7 lutego 2018

"The Lady in red" - Lysander VIII

Wziąłem szybki poranny prysznic, chciałem spłukać z siebie wspomnienia poprzedniego dnia. Skarlett całkowicie omamiła mój rozum, nie posiadałem na nią odpowiedniej tarczy, dlategoż nie oszczędzałem sił w umyciu włosów. Liczyłem, że jej obraz zniknie wraz spłukiwaniem szamponu. To Rozalia była tą, którą kochałem i dla której budziłem się co rano, więc naprawdę niepokoił mnie fakt, iż to nie o niej myślałem zaraz po otworzeniu powiek. Skończyłem kąpiel, jednak dopiero odczytanie wiadomości od Rozalii odgoniło ode mnie niepożądane wytwory mojego umysłu. Pytała o mój brak obecności w szkole, cóż pierwszy raz przyszło mi zaspać. Uradowało mnie jej zainteresowanie, poświadczało to o tym, że moja egzystencja nie była jej tak obojętna, jak wmawiało mi moje przewrażliwione serce. Wypełniła mnie motywacja, ubrałem najlepszą koszulę i wyjątkowo skropiłem się perfumą. Kastiel czekał pod moim domem, gdyż poszedł w moje ślady ze spóźnieniem się. Zapakowałem ostrożnie bilet do czerwonej koperty, nim nałożyłem na siebie czarny płaszcz. Zapowiadał się wielki dzień, gdzie w końcu zmierzę się z moimi uczuciami.
Mroźne powietrze wywiewało ze mnie pewność siebie, za to powoli wypełniało obawami. Co jeśli Rozalia od razu mi odmówi? Przecież to byłby dla mnie niesamowicie bolesny cios. Pełny trosk wędrowałem w stronę szkolnej placówki. Wypoczęty Kastiel palił papierosa, streszczał mi swój długi weekend. Nie słuchałem go, póki nie przytoczył imienia Skarlett. Ono wyratowało mnie z popadnięcia w depresję. Nie mogłem tego zignorować, tym bardziej, że to właśnie z jego ust wypłynęło te melodyjne imię. Spojrzałem na niego odruchowo, rozbudzony przez ciekawość.
- Mógłbyś powtórzyć? – Poprosiłem, ponieważ nie dosłyszałem jego wywodu. Chłopak popatrzył na mnie nieco zdziwiony, ale powstrzymał się od zbędnego komentarza na moje nagłe zainteresowanie jego monologiem.
- Ech, ja już jej całkowicie nie ogarniam. – Wyznał, wyraźnie zmęczony tym tematem. Ostentacyjnie przydeptał swój nałóg. – Ogólnie była upierdliwą muchą, od której nie mogłem się odpędzić. Wystarczyło jedno moje skinięcie i ona już przy mnie była. Wczoraj było mi smutno i chciałem się do kogoś poprzytulać, specjalnie po nią dzwoniłem, a ona mnie olała… I nie wiem, jak mam to teraz interpretować… Przeszło jej, czy co? – Najgorsze, że ani przez moment na jego twarzy nie pojawił się ten cień kpiny. Przejął się tą chwilową niedostępnością osoby, która przyzwyczaiła go do swojego całkowitego oddania. Dziewczyna utarła mu tego jego zarozumiałego nosa, potrzebował tego, żeby w końcu docenić jej bliskość. On zagubił się w tej relacji, ostatecznie okaże się, iż nie będzie umiał żyć bez niej. W sumie posiadała w sobie coś uzależniającego. Mi też ciężko było sobie wyobrazić, jakbym miał przestać się o nią martwić.
- Sfrustrowało cię to? – Dopytałem, a chłopak westchnął ciężko. Pierwszy raz ujrzałem go w chwili kontemplacji nad swoimi uczuciami. Wyłonił się z pod maski ignoranta, niespotykane zjawisko, doprawdy.
- Trochę. Wygląda to, jakby w końcu sobie odpuściła i niby powinno mnie to cieszyć… Jednak teraz nie jestem pewny czy tego chcę. – Wiedziałem, że ten wstrząs doprowadzi go do takiego wniosku. W końcu nie doceniamy tego, co mamy.
- To może daj jej szansę. Spróbuj popatrzeć na nią inaczej, zaproś ją i poznajcie się na nowo. – Zaproponowałem mu, na co energicznie rozczochrał swoje włosy, jakby zbierał w sobie energię na wdrożenie tego pomysłu. W jego głowie musiała trwać burza, w końcu mówiliśmy o dziewczynie, której do tej pory usilnie chciał do siebie zrazić. Wyprostował się, podejmując decyzję.
- No, okej. – Wyrzucił to z siebie głośno, a mnie zalała radość. Nie mogłem doczekać się reakcji Skarlett. Jej wczorajsza wstrzemięźliwość przyniesie jej tyle szczęścia. Aż mnie samemu się to udzieliło. Starałem się utrzymać w sobie te emocje i zignorować niepokojące kłucie gdzieś tam w odmętach mojej klatki piersiowej. Musiałem wziąć się w garść i skupić na pisaniu własnej historii miłosnej.

Gdy ujrzałem Rozalię poczułem jak cały kolor ze mnie ucieka. W wyobraźni było to zdecydowanie prostsze niż w prawdziwym życiu. Oddychałem głęboko, wzbierając w sobie odwagę. Usiadłem za nią razem z Kastielem, moje dłonie zachorowały na Parkinsona, z trudnością przyszło mi je opanować, tym bardziej, że Rozalia odwróciła się do nas z tym swoim onieśmielającym uśmiechem.
- Wyspani? – Zaczepiła wesoło, na co Kastiel objął mnie ramieniem.
- Jak nigdy. – Odparł pełen energii, mógłby mi jej trochę pożyczyć. Rozpoczęli standardową pogawędkę, na której słuchaniu nie mogłem się skupić. Prowadziłem wewnętrzną walkę ze swoim tchórzostwem. Musiałem się przełamać, wykorzystać szansę, nim dziewczyna stanie się dla zupełnie nie osiągalna. Dobra, zamknąłem stres w pięściach pod stołem.
- Rozalio. – Zacząłem nieśmiało, przykuwając jej uwagę. – Czy moglibyśmy później porozmawiać? – Ściągnęła wargi, gwiżdżąc cicho.
- Zabrzmiało poważnie, ale okej. – Oznajmiła filigranowo, po czym zaczepiona przez koleżankę, odwróciła się do niej. Całe szczęście, bo mogłem wypuścić z siebie nagromadzone powietrze. Opadłem czołem o blat naszej ławki, wyczerpany tym jednym pytaniem. Mimo to byłem zadowolony z siebie, udało mi się zrobić postęp. Nie mogłem się już wycofać.
- Żyjesz? – Usłyszałem Kastiela, acz nie miałem sił, aby zareagować. Miałem na koncie sukcesik, byłem o jeden krok dalej. Obym parł tylko do przodu. – Skarlett mi odmówiła. – Spojrzałem zaskoczony na przyjaciela, który wpatrywał się tępo w telefon. Wyprostowałem się, zapominając o moim małym zwycięstwie.
- Słucham? – Dopytałem, nie wierząc własnym uszom.
- Zaprosiłem Skarlett na randkę, ale się nie zgodziła. – Złapał się za czoło, wyglądał na zdruzgotanego. Byłem w szoku, przecież ona tak czekała na ruch z jego strony, a tu... Odrzuciła go. Niewiarygodne. Nauczycielka weszła do klasy, więc nie mogłem wyjść na poszukiwania. Siedziałem jak na igłach, musiałem dowiedzieć się, o co chodziło.

Znalazłem Skarlett siedzącą na schodach. Uśmiechnęła się na powitanie, jednakże, gdy tylko zapytałem o Kastiela spochmurniała, opuszczając smutno głowę. Usiadłem obok niej, zaintrygowany jej nietypową reakcją. Nie spodziewałem się, że ta sytuacja wyda mi się tak interesująca i nadzwyczaj ważna. Przecież to nie dotyczyło mnie, nie lubiłem wtrącać się w czyjeś sprawy, a jednak nie spuszczałem z niej badawczego spojrzenia. Ona powodowała we mnie tę zmianę charakteru…
- Boję się Lysandrze. Wczoraj dużo sobie przemyślałam i przyznałam ci rację. Nie mogę być na każde jego zawołanie. I co, pójdę z nim, bo ma taką zachciankę, a za chwilę znowu każe mi się odczepić z inną na kolanach? Wiesz, jakie to upokarzające? – Wyjawiła przygnębiona. Wyglądała, jakby miała się zaraz rozsypać, domyślałem się, jak ciężko przechodziło jej to przez gardło. Po raz kolejny mi zaimponowała. Była naprawdę bystra, otrząsnęła się z tego całego szaleństwa na jego punkcie. Podziwiałem ją za to, że choć całe jej ciało trzęsło się, potrafiła podjąć rozsądną decyzję, wbrew samej sobie.
- Dzielna jesteś. – Przyznałem, a ona prychnęła pod nosem.
- Nie bardzo. Wczoraj pobiegłam pod dom Kastiela, ale nie odważyłam się zadzwonić do drzwi. – Na tę wieść, moje brwi samoistnie uniosły się ku górze.
- Naprawdę tam poszłaś? – Dopytałem, nie dowierzając do końca w jej upór.
- Tak. – Przytaknęła nieco zażenowana. – Powiedz, co mam teraz zrobić? – Zapytała bezsilnie. Nie chciałem jej doradzać, miałem wrażenie, że cokolwiek jej powiem nie będzie to szczere. Gubiłem się w tej znajomości, a bardziej w jej randze. Kim ona dla mnie była? A bardziej kim się dla mnie stawała? Bo na pewno nie była mi obojętna na tyle, ile powinna być zwykła koleżanka…
- Daj mu ostatnią szansę. – Zaproponowałem jej, chociaż nie brzmiało to zbyt pewnie z mojej strony. Bałem się o nią trochę, jednakże na tamten czas, wydawało mi się, że nabrała wystarczająco dużo dystansu do swoich uczuć, iż mogła spróbować jeszcze ten jeden raz. Ale przysięgam, jeśli Kastiel znowu doprowadzi ją do łez w swój okrutny sposób to nie odpuszczę mu tego.
- W porządku. – Oznajmiła, zamykając swój tomik i wstając z miejsca. – Idę go poszukać. Trzymaj za mnie kciuki. – Rzuciła, posyłając mi ten pewny siebie uśmiech, następnie rozczochrała moje włosy, mijając mnie na schodach. Przez moment dokuczało mi uczucie pustki, aczkolwiek szybko zapełnił je widok zbliżającej się do mnie Rozalii. Poprawiłem fryzurę, zdenerwowany. Nadeszła ta chwila, w której rozpłyną się wszelkie złudzenia. Skarlett wzięła sprawy w swoje ręce, więc ja nie mogłem być gorszy. Powstałem, choć nogi miałem jak z waty. Dziewczyna stanęła przede mną, bezpośrednio pytając o temat naszej rozmowy. Wziąłem głęboki wdech, no i wydech. Wyjąłem z mojego notesu kopertę, która przyciągnęła wzrok dziewczyny.
- Rozalio czy przyjmiesz moje zaproszenie do kina? – Zapytałem, drżącą dłonią podając jej kopertę. Zaskoczona nie wiedziała, gdzie miała patrzeć. Niepewnie wzięła ją ode mnie, a we mnie pojawiło się poczucie ulgi.
- Mogę się zastanowić? – Upewniła się. Przytaknąłem szybko. Najważniejsze, że nie odmówiła mi od razu. Dało mi to nadzieję na pozytywne rozpatrzenie mojej prośby.