„Kocie”,
rozległo się ciche
zawołanie, odbijające się od kremowych
ścian, nawołujące śpiące puchate
zwierzę. Wtulone w niepościelony kocyk, nastroszyło swe strzeliste uszy, okazując
zainteresowanie. Po chwili podniosło swój łebek i spojrzało migdałowymi
oczętami na źródło dźwięku. Swym sowim spojrzeniem objęło, wchodzącą przez
otwarte na oścież drzwi, właścicielkę, która zmęczona ciężkim dniem w szkole, w
końcu zaznała odrobinę uciechy widokiem przyjaciela. Odłożyła ciężką, czarną
torbę obok dębowego biurka utrzymanego w wyjątkowej czystości, po czym podeszła
do towarzysza, by czule się z nim przywitać. Pogłaskała kilkukrotnie mruczącego
zwierzaka i wstała z chęcią przebrania się w „domowe ciuchy”. Zdjęła z siebie
rozciągnięty, szary sweter mierzwiąc proste, kruczoczarne włosy. Poprawiła
palcami równą grzywkę, przykrywającą łukowate brwi oraz nasunęła na nosek
okulary, zsunięte przez gwałtowne spotkanie z materiałem. Biały podkoszulek
schowała pod rozpinaną bluzę sportową, a spódnicę midi oraz grube rajstopy,
noszone ze względu na zimową pogodę, zamieniła na długie spodnie, będące
kompletem z górą. Westchnęła, zerkając na pękającą od książek torbę. Była pilną
uczennicą, więc nie mogła zignorować desperackich krzyków „przejrzyj mnie”,
wydawanych niemo przez stronnice wypełnione wiedzą. Obserwując kąt przy
łukowatym oknie, zorientowała się, że na blacie pojawiło się coś, czego
wcześniej nie było. Zaintrygowana zbliżyła się do czerwonego pudełka wielkości
jej niewielkiej pięści. Odwiązała wściekle różową wstążkę i z wielką
ostrożnością podniosła wieczko. W oczy rzuciła jej się zgięta karteczka,
ukrywająca coś swoim papierowym ciałem. Przeczytała starannie napisaną treść,
po czym zerknęła zdegustowana na czekoladkę w kształcie serduszka. Skwaśniała,
odłożyła prezencik i zerknęła przez ramię na kota.
- Mama znów zostawia
mi te cukrzycowe niespodzianki. Znaczy to, że jutro walentynki? Najbardziej
żenujący wymysł człowieka, prawda tygrysie? – Uniosła kąciki pełnych,
różowiutkich ust do góry, w mieszanym uśmiechu.
Ubrana w swoim niewyróżniającym
stylu Edith, bo tak miała na imię owa dziewczyna, grzecznie zajęła swoje
miejsce w ławce. Nie witała się z nikim, na nikogo nie patrzyła. Skupiona na
swojej przestrzeni osobistej, zajęła się pilnym rozpakowaniem. Gdy wszystko
starannie zostało ułożone na blacie, wyciągnęła jeszcze książkę autorstwa
Agathy Christie i poprawiając druciaki na swoim małym, zadartym nosku
wyemigrowała w przedstawiony w powieści świat. Nie zwracała uwagi na szalejące
towarzystwo, ani na klasową księżniczkę, która ubrana w czerwone barwy
rozdawała każdemu z klasy walentynkową czekoladkę. W zamyśle każdy miał dostać
tabliczkę, jednakże nie znalazła się choćby jedna, przeznaczona dla Edith. Nie
żeby dziewczynie było przykro z tego powodu. Te dwie osobistości nie przepadały
za sobą w znacznym stopniu, okazując sobie niechęć na każdym kroku. Edith,
zwana „kujonką”, rozsiewała aurę nieprzystępności, która odpychała od siebie
ludzi. Twierdzili oni, że z taką osobą, lubującą się w literaturze i w nauce
nie ma grama szaleństwa i „dobrej zabawy”. Nie wiedzieli, jak bardzo się mylą w
tym aspekcie.
Gdy klasa wypełniła
się uczniami i prawie każdy tarmosił lub zdążył już wyrzucić papierek po
słodkości, padło imię, które mimowolnie przyciągnęło słuch ignorantki. Otóż
zdziwiło ją, że ktoś raczył o niej wspomnieć.
- A dla Edith masz
jedną? – Nie, to iż powiedziano o niej, było tak zadziwiające, ale sposób
wymowy tej nazwy skrywającej czyjąś tożsamość. W pięknym męskim głosie nie było
słychać ironii, pogardy czy innych negatywnych emocji, lecz samą troskę o
koleżankę z klasy. Edith jednak nie odwróciła się, by zobaczyć, kto zamartwił
się o jej podniebienie i przynależność do wspólnoty. Nie oderwała się od
tekstu, a rozkojarzona musiała ponownie przeczytać zdanie, aby je zrozumieć i
utrwalić.
- Nie daję czekoladek
nieznajomym – odparła blondynka, chichocząc z poczucia zabłyśnięcia bystrością.
Uniosła wyżej podbródek, żeby przywołać swoją fałszywą wyższość. Sama sobie ją
wmawiała, ale taki już miała sposób na życie. Każdy ma swój, ona wierzyła, że
została zrodzona w gwiazdach i sama marnie naśladuje ich blask. Szkoda, iż
emanuje szarością tak jak każdy wokół niej.
- Amber tak się nie
robi – upomniał ją dziewiętnastoletni chłopak, co jest zwodzące przez jego
staroświecki ubiór sięgający ram epoki wiktoriańskiej. Odebrał swoją czekoladkę
i łamiąc na pół, podszedł do zaczytanej Edith. Ostrożnie, nie chcąc ubrudzić
bieli kartki, pozostawił słodkość, zwracając na siebie uwagę czytelniczki.
Zerknęła na niego pytającym wzrokiem, na co on odpowiedział jej łagodnym
uśmiechem. – Proszę Edith – odpowiedział, mrugając swymi dwukolorowymi oczami,
w których tonęła właśnie oniemiała szatynka. Nie spodziewała się takiego gestu
dobroci i chociaż mógł wydawać się drobny, dla niej był czymś wielkim. Pierwszy
raz ktoś uświadomił jej, że nie jest tylko tłumem. Ma swoją historię, dzielącą
teraz z tym miejscem i tą społecznością. Poczuła, jak ręce lekko jej drżą, a w
podbrzuszu wiruje coś na kształt szczęścia. Nie rozumiała tego, dlaczego piecze
ją twarz i co utkwiło jej w gardle, iż nie potrafi wydobyć z siebie żadnego
dźwięku. Coś musiało poplątać jej struny, może to początek choroby? Tak,
trudnej do wyleczenia i bolesnej. Zawstydzona uciekła spojrzeniem w rozmazane
litery. Teraz stawały się pogryzioną linią. W końcu ścisnęła mocniej dłonie na
okładce, pozbierała w sobie siły i ignorując łomotanie w klatce piersiowej,
szepnęła ciche: „Dziękuję”, które i tak nie trafiło do odbiorcy, bo ten był już
daleko.
Za oknem trwała
chłodna noc, kiedy w Edith zbudził się demon. Ludzie z klasy zupełnie źle ją
oceniali. Nie wiedzieli jakie szaleństwo w sobie skrywa. Za maską porządnej,
skromnej i potulnej pilnej uczennicy chowała swoją drugą postać. Jej czarne, sięgające
ramion włosy zmieniły się w lśniące, czerwone loki, dotykające ud za sprawą
peruki. Na twarzy pojawił się mocny makijaż. Ponętne wargi pokryły się barwą
czerwonej szminki. Zielone tęczówki przeistoczyły się w czerń, dzięki kolorowym
soczewkom oraz podkreślającym je mocnym smoky eyes. Obcisłe, czarne, lateksowe
spodnie opinały jej kształtną pupę niczym druga skóra, a koronkowy gorset uwydatniał
jej ponętny biust. Gdy Paryż zasypiał Edith zakładała skórzaną kurtkę, włosy chowała
pod zielonym kaskiem i wsiadała na ukochaną Yamahę YZF-R1, żeby wziąć udział w
nielegalnych wyścigach, w których zgarniała grubą forsę. I właśnie tam, w
miejscu, gdzie ryk maszyn zakłócał ciszę nocną mknęła z zawrotną prędkością na
zmierzenie się z naiwnymi możliwościami swoich rywali.
Wjeżdżając na
oświetlony reflektorami motorów przyciągnęła zainteresowanie. Nie dało się
ukryć, że była osobą poważaną i dzięki swoim wynikom oraz magnetycznym
charakterem podbiła serca wielu amatorów adrenaliny. Stała się małym bożkiem,
mającym swoich wiernych wielbicieli, więc tylko, gdy się zatrzymała, podbiegła
do niej sfora fanów.
- Siema, siema Lady. –
Przez tłum wybił się prekursor wydarzenia w swoim mafijnym garniturze oraz
tęczowej fryzurce nawiązującej do parady równości, z której wielce kpi.
Truchtał wokoło Edith w swoich pozłacanych bucikach, zagadując o skopanie dupy
na torze jego wrogom. Jednak znudzona dziewczyna nawet nie słuchała. Jej wzrok
podążył teraz za znajomą czupryną, wzbudzając jej zainteresowanie. Teraz jest
inną kobietą. Odważną, pewną siebie i przyjmującą wyzwania z dziecinną
łatwością, więc olewając piszczący tłum, z wypracowaną gracją ruszyła za
obranym celem. Podeszła bliżej, niczym się nie przejmując. Zakradła się do
chłopaka od tyłu. Kładąc mu dłoń na ramieniu, okrążyła go, by stanąć z nim
twarzą w twarz. Przejechała palcem po jego podstawie żuchwy i wbiła swoje
uwodzicielskie spojrzenie w jego zaskoczone dwukolorowe oczy.
- Dobry wieczór. –
Uśmiechnęła się, przyciskając swój biust do jego łomoczącej klatki piersiowej.
– Czy ktoś się tutaj nie zgubił? Hmm? – Zapytała głębokim tonem, kładąc akcent
na ostatnie sylaby. Lysander oniemiał, pierwszy raz mając styczność z takim
zachowaniem. Nie wiedział jak ma zareagować, bo jego dżentelmeńska strona nie
pozwala mu na jakikolwiek wyraz nieuprzejmości okazany kobiecie, a z drugiej
strony, rozsądek i moralność nakazywały mu w odpowiednich słowach upomnieć
wulgarny byt zalotnicy.
- Jedyną osobą, która
tutaj się zgubiła, to ty maleńka. – Uratował go niewyparzony język
czerwonowłosego towarzysza, którego dopiero teraz spostrzegła Edith. Dziewczyna
oderwała się na bezpieczną odległość od obiektu jej uwagi, by obrzucić wzrokiem
od góry do dołu wysokiego cwaniaczka palącego papierosa. Od razu rozpoznała w
nim Kastiela, szkolnego buntownika mającego wszystko w czterech literach.
Prychnęła zdegustowana, krzyżując ręce w politowaniu dla kolejnego dzieciaka,
nie wiedzącego co mówi.
- Widać, że to twój
debiut w tym miejscu maleńki – burknęła, a chłopak zgrzytnął zębami, powoli
poddając się prowokacji ze strony rozbawionej Edith.
- Tak mówisz,
tymczasem myląc burdel z wyścigami. Tam szukaj frajera ze stówką.
- Kastiel nie mów tak
do kobiety! – Warknął zdenerwowany Lysander. Edith popatrzyła po na obrońcę zauroczona,
po czym wbiła mordercze spojrzenie w zadowolonego z siebie chamskiego rywala.
- Za nim ty
wyciągniesz stówkę, ja już będę czekać na mecie. Co, wchodzisz czy uciekasz pod
kołderkę? – Uniosła wyżej podbródek, bo wiedziała, że chłopak nie ma z nią
szans. Ten wyścig jest z góry przesądzony, lecz mimo to Kastiel nie miał
zamiaru się ugiąć. Był tam pierwszy raz, nie znał przeciwnika i tego, na co się
zgodził wyciągając do niej rękę. Ludzie zauważając to zbiegli się, żeby
przypadkiem niczego nie przegapić, a razem z nimi zjawił się roześmiany
prekursor zapowiadający całą ustawkę. Edith uścisnęła dłoń, marszcząc brwi w
myśli zgniecenia amatora w proch. Jego duma uleci, nim się zorientuje. Kastiel
zabierając za sobą dopingujący tłum udał się w kierunku swojej maszyny.
- Co za idiota. –
Usłyszała za sobą, więc odwróciła się, aby spojrzeć na zawiedzionego Lysandra.
Uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco, na co on tylko uchylił lekko usta w
zdziwieniu.
- Wygram twoje serce.
– Zbliżyła się do jego ucha i szepnęła cicho. – Trzymaj kciuki. – Po czym
chuchnęła, sprawiając, że chłopak zrobił krok do tyłu w zaskoczeniu. Zakrył
ręką czerwoną twarz, zawstydzony otwartym zainteresowaniem ze strony
nieznajomej. Edith zaśmiała się tylko zauroczona i powędrowała stanąć do bitwy.
Gazowanie i dziki
warkot silnika. Piski i owacje. Oślepiające światła reflektorów. Dłonie
ścierające się do jedności z rwącą bestią pod sobą. Maszyna, która jest
całkowicie uległa i zależna teraz stawała się nogami. Wprowadzała w prędkość,
niemożliwą dla osiągnięcia dwunożną istotę, nawet jeśli była najszybsza na
świecie. Rozmazany człowiek, wyznaczający start maratonu endorfiny. Cel jeden,
meta! W tej chwili dla Edith nic nie miało znaczenia. Liczyła się tylko jej
maszyna i kosmos, w który ją zabierze. Piękna kobieta trzymała w górze szmatę.
Jedyny wyraźny punkt dla czarnych oczu Edith. Kraciasta bluzka falująca
spokojnie na lekkim zimowym wietrze. Chłód omijał to miejsce, wygoniony przez
nagromadzenie ciepłych ciał. Właścicielka prowizorycznej flagi uśmiechnęła się,
po czym machnęła energicznie dając przyzwolenie do działania. Gaz i Edith
ruszyła w swój świat. Dźwięk motoru w uszach, mały wyostrzony kawałek widoku
przed nią. Wszystko za sobą, wszystko rozmyte pod wpływem niewyobrażalnej
prędkości. I tylko skręt, prosto skręt, zawrót. I nim się spostrzegła, koniec.
Z piskiem zatrzymała się w głośnych wiwatach. Odetchnęła, następnie
wyprostowała się na swojej maszynie i zdjęła kask. Długie włosy opadły na jej
pokryte gęsią skórką ramiona. Spojrzała na swojego rywala, który dopiero teraz
dojechał. Nawet jej nie dosięgnął, trzymała go daleko w tyle. Wkurzony zszedł z
motocykla. Kopnął w jego oponę i podszedł do zwyciężczyni.
- Masz swoją wygraną.
– Warknął zezłoszczony, rzucając w jej kierunku czekoladką. Dziewczyna złapała
ją z łatwością i uśmiechnęła się pod nosem, rozpoznając w słodkości podarunek
od Amber, znienawidzonej księżniczki. – Lys spadamy stąd! – Rozkazał buntownik,
stłamszony przez dogryzki maniaków wyścigów. Lysander zerknął ukradkiem na
Edith, której to nie umknęło, po czym ruszył za kolegą. Edith odwinęła z
papierka drobną nagrodę i spojrzała na oddalające się plecy.
- Hej Lysander! –
Zawołała zbliżając się do niego, kiedy się zatrzymał i odwrócił. Przełamała
czekoladkę na pół, nie spuszczając wzroku ze zdziwionego chłopaka. – Tym razem
to ja się z tobą podzielę. – Mrugnęła do niego okiem i zanim on zdążył
jakkolwiek zareagować, czy choćby przyswoić informację, Edith włożyła słodkość
do ust. Złapała surdut Lysandra i pocałowała go ostrożnie, aby wsunąć mu do
buzi czekoladkę. Odsunęła się od zdębiałego chłopaka. Uśmiechnęła się
zadziornie i machając ręką na pożegnanie, wsiadła na swoją Yamahę. A gwiżdżące
towarzystwo gratulowało Lysandrowi, który cały czerwony nadal czuł słodki smak
i nie wiedział jeszcze, co się za nim kryje i w co został wplątany.
Autor postaci: Thinkerbell
Będzie jeszczee jeden rozdział z tym związaaaany? ^^
OdpowiedzUsuńPopieram! :D Bosko Ci wyszło! <3 :* ;) :D
UsuńRaczej nie planuję kontynuacji :) za dużo rzeczy na głowie :/
UsuńRozdział genialny, ale jak patrze na tą Edith w lustrze to cos mi się przypomina, hmmm :p O! Już wiem! http://asset1.cbsistatic.com/cnwk.1d/i/tim/2012/10/02/anime1_610x586.jpg
OdpowiedzUsuńxDD
Jestem w szoku :O Ten rozdział mnie rozwalił :o
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że powstanie jakaś dłuższa historia Edith :)
Pozdrawiam :*
Świetne :)
OdpowiedzUsuńCześć!
OdpowiedzUsuńNo cóż mogę powiedzieć oprócz tego, co zwykle? Rozdział fantastyczny. Dobrze oddałaś postać Edith, chociaż muszę przyznać, że sama miałam w głowie trochę mniej "wulgarny", jak to pomyślał biedny Lysiu, jej obraz. No, ale zawsze potrafisz zaskakiwać.
Najbardziej podobała mi się ta końcówka. I ten bezradny Lysiek... Och... No słodko musiał wyglądać taki osłupiały z palącymi policzkami.
Fajnie, że widać, że pomimo ogromnej różnicy charakterów coś ich do siebie ciągnie. Tylko ciekawa jestem, czy Lysander potrafiłby zaakceptować tę dwoistą naturę Edith. Chyba trochę trudno byłoby mu za dnia być ze stroniącą od towarzystwa (nie liczę tutaj Kota, on stanowi wyjątek) kujonkę zaczytaną w kryminałach, a potem w nocy z naprawdę gorącym towarem. Można zbzikować. Chociaż może okiełznałby ją jakoś. W końcu to ten cierpliwy, mądry Lysiu:)
Tak samo jak koleżanki wyżej, zastanawiam się, czy planujesz kolejne części tej historii, czy może... Chyba nigdy nie napiszę tego komentarza, bo MOJA KOTKA utrudnia mi to zadanie... Zgubiłam wątek:/ Aaa, tak... Czy dopiszesz ich dalsze losy, czy może zostawisz nas z takim otwartym zakończeniem i głową pełną domysłów, jakby to się potoczyło dalej.
Kończąc; zastanawiałam się, jak sobie poradzisz z tym, że w gruncie rzeczy będziesz musiała narysować dwie bohaterki, mimo że to jedna i ta sama osoba. Obstawiałam, że zrobisz coś na zasadzie: jedna połowa twarzy będzie tą ugrzecznioną wersją, a druga tą niegrzeczną, ale wybrnęłaś z tego w inny sposób. Bardzo ciekawy. Podoba mi się:)W ogóle masz talent, bo ja bym w życiu czegoś takiego nie narysowała. Zabrakło mi tylko motocyklowego akcentu i Kota xD ale nie można mieć wszystkiego, wiem;)
O.. Nie jestem wielbicielką one~shotów ale ten mi się bardzo spodobał.... Mimo iż fajnie napisane jakoś nie żądam więcej tak jak w przypadku Lysa i Su.
OdpowiedzUsuńCo do wykonania to wszystko było starannie opisane i Lysiu był słodki jak zawsze :) Pozdrawiam i życzę duzzzzzio weny Haruka ❤
Jakoś nie przepadam za takimi rzeczami, ale było zajebiście. Haha umieram ze śmiechu. Biedny Lysander bo sorki, ale nie jestem fanką Kastiela :D
OdpowiedzUsuńNo no no! Chciałabym widzieć minę Lysa. Hahaha to musiało bosko wyglądać. Turlam się ze śmiehu
OdpowiedzUsuń