10 września 2016

Pięść i rozum - odcinek 13

Moje zszokowane odbicie odbijało się w jego złotych tęczówkach. Starałam się na spokojnie przeanalizować jego słowa, choć moje szalejące uczucia skutecznie mi to utrudniały.
- Nataniel co chcesz mi przez to przekazać, bo obawiam się, że mogę to opacznie odebrać. – Wydusiłam mając ogromną nadzieję, iż spełnią się moje nadzieje. Chłopak mrugnął oczami, jakby dopiero zdał sobie sprawę, co mi powiedział. Odsunął się ode mnie do tyłu, po woli wstając z soczyście czerwonymi wypiekami. Zakłopotany poprawił poluźniony krawat, po czym chrząknął dwukrotnie w pięść obserwując granatową ścianę po swojej prawej stronie.
- Przepraszam, źle to zabrzmiało. – Moje otarte usta zamknęły się i opadły w dół, tak jak moje emocje. Szczęście, które przed chwilą wypełniało to niewielkie pomieszczenie z łóżkiem, biurkiem i szafą ulotniło się przez uchylone okno w stronę gwiazd. Znów stało się to dla mnie marzeniem. – Jednak nie zmienia to faktu, że takie są moje prawdziwe uczucia. Roxi jesteś moją najdroższą przyjaciółką, wróć do szkoły, proszę. – Dodał, a określenie „najlepszej przyjaciółki” wbiło mi się boleśnie w klatkę piersiową, choćby sztylet. Uśmiechnęłam się bezradnie i spojrzałam na swoje dłonie, które jeszcze nie zapomniały jego kojącego ciepła i uzależniającego dotyku.
- Dobrze. – Powiedziałam, mimo mojego niewielkiego zawodu.

No i ponownie stanęłam na początku tego okropnego szkolnego korytarzu. Popatrzyłam w stronę drzwi do pokoju gospodarzy. Wypadałoby tam pójść i przywitać się, tak jak miałam to w zwyczaju, ale jakoś nie za bardzo chciałam. Tym bardziej, że od tego pomysłu odwiodła mnie emanująca pięknem Sucrette wychodząca właśnie stamtąd wraz z nieznanym mi mężczyzną. Jej ochocze opowiadanie o szkole, które mimowolnie podsłuchałam, gdy mnie mijała, będąc w drodze na dziedziniec, nasuwało mi przypuszczenie, że mógł być to nowy nauczyciel. Jednak nie zastanawiałam się nad tym dłużej, po prostu ruszyłam w stronę klasy, gdzie miałam mieć pierwszą lekcję.

Usiadłam w ławce, nie witając się z nikim. Zdawałam sobie sprawę ze swojej chwilowej aspołeczności. Czułam się paskudnie, jeszcze nigdy nie byłam w tak złej kondycji psychicznej, a tu czekały mnie zawody. Westchnęłam, chowając twarz w dłoniach. Nie poradzę sobie z tym wszystkim, nie poznaję siebie. Gdzie podziała się moja beztroskość i radość z życia? Złapałam się na myśli, iż wolałabym, aby Sucrette nigdy nie pojawiła się w tej szkole. To od niej zaczęła się moja niewielka depresja. Najgorszym w tym było to, że nic między nimi jeszcze nie było poważnego. Bałam się, jak ja to przeżyję, kiedy oni w końcu ogłoszą oficjalny związek. Przetarłam swoje policzki i zwróciłam uwagę na wejście, przez które wszedł śmiejący się Kastiel w towarzystwie Sucrette. Ten jego radosny uśmiech dał mi pomysł. Może samolubny, ale dzięki nowemu celu jakoś podniosłam się na duchu. Spostrzegł mnie, więc szepnął swojej uroczej koleżance coś na ucho i skierował się ku mnie. Zdziwiona, pociągnęłam się, aby oprzeć plecy o tylne oparcie krzesła, a ręce położyłam luźno na blacie biurka.
- Cześć Roxet. – Wyszczerzył swoje białe kiełki, kładąc mi dłoń na ramieniu.
- Kastiel co ty wyprawiasz? Czemu przyszedłeś do mnie, olewając w ten sposób Sucrette. Jak ci się podoba to musisz poświęcać jej więcej zainteresowanie, nie zdobędziesz jej inaczej. – Jego brwi wystrzeliły do góry.
- Skąd ten głupi wniosek? Ja nie będę się za jakąś kolejną niunią uganiać. – Parsknął śmiechem.
- Dlaczego? Przecież…
- No co? Przyznaj się, chcesz, żebym się za nią zabrał, bo pozbędę się twojej konkurentki? – Rozgryzł mnie bez problemu. Skoro on to zrobił to moje motywy muszą być, aż nad to oczywiste. – Wiem, że jestem zajebisty i bez problemu bym ją zdobył, ale nie interesują mnie stałe związki, a ona do przelotnej przygody nie pasuje. – Przez przyjaźń z Kastielem, prawie zapomniałam, jakim był dupkiem w stosunku do kobiet. Mój pomysł okazał się beznadziejny, gdyż nie chciałabym, aby przez moją zazdrość i egoizm Sucrette cierpiała. Szansa na oddzielenie jej od Nataniela, wykorzystując tego farbowanego playboya, rozsypała się jak domek z kart.
- Pogodziłaś się z tym szmatanielem? – Zapytał po chwili, odciągając mnie od osobistej tragedii.
- Skąd wiesz? – Zdziwiłam się, a on pokazał kciukiem za siebie. Skierowałam wzrok we wskazane miejsce. Moje serce zabiło szybciej, reagując na zbliżającego się do mnie Nataniela.
- Niechętnie zostawię was samych, bo boję się, że mógłbym mu niechcący rozkwasić nos. – Uprzedził nim odszedł do swoich przyjaciół. Nat obejrzał się za nim, następnie popatrzył na mnie, a wrogi wyraz twarzy złagodniał.
- Dzień dobry, mogę się przysiąść? – Jego uśmiech sprawił, iż całe moje troski uciekły, pozostawiając po sobie niewytłumaczalną radość. Skinęłam głową, na co on usiadł obok mnie.

Chciałam wyjść z klasy, kiedy usłyszałam swoje nazwisko. Przełknęłam głośno ślinę, gdy się odwróciłam i zobaczyłam, kto mnie zawołał. Otóż była to ta nieszczęsna nauczycielka, którą ostatnim razem przy ucieczce potrąciłam.
- Słucham panią? – Nastawiłam uszy, oczekując na kazanie. Przygotowywałam się na to mentalnie. Otworzyła soczyście czerwone usta, aby coś powiedzieć, kiedy stanął przede mną Nataniel.
- Przepraszam, ale pilnie potrzebuję Roxany. Dostaliśmy zadanie od pani dyrektor. – Wyjaśnił. Kobieta była równie zaskoczona, co ja, oglądająca plecy mojego obrońcy. Profesor niechętnie nas puściła, więc powędrowałam za wybawicielem do pokoju gospodarzy.
- Jakie mamy zadanie? – Przerwałam panującą miedzy nami ciszę.
- Ty żadnej. – Rzekł. Spojrzałam na niego, a on tylko obdarzył mnie swoim uśmiechem. – Będziesz teraz dużo się pojedynkować, prawda? Nie chciałbym, aby coś nad tobą ciążyło, stres nie jest ci potrzebny. Udobrucham jakoś grono pedagogiczne, żeby byli dla ciebie bardziej wyrozumiali i dali choć trochę więcej luzu. – Oznajmił, jakby to było nic. Przystanęłam kompletnie nie rozumiejąc jego zmiany. Nigdy wcześniej nie czułam jego wsparcia, więc co mu się stało?
- Czemu to robisz? – Chciałam znać odpowiedź.
- Roxet po twoim zbesztaniu doszło do mnie, że faktycznie cię zaniedbywałem. Ty cały czas jesteś po mojej stronie, nawet wtedy, kiedy wszyscy mnie potępili. Tylko ty we mnie wierzyłaś. – Machnął ramionami, jak gdyby była to najoczywistsza rzecz na świecie. Moja wdzięczność namawiała mnie, abym skoczyła mu na szyję i tym razem się jej posłuchałam. Przytuliłam się do niego, ściskając go mocno. On tylko zaśmiał się i objął mnie, pozwalając mi utonąć w moim prywatnym źródle szczęścia.
- Dziękuję!