30 sierpnia 2016

Pięść i rozum - odcinek 12

Stałam w ringu przeznaczonym do treningu, naprzeciwko mojego kolegi po fachu, który z rozkazu mojego ojca przygotowywał mnie do starć. Że akurat to z nim miałam ćwiczyć, gorzej trafić nie mogłam. On mnie nie cierpiał i nie krył się z tym. Mogłabym się na to uskarżać, ale poniekąd to jego chyba jedyna dobra cecha. Bycie szczerym ze sobą i innymi. Nie zmuszał się do udawania przyjaciela i nie szukał ich na siłę. Był sobą, nie przejmował się opinią, czy akceptacją ze strony naszego etykietowego społeczeństwa.
- No dalej! Wal! – Krzyczał, aby mnie zmotywować do działania, gdyż najwyraźniej chciał mieć nasz sparing jak najszybciej za sobą. Wystawił przed siebie rękawice, oczekując mojego ataku. Ścisnęłam mocniej zęby, napięłam się i uderzyłam prosto, a on nawet nie drgnął. – Co to ma być za cios? I za postawa? Kpisz sobie ze mnie? – Prychał wkurzony. Sama się sobie dziwiłam. Nie miałam pasji, brakowało mi werwy i energii. Wciąż przeżywałam sytuację z Natanielem, przez co nie mogłam się skupić. Byłam znokautowana psychicznie, pragnęłam się tylko położyć i patrzeć bezczynnie w sufit, użalając się nad swoją nieszczęśliwą miłością. Jeszcze widok tych brązowych oczu Max’a, przepełnionych wyższością i zdenerwowaniem doprowadzał mnie do wewnętrznej rozpaczy. Kiedyś skopanie mu tyłka było moim celem, lecz w tamtym momencie zamiast mu porządnie przywalić w ten pyskaty ryj to chciałam uciec i zakopać się w pościeli.
- Zamieńmy się. Ja będę agresorem. Broń się! – Krzyknął, a ja niby przygotowałam się do obrony. Uniosłam ręce w górę i pierwszy raz poczułam ogromny ciężar rękawic bokserskich. Jak normalna, krucha dziewczyna mogła nimi walczyć? Sucrette nie dałaby nawet rady ich podnieść. Znów uderzyła mnie jej perfekcyjność i delikatność, której tak bardzo zaczęłam jej zazdrościć. Nie miałam z nią szans, Nataniel… Umilkłam, kiedy znienacka dostałam w twarz, prawie lądując na ziemi. Prawie, bo opadłam na kolana… Upokorzona…
- Żyjesz?! Jesteś dzisiaj beznadziejna! – Krzyknął Max, schylając się do mnie. Opuściłam jeszcze niżej głowę, czując w ustach smak krwi. Przejechałam językiem po linii zębów, sprawdzając czy ostały na swoim miejscu. – Gdzie ty kurwa jesteś myślami?! Dobrze, że się poniekąd pohamowałem. – Powróciłam na równe nogi, zdjęłam rękawice i pomasowałam obolały policzek. Spojrzałam na niego, a wtedy jego wyraz twarzy z zdenerwowanego, jakby złagodniał odrobinę.
- W końcu miałeś szansę pokazać mi, jak bardzo mnie nienawidzisz. Nie musiałeś się hamować. – Powiedziałam, posyłając mu uśmiech. Niewymuszony i pierwszy, odkąd się poznaliśmy. Zaskoczył go ten widok, co zdradziły jego rozszerzające się powieki, rozwarte usta i rumieńce? Z tym ostatnim nie byłam pewna, acz nie zmieniało to faktu, iż byłam mu wdzięczna, gdyż to uderzenie ściągnęło mnie na powierzchnię ziemi. Wszystkie moje troski odeszły, pozostawiając po sobie chęć czucia adrenaliny, ponieważ to ona działała na mnie jak alkohol. Pozwalała zapomnieć. Z powrotem przygotowałam się do treningu, tym razem całym sercem, duszą, umysłem. Nie liczyło się nic. – To teraz zabawimy się na poważnie! – Zmarszczyłam brwi, skacząc z nogi na nogę, nabierając w ten sposób w sobie siły, żeby po chwili zaatakować z pasją, nieprzewidywalnie i szybko, tak że oddech rywala przyśpieszał, a jego refleks z trudem mnie doganiał.

Wyszłam z siłowni roześmiana w towarzystwie zmęczonego Max’a. Ten wspólny trening nieco nas zbliżył, zdobyliśmy wobec siebie szacunek. Postanowiłam odprowadzić go do furtki, bo nasza dyskusja na temat Rocky’ego Balboa była nadzwyczaj żwawa. Oczywiście, jak to bokserzy, okazało się, że mamy wspólną pasję i gusta. Tego mi było potrzeba, kogoś kto podzieli moje hobby oraz mnie w pełni zrozumie.
- No to co, jesteśmy umówieni na maraton filmowy? – Zapytał, kiedy doszliśmy do płotu, a pora tego dnia nakazywała nam się rozstać, chcąc czy nie chcąc. Nie spodziewałam się, że moglibyśmy się kiedykolwiek zaprzyjaźnić, tym bardziej, iż kilka godzin wcześniej bez zmrużenia oka zaoferował mi prawego sierpowego.
- Pewnie. – Przytaknęłam, mimowolnie się uśmiechając. Chłopak wyciągnął w moim kierunku dłoń, na co przymknęłam oczy i napięłam się, nie mogąc wyczuć jego intencji. Jednakże, gdy poczułam subtelne łaskotanie na obolałym policzku, uchyliłam powieki zaskoczona. Stał przede mną, wpatrując się w moje zielone tęczówki i ostrożnie mnie głaszcząc, jak zranione dziecko… Nie… W tym było coś więcej, ta pieszczota nie wydawała mi się taka niewinna.
- Przepraszam za to. Wiesz, to nie tak, że cię nienawidzę. – Oznajmił łagodnym tonem, rozsiewając wokół dziwną atmosferę. – Roxano zawsze cię podziwiałem, a twoja aura nieprzystępności denerwowała mnie, dlatego byłem taki nieprzyjemny. Chciałem w ten sposób ukryć moją słabość wobec ciebie. – Jego dłoń wsunęła się pod moje włosy, zatrzymując się tam. Od jego dotyku zrobiło mi się gorąco w brzuchu, czego nie mogłam w żaden racjonalny sposób wyjaśnić...
- Eh. Nie za bardzo rozumiem. – Wydukałam zupełnie nie orientując się w tej sytuacji. Widziałam takie rzeczy w filmach romantycznych, jednak mój rozsądek cały czas temu zaprzeczał, cokolwiek to było. Wolałam się nad tym nie zastanawiać głębiej. To dziwne. Zdecydowanie!
- Roxano… - Nie! Nie mów do mnie pełnym imieniem, to mnie przeraża! No i dlaczego on zaczął się nachylać?! – ... Próbuję ci powiedzieć, że… - Jego usta były coraz bliżej moich, Boże, moje ciało zesztywniało, straciłam nad nim kontrolę. Niech ktoś to przerwie, błagam! Nie chciałam tego doświadczyć, nie byłam na to przygotowana. Ja dalej kocham Nata… I w tym momencie usłyszeliśmy głośne chrząknięcie, więc oderwaliśmy się od siebie, aby ujrzeć po drugiej stronie furtki Nataniela, oświetlonego uliczną lampą. To cud!
- Przepraszam, iż wam przeszkadzam, ale Roxano musimy pilnie porozmawiać. – Powiedział do mnie, jednocześnie nie spuszczając badawczego wzroku z Max’a, który odsunął się ode mnie od razu.
- W takim razie dokończymy to innym razem, dobranoc Roxi. – Chciał już odejść, ale zatrzymał się, jakby sobie coś przypomniał. – Dasz mi swój numer telefonu, żebyśmy mogli się dogadać, co do daty naszego maratonu? – Zapytał, uśmiechając się do mnie ciepło.
- Jasne. – Odparłam, biorąc od niego komórkę i wpisując się. Kątem oka dostrzegłam, jak Nataniel zaciska szczękę.

Szczerze? To zupełnie nie spodziewałam się odwiedzin Nataniela w moim pokoju, bo tam go oczywiście zaprosiłam, nie chcąc stać na dworze. Zajął miejsce na krześle przy biurku i bez słowa rozglądał się dookoła. Miałam nadzieję, że plakaty znanych bokserów i surowość pomieszczenia, nie odstraszą go za bardzo.
- Kto to był? – Zapytał w końcu, przerywając duszącą ciszę.
- Mmm właściwie to nie wiem. Kolegą? – Sama, sobie zadałam to pytanie, bo aż tak głupia nie jestem, żeby nie rozszyfrować tego, co Max próbował zrobić. I dalej mnie to szokuje…
- Aha. Chyba macie się ku sobie. – Coś ukuło mnie w klatce piersiowej.
- Powiesz, co cię do mnie sprowadza? Znowu chcesz mnie ochrzanić?
- Nie. Przeprosić. – Umilkłam, czekając na ciąg dalszy. Popatrzył na mnie skruszony i podrapał się nerwowo po karku. – Naprawdę cię przepraszam, za to, że jestem takim debilem. Nie chciałem cię wystawić, jednak miałem małe problemy w domu i nie mogłem wyjść, a ojciec zabrał mi telefon. Nie wiem dlaczego na ciebie dzisiaj naskoczyłem, chyba się na tobie wyżyłem… Ostatnio… U mnie… - Ucinał, jakby nie potrafił się przełamać do wyjaśnień. Westchnął ciężko, co mnie zaniepokoiło. Dopiero wtedy dostrzegłam jego lekko podpuchnięte oczy, będące z pewnością efektem jakiś zmartwień.
- Coś się dzieje w twoim życiu nie dobrego? – Dopytałam ostrożnie, a on schował usta i nos w dłoniach, wciąż wpatrując się w moje oczy. Wahał się nad czymś, to widać. – Chcesz o tym pogadać? Może ci jakoś pomogę. – Oferowałam się, zatroskana.
-Gniewasz się dalej na mnie? – Zmienił temat. Ukrywał coś, lecz nie mogłam na siłę tego z niego wyciągać. Czy byłam na niego zła? Nie. Bardziej przybita jego relacją z Sucrette. Opuściłam nieco spojrzenie, nie wytrzymywałam patrzenia w jego źrenice.
- Przecież przeprosiłeś. – Oznajmiłam cicho.
- Przyjdziesz jutro do szkoły?
- Nie. Odpuszczę ją sobie dopóki nie skończy się sezon. – Nagle on wstał, podszedł do mnie i przykucnął przede mną. Złapał mnie za dłonie i przycisnął je sobie do klatki piersiowej. Woooo! Motyle w brzuchu zerwały się, a ich szarże rozgrzały mnie do czerwoności.
- Nie opuszczaj mnie. Potrzebuję cię. Szkoła bez ciebie jest dla mnie przerażająca, pusta. Tylko gdy mam świadomość, że jesteś blisko to potrafię coś zdziałać. Dzisiejszy dzień był na to dowodem. Jak uciekłaś, wszystko się załamało. Nie mogłem się na niczym skupić, oprócz na myśli o tobie. – No i jak ja miałam to odebrać? Czy to sen? Jeśli tak, to nie chciałam się budzić!

4 komentarze:

  1. No nareszcie ten Nat sie ogarnął i to w idealnym momencie... Ale końcówka mnie rozwaliła emocjonalnie

    OdpowiedzUsuń
  2. Nooo to Nataniela wzięło na wyznania :)
    Czyżby w końcu zaczynał się ich romansik XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Serio? A już myślałam że ułoży jej się z tym bokserem, no bo bądźmy szczerzy więcej zmartwień i ból ma ona z nim nich miłych wspomnień. Ten bokser za to coś do niej czuł :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurde szkoda....miałam nadzieję na maxa

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do pozostawienia swojej opinii!
Z góry dziękuję!