11 lipca 2016

Pięść i rozum - odcinek 10

Kastiel splótł ze sobą swoje dłonie i przerzucił je sobie przez głowę, formując z nich poduszkę dla potylicy, no i wietrząc pachy. Ja natomiast nie spuszczałam z niego wzroku, bacznie przyglądałam się jego zadumanemu profilowi, wyczekując jego opinii.
- Mam być szczery? Tak do bólu? – Najwyraźniej wolał się upewnić, czy byłam gotowa na wstrząs. Wzięłam głęboki wdech, tak samo, jak przed każdym pojedynkiem, kiedy chciałam zachować spokój i przygotować się na nieopisywalny ból, którym miałam być obdarowana. Wypuściłam powietrze, czując się jak gąbka, mogąca wchłonąć wszystko i nie mając z tym większego problemu.
- Właśnie tego oczekuję. – Odparłam.
- No to, według mojej obiektywnej opinii to ten chło… Gówniarz jest niezdecydowany jak kobieta podczas okresu, nie wie czego chce... Nic dla niego nie znaczysz. On tylko trzyma cię przy sobie, bo kto by nie chciał posiadać po swojej stronie silniejszego od siebie, kim można się posłużyć dla swoich własnych korzyści? Sorry, wiesz, jak bardzo cię lubię, dlatego chcę ci otworzyć oczy na fakt manipulowania i zabawy tobą. Moje obserwacje potwierdza to, jak cię zaczął traktować od kąt pojawiła się Sucrette. Zlewa cię dla niej, wystawia, a jego maślane oczka, aż mnie wkurwiają. Odpuść go sobie, bo będziesz tylko cierpieć. – Powiedział z niewzruszonym wyrazem twarzy. Jakby te raniące mnie słowa były niczym. Wiedziałam, że nie mogłam brać ich do serca, gdyż wiadomo, jaki był Kastiel, a mianowicie lubił wyolbrzymiać i też miał skrzywiony obraz przez swoją przeszłość, ale coś w tym było… Ponieważ odczuwałam nieprzyjemne wirowania w żołądku. Natężenie wiary w Nataniela lekko upadło, lecz nie na tyle, żebym miała go skreślić. Jednakże potwierdziła się moja obawa bycia tylko koleżanką. Uch. Rzygać mi się zachciało na samą myśl o tym. I niby jak miałam wyperswadować sobie nadzieje. Zbyt pochopnie odbierałam gesty i zachowania gospodarza, dlatego naraziłam się na okropny zawód. Muszę przemyć twarz, pragnęłam zmyć z siebie naiwność. Wstałam i powędrowałam do łazienki. Kastiel puścił mnie samotnie, wyczuł moją chęć bycia samą. Tak. Czasem lepiej być samotnym, do nikogo się nie przywiązywać, nikogo nie kochać.

Weszłam do klasy po dzwonku. Atmosfera panująca w środku wzbudziła we mnie odczucie wkroczenia do innego świata wypełnionego dzieciakami uczącymi się na złamanie karku. Zrobiło mi się głupio, nieswojo.
- Co jest grane? – Zapytałam Iris, a ona spojrzała na mnie niezrozumiale. Po chwili jednak zorientowała się z kim ma do czynienia, bo wyprostowała zmarszczone brwi.
- Powinnaś założyć sobie jakiś kalendarz. Kartkówka jest dzisiaj. – Wyjaśniła. Walnęłam się w policzki, otwierając szeroko usta. Kompletnie wyleciało mi to z głowy. Nie mogłam dostać kolejnej jedynki, nie zdam roku... Czym prędzej zajęłam wolne miejsce i wyciągnęłam zeszyt. No świetnie. Nie sądzę, żeby klasówka dotyczyła gry w kółko i krzyżyk. Chciałam od kogoś użyć notatki, lecz w momencie, kiedy wstałam z miejsca, do środka wślizgnęła się nauczycielka wraz z uśmiechniętym Natanielem i Melanią. Nie miałam czasu przejmować się tą dwójką, gdyż umysł zaprzątały mi modły o zanik pamięci u profesorki.
- Proszę się rozsiąść. – Chyba za mało się modlę, aby zostać wysłuchaną. Załamałam się. Rozejrzałam się po sali, w której nie dostrzegłam Kastiela. Super. Mógł mnie uprzedzić to zwiałabym z nim.
- Roxano co jest? – Odwrócił się do mnie zmartwiony Nataniel. Akurat musiał usiąść przede mną, kiedy byłam w rozpaczy nad moją edukacją i miłosnym tłem. Westchnęłam ciężko i opadłam policzkiem na blat stolika.
- Kolejna pała… Wyrzucą mnie za to ze szkoły… Mój ojciec mnie zabije… – Wydukałam smutno. Nie wiedziałam, czy Nat zdążył mnie usłyszeć, bo akurat gdy zakończyłam mój wywód przed moje oczy opadła biała kartka.
- Siądź prosto Blanchard. – Zwróciła mi uwagę wychowawczyni. Prychnęłam przez co papier delikatnie się uniósł. Jednak postanowiłam nie brać przykładu z Kastiela i się nie buntować. Niechętnie wyprostowałam się, zerkając na oddalające się plecy tej zmory, wysysającej z nas młodość i beztroskość. Przejrzałam makulaturę. Oho. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc pytanie, na które znałam odpowiedź w stu procentach. Wesoła napisałam „Roksana Blanchard” w miejscu, gdzie żądano o imię i nazwisko. Na tym skończyłam sprawdzanie swojej wiedzy. Podparłam łokieć o ławkę, a podbródek oparłam o dłoń, znudzona lekcją. Nauczycielka zajmowała się pisaniem sms’ów, widocznie też trwała w podobnym stanie. Przeniosłam spojrzenie na skupionego Nataniela. Marszcząca się biała koszula na łopatkach, zdradzała jego zaangażowanie w czynność. Właściwie w tamtym momencie zorientowałam się, że oprócz Kastiela, nie było jeszcze Sucrette. No ładnie, tak się wymigiwać od obowiązku ucznia. No i co w niej widzisz, Natanielu? Zdziwiłam się, kiedy chłopak przede mną przerwał pisanie i zerknął na mnie przez ramię, a po chwili zabrał moją pracę. Moje ręce rozłożyły się na boki, zastanawiając się, co się właśnie wydarzyło. Nie rozumiałam...

- Nataniel czemu to zrobiłeś? – Zapytałam, gdy w końcu wyszliśmy na przerwę. Chłopak podrapał się po tyle swojej blond czupryny, pokazując mi, że nie czuł się zbyt komfortowo.
- Nie chciałem, żeby tata cię zabił. – Oznajmił cicho i nieśmiało, zagryzając kłem kącik swojej dolnej wargi, co jak dla mnie było niesamowicie urocze… Gdybym nie trzymała się za lica, to pewnie zauważyłby moje rumieńce, które piekły niemiłosiernie. Chciałam rzucić się, żeby go przytulić, ale w porę przypomniałam sobie słowa Kastiela. Udało mi się powstrzymać moje żądze.
- Nattttt, nie wiem jak ci dziękować. – Odparłam podekscytowanym głosem, matko.
- Możesz mnie za to zaprosić do swojego świata. – Pogłaskał swoje ramię, a wzrok skierował gdzieś w bok…Miałam nie odbierać niczego zbyt pochopnie, zbyt entuzjastycznie, lecz… Jak miałam niby tego nie robić, kiedy moje serce waliło jak opętane.
- W porządku. W takim razie, czy przyszedłbyś dzisiaj na mój trening? Pokazałabym ci, jak spędzam wolny czas, tym bardziej teraz, gdy za niedługo rozpoczyna się sezon. – Zaproponowałam.
- Nie mogę się tego doczekać. Podaj mi tylko adres, a przybędę wieczorem. – Odwzajemniłam jego zadowolony uśmiech.
- A nie wolisz, żebyśmy poszli razem po szkole? – Dopytałam. Chciałbym spędzić z nim jak najwięcej czasu. Chłopak przetarł swoją brodę w zdenerwowaniu.
- Nie… Chcę umówić się z Sucrette na dokarmianie bezdomnych kotów. – To, co wtedy poczułam, mogło się równać z uderzeniem kamieniem w twarz. Zostałam znokautowana psychicznie. Nie miałam na nic chęci… Nawet do życia.


_______________________________

PROSZĘ NIC NIE WSPOMINAĆ O WCZORAJSZYM FINALE.... TYM BARDZIEJ O PORAŻCE FRANCJI :C Za to proszę o słowa motywacji :)

9 lipca 2016

Sucrette & Lysander rozdział 33

ROZDZIAŁ NIE SPRAWDZONY, JAKBY COŚ, WIĘC MIEJCIE WYROZUMIAŁOŚĆ NA WSZELAKIE BŁĘDY. JUTRO JE POPRAWIĘ, DZIŚ JUŻ NIE MA NA TO CZASU.

Znajdująca nowe słodkie marzenie.

Dzisiejszego dnia, gdy otworzyłam oczy zauważyłam, że mój telefon migał, co znaczyło, iż otrzymałam wiadomość. Skrzywiłam się na imię adresata, ale postanowiłam w końcu się z nim rozprawić. Zjadłam śniadanie, ubrałam się ciepło i powędrowałam na spotkanie z Dakotą. Nie bałam się, nie miałam czego. Wymyśliłam plan, jak go zdemaskować. Może będzie to okrutne, ale zasłużył sobie.

Doszłam do parku i rozejrzałam się dookoła. Miał na mnie tam czekać, więc czemu go nie widziałam? No chyba mnie nie wystawił… Nagle poczułam czyjeś dłonie na oczach. Wystraszyłabym się, gdybym nie wyczuła znajomej woni i głosu wszeptującego do mojego ucha „zgadnij kto to”.
- Cześć Dake. – Odparłam od razu, gdyż nie miałam ochoty na żadne tego typu zabawy z nim. Właściwie to nie chciałam mieć z nim już nic wspólnego. Od zabrał ręce i obszedł mnie, aby stanąć ze mną twarzą w twarz. Jego wielki uśmiech wkurzał mnie.
- Skąd wiedziałaś, że to ja? – Zapytał rezolutnie, pokazując swoje białe kiełki. Westchnęłam ciężko nim zmusiłam się do uśmiechu.
- Zgadywałam. – Oznajmiłam. – To co, idziemy? – Dopytałam, na co przytaknął skinięciem głowy.
- Dokąd mnie zabierasz? – Zainteresował się, kiedy ruszyliśmy chodnikiem w stronę centrum miasta.
- Niespodzianka. – W duszy zachichotałam niecnie. Zdziwiłam się, gdy chłopak pozwolił sobie złapać mnie za dłoń. Zmroziłam go spojrzeniem, a on wyszczerzył się niewinnie. Chciałam ją wyrwać, ale powstrzymała mnie myśl, żeby stwarzać pozory, że wszystko było w jak najlepszym porządku, choć tak naprawdę czułam okropny wstręt i zażenowanie. Było zdecydowanie inaczej niż kiedy dzieliłam się ciepłem z Lysandrem. Wtedy w moim brzuchu latały motyle, a policzki paliły od zawstydzenia, nie tego negatywnego, tylko pozytywnego. Byłam szczęśliwa, podekscytowana…
- Dake, możesz mnie puścić? – Nie mogłam z nim dzielić tego gestu, za bardzo bolały mnie wspomnienia. Blondyn mruknął coś pod nosem i uwolnił mnie z uścisku, powodując uczucie ulgi.
Zaszliśmy pod miejsce, które spowodowało widoczne zaniepokojenie u Dake. Podrapał się po karku i poddenerwowany spojrzał na mnie.
- Karaoke? Serio? – Zmarszczył brwi, kiedy potwierdziłam miejscówkę kiwnięciem. – Sucrette…
- Nie chcesz? Przecież masz doskonały głos, mój muzyku. – Nie mogłam wyzbyć się ironii. – No chodź! – Rozkazałam, klepiąc go na zachętę w łopatkę, po czym ruszyliśmy do środka.
Przy drewnianym stoliku siedziało parę osób, naprawdę niewiele, przez wczesną porę dnia. Właśnie kończyli piosenkę, więc po uprzednim zapytaniu i dostaniu zgody, wrzuciłam pieniążek do automatu i wybrałam piosenkę. Trzymając dwa mikrofony, odwróciłam się za towarzyszem, nim włączyłam melodię. – No dalej, zaśpiewamy w duecie. Nie wstydź się, przecież masz prawdziwy talent. – Nie przejmowałam się stanem chłopaka, choć wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć. O dziwo przyjął wyzwanie.
Słowa zaczęły pojawiać się na ekranie, lecz cały czas śpiewałam sama. W połowie piosenki zaprzestałam tego cyrku i nacisnęłam stop. Inni goście jęknęli w zawodzie, pewnie dlatego, iż przerwałam, natomiast Dake opuścił wzrok. Zniknęła jego pewność siebie, beztroskość i niewyjaśniona radość. Stał jak słup soli, jak dziecko, któremu rodzice odebrali wszystkie zabawki, a ponadto dali szlaban na wszelakie przyjemności. Byłoby mi go szkoda, gdyby nie fakt, iż poniekąd przez niego wypłakałam z siebie całą wodę.
- Czemu nie śpiewałeś? – Zapytałam, udając zdziwioną. Dake uchwycił mnie za przedramię i wyciągnął na zewnątrz pomieszczenia.
- Jak się domyśliłaś? – Warknął, aż się trochę przestraszyłam.
- Poznałam Alana… Wytłumacz mi, dlaczego mnie okłamałeś? – Wolałam dać mu szansę na sensowne wyjaśnienie zanim przywalę mu w policzek. Skrzyżowałam ręce, czekając na jego wypowiedź. On tylko przetarł powieki i pomrugał kilkukrotnie rzęsami nie spuszczając ze mnie oka.
- Czy to nie oczywiste? Spodobałaś mi się… Stwierdziłem, że jak wykorzystam twoje zauroczenie Alanem to uda mi się cię przelecieć. – Wykrzywił usta w perwersyjnym uśmieszku. Poważnie? Klepnęłam się w czoło. Miałam styczność ze zboczeńcami, niegdyś prawie byłam zgwałcona, a nie rozszyfrowałam zamierzeń playboya? Gdzie zgubiłam rozum i racjonalne postrzeganie świata? – Ale wiesz, skoro jesteś wolna, to może dasz mi szansę? – On sobie jaja robił? Zamachnęłam się, żeby mu przywalić, ale zatrzymałam rękę, kiedy on skulił się jak przestraszony jeż. Nie…
- Rozwaliłeś mi związek, jesteś z siebie zadowolony? – Dopytałam. Zerknął na mnie. Z trudem trzymałam nerwy i łzy na wodzy, choć zdradzała mnie moja trzęsąca się dłoń.
- Jak to mówią, po trupach do celu. – Wyjawił tę okropną zasadę...
- Mam nadzieję, że Kastiel jednak podaruje ci życie. – Burknęłam na odchodne. Już chciałam pójść do domu, gdy zostałam złapana za nadgarstek. Popatrzyłam po sobie, na pobladłego Dake.
- Co Kastiel ma z tym wspólnego? – Ha! Bał się go. Widziałam to w jego wyrazie twarzy.
- Nie wiesz? Lysander, mój były chłopak, jest jego najlepszym przyjacielem, za którego mógłby dać sobie rękę uciąć. Opowiedziałam mu z jakiego powodu jest psychicznym trupem, a Kastiel nieźle się wkurzył i myślę, że przyjdzie sobie z tobą „porozmawiać”. – Wyjaśniłam. Oczy blondyna rozszerzyły się do granic możliwości. – Może wróć do Australii. – Oznajmiłam, wyrywając się i nie poświęcając temu dupkowi ani minuty więcej.

Stałam przed lusterkiem, zastanawiając się, jak ubrać się na mój koncert, a bardziej na rozmowę z Lysandrem. Miało się przesądzić, czy mi chłopak da mi wybaczy i da szansę, czy staniemy się dla siebie oficjalnie nieznajomymi, co powodowało mu mnie atak astmy… Klepnęłam się w policzki, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi i w następstwie zawołanie mojej matki, żebym zeszła na dół. Tak też zrobiłam, a widok gości lekko mnie zaskoczył.
- Co tu robicie? – Zapytałam widząc w progu Alexy’ego i Rozalię. Dziewczyna uniosła wyżej podbródek, stojąc do mnie bokiem. Czyżby trzymała urazę? Nic dziwnego, skrzywdziłam jej przyszłego szwagra. Za to Alexy podskoczył i uściskał mnie najmocniej, jak potrafił.
- Przyszliśmy cię wyszykować na występ. – Oznajmiła obrażonym tonem Roza, wchodząc do środka i ciągnąc za sobą czarny worek, zapewne z propozycjami strojów.
- Nie musieliście. – Zwróciłam się z tym bardziej do koleżanki, która prychnęła pod nosem.
- Taa, ale musisz jakoś wyglądać. – Burknęła, na co spuściłam wzrok, jakoś przybita jej chłodem. – No dobra, nie mogę tak dłużej. Powiedz, czemu zdradziłaś Lysandra? – W końcu zapytała. Przeczuwałam, że chodziło jej o to.
- Roza! – Upomniał ją Alexy, jednak poklepałam go po ramieniu, dając mu znać, iż chciałam dać jej odpowiedź.
- Na samą myśl, żeby zrobić coś intymnego z innym chłopakiem niż Lysandrem mnie mdli, więc jak mogłabym go zdradzić? Wiem jak to wyglądało, ale Lysander był, jest i będzie dla mnie tym jedynym… - Wyznałam, łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu, więc pozwoliłam jednej na ucieczkę. Ile jeszcze potrwa ten mój stan rozpaczy? Męczyło mnie to. Dziewczyna skruszyła się, bo podeszła do mnie i objęła mnie szczelnie.
- Nie wierzyłam, kiedy Lysander mi o tym powiedział. Widać, słychać, jak bardzo go kochasz… - Powiedziała, po czym odsunęła mnie na odległość jej wyprostowanych rąk. – Zrobimy ci metamorfozę i odzyskasz Lysia!
- Jak z tobą skończymy to nikt cię nie rozpozna! – Zawołał Alexy. Boże. To brzmiało, jakby byli mordercami, którzy chcą mnie zmasakrować…

Nadszedł wieczór, a sądząc po minie Alana to naprawdę byłam nie do poznania. Cóż, sukienka była podobno połączeniem stylu wiktoriańskiego i gotyckiego z szczyptą młodzieńczego stylu. Nie miała ramiączek, była czarna ze roślinnym wzorkiem. Góra była dość obcisła, przez co podniosły moje piersi i wyglądały na większe… Może zadziałałoby to właśnie na Kasa, ale doskonale wiedziałam, że to nie to, co podobało się Lysiowi. Lecz Rozalia wypchała mnie z domu, nie pozwalając się przebrać i nie miałam zbytnio wyjścia. Poskręcane na lokówce włosy, zarzuciłam do tyłu, gdyż trochę mi przeszkadzały.
- No wow, jesteś może wolna na wieczór? – Zaśmiał się Alan, puszczając mi oczko. Zmierzyłam go moim wrogim spojrzeniem, które przez mocny makijaż lekko mnie szczypało.
- A ty nie jesteś już zajęty przepadkiem? – Wystawiłam mu język. Byliśmy na zapleczu we dwoje, bo Kas przygotowuje się z Lysiem w innym miejscu, widomo z jakiego powodu. Moje zestresowanie rosło z każdą sekundą. Jednym czynnikiem składającym się na to była kapela grająca w tamtej chwili. Nie żeby był to jakiś konkurs, ale i tak miałam tremę. Spojrzałam na spokojnego towarzysza i przypomniałam sobie, iż jeszcze nie wiedziałam jednej istotnej rzeczy. – Ej! Właściwie to dlaczego słuch o tobie zaginął po tamtym koncercie Winged Skull? – Chłopak zmarszczył brwi, jakby nie wiedział co mam na myśli, lecz po chwili odetchnął, orientując się.
- Ale nie mów o tym Alexy’emu, oki? – Kiwnęłam potwierdzająco. – No to w tamten dzień, Alexy chciał wyjawić prawdę naszym rodzicom. Nie miałem na to ochoty, może bardziej odwagi, więc nakłamałem mu, iż się pochorowałem i w ogóle. A że zadzwonił do mnie kumpel z niesamowitą ofertą poznania Winged Skull to musiałem z niej skorzystać. Jak przybyłem na spotkanie, skumplowałem się z nimi. Zacząłem im opowiadać, że też gram, chcieli mnie posłuchać, więc zezwolili mi na zagranie w ich przerwie. Wiedziałem, iż Lysio jest na widowni, a że potrzebowałem świetnego tekstu to pożyczyłem od niego jego notatnik. Zgubiłem go potem, jednak to nieważne… Nie chciałem, żeby Alexy dowiedział się o moim kłamstewku, dlatego poprosiłem o zachowanie mojej anonimowości. – Wyszczerzył się niewinnie. Nie wiedziałam dlaczego, ale wybuchłam śmiechem. Życie jest takie komiczne, nieprzewidywalne… O matko święta. Pokiwałam chłopakowi palcem.
- Lepiej przyznaj się do tego Alexy’emu, bo będziesz żałować, jak ja. – Westchnęłam. Chciał coś jeszcze powiedzieć, aczkolwiek przyszedł do nas Kastiel z panem Greenem. Buntownik uśmiechnął się szeroko na mój widok, a jego brwi wystrzeliły do góry. Musiałam go zaskoczyć.
- Dobry wieczór. Jesteście gotowi, za niedługo wchodzicie. – Odezwał się mężczyzna w ciemnym garniturze.
- Z tego co widzę, to Sucrette aż nad to się przygotowała. Przyciągnie nam fanów. – Zaśmiał się Kas. Niewiarygodne, ze pan Green także zachichotał. Traciłam przez to całą pewność siebie, co musieli zauważyć, bo po chwili Kastiel stał się poważny. Przybliżył się do mnie i oznajmił, beż żadnej kpiny czy ironii: - Naprawdę ładnie wyglądasz. – Popatrzyłam po nim zdziwiona. Miałam zamiar mu podziękować, lecz jego dziecięcy wybuch śmiechu odegnał ode mnie kulturę osobistą i walnęłam mu piętą w stopę, a że posiadałam obcasy w kremowym odcieniu, on skrzywił się i schylił do skrzywdzonej części ciała. – Zwariowałaś?! – Krzyknął oburzony, gdy wszyscy, oprócz niego, zaczęli go wyśmiewać. Role się odwróciły, cwaniaczek. Miał szczęście, iż nie użyłam całej mojej siły.
- Tak, oszalałam, że jeszcze z tobą rozmawiam. – Rzuciłam do niego, uśmiechnięta. Szybko jednak moje kąciki ust opadły w dół, gdy moich uszu dosięgł znajomy głos.
- Sucrette? – Wszyscy spojrzeliśmy na Lysandra, który stał osłupiały zupełnie jak ja. Zacisnęłam dłonie na skrawku falowanego dołu mojej sukienki i przełknęłam głośno ślinę. – Co tu robisz? – Zapytał zszokowany.
- Umm… - Zaczęłam, lecz przerwało mi głośne klaskanie i gwizdy, znaczące, że zespół przed nami właśnie zakończył swój występ. Pan Green przycisnął do ucha słuchawkę bezprzewodową, którą najwyraźniej komunikował się z zespołem, po czym popatrzył po nas.
- No, moi drodzy. Wasza kolej. Połamania nóg. – Uśmiechnął się, wskazując nam wejście na scenę, z której schodzili wcześniejsi wykonawcy. Ruszyłam w tamtym kierunku za Kasem i Alanem, lecz drogę zatarasował mi tors Lysandra. Niepewnie spojrzałam do góry, a gdy nasze oczy się spotkały poczułam lęk, żal, smutek, pustkę, wszystko po trochu, dostrzegając jego pełen cierpienia źrenice.
- Co tu robisz? – Dopytał. Opuściłam głowę, nie mogłam dłużej pozostać w tamtym stanie.
- Przyszłam wystąpić. – Przyznałam. – Lysandrze ja…
- Powodzenia. – Rzekł obojętnie, udając się na scenę… Nie takiej reakcji się spodziewałam…

Stojąc przed tłumem gapiów, poczułam mrowienie w pod brzuchu. Wypełniała mnie adrenalina wraz z dźwiękami perkusji, szarpnięciami strun gitary i pięknym głosem Lysandra. Dołączyłam się do niego, a to co powstało, spowodowało głośny pisk w publiczności. To niezwykłe. Występować z Kastielem, muzykiem z moich marzeń i… ukochanym…
„Nie marnujmy chwil na kłótnie, upajajmy się sobą, naszym kruchym szczęściem,
Chodź nasze spotkania są takie same, monotonne, to i tak bezcenne,
Dlatego przytul mnie, pocałuj, pozwól, że zapomnę się w kłamstwie,
Kłamstwie, że jestem wyjątkowy, kłamstwie, że to przeznaczenie,
To co nas łączy zwane jest fałszem, lecz pozwól, że będę ślepym,
Nie chcę tego dostrzegać, nie chcę niczego widzieć, gdyż
Prawda za bardzo boli, więc obejmij mnie, moja droga rosiczko.”
Tekst piosenki dobitnie mi zdradzał, co o mnie myślał Lysio, gdyż był to utwór napisany po naszym rozstaniu. Miałam wrażenie, iż była to zemsta na mnie, w końcu też zawiniłam i to ja zakończyłam nasz związek, więc Kastiel specjalnie siedział i ćwiczył ze mną akurat to… Bolesne, lecz nie mogłam pozwolić sobie na płacz. Nie na scenie, nie przed wielką chwilą.

Wydarzenie dobiegło końca, widownia pustoszała. O dziwo, byliśmy jedyną kapelą, która dostała podwójną prośbę o bis. Pan Green zaoferował nam kontrakt. Cieszyliśmy się, mieliśmy udać się, żeby poświętować, lecz było jeszcze coś. Kastiel użyczył mi swoją gitarę, Alan wszystko pozałatwiał, tak że zdziwiony Lysander siedział na krześle na scenie, gdzie mieliśmy nasz debiut. Ja stałam naprzeciwko, delikatnie oświetlona ostatnim reflektorem. Kastiel czekał, tak samo jak Alan i osoba, odpowiedzialna za miejscówkę. Byli na zapleczu, dali nam prywatność. Nigdy nie spłacę zaciągniętego długu pomocy, jaką mi zaoferowali.
- Sucrette o co chodzi? – Zdenerwował się, zbierając się do wstania.
- Daj mi chwilkę. – Poprosiłam, na co posłusznie opadł z powrotem na siedzenie. Stresowałam się niemiłosiernie. Drżącą dłonią przejechałam po gryfie. Dobra, czas działaś, bo zniecierpliwiony wyraz twarzy chłopaka coraz bardziej mnie dołował. Wcięłam głęboki wdech i wydech, następnie zagrałam melodię stworzoną przez Kastiela.
„Ocierając skroplony żal z moich policzków, układam tekst przeprosin, lecz jak na złość, słów mi brak. Więc najprościej, jak tylko potrafię, z całego mojego roztrzęsionego serca pragnę cię przeprosić. Stojąc pośrodku nicości, wciąż szukam swojego istnienia, a ono schowało się w tobie. We wspomnieniach naszych pierwszych razów, którym odebrałam ciąg dalszy, naszą przyszłość. Każdej nocy patrzę w niebo, licząc gwiazdy z nadzieją, że spełnią moje marzenie o powróceniu w twoje ramiona, ciebie, mojej pierwszej miłości. Niestety, uzyskuję tylko poczucie samo-o-tno-ości i-i tęskn-noty…. – Jąkałam się,  aż umilkłam, gdyż łzy zalały mi przełyk. Zakryłam dłońmi twarz, drżałam, nie mogłam trzymać w sobie tych emocji. Dziurawiło mnie to, co śpiewałam, myśli o tym, co straciłam, co odrzuciłam… Ku mojemu zaskoczeniu, gitara w ułamku sekundy została ze mnie ściągnięta, a jej miejsce zajęło ciepło Lysandra. Przytulał mnie… Nie mogłam w to uwierzyć, czym prędzej objęłam go i wtuliłam się mocniej.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Nie zdradziłam cię. Żaden mężczyzna mnie nie tknął, prócz ciebie. Błagam, uwierz mi! Przepraszam! – Krzyczałam w jego przemoczone ubranie. Pogłaskał mnie po włosach.
- Ciiii, spokojnie. Wiem, moja droga, wiem. Także przepraszam, ja po prostu popełniałem błędy, nie wiedziałem jak postępować, tak bardzo nie chciałem cię stracić. Nie powinienem kierować się innymi. – Dopiero po fali płaczu, mogłam usłyszeć, jak jego serce bije w tym samym, szybkim tempie, co moje. Poczułam ulgę i zarazem napływ szczęścia. Gdyby Lysander mnie nie trzymał, to pewnie odfrunęłabym na niewidzialnych skrzydłach.
- Lys dał byś i drugą szansę? Zacznijmy od nowa.
- Chciałbym, ale… - Odsunął się, co mnie zaniepokoiło. Znów poczułam chłód. - Nie mógłbym wrócić do kobiety, przez którą… - Obrócił głowę w bok i zasłonił twarz otwartą dłonią, po czym dokończył cicho: - …płakałem. – To było jak strzał z liścia. Wiedziałam, iż go skrzywdziłam, ale nie myślałam, że wbrew dumie mężczyzny, będzie płakać. Musiałam dla niego naprawdę wiele znaczyć, byłam debilką, nie doceniając tego. – Jednak nie potrafię wyrzucić cię z serca, wciąż bardzo cię kocham, dlatego może poznamy się lepiej, co? Bądźmy przyjaciółmi, dajmy sobie czas. Kto wie, co dla nas przygotował los, pozwólmy mu nami pokierować, ponieważ i tak nie mamy na niego wpływu. – Uśmiechnęłam się. Lepsze to niż nic. Przytuliliśmy się ponownie nim udaliśmy się świętować nasz sukces. Staliśmy się paczką, znów byliśmy blisko siebie, razem, dzięki czemu byłam spokojna. Gdzieś tam w środku miałam przeczucie, że i tak, ja i Lysander spotkamy się na ślubnym kobiercu. Wierzyłam w to, takie znalazłam marzenie. Czy ono się spełni? Pomodlę się o to do gwiazd.

2 lipca 2016

Sucrette & Lysander rozdział 32



Będąca pionkiem w grze.

Kastiel najwyraźniej wszystko wyjaśnił z Alanem, bo ten usiadł obok mnie i objął swoim ramieniem. Przyciągnął ku sobie, pozwalając poczuć mi odrobinę ludzkiego ciepła. Jego broda przytuliła się do mojego czoła, a jego piękny głos, który dopiero teraz wydawał mi się wyjątkowo bliski szeptał mi do ucha ciche „spokojnie, już wszystko rozumiem”. Zadziałało. Mój stan psychicznego rozpad znieruchomiał. Zastygł w miejscu, miałam skrytą nadzieję, że od tamtego momentu zacznę je budować na nowo.
- Każdy popełnia błędy, powinienem to wiedzieć. Przepraszam, iż poniekąd podburzyłem Lysandra przeciwko tobie. Nienawidzę zdrad, dlatego tak szybko cię skreśliłem. Myślałem, że masz romans z Dakotą, potem z Kastielem… Głupi byłem. – Wyznał. Zaskoczona tym odsunęłam się od niego i mimo mroku, mogłam dostrzec jego zażenowanie. Wszystko do mnie doszło, pojęłam informacje, aczkolwiek jedna z nich utworzyła wielką gulę w moim gardle, przez którą mój głos drżał, kiedy zapytałam:
- Jak to podburzałeś? – Podrapał się po karku.
- To ja powiedziałem Lysandrowi, że jesteś u Kastiela. Po tym długo z nim rozmawiałem, no i nastawiłem go na ciebie negatywnie. Wcześniej też, kiedy zadzwonił do mnie z pytaniem „czy dalej jesteśmy w parku?”. Przeze mnie od razu założył zdradę. Naprawdę jestem debilem, sugerując się własnym przykrym doświadczeniem… Nie ma to jak gej, wtrącający i oceniający związek kobiety i mężczyzny. – Dobiło mnie to, po raz kolejny potwierdziło się, że byłam laleczką, marionetką… Chociaż bardziej manipulowanym był Lysander, który słuchał się innych w postępowaniu ze mną. Najpierw Kastiela, potem Alana, ciekawe ile jeszcze osób miło wpływ na jakość naszego „związku”, o ile mogę go tak nazwać. Nie było w tym jego wolności, to był jak film… Nie! Gra, a na jej przebieg mieli wpływ inni… Komiczne… Żałosne...
- W pewnym stopniu przyczyniliśmy się do tej tragedii, trzeba im pomóc się pogodzić. – Rzekł Kastiel, a ja straciłam już wiarę w to, czy w ogóle warto.
- Nie wiem czy to możliwe, wszystko było przecież takie sztuczne, nie mieliśmy w tym własnej woli. – Podkuliłam mocniej nogi.
- Sorry mała. Jak to naprawimy, to obiecuję, ukatrupię każdego, kto będzie się wam wtrącał. – Zaoferował buntownik, zajmując miejsce obok.
- Wliczając w to siebie? Wiesz Sucrette, Lysander nadal cię kocha, jednak wątpię, żeby był w stanie przełamać się do rozmowy z tobą. Musisz do niego jakoś dotrzeć. – Powiedział mi to, co już wiedziałam. Nic nowego… Chociaż fakt, iż dalej tkwiłam w sercu Lysandra cieszył mnie.
- Pff. Już to wiemy. Pytanie tylko, czy nam w tym pomożesz? – Zapytał Kastiel z niecierpliwością czekając na odpowiedź.

Od tamtego spotkania minęło już parę dni. Był późny piątkowy wieczór, kiedy wyszłam od Kastiela z naszej próby do jutrzejszego koncertu. Owinęłam się szczelniej szalikiem, podnosząc wzrok w niebo, na migoczące gwiazdy. Dopadła mnie wtedy tęsknota za Lysandrem. Zatrzymałam się, bo do mojego umysłu napłynęła fala wspomnień. Naszych wspólnie spędzonych chwil… To smutne, że niedawno byliśmy trzymającymi się za dłoń parą. Było to odległe, tym bardziej, iż Lysander trzymał mnie na dystans, unikał, więc żadna próba zagadania do niego nie doszła do skutku. Dlatego zdziwiło mnie, gdy mój telefon zawibrował, a dzwoniącym okazał się właśnie on. Brakło mi tchu, cała drżąca odebrałam i przycisnęłam słuchawkę do ucha.
- Halo? – Wydusiłam.
- Mmm dobry wieczór Sucrette. Co robisz? – To niby zwyczajne pytanie, jednak czułam tą niezręczność. Wróciłam spojrzeniem do góry.
- Właśnie patrzę w zimowe niebo. – Odparłam zgodnie z prawdą. Starałam się brzmieć spokojnie, chociaż w środku szalałam z podenerwowania. Czyżby w końcu dojdziemy do porozumienia? Czy to szansa? – A ty?
- Liczę gwiazdy. – Och! Czyli w tamtym momencie robiliśmy to samo. – Postanowiłem zadzwonić, bo jutro jest koncert.
- Czujesz stres? – Dopytałam.
- Bardziej żal. – Oznajmił smutno. Opuściłam wzrok, bo odczułam te przygnębienie.
- Dlaczego?
- Naprawdę pytasz? – Odpowiedział pytaniem na pytanie, wymijając bycia konkretnym. Cóż, mogłam się domyślić. Ja też miałam być tam. Na tej scenie. Ale niech się nie martwi tym, przecież i tak zaśpiewamy razem. Taki miałam plan. – Sucrette... – Zaczął niepewnie.
- Tak?
- Nie nic. Dobranoc. – Rzekł, a ja nie miałam w sobie wystarczająco wiele sił ani odwagi, żeby go zatrzymać. Po prostu przybita wsłuchiwałam się w głuchą ciszę biegnącą z komórki. W głowie narodziło mi się tylko jedno: co chciał mi powiedzieć? Jutro wszystkiego się dowiem. 

____________________________

Hej! Dzisiaj krótko, ale w przyszłą sobotę dam cały opis koncertu. Nie będzie żadnego dzielenia tej akcji. Myślałam w ogóle, że rozdział będzie naprawdę późno, jednak udało mi się szybciej. Jeśli chodzi o niewyjaśnione wątki (typu Dakota, czy dlaczego Alan był anonimowy) to nie martwcie się, wszystko zostanie wyjaśnione, o niczym nie zapomniałam ;)
Jutro jadę nad morze, jak wrócę to wezmę się w garść z tym pisaniem, bo masakra jakaś. Zacznę od korekt (chociaż w prawdzie już zaczęłam).
Wszystko przejdzie poprawkę i takie info małe dla fanek Kastiela:
Całe opowiadanie będzie sprawdzone i wzbogacone o nowe fragmenty. Pytanie tylko, czy dobrym pomysłem byłoby wstawienie w jednej notce całości? Co myślicie? A jeśli nie, to czy jest jakaś taka możliwość na blogspocie, żeby wstawić plik z całością?
No to pozdrawiam i do następnego :*