ROZDZIAŁ NIE SPRAWDZONY, JAKBY COŚ, WIĘC MIEJCIE WYROZUMIAŁOŚĆ NA WSZELAKIE BŁĘDY. JUTRO JE POPRAWIĘ, DZIŚ JUŻ NIE MA NA TO CZASU.
Znajdująca nowe słodkie marzenie.
Dzisiejszego dnia, gdy otworzyłam oczy
zauważyłam, że mój telefon migał, co znaczyło, iż otrzymałam wiadomość.
Skrzywiłam się na imię adresata, ale postanowiłam w końcu się z nim rozprawić.
Zjadłam śniadanie, ubrałam się ciepło i powędrowałam na spotkanie z Dakotą. Nie
bałam się, nie miałam czego. Wymyśliłam plan, jak go zdemaskować. Może będzie
to okrutne, ale zasłużył sobie.
Doszłam do parku i rozejrzałam się dookoła.
Miał na mnie tam czekać, więc czemu go nie widziałam? No chyba mnie nie
wystawił… Nagle poczułam czyjeś dłonie na oczach. Wystraszyłabym się, gdybym nie
wyczuła znajomej woni i głosu wszeptującego do mojego ucha „zgadnij kto to”.
- Cześć Dake. – Odparłam od razu, gdyż
nie miałam ochoty na żadne tego typu zabawy z nim. Właściwie to nie chciałam
mieć z nim już nic wspólnego. Od zabrał ręce i obszedł mnie, aby stanąć ze mną
twarzą w twarz. Jego wielki uśmiech wkurzał mnie.
- Skąd wiedziałaś, że to ja? – Zapytał rezolutnie,
pokazując swoje białe kiełki. Westchnęłam ciężko nim zmusiłam się do uśmiechu.
- Zgadywałam. – Oznajmiłam. – To co,
idziemy? – Dopytałam, na co przytaknął skinięciem głowy.
- Dokąd mnie zabierasz? – Zainteresował się,
kiedy ruszyliśmy chodnikiem w stronę centrum miasta.
- Niespodzianka. – W duszy zachichotałam
niecnie. Zdziwiłam się, gdy chłopak pozwolił sobie złapać mnie za dłoń.
Zmroziłam go spojrzeniem, a on wyszczerzył się niewinnie. Chciałam ją wyrwać,
ale powstrzymała mnie myśl, żeby stwarzać pozory, że wszystko było w jak
najlepszym porządku, choć tak naprawdę czułam okropny wstręt i zażenowanie.
Było zdecydowanie inaczej niż kiedy dzieliłam się ciepłem z Lysandrem. Wtedy w
moim brzuchu latały motyle, a policzki paliły od zawstydzenia, nie tego
negatywnego, tylko pozytywnego. Byłam szczęśliwa, podekscytowana…
- Dake, możesz mnie puścić? – Nie mogłam
z nim dzielić tego gestu, za bardzo bolały mnie wspomnienia. Blondyn mruknął coś
pod nosem i uwolnił mnie z uścisku, powodując uczucie ulgi.
Zaszliśmy pod miejsce, które spowodowało
widoczne zaniepokojenie u Dake. Podrapał się po karku i poddenerwowany spojrzał
na mnie.
- Karaoke? Serio? – Zmarszczył brwi,
kiedy potwierdziłam miejscówkę kiwnięciem. – Sucrette…
- Nie chcesz? Przecież masz doskonały
głos, mój muzyku. – Nie mogłam wyzbyć się ironii. – No chodź! – Rozkazałam,
klepiąc go na zachętę w łopatkę, po czym ruszyliśmy do środka.
Przy drewnianym stoliku siedziało parę
osób, naprawdę niewiele, przez wczesną porę dnia. Właśnie kończyli piosenkę,
więc po uprzednim zapytaniu i dostaniu zgody, wrzuciłam pieniążek do automatu i
wybrałam piosenkę. Trzymając dwa mikrofony, odwróciłam się za towarzyszem, nim
włączyłam melodię. – No dalej, zaśpiewamy w duecie. Nie wstydź się, przecież
masz prawdziwy talent. – Nie przejmowałam się stanem chłopaka, choć wyglądał,
jakby miał zaraz zemdleć. O dziwo przyjął wyzwanie.
Słowa zaczęły pojawiać się na ekranie,
lecz cały czas śpiewałam sama. W połowie piosenki zaprzestałam tego cyrku i
nacisnęłam stop. Inni goście jęknęli w zawodzie, pewnie dlatego, iż przerwałam,
natomiast Dake opuścił wzrok. Zniknęła jego pewność siebie, beztroskość i
niewyjaśniona radość. Stał jak słup soli, jak dziecko, któremu rodzice odebrali
wszystkie zabawki, a ponadto dali szlaban na wszelakie przyjemności. Byłoby mi
go szkoda, gdyby nie fakt, iż poniekąd przez niego wypłakałam z siebie całą
wodę.
- Czemu nie śpiewałeś? – Zapytałam,
udając zdziwioną. Dake uchwycił mnie za przedramię i wyciągnął na zewnątrz
pomieszczenia.
- Jak się domyśliłaś? – Warknął, aż się
trochę przestraszyłam.
- Poznałam Alana… Wytłumacz mi, dlaczego
mnie okłamałeś? – Wolałam dać mu szansę na sensowne wyjaśnienie zanim przywalę
mu w policzek. Skrzyżowałam ręce, czekając na jego wypowiedź. On tylko przetarł
powieki i pomrugał kilkukrotnie rzęsami nie spuszczając ze mnie oka.
- Czy to nie oczywiste? Spodobałaś mi się…
Stwierdziłem, że jak wykorzystam twoje zauroczenie Alanem to uda mi się cię przelecieć.
– Wykrzywił usta w perwersyjnym uśmieszku. Poważnie? Klepnęłam się w czoło.
Miałam styczność ze zboczeńcami, niegdyś prawie byłam zgwałcona, a nie
rozszyfrowałam zamierzeń playboya? Gdzie zgubiłam rozum i racjonalne postrzeganie
świata? – Ale wiesz, skoro jesteś wolna, to może dasz mi szansę? – On sobie
jaja robił? Zamachnęłam się, żeby mu przywalić, ale zatrzymałam rękę, kiedy on
skulił się jak przestraszony jeż. Nie…
- Rozwaliłeś mi związek, jesteś z siebie
zadowolony? – Dopytałam. Zerknął na mnie. Z trudem trzymałam nerwy i łzy na
wodzy, choć zdradzała mnie moja trzęsąca się dłoń.
- Jak to mówią, po trupach do celu. –
Wyjawił tę okropną zasadę...
- Mam nadzieję, że Kastiel jednak
podaruje ci życie. – Burknęłam na odchodne. Już chciałam pójść do domu, gdy
zostałam złapana za nadgarstek. Popatrzyłam po sobie, na pobladłego Dake.
- Co Kastiel ma z tym wspólnego? – Ha!
Bał się go. Widziałam to w jego wyrazie twarzy.
- Nie wiesz? Lysander, mój były chłopak,
jest jego najlepszym przyjacielem, za którego mógłby dać sobie rękę uciąć.
Opowiedziałam mu z jakiego powodu jest psychicznym trupem, a Kastiel nieźle się
wkurzył i myślę, że przyjdzie sobie z tobą „porozmawiać”. – Wyjaśniłam. Oczy
blondyna rozszerzyły się do granic możliwości. – Może wróć do Australii. –
Oznajmiłam, wyrywając się i nie poświęcając temu dupkowi ani minuty więcej.
Stałam przed lusterkiem, zastanawiając
się, jak ubrać się na mój koncert, a bardziej na rozmowę z Lysandrem. Miało się
przesądzić, czy mi chłopak da mi wybaczy i da szansę, czy staniemy się dla
siebie oficjalnie nieznajomymi, co powodowało mu mnie atak astmy… Klepnęłam się
w policzki, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi i w następstwie zawołanie mojej
matki, żebym zeszła na dół. Tak też zrobiłam, a widok gości lekko mnie
zaskoczył.
- Co tu robicie? – Zapytałam widząc w
progu Alexy’ego i Rozalię. Dziewczyna uniosła wyżej podbródek, stojąc do mnie
bokiem. Czyżby trzymała urazę? Nic dziwnego, skrzywdziłam jej przyszłego
szwagra. Za to Alexy podskoczył i uściskał mnie najmocniej, jak potrafił.
- Przyszliśmy cię wyszykować na występ. –
Oznajmiła obrażonym tonem Roza, wchodząc do środka i ciągnąc za sobą czarny
worek, zapewne z propozycjami strojów.
- Nie musieliście. – Zwróciłam się z tym
bardziej do koleżanki, która prychnęła pod nosem.
- Taa, ale musisz jakoś wyglądać. –
Burknęła, na co spuściłam wzrok, jakoś przybita jej chłodem. – No dobra, nie
mogę tak dłużej. Powiedz, czemu zdradziłaś Lysandra? – W końcu zapytała.
Przeczuwałam, że chodziło jej o to.
- Roza! – Upomniał ją Alexy, jednak poklepałam
go po ramieniu, dając mu znać, iż chciałam dać jej odpowiedź.
- Na samą myśl, żeby zrobić coś intymnego
z innym chłopakiem niż Lysandrem mnie mdli, więc jak mogłabym go zdradzić? Wiem
jak to wyglądało, ale Lysander był, jest i będzie dla mnie tym jedynym… -
Wyznałam, łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu, więc pozwoliłam jednej na
ucieczkę. Ile jeszcze potrwa ten mój stan rozpaczy? Męczyło mnie to. Dziewczyna
skruszyła się, bo podeszła do mnie i objęła mnie szczelnie.
- Nie wierzyłam, kiedy Lysander mi o tym
powiedział. Widać, słychać, jak bardzo go kochasz… - Powiedziała, po czym
odsunęła mnie na odległość jej wyprostowanych rąk. – Zrobimy ci metamorfozę i
odzyskasz Lysia!
- Jak z tobą skończymy to nikt cię nie
rozpozna! – Zawołał Alexy. Boże. To brzmiało, jakby byli mordercami, którzy chcą
mnie zmasakrować…
Nadszedł wieczór, a sądząc po minie Alana
to naprawdę byłam nie do poznania. Cóż, sukienka była podobno połączeniem stylu
wiktoriańskiego i gotyckiego z szczyptą młodzieńczego stylu. Nie miała ramiączek,
była czarna ze roślinnym wzorkiem. Góra była dość obcisła, przez co podniosły
moje piersi i wyglądały na większe… Może zadziałałoby to właśnie na Kasa, ale
doskonale wiedziałam, że to nie to, co podobało się Lysiowi. Lecz Rozalia
wypchała mnie z domu, nie pozwalając się przebrać i nie miałam zbytnio wyjścia.
Poskręcane na lokówce włosy, zarzuciłam do tyłu, gdyż trochę mi przeszkadzały.
- No wow, jesteś może wolna na wieczór? –
Zaśmiał się Alan, puszczając mi oczko. Zmierzyłam go moim wrogim spojrzeniem,
które przez mocny makijaż lekko mnie szczypało.
- A ty nie jesteś już zajęty przepadkiem?
– Wystawiłam mu język. Byliśmy na zapleczu we dwoje, bo Kas przygotowuje się z
Lysiem w innym miejscu, widomo z jakiego powodu. Moje zestresowanie rosło z
każdą sekundą. Jednym czynnikiem składającym się na to była kapela grająca w
tamtej chwili. Nie żeby był to jakiś konkurs, ale i tak miałam tremę.
Spojrzałam na spokojnego towarzysza i przypomniałam sobie, iż jeszcze nie
wiedziałam jednej istotnej rzeczy. – Ej! Właściwie to dlaczego słuch o tobie
zaginął po tamtym koncercie Winged Skull? – Chłopak zmarszczył brwi, jakby nie wiedział
co mam na myśli, lecz po chwili odetchnął, orientując się.
- Ale nie mów o tym Alexy’emu, oki? –
Kiwnęłam potwierdzająco. – No to w tamten dzień, Alexy chciał wyjawić prawdę
naszym rodzicom. Nie miałem na to ochoty, może bardziej odwagi, więc nakłamałem
mu, iż się pochorowałem i w ogóle. A że zadzwonił do mnie kumpel z niesamowitą
ofertą poznania Winged Skull to musiałem z niej skorzystać. Jak przybyłem na
spotkanie, skumplowałem się z nimi. Zacząłem im opowiadać, że też gram, chcieli
mnie posłuchać, więc zezwolili mi na zagranie w ich przerwie. Wiedziałem, iż
Lysio jest na widowni, a że potrzebowałem świetnego tekstu to pożyczyłem od
niego jego notatnik. Zgubiłem go potem, jednak to nieważne… Nie chciałem, żeby
Alexy dowiedział się o moim kłamstewku, dlatego poprosiłem o zachowanie mojej
anonimowości. – Wyszczerzył się niewinnie. Nie wiedziałam dlaczego, ale
wybuchłam śmiechem. Życie jest takie komiczne, nieprzewidywalne… O matko
święta. Pokiwałam chłopakowi palcem.
- Lepiej przyznaj się do tego Alexy’emu,
bo będziesz żałować, jak ja. – Westchnęłam. Chciał coś jeszcze powiedzieć,
aczkolwiek przyszedł do nas Kastiel z panem Greenem. Buntownik uśmiechnął się
szeroko na mój widok, a jego brwi wystrzeliły do góry. Musiałam go zaskoczyć.
- Dobry wieczór. Jesteście gotowi, za niedługo
wchodzicie. – Odezwał się mężczyzna w ciemnym garniturze.
- Z tego co widzę, to Sucrette aż nad to
się przygotowała. Przyciągnie nam fanów. – Zaśmiał się Kas. Niewiarygodne, ze
pan Green także zachichotał. Traciłam przez to całą pewność siebie, co musieli
zauważyć, bo po chwili Kastiel stał się poważny. Przybliżył się do mnie i
oznajmił, beż żadnej kpiny czy ironii: - Naprawdę ładnie wyglądasz. –
Popatrzyłam po nim zdziwiona. Miałam zamiar mu podziękować, lecz jego dziecięcy
wybuch śmiechu odegnał ode mnie kulturę osobistą i walnęłam mu piętą w stopę, a
że posiadałam obcasy w kremowym odcieniu, on skrzywił się i schylił do
skrzywdzonej części ciała. – Zwariowałaś?! – Krzyknął oburzony, gdy wszyscy,
oprócz niego, zaczęli go wyśmiewać. Role się odwróciły, cwaniaczek. Miał
szczęście, iż nie użyłam całej mojej siły.
- Tak, oszalałam, że jeszcze z tobą
rozmawiam. – Rzuciłam do niego, uśmiechnięta. Szybko jednak moje kąciki ust
opadły w dół, gdy moich uszu dosięgł znajomy głos.
- Sucrette? – Wszyscy spojrzeliśmy na
Lysandra, który stał osłupiały zupełnie jak ja. Zacisnęłam dłonie na skrawku falowanego
dołu mojej sukienki i przełknęłam głośno ślinę. – Co tu robisz? – Zapytał zszokowany.
- Umm… - Zaczęłam, lecz przerwało mi
głośne klaskanie i gwizdy, znaczące, że zespół przed nami właśnie zakończył
swój występ. Pan Green przycisnął do ucha słuchawkę bezprzewodową, którą
najwyraźniej komunikował się z zespołem, po czym popatrzył po nas.
- No, moi drodzy. Wasza kolej. Połamania
nóg. – Uśmiechnął się, wskazując nam wejście na scenę, z której schodzili wcześniejsi
wykonawcy. Ruszyłam w tamtym kierunku za Kasem i Alanem, lecz drogę zatarasował
mi tors Lysandra. Niepewnie spojrzałam do góry, a gdy nasze oczy się spotkały
poczułam lęk, żal, smutek, pustkę, wszystko po trochu, dostrzegając jego pełen
cierpienia źrenice.
- Co tu robisz? – Dopytał. Opuściłam
głowę, nie mogłam dłużej pozostać w tamtym stanie.
- Przyszłam wystąpić. – Przyznałam. –
Lysandrze ja…
- Powodzenia. – Rzekł obojętnie, udając
się na scenę… Nie takiej reakcji się spodziewałam…
Stojąc przed tłumem gapiów, poczułam
mrowienie w pod brzuchu. Wypełniała mnie adrenalina wraz z dźwiękami perkusji,
szarpnięciami strun gitary i pięknym głosem Lysandra. Dołączyłam się do niego,
a to co powstało, spowodowało głośny pisk w publiczności. To niezwykłe.
Występować z Kastielem, muzykiem z moich marzeń i… ukochanym…
„Nie marnujmy chwil na kłótnie, upajajmy
się sobą, naszym kruchym szczęściem,
Chodź nasze spotkania są takie same,
monotonne, to i tak bezcenne,
Dlatego przytul mnie, pocałuj, pozwól, że
zapomnę się w kłamstwie,
Kłamstwie, że jestem wyjątkowy,
kłamstwie, że to przeznaczenie,
To co nas łączy zwane jest fałszem, lecz
pozwól, że będę ślepym,
Nie chcę tego dostrzegać, nie chcę
niczego widzieć, gdyż
Prawda za bardzo boli, więc obejmij mnie,
moja droga rosiczko.”
Tekst piosenki dobitnie mi zdradzał, co o
mnie myślał Lysio, gdyż był to utwór napisany po naszym rozstaniu. Miałam
wrażenie, iż była to zemsta na mnie, w końcu też zawiniłam i to ja zakończyłam
nasz związek, więc Kastiel specjalnie siedział i ćwiczył ze mną akurat to… Bolesne,
lecz nie mogłam pozwolić sobie na płacz. Nie na scenie, nie przed wielką
chwilą.
Wydarzenie dobiegło końca, widownia
pustoszała. O dziwo, byliśmy jedyną kapelą, która dostała podwójną prośbę o
bis. Pan Green zaoferował nam kontrakt. Cieszyliśmy się, mieliśmy udać się,
żeby poświętować, lecz było jeszcze coś. Kastiel użyczył mi swoją gitarę, Alan
wszystko pozałatwiał, tak że zdziwiony Lysander siedział na krześle na scenie,
gdzie mieliśmy nasz debiut. Ja stałam naprzeciwko, delikatnie oświetlona
ostatnim reflektorem. Kastiel czekał, tak samo jak Alan i osoba, odpowiedzialna
za miejscówkę. Byli na zapleczu, dali nam prywatność. Nigdy nie spłacę zaciągniętego
długu pomocy, jaką mi zaoferowali.
- Sucrette o co chodzi? – Zdenerwował się,
zbierając się do wstania.
- Daj mi chwilkę. – Poprosiłam, na co
posłusznie opadł z powrotem na siedzenie. Stresowałam się niemiłosiernie.
Drżącą dłonią przejechałam po gryfie. Dobra, czas działaś, bo zniecierpliwiony
wyraz twarzy chłopaka coraz bardziej mnie dołował. Wcięłam głęboki wdech i
wydech, następnie zagrałam melodię stworzoną przez Kastiela.
„Ocierając skroplony żal z moich
policzków, układam tekst przeprosin, lecz jak na złość, słów mi brak. Więc
najprościej, jak tylko potrafię, z całego mojego roztrzęsionego serca pragnę
cię przeprosić. Stojąc pośrodku nicości, wciąż szukam swojego istnienia, a ono
schowało się w tobie. We wspomnieniach naszych pierwszych razów, którym
odebrałam ciąg dalszy, naszą przyszłość. Każdej nocy patrzę w niebo, licząc
gwiazdy z nadzieją, że spełnią moje marzenie o powróceniu w twoje ramiona,
ciebie, mojej pierwszej miłości. Niestety, uzyskuję tylko poczucie
samo-o-tno-ości i-i tęskn-noty…. – Jąkałam się,
aż umilkłam, gdyż łzy zalały mi przełyk. Zakryłam dłońmi twarz, drżałam,
nie mogłam trzymać w sobie tych emocji. Dziurawiło mnie to, co śpiewałam, myśli
o tym, co straciłam, co odrzuciłam… Ku mojemu zaskoczeniu, gitara w ułamku
sekundy została ze mnie ściągnięta, a jej miejsce zajęło ciepło Lysandra.
Przytulał mnie… Nie mogłam w to uwierzyć, czym prędzej objęłam go i wtuliłam
się mocniej.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam.
Nie zdradziłam cię. Żaden mężczyzna mnie nie tknął, prócz ciebie. Błagam,
uwierz mi! Przepraszam! – Krzyczałam w jego przemoczone ubranie. Pogłaskał mnie
po włosach.
- Ciiii, spokojnie. Wiem, moja droga,
wiem. Także przepraszam, ja po prostu popełniałem błędy, nie wiedziałem jak
postępować, tak bardzo nie chciałem cię stracić. Nie powinienem kierować się innymi.
– Dopiero po fali płaczu, mogłam usłyszeć, jak jego serce bije w tym samym,
szybkim tempie, co moje. Poczułam ulgę i zarazem napływ szczęścia. Gdyby Lysander
mnie nie trzymał, to pewnie odfrunęłabym na niewidzialnych skrzydłach.
- Lys dał byś i drugą szansę? Zacznijmy
od nowa.
- Chciałbym, ale… - Odsunął się, co mnie
zaniepokoiło. Znów poczułam chłód. - Nie mógłbym wrócić do kobiety, przez
którą… - Obrócił głowę w bok i zasłonił twarz otwartą dłonią, po czym dokończył
cicho: - …płakałem. – To było jak strzał z liścia. Wiedziałam, iż go
skrzywdziłam, ale nie myślałam, że wbrew dumie mężczyzny, będzie płakać. Musiałam
dla niego naprawdę wiele znaczyć, byłam debilką, nie doceniając tego. – Jednak nie
potrafię wyrzucić cię z serca, wciąż bardzo cię kocham, dlatego może poznamy
się lepiej, co? Bądźmy przyjaciółmi, dajmy sobie czas. Kto wie, co dla nas
przygotował los, pozwólmy mu nami pokierować, ponieważ i tak nie mamy na niego
wpływu. – Uśmiechnęłam się. Lepsze to niż nic. Przytuliliśmy się ponownie nim
udaliśmy się świętować nasz sukces. Staliśmy się paczką, znów byliśmy blisko
siebie, razem, dzięki czemu byłam spokojna. Gdzieś tam w środku miałam
przeczucie, że i tak, ja i Lysander spotkamy się na ślubnym kobiercu. Wierzyłam
w to, takie znalazłam marzenie. Czy ono się spełni? Pomodlę się o to do gwiazd.