Będąca pionkiem
w grze.
Kastiel najwyraźniej
wszystko wyjaśnił z Alanem, bo ten usiadł obok mnie i objął swoim ramieniem.
Przyciągnął ku sobie, pozwalając poczuć mi odrobinę ludzkiego ciepła. Jego
broda przytuliła się do mojego czoła, a jego piękny głos, który dopiero teraz
wydawał mi się wyjątkowo bliski szeptał mi do ucha ciche „spokojnie, już
wszystko rozumiem”. Zadziałało. Mój stan psychicznego rozpad znieruchomiał.
Zastygł w miejscu, miałam skrytą nadzieję, że od tamtego momentu zacznę je
budować na nowo.
- Każdy popełnia
błędy, powinienem to wiedzieć. Przepraszam, iż poniekąd podburzyłem Lysandra
przeciwko tobie. Nienawidzę zdrad, dlatego tak szybko cię skreśliłem. Myślałem,
że masz romans z Dakotą, potem z Kastielem… Głupi byłem. – Wyznał. Zaskoczona
tym odsunęłam się od niego i mimo mroku, mogłam dostrzec jego zażenowanie.
Wszystko do mnie doszło, pojęłam informacje, aczkolwiek jedna z nich utworzyła
wielką gulę w moim gardle, przez którą mój głos drżał, kiedy zapytałam:
- Jak to podburzałeś? –
Podrapał się po karku.
- To ja powiedziałem
Lysandrowi, że jesteś u Kastiela. Po tym długo z nim rozmawiałem, no i nastawiłem
go na ciebie negatywnie. Wcześniej też, kiedy zadzwonił do mnie z pytaniem „czy
dalej jesteśmy w parku?”. Przeze mnie od razu założył zdradę. Naprawdę jestem
debilem, sugerując się własnym przykrym doświadczeniem… Nie ma to jak gej,
wtrącający i oceniający związek kobiety i mężczyzny. – Dobiło mnie to, po raz
kolejny potwierdziło się, że byłam laleczką, marionetką… Chociaż bardziej
manipulowanym był Lysander, który słuchał się innych w postępowaniu ze mną.
Najpierw Kastiela, potem Alana, ciekawe ile jeszcze osób miło wpływ na jakość
naszego „związku”, o ile mogę go tak nazwać. Nie było w tym jego wolności, to
był jak film… Nie! Gra, a na jej przebieg mieli wpływ inni… Komiczne… Żałosne...
- W pewnym stopniu
przyczyniliśmy się do tej tragedii, trzeba im pomóc się pogodzić. – Rzekł Kastiel,
a ja straciłam już wiarę w to, czy w ogóle warto.
- Nie wiem czy to
możliwe, wszystko było przecież takie sztuczne, nie mieliśmy w tym własnej
woli. – Podkuliłam mocniej nogi.
- Sorry mała. Jak to
naprawimy, to obiecuję, ukatrupię każdego, kto będzie się wam wtrącał. –
Zaoferował buntownik, zajmując miejsce obok.
- Wliczając w to
siebie? Wiesz Sucrette, Lysander nadal cię kocha, jednak wątpię, żeby był w stanie
przełamać się do rozmowy z tobą. Musisz do niego jakoś dotrzeć. – Powiedział mi
to, co już wiedziałam. Nic nowego… Chociaż fakt, iż dalej tkwiłam w sercu Lysandra
cieszył mnie.
- Pff. Już to wiemy.
Pytanie tylko, czy nam w tym pomożesz? – Zapytał Kastiel z niecierpliwością
czekając na odpowiedź.
Od tamtego spotkania
minęło już parę dni. Był późny piątkowy wieczór, kiedy wyszłam od Kastiela z
naszej próby do jutrzejszego koncertu. Owinęłam się szczelniej szalikiem,
podnosząc wzrok w niebo, na migoczące gwiazdy. Dopadła mnie wtedy tęsknota za Lysandrem.
Zatrzymałam się, bo do mojego umysłu napłynęła fala wspomnień. Naszych wspólnie
spędzonych chwil… To smutne, że niedawno byliśmy trzymającymi się za dłoń parą.
Było to odległe, tym bardziej, iż Lysander trzymał mnie na dystans, unikał,
więc żadna próba zagadania do niego nie doszła do skutku. Dlatego zdziwiło
mnie, gdy mój telefon zawibrował, a dzwoniącym okazał się właśnie on. Brakło mi
tchu, cała drżąca odebrałam i przycisnęłam słuchawkę do ucha.
- Halo? – Wydusiłam.
- Mmm dobry wieczór
Sucrette. Co robisz? – To niby zwyczajne pytanie, jednak czułam tą
niezręczność. Wróciłam spojrzeniem do góry.
- Właśnie patrzę w
zimowe niebo. – Odparłam zgodnie z prawdą. Starałam się brzmieć spokojnie, chociaż
w środku szalałam z podenerwowania. Czyżby w końcu dojdziemy do porozumienia?
Czy to szansa? – A ty?
- Liczę gwiazdy. –
Och! Czyli w tamtym momencie robiliśmy to samo. – Postanowiłem zadzwonić, bo
jutro jest koncert.
- Czujesz stres? –
Dopytałam.
- Bardziej żal. –
Oznajmił smutno. Opuściłam wzrok, bo odczułam te przygnębienie.
- Dlaczego?
- Naprawdę pytasz? –
Odpowiedział pytaniem na pytanie, wymijając bycia konkretnym. Cóż, mogłam się domyślić.
Ja też miałam być tam. Na tej scenie. Ale niech się nie martwi tym, przecież i
tak zaśpiewamy razem. Taki miałam plan. – Sucrette... – Zaczął niepewnie.
- Tak?
- Nie nic. Dobranoc. –
Rzekł, a ja nie miałam w sobie wystarczająco wiele sił ani odwagi, żeby go
zatrzymać. Po prostu przybita wsłuchiwałam się w głuchą ciszę biegnącą z
komórki. W głowie narodziło mi się tylko jedno: co chciał mi powiedzieć? Jutro
wszystkiego się dowiem.
____________________________
Hej! Dzisiaj krótko, ale w przyszłą sobotę dam cały opis koncertu. Nie będzie żadnego dzielenia tej akcji. Myślałam w ogóle, że rozdział będzie naprawdę późno, jednak udało mi się szybciej. Jeśli chodzi o niewyjaśnione wątki (typu Dakota, czy dlaczego Alan był anonimowy) to nie martwcie się, wszystko zostanie wyjaśnione, o niczym nie zapomniałam ;)
Jutro jadę nad morze, jak wrócę to wezmę się w garść z tym pisaniem, bo masakra jakaś. Zacznę od korekt (chociaż w prawdzie już zaczęłam).
Wszystko przejdzie poprawkę i takie info małe dla fanek Kastiela:
Całe opowiadanie będzie sprawdzone i wzbogacone o nowe fragmenty. Pytanie tylko, czy dobrym pomysłem byłoby wstawienie w jednej notce całości? Co myślicie? A jeśli nie, to czy jest jakaś taka możliwość na blogspocie, żeby wstawić plik z całością?
No to pozdrawiam i do następnego :*
Dawaj całość! Długo nie wytrzymam tego napięcia :P
OdpowiedzUsuńDokładnie :D
OdpowiedzUsuńW takim razie domyślam się że rozdział będzie długi i wyczerpujący dla obu stron :D
OdpowiedzUsuńDawaj wszystko! Rozdział smutny i pełen niespodziewanych jak dla mnie akcji.. Jak zawsze wszystko w najlepszym porządku! :) Pozdrawiam i życzę duzzzzzio weny Harusia ❤
OdpowiedzUsuń