Moje zszokowane odbicie odbijało się w jego
złotych tęczówkach. Starałam się na spokojnie przeanalizować jego słowa, choć
moje szalejące uczucia skutecznie mi to utrudniały.
- Nataniel co chcesz mi przez to przekazać, bo
obawiam się, że mogę to opacznie odebrać. – Wydusiłam mając ogromną nadzieję,
iż spełnią się moje nadzieje. Chłopak mrugnął oczami, jakby dopiero zdał sobie
sprawę, co mi powiedział. Odsunął się ode mnie do tyłu, po woli wstając z
soczyście czerwonymi wypiekami. Zakłopotany poprawił poluźniony krawat, po czym
chrząknął dwukrotnie w pięść obserwując granatową ścianę po swojej prawej
stronie.
- Przepraszam, źle to zabrzmiało. – Moje otarte
usta zamknęły się i opadły w dół, tak jak moje emocje. Szczęście, które przed
chwilą wypełniało to niewielkie pomieszczenie z łóżkiem, biurkiem i szafą
ulotniło się przez uchylone okno w stronę gwiazd. Znów stało się to dla mnie
marzeniem. – Jednak nie zmienia to faktu, że takie są moje prawdziwe uczucia.
Roxi jesteś moją najdroższą przyjaciółką, wróć do szkoły, proszę. – Dodał, a
określenie „najlepszej przyjaciółki” wbiło mi się boleśnie w klatkę piersiową,
choćby sztylet. Uśmiechnęłam się bezradnie i spojrzałam na swoje dłonie, które
jeszcze nie zapomniały jego kojącego ciepła i uzależniającego dotyku.
- Dobrze. – Powiedziałam, mimo mojego niewielkiego
zawodu.
No i ponownie stanęłam na początku tego
okropnego szkolnego korytarzu. Popatrzyłam w stronę drzwi do pokoju gospodarzy.
Wypadałoby tam pójść i przywitać się, tak jak miałam to w zwyczaju, ale jakoś
nie za bardzo chciałam. Tym bardziej, że od tego pomysłu odwiodła mnie
emanująca pięknem Sucrette wychodząca właśnie stamtąd wraz z nieznanym mi
mężczyzną. Jej ochocze opowiadanie o szkole, które mimowolnie podsłuchałam, gdy
mnie mijała, będąc w drodze na dziedziniec, nasuwało mi przypuszczenie, że mógł
być to nowy nauczyciel. Jednak nie zastanawiałam się nad tym dłużej, po prostu
ruszyłam w stronę klasy, gdzie miałam mieć pierwszą lekcję.
Usiadłam w ławce, nie witając się z nikim.
Zdawałam sobie sprawę ze swojej chwilowej aspołeczności. Czułam się paskudnie,
jeszcze nigdy nie byłam w tak złej kondycji psychicznej, a tu czekały mnie
zawody. Westchnęłam, chowając twarz w dłoniach. Nie poradzę sobie z tym
wszystkim, nie poznaję siebie. Gdzie podziała się moja beztroskość i radość z
życia? Złapałam się na myśli, iż wolałabym, aby Sucrette nigdy nie pojawiła się
w tej szkole. To od niej zaczęła się moja niewielka depresja. Najgorszym w tym
było to, że nic między nimi jeszcze nie było poważnego. Bałam się, jak ja to
przeżyję, kiedy oni w końcu ogłoszą oficjalny związek. Przetarłam swoje
policzki i zwróciłam uwagę na wejście, przez które wszedł śmiejący się Kastiel
w towarzystwie Sucrette. Ten jego radosny uśmiech dał mi pomysł. Może
samolubny, ale dzięki nowemu celu jakoś podniosłam się na duchu. Spostrzegł
mnie, więc szepnął swojej uroczej koleżance coś na ucho i skierował się ku
mnie. Zdziwiona, pociągnęłam się, aby oprzeć plecy o tylne oparcie krzesła, a
ręce położyłam luźno na blacie biurka.
- Cześć Roxet. – Wyszczerzył swoje białe kiełki,
kładąc mi dłoń na ramieniu.
- Kastiel co ty wyprawiasz? Czemu przyszedłeś do
mnie, olewając w ten sposób Sucrette. Jak ci się podoba to musisz poświęcać jej
więcej zainteresowanie, nie zdobędziesz jej inaczej. – Jego brwi wystrzeliły do
góry.
- Skąd ten głupi wniosek? Ja nie będę się za
jakąś kolejną niunią uganiać. – Parsknął śmiechem.
- Dlaczego? Przecież…
- No co? Przyznaj się, chcesz, żebym się za nią
zabrał, bo pozbędę się twojej konkurentki? – Rozgryzł mnie bez problemu. Skoro
on to zrobił to moje motywy muszą być, aż nad to oczywiste. – Wiem, że jestem
zajebisty i bez problemu bym ją zdobył, ale nie interesują mnie stałe związki,
a ona do przelotnej przygody nie pasuje. – Przez przyjaźń z Kastielem, prawie
zapomniałam, jakim był dupkiem w stosunku do kobiet. Mój pomysł okazał się
beznadziejny, gdyż nie chciałabym, aby przez moją zazdrość i egoizm Sucrette
cierpiała. Szansa na oddzielenie jej od Nataniela, wykorzystując tego
farbowanego playboya, rozsypała się jak domek z kart.
- Pogodziłaś się z tym szmatanielem? – Zapytał po
chwili, odciągając mnie od osobistej tragedii.
- Skąd wiesz? – Zdziwiłam się, a on pokazał
kciukiem za siebie. Skierowałam wzrok we wskazane miejsce. Moje serce zabiło
szybciej, reagując na zbliżającego się do mnie Nataniela.
- Niechętnie zostawię was samych, bo boję się,
że mógłbym mu niechcący rozkwasić nos. – Uprzedził nim odszedł do swoich
przyjaciół. Nat obejrzał się za nim, następnie popatrzył na mnie, a wrogi wyraz
twarzy złagodniał.
- Dzień dobry, mogę się przysiąść? – Jego uśmiech
sprawił, iż całe moje troski uciekły, pozostawiając po sobie niewytłumaczalną
radość. Skinęłam głową, na co on usiadł obok mnie.
Chciałam wyjść z klasy, kiedy usłyszałam swoje
nazwisko. Przełknęłam głośno ślinę, gdy się odwróciłam i zobaczyłam, kto mnie
zawołał. Otóż była to ta nieszczęsna nauczycielka, którą ostatnim razem przy
ucieczce potrąciłam.
- Słucham panią? – Nastawiłam uszy, oczekując
na kazanie. Przygotowywałam się na to mentalnie. Otworzyła soczyście czerwone
usta, aby coś powiedzieć, kiedy stanął przede mną Nataniel.
- Przepraszam, ale pilnie potrzebuję Roxany.
Dostaliśmy zadanie od pani dyrektor. – Wyjaśnił. Kobieta była równie
zaskoczona, co ja, oglądająca plecy mojego obrońcy. Profesor niechętnie nas
puściła, więc powędrowałam za wybawicielem do pokoju gospodarzy.
- Jakie mamy zadanie? – Przerwałam panującą
miedzy nami ciszę.
- Ty żadnej. – Rzekł. Spojrzałam na niego, a on
tylko obdarzył mnie swoim uśmiechem. – Będziesz teraz dużo się pojedynkować,
prawda? Nie chciałbym, aby coś nad tobą ciążyło, stres nie jest ci potrzebny.
Udobrucham jakoś grono pedagogiczne, żeby byli dla ciebie bardziej wyrozumiali
i dali choć trochę więcej luzu. – Oznajmił, jakby to było nic. Przystanęłam
kompletnie nie rozumiejąc jego zmiany. Nigdy wcześniej nie czułam jego
wsparcia, więc co mu się stało?
- Czemu to robisz? – Chciałam znać odpowiedź.
- Roxet po twoim zbesztaniu doszło do mnie, że
faktycznie cię zaniedbywałem. Ty cały czas jesteś po mojej stronie, nawet
wtedy, kiedy wszyscy mnie potępili. Tylko ty we mnie wierzyłaś. – Machnął ramionami,
jak gdyby była to najoczywistsza rzecz na świecie. Moja wdzięczność namawiała
mnie, abym skoczyła mu na szyję i tym razem się jej posłuchałam. Przytuliłam
się do niego, ściskając go mocno. On tylko zaśmiał się i objął mnie, pozwalając
mi utonąć w moim prywatnym źródle szczęścia.
- Dziękuję!