Rozpoczynająca wszystko od nowa
Od naszego pamiętnego koncertu minęło już
trochę. Dzięki przyjaźni z Lysandrem mogliśmy lepiej się poznać, więc ten
pomysł uznaję za dobry, chociaż w głębi duszy cały czas miałam nadzieję na coś
więcej.
Właśnie wróciłam z mojego wyjazdu na
narty do domu. Razem z ojcem i siostrą wyjechaliśmy po Świętach Bożego
Narodzenia, wykorzystując w ten sposób urlop i ferie. Tylko mojej mamie nie
pasował termin wyjazdu, więc przygotowywała imprezkę sylwestrową, która miała
się odbyć w dzisiejszą noc.
Było późno, kiedy ubrana w czarną
sukienkę zeszłam na parter do mojej rodziny siedzącej przy choince i oglądającej
relację z koncertu.
- Miło, że postanowiłaś spędzić ten czas
ze swoimi staruszkami. – Zaśmiał się mój tata, gdy zajęłam miejsce w fotelu
obok stołu, wypełnionego śmieciowym jedzeniem. – Widzisz Nina uciekła do
przyjaciół. – Dodał po chwili z lekkim zawodem w głosie.
- Daj spokój kochanie. Jest młoda, niech
korzysta. – Upomniała go moja mama. – A właśnie córcia. Przyszła do ciebie
paczka. – Wstała, żeby pójść do kuchni, a po chwili wróciła z prezentem.
Zdziwiona wzięłam od niej pudełko. Widok adresata sprawił, że ogarnęła mną fala
szczęścia i podekscytowania. Pełna pozytywnej energii odpakowałam ją, lecz
widok tego, co dostałam spowodował u mnie ból, jakby ktoś wbił mi sztylet w
serce.
- Sucrette! – Dosłyszałam, kiedy jak w
transie ruszyłam do drzwi. Byłam jak po znieczuleniu. Nic nie czułam. Nie
przeszkadzał mi chłód, padający śnieg i kaleczone stopy od desperackiego biegu
na bosaka. Łzy płynęły gorzko po moich policzkach, nie obchodziło mnie, że z
pewnością rozmazały mój makijaż i wszystkie nadzieje, które uzbierałam w sobie
przez ostatni okres. Całe moje szczęście rozsypało się na kawałki, jak lustro,
pozbawiło mnie odbicia. Otuliła mnie dusząca mgła, zasłaniała mi obraz mojej
przyszłości na powierzchni tej ziemi. Jej gęstość dusiła mnie.
Natarczywie molestowałam dzwonek do drzwi
Lysandra. To dziwne, bo przysięgam, wciskałam go z całych sił, powodując, że
mój palec stawał się biały, a nie słyszałam jego dźwięku. Nawet gdy przejście
się otworzyło, nie zaprzestałam aktu przemocy na przycisku, wyżywałam się na
nim.
- Sucrette! – Zawołał przestraszony
Lysander, zabierając moją dłoń. – Jesteś cała zimna? Biegłaś w takim stroju? Wejdź
do środka. – Mówił troskliwie, ciągnąc mnie w odmęty bijącego ciepłem
pomieszczenia. Jednak nie chciałam, nie miałam ochoty na ten przywilej. Nie
chciałam już niczego… Wyrwałam się z jego uścisku i spojrzałam w jego oczy. On
zrobił krok do tyłu, a jego mina zdradzała wielkie przerażenie, może troskę.
Uniosłam kalendarz do góry. Ten, nad którym siedziałam całą noc, wypełniając go
moim sercem i ten, który on odesłał mi z powrotem, dając mi jednoznacznie do
zrozumienia, iż to koniec naszej historii miłosnej. Przestał mnie kochać,
stałam się dla niego obojętna. Dobrze. Mogłam to zaakceptować, zrozumieć, ale
dlaczego zrobił to w taki sposób? Najokrutniejszy. Potraktował moje uczucia
przedmiotowo, przecież to pocztą przesyłamy sobie rzeczy…
- Jak mogłeś? – Zapytałam pełnym żalu
głosem. Nie potrafiłam go rozpoznać, był tak zniekształcony przez rozrywający
mnie od środka ból. Nie sądziłam, iż psychika i złamane serce mogą być bardziej
bolesne niż rany, zadawane fizycznie. Chłopak stał w osłupieniu. Z rozwartymi
ustami patrzył na mnie, pełen litości… Tak, powodowałam u niego tylko
współczucie. Ale byłam naiwna, licząc na happy end. Lecz to nie fan fiction. To
życie. – Wiesz co, ten kalendarz… Nie… To nie był tylko notes, bo gdy wkładamy
w coś siebie, staje się to czymś więcej, nadajemy temu znacznie, bezcenności,
myślałam, że akurat ty będziesz miał w sobie na tyle wrażliwości, żeby to
docenić. Jednak pomyliłam się… Przez to, co zrobiłeś moje uczucia stały się
bezwartościowe…
- Sucrette to nie tak…
- Zamilcz! – przerwałam mu, gdyż nie
zniosę jego beznadziejnych tłumaczeń. Potok wypływający z moich piekących oczu,
utrudniał mi mowę, przez podtapianie mnie. Mimo wszystko z trudem kontynuowałam
– Lysandrze, skoro odesłałeś mi go, rozumiem, iż jest on dla ciebie śmieciem,
tak? Zamiast płacić za przesyłkę, mogłeś po prostu zrobić to… - Drżącą ręką
zaczęłam wyrywać kartki, rozrywać koperty, niszczyć siebie… - Wyrzucić go.
Wyrzucić mnie. – Dodałam cicho, ignorując jego zszokowane oczy, rozszerzone do
grama możliwości. Wyciągnął do mnie dłoń, chcąc mnie najwyraźniej powstrzymać,
lecz brakło mu chyba odwagi, widząc moją wariację. Oszalałam, straciłam
kontrolę nas własnym ciałem.
|
rysunek mojej sis, jak coś |
Walnęłam pozostałością po mojej pierwszej miłości
o zaśnieżone podłoże, po czym zmarzniętymi stopami wtarłam je we wilgotną
ziemię, szlochając przy tym wniebogłosy. Lysander pozbierał się w sobie, żeby
w końcu zareagować na moje zachowanie bardziej energicznie. Złapał mnie w objęcia
i usilnie odsuwał od metafory mojej miłości, która umarła, zakopana w błocie, zhańbiona.
- Sucrette przestań, proszę! – podniósł głos,
kiedy wyrywałam mu się, jak schwytana łania w sidła. Nie mogłam się uspokoić.
Zniszczyłam się…
- Puść mnie! – wrzasnęłam, odpychając go
od siebie. Jak opętana uderzyłam go z otwartej dłoni w policzek… Dźwięk plasku
rozległ się echem w moich uszach. Zamarłam, tak jak on. Co ja najlepszego
zrobiłam? Wtedy do mnie doszło, wrócił mój rozsądek, wyrwał się z amoku.
Chłopak poluźnił objęcia, z czego skorzystałam. Przestraszona moją
nieobliczalnością odeszłam do tyłu.
- Przepraszam. Nie chciałam. – Szepnęłam,
nim uciekłam przed siebie…
LYSANDER
Stałem w miejscu. Utknąłem jak kamień,
pozbawiony życia. Złapałem się za pulsujący policzek, chociaż to nie on mnie w
tamtej chwili bolał. Dzięki niemu oprzytomniałem. Doszło do mnie, co wyczyniłem. Jakiej
tragedii byłem powodem. Z żalem popatrzyłem po miejscu zbrodni. Ona na moich
oczach popełniła psychiczne samobójstwo, a ja stałem, nie mogąc nic na to
poradzić… Nie. Sam ją do tego pchnąłem. Przyćmiło mnie. Dopiero to uderzenie
przypomniało mi o tym, co utraciłem przez swoją dumę, egoizm i poczucie bycia
zranionym. Zabiłem naszą miłość, zniszczyłem uczucia osoby, bez której nie
mogłem żyć.
- Lysandrze biegnij za nią! Boję się, co
może sobie zrobić! Dalej! Jeśli ją kochasz, nie zostawiaj jej samej! –
krzyczała za mną Rozalia, która pewnie przyszła sprawdzić przyczynę mojego
długiego nie wracania. Nie musiałem się odwracać, żeby wiedzieć, że płacze. To
widowisko nawet u mnie spowodowało wewnętrzną rozpacz, rozdarcie i
znienawidzenie samego siebie. Pobiegłem za nią, lecz niesamowicie bałem się, że
nie zdołam jej ocalić.
SUCRETTE
Jedyne miejsce, które przyszło mi na myśl
jako cel mojej ucieczki to ruina, gdzie wszystko się zaczęło. Tam, gdzie
powrócą moje dobre wspomnienia, choć było ich tak niewiele. Przypomniałam sobie
skryte spojrzenia, subtelne zbliżanie się Lysandra do mnie. Zauważyłam jak
bardzo się zmieniliśmy, przywołałam w pamięci naszą początkową nieśmiałość…
"...mój
wzrok napotkał się z chłodem wpatrzonych we mnie oczu Lysandra. Szybko mignął
nimi gdzieś w przód, po chwili jednak zawrócił. Wpatrywał się, jakby chciał
odkryć moje całe skryte wnętrze. Nie mogłam się ocknąć, zresztą tak samo, jak
on. Zahipnotyzował mnie kolorami swoich tęczówek. (...) Straciłam rachubę
czasu, mijały minuty, a my przesyłaliśmy sobie telepatycznie magiczne wibracje,
odbierające nam mowę, słuch i wszelkie inne zmysły. Nawet obraz przed nami stał
się jakby pusty, wyróżniając tylko nas."
"Przy
żegnaniu się z bliźniętami, kątem oka spostrzegłam wychodzącego ze szkoły
Lysandra. Był otoczony znajomymi, lecz oczarowana jego urodą widziałam tylko
jego. Skrzyżował ze mną wzrok. Znowu, jednak tym razem nie spuszczał go, dopóki
nie minął mnie w szkolnej bramie. (...) Nie miałam pewności, ale zdawało mi
się, że w chwili, kiedy znalazł się obok mnie, szepnął ciche: „Do widzenia
panienko”. Nie, to było niemożliwe..."
"-
(...) puść moją dziewczynę.
-
Dz- Dziewczynę? – Zająknął się tak samo jak ja w myślach. (...)
–
Czy panienka obraziłaby się, gdybym wziął ją w objęcia? Oczywiście w akcie
dodania otuchy. – Kiwnęłam wymownie, a chłopak przysunął się. Drżałam, jednak
jego ciepło było kojące. Pogłaskał mnie po włosach. – Już nic ci nie grozi. Nie
bój się. – Przemówił łagodnym tonem. Wybuchłam płaczem, pozwalając uciec z
siebie negatywnym emocjom. Pozory są tak mylące. To nie był ten patrzący z góry
ignorant, jakim mi się wydawał. Nie trzymał dystansu. Był czułym plastrem na
moje rany. Wtuliłam się w jego tors, a ręce włożyłam pod płaszcz, ściskając
mocno jego koszulę. Oddałam się chwili, nie mając pojęcia ile skradłam mu czasu
na uspokojenie się."
"-
Przepraszam panienko. – Szepnął cichutko, nim nachylił się, by złożyć krótki,
niezdarny pocałunek na moich ustach. Okazało się, że były bardzo podatne na
taki rodzaj dotyku, bo mimowolnie poczułam się zawstydzona. Widownia zaczęła
swoje podekscytowane wiwaty, kiedy Lysander szybko się wyprostował i pociągnął
mnie za sobą. Pędził jakby w transie, prowadząc mnie w niewiadomym
kierunku."
"-
Sucrette nie wiem czy to słuszna droga, ale jeśli to sprawi, że nie staniemy
się sobie obcy, to możemy przeciągać tę farsę w nieskończoność. – Odpowiedział
zarumieniony, lekko ochrapiałym głosem. (...) Uśmiechnął się ciepło, puszczając
moją dłoń. Od jego słów zrobiło mi się cieplej w środku. Zaniepokoiło mnie
łaskotanie w podbrzuszu oraz trochę bolesne zakołatanie w klatce piersiowej.
Czułam wypełniającą mnie ekscytację, płynące w żyłach szczęście. Łączyły nas te
same lęki o utracie kontaktu. Ach. No nie mogłam. Buchające emocje popchnęły
mnie do przytulenia tego, który stał przede mną ze swoją magiczną aurą
przyciągania. Zrobiłam to zbyt gwałtownie, bo zaskoczony nie zachował się jak
ściana, a obarczony moim nagłym ciężarem opadł na szafki, ledwo stojąc na
nogach. – Panienko. – Zaśmiał się, cały czerwony. Lecz nie odepchnął mnie.
Łapiąc równowagę, wyprostował się i nieśmiało mnie objął. Czułam jego przyjemne
ciepło. Zapach jego perfum atakował mój węch, który powoli się poddawał.
-
Cieszę się Lysandrze. Czyli mogę nazywać cię „moim ukochanym”? – Och. To pewnie
tylko złudzenie, ale wydawało mi się, że, i jego serce przyśpieszyło.
Temperatura także się podwyższyła."
"Lysander
zatrzymał się. Nie odwrócił się, lecz tylko wystawił w bok rękę, jakby była
przynętą. Zauroczona jego słodkością, dałam się złapać. Chwyciłam jego dużą,
kościstą dłoń, obdarzając ją swym ciepłem. Po ciele przeszedł mi dreszcz, a
serce łomotało, próbując wydostać się na zewnątrz. Szliśmy tak, unikając
spojrzenia na siebie jak ognia, z czego głośno nabijała się komediowa parka.
Nas to jednak nie obchodziło."
"Odnalazłam
wzrokiem jego rękę, luźno opartą o udo pod stolikiem. Nieśmiało jej dotknęłam,
a chłopak spojrzał na mnie zaciekawiony. Jeśli teraz mnie za nią uchwyci to
potraktuję to jako odwzajemnienie uczuć. Boże, słyszysz? Jeśli podpowiesz mu
taki gest, wtedy się upewnię. Poczułam dreszcz. Sparaliżowało mnie, gdy
Lysander złapał moją dłoń. Splótł nasze palce, jakbyśmy byli prawdziwymi
kochankami. Słabo mi było, prawie zemdlałam. Czułam krążące szczęście w moich
pogrubionych żyłach. Wiedziałam co to za uczucie, słyszałam o nim nie jeden
raz. Takie ono było w praktyce? Jeśli tak, to oddałam się w jego objęcia.
Wpadłam w ramiona mojej pierwszej miłości."
"-
Witaj mój ukochany. – Odparłam, no w końcu widzieliśmy się po raz pierwszy tego
dnia. Bez namysłu przytuliłam go, bo oprócz głosu muzyka, to tylko jego osoba
potrafiła przyprawić mnie o złudnie podobne uczucia. Wiedziałam, że to na razie
nie było głębokie, no i nie miałam pewności, co do niego, ale odkąd zdałam
sobie sprawę o moim zakochaniu to jestem świadoma postępu i zaangażowania się w
to jeszcze bardziej. Ile to potrwa? Nie wiedziałam. Czy dałabym radę bez niego
funkcjonować? Też nie wiedziałam. (...) Chciałam dla niego jak najlepiej, nawet
jeśli będę przez to gorzko płakać. Chłopak objął mnie (... ) mocno, szepcząc
ciche:
-
Witaj moja droga."
"-
Kocham go! Jestem w nim zakochana po uszy! Słyszysz łachudro? Kocham Lysandra
najbardziej na świecie! – Wykrzyknęłam na całe gardło, zaciskając pięści.
Adrenalina ogarnęła moje ciało, jak wtedy gdy stawałam w obronie muzyka.
Kastiel zaczął się śmiać, tym samym zadziwiając mnie w zupełności. Podszedł do
mnie, a ja przygotowana na najgorsze najeżyłam się jak kotka, broniąca swe
młode.
-
Spoko mała, zdałaś. Tylko cię testowałem. – Złapał mnie za ramiona i obrócił
jak manekina na kółkach. Szok! Jasna cholera! Ukartował to? Klepnęłam się w
policzki, widząc na ostatnim schodku czerwonego jak maki Lysandra. – Słyszałeś?
– Skierował do niego pytanie, a on tylko przytaknął, odwracając wzrok. "
"
– Sucrette czy ty… mnie nienawidzisz? – Rozszerzyłam oczy na dźwięk nietypowego
pytania. Zaskoczona odwróciłam się, by po raz pierwszy tego wieczoru spojrzeć
na jego twarz. Ech? Ten wyraz… Wyglądał jak zbity pies. Ale jestem głupia,
sprawić, żeby chłopak, którego kocham był tak przygnębiony. Jestem dziecinna.
Zamiast zmierzyć się z nim i tym, co powiedziałam, to bezczelnie go ignoruję,
tym samym go raniąc. Co z tego, że wykrzyczałam mu miłość, skoro moimi czynami
pokazuję coś zupełnie sprzecznego. Podeszłam do niego na kolanach i spojrzałam
w górę, aby skrzyżować nasze oczy.
-
Przepraszam cię za moje zachowanie. Nie nienawidzę cię, tylko wstyd mi za… -
Zniżyłam wzrok, lecz po chwili znów wróciłam - … Moje wyznanie. Czy mógłbyś o
tym zapomnieć?
(...)
-
Sucrette, bo wiesz... – Zawahał się, delikatnie łapiąc moje ręce. Odsunęłam się
od jego klatki piersiowej, aby spojrzeć na jego twarz. Mimo że było ciemno
potrafiłam dostrzec jego migoczące oczy niewinne się we mnie wpatrujące. – …Nie mogę zapomnieć o twoich słowach. To
jest dla mnie niemożliwe, bo sam zmierzam się z tymi samymi uczuciami. Jesteś
tą, którą śmiem nazywać mianem mojej „pierwszej miłości”. – Zabiło mi szybciej
serce, a motyle zaczęły szaleć w dzikich tańcach radości. Nie mogę w to
uwierzyć, czy to sen na jawie? Nie, to nie sen! To dzieje się naprawdę. Moje
uczucia są odwzajemnione? Niech mnie ktoś uszczypnie. Pokierowana napływającym
szczęściem wyrwałam ręce i przysunęłam się, aby mocno go przytulić. On także
mnie objął, pozwalając usłyszeć jak tępo jego serca zgrywa się z moim.
-
Jak? – Wydukałam w kompletnym szoku.
-
Nie mogę tego racjonalnie określić. Stało się, nawet nie wiem kiedy. Po prostu
pewnego dnia obudziłem się wypełniony uczuciem do ciebie. – Wyjaśnił, lekko
drżącym głosem. Szkoda, że nie widzę jego twarzy, bo pewnie czerwień wypala mu
policzki. Widać, jego także ugodziła strzała. Zaczął delikatnie odgarniać włosy
z mojego czoła, by chwilę później musnąć je wargami. Ach. Przeleciał mi po
ciele dreszcz. Spojrzałam mu w oczy, które błyszczały teraz tysiącem gwiazd.
Patrzyły tylko na mnie, obdarzając ciepłym uczuciem. Jak zahipnotyzowana
podciągnęłam się w górę, ażeby pocałować moją prawdziwą, unikatową
miłość."
"
- Śniadanie czeka. – Odparł pieszczotliwie, głaszcząc mnie po policzku w akcie
odgarnięcia niesfornych kosmyków wpadających mi do ust. O nie! Zakryłam twarz
dłońmi, orientując się jak źle muszę wyglądać. Nie należę do pań, które śpią i
budzą się jak aktorki w filmach.
-
Nie patrz na mnie, wyglądam strasznie. – Wyjęczałam w zawstydzeniu, lecz
chłopak zaśmiał się pod nosem. Rozsunęłam palce, żeby móc zobaczyć jego minę.
Och. Co to za wyraz? Przykucnął i ostrożnie odsunął moje ręce. Nie potrafiłam
zaprotestować, bo jego wypełnione czułością spojrzenie zupełnie mnie
zaczarowało.
-
Jak dla mnie to teraz wyglądasz najlepiej. Całkowicie naturalna, tym samym
przepiękna. – Ukuło mnie w klatce piersiowej, a w podbrzuszu zawirowała płynna
euforia. Takim jednym zdaniem, jednym komplementem potrafił wprawić w
narkotykową ekstazę.
-
Lysander dziękuję, że jesteś. – Tylko taka odpowiedź przyszła mi do głowy. Nie
jest to fraza, która może być kierowana do byle kogo, więc myślę, iż dotrze do
niego świadomość ile dla mnie znaczy. I wcale mnie nie zdziwiło, kiedy
rozszyfrował siłę tej wypowiedzi, co zdradziły mi namalowane na jego policzkach
niewyraźne rumieńce radości.
-
Ja również ci dziękuję. – Rzekł głębokim tonem, przybliżając sobie moją dłoń do
warg. – Nie mogę w to uwierzyć, że tak mała osóbka stała się całym moim
światem. – Dodał kładąc delikatne pocałunki kolejno na każdym palcu,
przesyłając przyjemny dreszcz. Ach! Takie odważne zachowania są dla mnie
niebezpieczne. Przyprawiają mnie o duszności, gorączkę oraz nieprzyzwoite
pragnienia, które w zupełności mnie zawstydzają. Jestem ciekawa, czy tylko ze
mną tak się dzieje.
-
Lysander. – Westchnęłam głęboko, gdy odsunął się kawałek. Podciągnęłam się do
siadu, aby mocno go przytulić. Chciałabym pozostać tak już na zawsze."
I potem było tych czułości coraz więcej i
więcej, ale także pojawiały się konflikty, które mimowolnie niszczyły naszą
lichą relacje. Chciałabym cofnąć czas i zapobiec temu wszystkiemu, jednakże
jedyne, co mogłam w tej chwili to siedzieć z podkulonymi nogami na kanapie i
płakać w towarzystwie samotności. Nie przejmowałam się nawet telefonem, który
wciąż dzwonił. Pragnęłam rozpłynąć się w powietrzu lub w wodzie, jak mała
syrenka.
- Sucrette! – Usłyszałam znajomy głos,
zapewne będący omamom mojej zranionej duszy. Aczkolwiek kiedy w progu stanął
zdyszany Lysander z czerwonymi wypiekami, poczułam się, jakbym śniła. Zlała mi
się rzeczywistość z światem wyobraźni. – Jak dobrze. To pierwsze miejsce, jakie
przyszło mi do głowy. – Odparł zbliżając się do mnie.
- Nie! Odejdź! – krzyknęłam, kryjąc się
za nerwowym machaniem rękoma. On nie posłuchał się, wręcz przeciwnie. Zbliżył
się do mnie i złapał moje nadgarstki.
- Już nigdy nie odejdę. Przepraszam. –
Oznajmił skruszony, ciągnąc mnie w swoje kojące ramiona. W nich było mi dobrze,
uspokajały mnie i ogrzewały, lecz nie rozumiałam słów Lysandra. Okazywał mi
litość? Ale szukał mnie, biegł tutaj, a w tamtej chwili przytulał, jakby się
stęsknił i chciał tym jednym aktem, przekazać mi całą miłość… Dość! Znów się
nabierałam.
- Lysandrze przestań grać na moich uczuciach.
– On odsunął się, pozwalając spojrzeć w pełne czułości, a zarazem smutku czy.
Gdzieś dostrzegłam wyrzuty sumienia, lecz ostatecznie był to ten rodzaj wzroku,
jakim obdarzał mnie niegdyś.
- Wybacz mi tą moją dziecinność. Sam do
końca nie wiedziałem, czemu odesłałem ci ten kalendarz. Był on tak ważny dla
mnie, że nie mogłem go posiadać. Wręczyłaś mi go, kiedy byliśmy zakochani, a
przez te wszystkie zdarzenia myślałem, iż to, co nas łączyło wyblakło. Nie
mogłem go nawet otworzyć, kiedy trwaliśmy w tym przyjacielskim układzie. Za
bardzo by mnie to bolało i sądziłem, że najlepiej będzie ci go oddać. Głupio
zrobiłem. Prawda jest jedna… Kocham cię. Najbardziej w świecie. - Wyjaśnił,
cały roztrzęsiony. Nie mógł utrzymać już w sobie emocji, gdyż objawiły się pod
postacią kilku łez. Delikatnie starłam je, aby nie dotknęły przypadkiem ziemi,
tak jak ja wcześniej. Wiedziałam, że to co mi powiedział było szczere, gdyż
nasze serca biły tym samym, niespokojnym rytmem. Odszedł ode mnie cały smutek,
zostawiając po sobie niewyraźnie poczucie radości. Jeszcze nie ogarnęło mną na
dobre, ponieważ dalej czułam na wargach słony smak, lecz wiedziałam, że jeśli
Lysander dalej będzie trzymał mnie w objęciach to szybko odnajdę szczęście. Nie
chciałam więcej rozmawiać. Byłam zmęczona. On zauważył to, więc bezsłownie podniósł
mnie jak księżniczkę w bajkach. Nie protestowałam, gdyż adrenalina powoli mnie
uwalniała, narażając na chłód podwórza. Niósł mnie w kierunku domu. Niebo
zaczęły kolorować fajerwerki. Ludzie krzyczeli i śmiali się pełni energii. My
natomiast witaliśmy nowy rok spokojnie, leniwie i w ciszy. Wtuliłam się mocniej
w chłopaka. Przed nami pięła się długa droga, ale miałam pewność, iż będziemy
podążać nią razem. Na zawsze.
- Wszystkiego dobrego, moja droga. –
Odparł, tym jednym określeniem przywołując dawny zwyczaj. Motyle zaatakowały
mój żołądek, jakbym to po raz pierwszy się w nim zakochała. Nie miałam zamiaru
trzymać tego w sobie, nauczyłam się, jaka szczerość była ważna.
- Nie zostawiaj mnie już nigdy. –
Oznajmiłam, patrząc na mojego ukochanego. On również to poczynił.
- Nigdy! - Subtelnie nachylił się, żeby
musnąć moje wyschnięte usta. Ten pocałunek to obietnica, pieczęć, której
będziemy strzec. Zestarzejemy się razem. To nasze postanowienie noworoczne, a moje
gwiazdy były nam świadkami.
KONIEC
____________________________________________________________________
Hej :) No to tym razem to naprawdę koniec. W tym rozdziale trochę wspomnień, rysunek mojej siostry, do którego zainspirował ją art wysłany mi przez Isie Misie.
Wiecie czuję jakiś wewnętrzny smutek. Jestem lekko podłamana, że nadszedł koniec czegoś, co PRAWIE regularnie tworzyłam od początku istnienia tego bloga. Taki sentyment odczuwam do tej historii. Nie spodziewałam się, że uda mi się coś w ogóle dokończyć, bo zazwyczaj zdążyłam się znudzić danym zajęciem, a tu proszę. I Kastiel, i Lysander dostali swoje zakończenia.
Szczerze? To miałam wielką ochotę skończyć to sad endem, ale w ostateczności postanowiłam trzymać się dawnego szkieletu, jaki wymyśliłam na samym początku.
Żegnam się z tym opowiadaniem... Płaczę ;_;
Potrzebuję pocieszenia.
Nie wiem co ze sobą zrobić teraz.
Dziękuję, że byliście ze mną. Że czytaliście i poniekąd wspieraliście tych dwoje głupków (mam na myśli Sucrette i Lysandra) w ich pierwszej miłości.
Dziękuję.
♥