24 lutego 2016

Walentynkowy pocałunek

 „Kocie”,  rozległo  się ciche zawołanie,  odbijające się od kremowych ścian, nawołujące śpiące  puchate zwierzę. Wtulone w niepościelony kocyk, nastroszyło swe strzeliste uszy, okazując zainteresowanie. Po chwili podniosło swój łebek i spojrzało migdałowymi oczętami na źródło dźwięku. Swym sowim spojrzeniem objęło, wchodzącą przez otwarte na oścież drzwi, właścicielkę, która zmęczona ciężkim dniem w szkole, w końcu zaznała odrobinę uciechy widokiem przyjaciela. Odłożyła ciężką, czarną torbę obok dębowego biurka utrzymanego w wyjątkowej czystości, po czym podeszła do towarzysza, by czule się z nim przywitać. Pogłaskała kilkukrotnie mruczącego zwierzaka i wstała z chęcią przebrania się w „domowe ciuchy”. Zdjęła z siebie rozciągnięty, szary sweter mierzwiąc proste, kruczoczarne włosy. Poprawiła palcami równą grzywkę, przykrywającą łukowate brwi oraz nasunęła na nosek okulary, zsunięte przez gwałtowne spotkanie z materiałem. Biały podkoszulek schowała pod rozpinaną bluzę sportową, a spódnicę midi oraz grube rajstopy, noszone ze względu na zimową pogodę, zamieniła na długie spodnie, będące kompletem z górą. Westchnęła, zerkając na pękającą od książek torbę. Była pilną uczennicą, więc nie mogła zignorować desperackich krzyków „przejrzyj mnie”, wydawanych niemo przez stronnice wypełnione wiedzą. Obserwując kąt przy łukowatym oknie, zorientowała się, że na blacie pojawiło się coś, czego wcześniej nie było. Zaintrygowana zbliżyła się do czerwonego pudełka wielkości jej niewielkiej pięści. Odwiązała wściekle różową wstążkę i z wielką ostrożnością podniosła wieczko. W oczy rzuciła jej się zgięta karteczka, ukrywająca coś swoim papierowym ciałem. Przeczytała starannie napisaną treść, po czym zerknęła zdegustowana na czekoladkę w kształcie serduszka. Skwaśniała, odłożyła prezencik i zerknęła przez ramię na kota.
- Mama znów zostawia mi te cukrzycowe niespodzianki. Znaczy to, że jutro walentynki? Najbardziej żenujący wymysł człowieka, prawda tygrysie? – Uniosła kąciki pełnych, różowiutkich ust do góry, w mieszanym uśmiechu.

Ubrana w swoim niewyróżniającym stylu Edith, bo tak miała na imię owa dziewczyna, grzecznie zajęła swoje miejsce w ławce. Nie witała się z nikim, na nikogo nie patrzyła. Skupiona na swojej przestrzeni osobistej, zajęła się pilnym rozpakowaniem. Gdy wszystko starannie zostało ułożone na blacie, wyciągnęła jeszcze książkę autorstwa Agathy Christie i poprawiając druciaki na swoim małym, zadartym nosku wyemigrowała w przedstawiony w powieści świat. Nie zwracała uwagi na szalejące towarzystwo, ani na klasową księżniczkę, która ubrana w czerwone barwy rozdawała każdemu z klasy walentynkową czekoladkę. W zamyśle każdy miał dostać tabliczkę, jednakże nie znalazła się choćby jedna, przeznaczona dla Edith. Nie żeby dziewczynie było przykro z tego powodu. Te dwie osobistości nie przepadały za sobą w znacznym stopniu, okazując sobie niechęć na każdym kroku. Edith, zwana „kujonką”, rozsiewała aurę nieprzystępności, która odpychała od siebie ludzi. Twierdzili oni, że z taką osobą, lubującą się w literaturze i w nauce nie ma grama szaleństwa i „dobrej zabawy”. Nie wiedzieli, jak bardzo się mylą w tym aspekcie.
Gdy klasa wypełniła się uczniami i prawie każdy tarmosił lub zdążył już wyrzucić papierek po słodkości, padło imię, które mimowolnie przyciągnęło słuch ignorantki. Otóż zdziwiło ją, że ktoś raczył o niej wspomnieć.
- A dla Edith masz jedną? – Nie, to iż powiedziano o niej, było tak zadziwiające, ale sposób wymowy tej nazwy skrywającej czyjąś tożsamość. W pięknym męskim głosie nie było słychać ironii, pogardy czy innych negatywnych emocji, lecz samą troskę o koleżankę z klasy. Edith jednak nie odwróciła się, by zobaczyć, kto zamartwił się o jej podniebienie i przynależność do wspólnoty. Nie oderwała się od tekstu, a rozkojarzona musiała ponownie przeczytać zdanie, aby je zrozumieć i utrwalić.
- Nie daję czekoladek nieznajomym – odparła blondynka, chichocząc z poczucia zabłyśnięcia bystrością. Uniosła wyżej podbródek, żeby przywołać swoją fałszywą wyższość. Sama sobie ją wmawiała, ale taki już miała sposób na życie. Każdy ma swój, ona wierzyła, że została zrodzona w gwiazdach i sama marnie naśladuje ich blask. Szkoda, iż emanuje szarością tak jak każdy wokół niej.
- Amber tak się nie robi – upomniał ją dziewiętnastoletni chłopak, co jest zwodzące przez jego staroświecki ubiór sięgający ram epoki wiktoriańskiej. Odebrał swoją czekoladkę i łamiąc na pół, podszedł do zaczytanej Edith. Ostrożnie, nie chcąc ubrudzić bieli kartki, pozostawił słodkość, zwracając na siebie uwagę czytelniczki. Zerknęła na niego pytającym wzrokiem, na co on odpowiedział jej łagodnym uśmiechem. – Proszę Edith – odpowiedział, mrugając swymi dwukolorowymi oczami, w których tonęła właśnie oniemiała szatynka. Nie spodziewała się takiego gestu dobroci i chociaż mógł wydawać się drobny, dla niej był czymś wielkim. Pierwszy raz ktoś uświadomił jej, że nie jest tylko tłumem. Ma swoją historię, dzielącą teraz z tym miejscem i tą społecznością. Poczuła, jak ręce lekko jej drżą, a w podbrzuszu wiruje coś na kształt szczęścia. Nie rozumiała tego, dlaczego piecze ją twarz i co utkwiło jej w gardle, iż nie potrafi wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Coś musiało poplątać jej struny, może to początek choroby? Tak, trudnej do wyleczenia i bolesnej. Zawstydzona uciekła spojrzeniem w rozmazane litery. Teraz stawały się pogryzioną linią. W końcu ścisnęła mocniej dłonie na okładce, pozbierała w sobie siły i ignorując łomotanie w klatce piersiowej, szepnęła ciche: „Dziękuję”, które i tak nie trafiło do odbiorcy, bo ten był już daleko.

Za oknem trwała chłodna noc, kiedy w Edith zbudził się demon. Ludzie z klasy zupełnie źle ją oceniali. Nie wiedzieli jakie szaleństwo w sobie skrywa. Za maską porządnej, skromnej i potulnej pilnej uczennicy chowała swoją drugą postać. Jej czarne, sięgające ramion włosy zmieniły się w lśniące, czerwone loki, dotykające ud za sprawą peruki. Na twarzy pojawił się mocny makijaż. Ponętne wargi pokryły się barwą czerwonej szminki. Zielone tęczówki przeistoczyły się w czerń, dzięki kolorowym soczewkom oraz podkreślającym je mocnym smoky eyes. Obcisłe, czarne, lateksowe spodnie opinały jej kształtną pupę niczym druga skóra, a koronkowy gorset uwydatniał jej ponętny biust. Gdy Paryż zasypiał Edith zakładała skórzaną kurtkę, włosy chowała pod zielonym kaskiem i wsiadała na ukochaną Yamahę YZF-R1, żeby wziąć udział w nielegalnych wyścigach, w których zgarniała grubą forsę. I właśnie tam, w miejscu, gdzie ryk maszyn zakłócał ciszę nocną mknęła z zawrotną prędkością na zmierzenie się z naiwnymi możliwościami swoich rywali.

Wjeżdżając na oświetlony reflektorami motorów przyciągnęła zainteresowanie. Nie dało się ukryć, że była osobą poważaną i dzięki swoim wynikom oraz magnetycznym charakterem podbiła serca wielu amatorów adrenaliny. Stała się małym bożkiem, mającym swoich wiernych wielbicieli, więc tylko, gdy się zatrzymała, podbiegła do niej sfora fanów.
- Siema, siema Lady. – Przez tłum wybił się prekursor wydarzenia w swoim mafijnym garniturze oraz tęczowej fryzurce nawiązującej do parady równości, z której wielce kpi. Truchtał wokoło Edith w swoich pozłacanych bucikach, zagadując o skopanie dupy na torze jego wrogom. Jednak znudzona dziewczyna nawet nie słuchała. Jej wzrok podążył teraz za znajomą czupryną, wzbudzając jej zainteresowanie. Teraz jest inną kobietą. Odważną, pewną siebie i przyjmującą wyzwania z dziecinną łatwością, więc olewając piszczący tłum, z wypracowaną gracją ruszyła za obranym celem. Podeszła bliżej, niczym się nie przejmując. Zakradła się do chłopaka od tyłu. Kładąc mu dłoń na ramieniu, okrążyła go, by stanąć z nim twarzą w twarz. Przejechała palcem po jego podstawie żuchwy i wbiła swoje uwodzicielskie spojrzenie w jego zaskoczone dwukolorowe oczy.
- Dobry wieczór. – Uśmiechnęła się, przyciskając swój biust do jego łomoczącej klatki piersiowej. – Czy ktoś się tutaj nie zgubił? Hmm? – Zapytała głębokim tonem, kładąc akcent na ostatnie sylaby. Lysander oniemiał, pierwszy raz mając styczność z takim zachowaniem. Nie wiedział jak ma zareagować, bo jego dżentelmeńska strona nie pozwala mu na jakikolwiek wyraz nieuprzejmości okazany kobiecie, a z drugiej strony, rozsądek i moralność nakazywały mu w odpowiednich słowach upomnieć wulgarny byt zalotnicy.
- Jedyną osobą, która tutaj się zgubiła, to ty maleńka. – Uratował go niewyparzony język czerwonowłosego towarzysza, którego dopiero teraz spostrzegła Edith. Dziewczyna oderwała się na bezpieczną odległość od obiektu jej uwagi, by obrzucić wzrokiem od góry do dołu wysokiego cwaniaczka palącego papierosa. Od razu rozpoznała w nim Kastiela, szkolnego buntownika mającego wszystko w czterech literach. Prychnęła zdegustowana, krzyżując ręce w politowaniu dla kolejnego dzieciaka, nie wiedzącego co mówi.
- Widać, że to twój debiut w tym miejscu maleńki – burknęła, a chłopak zgrzytnął zębami, powoli poddając się prowokacji ze strony rozbawionej Edith.
- Tak mówisz, tymczasem myląc burdel z wyścigami. Tam szukaj frajera ze stówką.
- Kastiel nie mów tak do kobiety! – Warknął zdenerwowany Lysander. Edith popatrzyła po na obrońcę zauroczona, po czym wbiła mordercze spojrzenie w zadowolonego z siebie chamskiego rywala.
- Za nim ty wyciągniesz stówkę, ja już będę czekać na mecie. Co, wchodzisz czy uciekasz pod kołderkę? – Uniosła wyżej podbródek, bo wiedziała, że chłopak nie ma z nią szans. Ten wyścig jest z góry przesądzony, lecz mimo to Kastiel nie miał zamiaru się ugiąć. Był tam pierwszy raz, nie znał przeciwnika i tego, na co się zgodził wyciągając do niej rękę. Ludzie zauważając to zbiegli się, żeby przypadkiem niczego nie przegapić, a razem z nimi zjawił się roześmiany prekursor zapowiadający całą ustawkę. Edith uścisnęła dłoń, marszcząc brwi w myśli zgniecenia amatora w proch. Jego duma uleci, nim się zorientuje. Kastiel zabierając za sobą dopingujący tłum udał się w kierunku swojej maszyny.
- Co za idiota. – Usłyszała za sobą, więc odwróciła się, aby spojrzeć na zawiedzionego Lysandra. Uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco, na co on tylko uchylił lekko usta w zdziwieniu.
- Wygram twoje serce. – Zbliżyła się do jego ucha i szepnęła cicho. – Trzymaj kciuki. – Po czym chuchnęła, sprawiając, że chłopak zrobił krok do tyłu w zaskoczeniu. Zakrył ręką czerwoną twarz, zawstydzony otwartym zainteresowaniem ze strony nieznajomej. Edith zaśmiała się tylko zauroczona i powędrowała stanąć do bitwy.

Gazowanie i dziki warkot silnika. Piski i owacje. Oślepiające światła reflektorów. Dłonie ścierające się do jedności z rwącą bestią pod sobą. Maszyna, która jest całkowicie uległa i zależna teraz stawała się nogami. Wprowadzała w prędkość, niemożliwą dla osiągnięcia dwunożną istotę, nawet jeśli była najszybsza na świecie. Rozmazany człowiek, wyznaczający start maratonu endorfiny. Cel jeden, meta! W tej chwili dla Edith nic nie miało znaczenia. Liczyła się tylko jej maszyna i kosmos, w który ją zabierze. Piękna kobieta trzymała w górze szmatę. Jedyny wyraźny punkt dla czarnych oczu Edith. Kraciasta bluzka falująca spokojnie na lekkim zimowym wietrze. Chłód omijał to miejsce, wygoniony przez nagromadzenie ciepłych ciał. Właścicielka prowizorycznej flagi uśmiechnęła się, po czym machnęła energicznie dając przyzwolenie do działania. Gaz i Edith ruszyła w swój świat. Dźwięk motoru w uszach, mały wyostrzony kawałek widoku przed nią. Wszystko za sobą, wszystko rozmyte pod wpływem niewyobrażalnej prędkości. I tylko skręt, prosto skręt, zawrót. I nim się spostrzegła, koniec. Z piskiem zatrzymała się w głośnych wiwatach. Odetchnęła, następnie wyprostowała się na swojej maszynie i zdjęła kask. Długie włosy opadły na jej pokryte gęsią skórką ramiona. Spojrzała na swojego rywala, który dopiero teraz dojechał. Nawet jej nie dosięgnął, trzymała go daleko w tyle. Wkurzony zszedł z motocykla. Kopnął w jego oponę i podszedł do zwyciężczyni.
- Masz swoją wygraną. – Warknął zezłoszczony, rzucając w jej kierunku czekoladką. Dziewczyna złapała ją z łatwością i uśmiechnęła się pod nosem, rozpoznając w słodkości podarunek od Amber, znienawidzonej księżniczki. – Lys spadamy stąd! – Rozkazał buntownik, stłamszony przez dogryzki maniaków wyścigów. Lysander zerknął ukradkiem na Edith, której to nie umknęło, po czym ruszył za kolegą. Edith odwinęła z papierka drobną nagrodę i spojrzała na oddalające się plecy.
- Hej Lysander! – Zawołała zbliżając się do niego, kiedy się zatrzymał i odwrócił. Przełamała czekoladkę na pół, nie spuszczając wzroku ze zdziwionego chłopaka. – Tym razem to ja się z tobą podzielę. – Mrugnęła do niego okiem i zanim on zdążył jakkolwiek zareagować, czy choćby przyswoić informację, Edith włożyła słodkość do ust. Złapała surdut Lysandra i pocałowała go ostrożnie, aby wsunąć mu do buzi czekoladkę. Odsunęła się od zdębiałego chłopaka. Uśmiechnęła się zadziornie i machając ręką na pożegnanie, wsiadła na swoją Yamahę. A gwiżdżące towarzystwo gratulowało Lysandrowi, który cały czerwony nadal czuł słodki smak i nie wiedział jeszcze, co się za nim kryje i w co został wplątany.


Autor postaci: Thinkerbell

10 komentarzy:

  1. Będzie jeszczee jeden rozdział z tym związaaaany? ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram! :D Bosko Ci wyszło! <3 :* ;) :D

      Usuń
    2. Raczej nie planuję kontynuacji :) za dużo rzeczy na głowie :/

      Usuń
  2. Rozdział genialny, ale jak patrze na tą Edith w lustrze to cos mi się przypomina, hmmm :p O! Już wiem! http://asset1.cbsistatic.com/cnwk.1d/i/tim/2012/10/02/anime1_610x586.jpg
    xDD

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem w szoku :O Ten rozdział mnie rozwalił :o
    Mam nadzieję że powstanie jakaś dłuższa historia Edith :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć!

    No cóż mogę powiedzieć oprócz tego, co zwykle? Rozdział fantastyczny. Dobrze oddałaś postać Edith, chociaż muszę przyznać, że sama miałam w głowie trochę mniej "wulgarny", jak to pomyślał biedny Lysiu, jej obraz. No, ale zawsze potrafisz zaskakiwać.
    Najbardziej podobała mi się ta końcówka. I ten bezradny Lysiek... Och... No słodko musiał wyglądać taki osłupiały z palącymi policzkami.
    Fajnie, że widać, że pomimo ogromnej różnicy charakterów coś ich do siebie ciągnie. Tylko ciekawa jestem, czy Lysander potrafiłby zaakceptować tę dwoistą naturę Edith. Chyba trochę trudno byłoby mu za dnia być ze stroniącą od towarzystwa (nie liczę tutaj Kota, on stanowi wyjątek) kujonkę zaczytaną w kryminałach, a potem w nocy z naprawdę gorącym towarem. Można zbzikować. Chociaż może okiełznałby ją jakoś. W końcu to ten cierpliwy, mądry Lysiu:)
    Tak samo jak koleżanki wyżej, zastanawiam się, czy planujesz kolejne części tej historii, czy może... Chyba nigdy nie napiszę tego komentarza, bo MOJA KOTKA utrudnia mi to zadanie... Zgubiłam wątek:/ Aaa, tak... Czy dopiszesz ich dalsze losy, czy może zostawisz nas z takim otwartym zakończeniem i głową pełną domysłów, jakby to się potoczyło dalej.

    Kończąc; zastanawiałam się, jak sobie poradzisz z tym, że w gruncie rzeczy będziesz musiała narysować dwie bohaterki, mimo że to jedna i ta sama osoba. Obstawiałam, że zrobisz coś na zasadzie: jedna połowa twarzy będzie tą ugrzecznioną wersją, a druga tą niegrzeczną, ale wybrnęłaś z tego w inny sposób. Bardzo ciekawy. Podoba mi się:)W ogóle masz talent, bo ja bym w życiu czegoś takiego nie narysowała. Zabrakło mi tylko motocyklowego akcentu i Kota xD ale nie można mieć wszystkiego, wiem;)

    OdpowiedzUsuń
  5. O.. Nie jestem wielbicielką one~shotów ale ten mi się bardzo spodobał.... Mimo iż fajnie napisane jakoś nie żądam więcej tak jak w przypadku Lysa i Su.
    Co do wykonania to wszystko było starannie opisane i Lysiu był słodki jak zawsze :) Pozdrawiam i życzę duzzzzzio weny Haruka ❤

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakoś nie przepadam za takimi rzeczami, ale było zajebiście. Haha umieram ze śmiechu. Biedny Lysander bo sorki, ale nie jestem fanką Kastiela :D

    OdpowiedzUsuń
  7. No no no! Chciałabym widzieć minę Lysa. Hahaha to musiało bosko wyglądać. Turlam się ze śmiehu

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do pozostawienia swojej opinii!
Z góry dziękuję!