. Nachylał się do mnie, przez co mimo mroku widziałam błysk pałętający się w jego źrenicach.
- Ciężko mi to przyznać, ale Kastiel ma rację.
- Z tym, że wariuje od braku dziewczyny? – Dopytałam, marszcząc brwi. Chłopak westchnął, opuszczając na chwilę wzrok, jednak zaraz powrócił do moich zdziwionych oczu.
- Jesteś najpiękniejsza na ringu. – Co? Co? Co? Co on właśnie do mnie powiedział? Właśnie przypomniałam sobie, dlaczego nasz dzisiejszy trening, przed przybyciem Kastiela, był niezręczny. Zaśmiałam się nerwowo, udając nie wzruszoną i nie przejętą. Poklepałam go po umięśnionym barku.
- Ta, dzięki, dzięki. Pot i agresja muszą dobrze się ze mną komponować. – Chłopak chciał coś jeszcze dodać, jednakże przerwał mu wrzask mojego ojca, dochodzący z domu. Po chwili drzwi otworzyły się z łomotem, a w progu stanął mój potężny rodzic.
- Te młodzi! Matka zaprasza na kolację, a ja na wódeczkę! – Krzyknął tonem, nie przyjmującym sprzeciwu. Zresztą sądząc po zadowolonych minach chłopców i ich energii w wchodzeniu do domu, raczej nie mieli ochoty odmawiać. I tak zaczęła się libacja alkoholowa w wydaniu mojego taty…

- Kastiel! – Zawołałam, a on przerzucił zmęczone spojrzenie z umarłego kolegi na mnie. Masakra, jego powieki były na wpół otwarte. – Idę przygotować wam miejsce do spania. – Chłopak mruknął coś pod nosem, czego w ogóle nie potrafiłam rozszyfrować.
- Młoda! Polej nam po kielichu jeszcze! – Krzyknął mój ojciec, zabierając ramię z zgarbionych barków Kastiela i pleców śpiocha. Buntownik spojrzał na mnie z przerażeniem i kiwnął mi głową, na nie, kiedy sięgnęłam po butelkę. Niby chętnie poobserwowałabym jego męczenie, lecz patrząc na jego siniak, doszłam do wniosku, iż miał już wystraczająco ciężki dzień.
- Tato… Może pójdziesz już do mamy. Ona na ciebie czeka.
- Jak kocha to poczeka! Nie pierdziel tylko lej! – Trzasnął swoim kieliszkiem o blat stołu, domagając się jego ukochanego napoju. Nie protestowałam, z rodzicem się nie dyskutuje, nawet jak jest pijany. U Kastiela pojawił się odruch wymiotny, jak tylko doszedł do niego zapach wódki, którą wlewałam do jego kieliszka. Biedny… Może wyciągnie z tego lekcję na przyszłość. Z bólem serca zostawiłam go sam na sam z moim tatą, kiedy poszłam do pokoju.

Uścieliłam na podłodze materac z pościelą. Jeszcze nie podjęłam decyzji, kto, gdzie będzie spał. Może Max’a zostawię przy stole, a dla najbardziej wytrwałego, czyli Kastiela, poświęcę własne łóżko. Zobaczy się. Moje rozmyślenia przerwał dźwięk telefonu. Zerknęłam na wiszący zegar między plakatami Jack’a Johnson’a, a Reginą Halmich. Dochodziła północ, więc moje zdziwienie powinno być zrozumiałe. Przez moment pomyślałam, że to znowu jakieś próby zastraszenia mnie, ale widok imienia, powodującego szybsze bicie mojego serca, odegnał ode mnie to przypuszczenie.
- Halo? – Rzekłam do słuchawki, nie kryjąc zaskoczenia.
- Przepraszam, że dzwonie tak późno. – Przeprosił lekko drżącym głosem. Coś musiało się stać, słyszałam to w jego tonie.
- Nataniel co się dzieje? – Zatroskałam się. Westchnął ciężko do słuchawki, musiał się z czymś zmierzać. Pewnie, czy może mi na tyle ufać, aby się zwierzyć.
- Wiesz… Nie wiem, jak to powiedzieć… Wstyd mi… - Dukał.
- Roooooooooxeeeeeet! – Przeciągły pijacki jęk rozległ się po moim pokoju. Zadziwiona spojrzałam na jego szokujące źródło. Na ziemi klęczał Kastiel, chwiejąc się na boki. Czy on się tutaj czołgał, czy jak?
- Kastiel co ty wyprawiasz, człowieku? Gdzie masz mojego tatę? – Wypytywałam spanikowana, dostrzegając jego okropny stan.
- Kastiel? Jest u ciebie? – Doszło do mojego umysłu pytanie z drugiej strony słuchawki. No świetnie, po prostu genialnie!
- Tak. Pił z moim ojcem. – Z marszczonymi brwiami obserwowałam, jak Kastiel na czworaka zaczął podążać w moim kierunku. Jak koala oplótł się wokoło moich nóg.
- Aha. – Rzucił krótko Nataniel. Kastiel przytulił się mocniej, przez co powoli traciłam równowagę, więc podparłam się o jego pustą głowę.
- Kas odejdź. Rozmawiam teraz z Natanielem. – Szepnęłam do buntownika.
- Czo?! Jescze nie dalas sze z nim spokoczu?! Roxxx on czebie nie kocha! – Wrzeszczał jak opętany, próbowałam zamknąć mu usta moją dłonią, kucając przy nim.
- Nataniel wiesz, ja… - Przerwałam, kiedy Kastiel ugryzł mój palec.
- Mówię czi kutwa, ten idiota nigdy czę nie pokocza! Nie będzie z laszką, która ma większe jaja niszzz on!
- Kastiel zamknij się! – Warknęłam na niego. Normalnie moje nerwy prawie uciekały spod mojej kontroli, zaraz mu walnę i zaśnie.
- Roxano, może porozmawiamy jutro. – Nataniel wycofywał się, kurde! Jutro mi niczego nie powie. Kastiel zaczął się ze mną szamotać, żeby wziąć mi telefon. Nie było na to rady, musiałam przełożyć rozmowę na kiedy indziej.
- Do jutra Nat, przepraszam ci… - Nie dokończyłam, kiedy głuchy dźwięk w komórce zaatakował mój umysł. Byłam na tyle zdruzgotana, iż pozwoliłam Kastielowi wyrwać mi moją własność. On naprawdę był debilem, bo przyłożył ją do ucha i mamrotał jakieś obelgi. Walnęłam się kilka razy w czoło.
- Kastiel! – Krzyknęłam, żeby oderwać go od bełkotania do samego siebie. Niestety, wcale nie reagował, więc klepnęłam go trochę w zemście w plecy. Od razu popatrzył na mnie, o ile widział coś przez te przymrużone oczy. – Nataniel się rozłączył. – Mimo wszystko dalej nie wykonał żadnego ruchu.
- Czota! – Burknął, puszczając mój telefon, który odpił się od wykładziny.
- To ty nią jesteś, ciołku! Czemu tu przylazłeś? – Zanim udzielił mi odpowiedzi, opadł na policzek, zamykając powieki.
- Ummm… Max zaszął rzygać. – Oznajmił, nim odpłynął w świat snów. Zdenerwował mnie niemiłosiernie, ale i tak go przykryłam. Napisałam sms’a do Nataniela, przepraszając go za zaistniałą sytuację, następnie ciężkim i leniwym krokiem powędrowałam ogarnąć Max’a