24 lutego 2016

Sucrette & Kastiel part XVIII

PERSPEKTYWA KASTIELA

Usiedliśmy w kawiarni naprzeciwko siebie przy okrągłym stoliku. Czy to randka? Nie, na pewno nie, chociaż miejsce może być zwodzące. Dość osobliwy wybór na prywatną rozmowę zważywszy na głośną ludność wokół. Zamówiła sobie herbatkę i siorbała ją w ciszy, traktując moją obecność jako bezdźwięczny przedmiot nie zasługujący na ani grama uwagi. W końcu oderwała wzrok od filiżanki, by obdarzyć mnie obojętnym spojrzeniem.
- Kastiel chcę ci coś uświadomić. – Uprzedziła bezbarwnym głosem, jakby była pochłonięta urzędową rutyną. To, co stało się z kawałkami naszej relacji jest w opłakanym stanie. Nie wiem czy da się ją jeszcze uratować, ale chcę ją wysłuchać, bo to może nas poskleja.
- Słucham cię uważnie. – Odparłem zdrętwiały. Nie mogę powstrzymać stresu przez jej grobowej minie. Czy jeszcze dane mi będzie zobaczyć jej uśmiech? Skierowany dla mnie? I tylko dla mnie? Tak jak za dawnych czasów…
- Nie będziesz musiał słuchać. Za to wytęż wzrok. – Oznajmiła i w tym jednym momencie pozbawiła mnie logicznego myślenia. Czuję niepokój i lęk przed tym, co kryje się za jej nagłym złagodnieniem. Do kogo kieruje ten przyklejony uśmieszek? Patrzyła gdzieś za mnie, powoli podnosząc się. Nie odwróciłem się, gdyż jeśli bym to zrobił naraziłbym się na bezpowrotną drogę do nicości. Uczuciowe piekło stawało mi się coraz bliższe, co potwierdzały kroki zbliżającego się kata. Co ja tu do cholery robię? Pomyślałem zanim umarłem od fal dźwiękowych ubranych w „cześć”. Nie odpowiedziałem. Nie potrafiłem. Suchość w gardle nie pozwoliła wytoczyć się żadnemu słowu. Przyklejeni do siebie siedli przede mną, jak wielmożna para królewska. Tak jak Kentin mi kiedyś powiedział, naprawdę jestem na niższym poziomie. Nie wytrzymam tego! Tego, jak na siebie patrzą, tego, jak ten perwers niby przypadkiem dotyka jej, gdzie sobie tylko chce. Czemu mu na to pozwala? Specjalnie to robi? Wielce szanująca się dziewica. Czuję jak palce wbijały mi się w wewnętrzną stronę dłoni. Zęby ścierały szkliwo, a moje nerwy resztkę pohamowania. Kurwa! Podskoczyłem na krześle na widok ich szokującego pocałunku. To było nieświadome, moje ciało same zareagowało. Przez mój niespodziewany ruch filiżanka odbiła się od talerzyka rozlewając zawartość na stół i uda wściekłej Sucrette. Kentin pobiegł po chusteczki, a ja siedziałem zdębiały, mimowolnie słuchając kazania. We wrzeszczeniu na mnie nie przeszkadzały jej gapie oraz moje zdruzgotane uczucia. Po prostu miała to w dupie, tak jak mnie.
- Jesteś debilem! Zawsze są z tobą problemy. Czemu żeś to zrobił? – Wytargała Kenowi papier i zaczęła się desperacko wycierać. Czy ja ją oparzyłem? Kurde.
- To było niechcący, prze…
- Nie kłam! Nic już nie mów! Ty wszystko robisz chcąco! Szczególnie krzywdzisz wszystkich! Żałuję, że poświęciłam ci tyle mojego czasu! Te wszystkie lata, to, co do ciebie czułam… Żałuję! Nie chcę cię znać, rozumiesz?! – Nawet nie dała mi szans przeprosić. Nie miałem pojęcia… O niczym…
- Ja chyba też zaczynam żałować. – Wstałem uwięziony przez smutek. Nic nie czułem, prócz niego. Muszę stąd wiać, nim złość na bezsilność pokieruje mnie do zbrodni.

Wybiegłem z pomieszczenia. Ślepy, głuchy. Zatrzymałem się gdzieś przy ścianie, odwracając się za siebie. No tak. Na co liczyłem? Że pobiegnie za mną? Żenada… Stanąłem przodem do chropowatego muru. Zacisnąłem pięść i walnąłem w nią. I kolejny raz. Cios za ciosem. Krew zaczęła płynąć z moich rozdartych kostek, a huk odbijał się echem w mojej pustej czaszce. Dlaczego? Czemu to nie działa? Zamiast czuć ból w ręce, czułem go w sobie. Wewnątrz. Nie mogłem nabrać powietrza, dusiłem się tonąc w rozpaczy. Powieki szczypały od walki ze łzami. Nie! Nie mogę jeszcze bardziej utracić męskości. Zaszklony wzrok udaremnił mi zadanie kolejnego uderzenia. Nie trafiając, upadłem na ziemię. Paznokcie połamały się na chodniku jak moje nadzieje. Nie obchodzą mnie mierzące mnie spojrzenia, bo nic bardziej mnie nie upokarza jak moja miłość. Porąbana, chora, jednostronna… Kurwa! Nie mogę pozwolić na taki koniec. Zakryłem dłonią jedno oko, a drugim patrzyłem w ciemność przed sobą. Wchłaniałem w siebie adrenalinę i desperację. Wyprostowałem się jakby w transie. Kładłem ciężkie, dudniące kroki w stronę kawiarni. Dzwonki otwieranych drzwi przeraziły gości. Ta! Bójcie się kurwa! Jestem przecież śmieciem próbującym stać się czymś cenniejszym… Podszedłem do niej. Popatrzyła gniewnie, lecz szybko i u niej pojawił się cień strachu. Bezsłownie złapałem ją za nadgarstek i pociągnąłem za sobą. Nikt nie stanął mi na drodze, nawet ten jej pojebany kochaś. Stała się moją ofiarą, dobrze o tym wiedzą, więc nie zareagują. Jej szarpanie i wrzaski śmieszą mnie. No dalej, niech krzyczy, piszczy, wyzywa mnie. To jej przecież najlepiej wychodzi. Nie ma szans na przeżycie. Umrzemy oboje, nie będę w tym sam.
- Kastiel! – Zawołała zrozpaczona, a ja w odpowiedzi wciągnąłem ją między dwa budynki. Przycisnąłem ją plecami do zimnego muru. Niech wsiąka w nią ten chłód, niech poczuje jak to kurwa jest. Jedną ręką trzymałem jej dłonie w górze, drugą zaś ścisnąłem jej blade policzki i skierowałem, by patrzyła mi prosto w szczypiące oczy. – Puść mnie. To nie jest śmieszne. Co ty w ogóle robisz?
- Zabijam nas. – Wydobyłem z siebie mroczny głos, o którym nie miałem nawet pojęcia. Otworzyła usta w szoku. Tak! Dobrze! Na to czekałem. Zaatakowałem ją, złączając nasze usta w mocnym, okrutnym pocałunku. Jednak nie mogłem pójść dalej, bo przekręciła głowę w bok. Nie przeszkadzało mi to, bo mogłem teraz posmakować jej słodkiej skóry na szyi, wyginającej się od bezskutecznego wyrywania. Była bezbronna, taka słaba i krucha. Trzęsła się. To bolało, ta świadomość ranienia jej, ale taki już jestem. Sama o tym wspomniała. Pieprzony egoista. Skoro i tak mam taką etykietkę, to czemu się nią nie posłużyć? Pisnęła, więc silnym ruchem skierowałem jej twarz na wprost, aby zająć jej buzię moim językiem. Gryzła, walczyła, szarpała się. Nawet uwolniła rękę, by mnie nią odpychać i uderzać, ale nie miałem zamiaru odpuścić. Za każdym razem przerywania tej zbrodni, znów ją powtarzałem. W końcu mogłem ją przytulić, gdy zaczynała mi ulegać. Początkowo nieśmiało, lecz po chwili sama przejęła inicjatywę. Brutalność zamieniła w przyjemność. Spokojniejsza i rozluźniona objęła mnie. Już nie było to wbrew jej woli. Stało się to naszym wspólnym gestem. Odsunąłem się na chwilę, żeby nabrać powietrza. Oddychaliśmy ciężko, zmęczeni tą bitwą. Umarliśmy i odrodziliśmy się na nowo. Poluźniłem uścisk, lecz nie wykorzystała tego do ucieczki. Obserwowała mnie cała czerwona. To te same spojrzenie, którym kusiła mnie w łazience. Dotknąłem jej rozpalonego policzka, by zgarnąć kciukiem poprzyklejane do śladów łez kosmyki włosów. Wyrzuty sumienia doszły do mojego umysłu. Złość odeszła, pozostawiając wstyd tym, co jej uczyniłem.
- Przepraszam. – Wyszeptałem, spuszczając wzrok. – Możesz mnie za to uderzyć. – Zamrugała oczętami w niedowierzaniu.
- Naprawdę mogę? – Zapytała zezłoszczonym głosem, zamachując się otwartą dłonią. Przytaknąłem głową, po czym skuliłem się lekko, gdy jej ręka zbliżała się do mojej twarzy. Ech?! Spojrzałem na nią zaskoczony, kiedy zamiast liścia poczułem delikatne głaskanie. – Nie walne cię, bo coś mi uświadomiłeś. Złamię Kentinowi serce, ale nie mogę z nim być. – Od tej wypowiedzi poczułem jak wlewa się we mnie szczęście. Nie wierzę w jej słowa, czy to dzieje się naprawdę? Ale nie! Nie pozwolę jej zrobić pierwszego kroku. Nie tym razem. To moja rola.
- Su…
- Jednak to nie znaczy, że będę z tobą. – Przerwała mi, szokując mnie kompletnie. Wyrwała się z moich objęć, po czym wycierając twarz i poprawiając włosy, zmierzyła mnie chłodnym spojrzeniem. – Nie mogę ci tego wybaczyć. – Burknęła na odchodne. Ale kurna czego?! Tego, co zaszło przed chwilą? Nic nie kapuję.

PERSPEKTYWA SUCRETTE

Leżałam na łóżku rozmyślając nad wszystkim, co ostatnio zaszło w moim życiu. Kastiel, Kastiel i Kastiel. Wszystko krążyło wokół niego. Nie zmrużyłam oka przez całą noc, bo gdy je zamykam widzę twarz kogo? …Kastiela! Znów przejął kontrolę nad moimi myślami. Tego, co wczoraj mi zrobił zupełnie się po nim nie spodziewałam. W tym pocałunku czułam tyle desperacji. Czyżby on jednak naprawdę mnie kochał? Czyżby mu faktycznie zależało? Nie, nie, nie! Sucrette ogarnij się. On pewnie chce mnie tylko zaliczyć, tak jak zrobił to z Debrą. Jakoś nie przyuważyłam, żeby coś między nimi iskrzyło, więc pewnie była to tylko przygoda. Ze mną postąpił by tak samo. Dlatego nie mogę z nim być, nawet jeśli tego chcę. Nie wiem jak mam się przy nim zachować. Zrozumiałam, jak bardzo go kocham. I to jest właśnie najgorsze. Bo są tego następstwa. Przykryłam się cała kołdrą, gdy usłyszałam pukanie do pokoju.
- Sucrette nie idziesz do szkoły? – Pościel nie zakłóciła zatroskanego głosu mojej matki.
- Nie. – Burknęłam smętnie. Poczułam nagły ciężar na materacu i późniejsze głaskanie w okolicy ramienia.
- Dlaczego? Co się stało? – Nie chcę jej. Tej cholernej matczynej troski. Teraz marzę o tym, by być sama. Samiuteńka.
- Nic. Odejdź.
- Ale Sucrette…
- Proszę mamo. – Westchnęła bezsilnie, po czym zabrała swoje kilogramy. Wtuliłam się mocniej w poduszkę, która teraz była ostoją moich żali. Kocham ją za tą bezdźwięczność.

Ze snu wyrwało mnie tarmoszenie mojego przedramienia. Przetarłam wilgotne od śliny usta i podniosłam się do siadu, aby spostrzec uśmiech stojącej Iris.
- Co ty tu robisz? – Zapytałam szukając swojego telefonu.
- Martwiłam się. Wydarzyło się coś z tobą i Kasem? – Dopytała bez ogródek, siadając na krześle przy biurku. Wyciągnęłam z pod poduszki komórkę i ścisnęłam ją mocniej widząc godzinę popołudniową.
- Skąd to pytanie?
- Kastiela też dzisiaj nie było. Sucrette dość tego. Przestałam cię już rozumieć. O co chodzi z Kentinem? Czy ty przecież nie kochałaś Kastiela? Zresztą ze wzajemnością? Wyjaśnij mi to, bo się pogubiłam. Mów wszystko! Tu i teraz! Bo już nie mogę patrzeć na to wasze cierpienie. – Wydusiła z siebie twardo i ostro, co skutecznie mnie przełamało. Spuściłam głowę przygnębiona tym wszystkim.
- Kastiel przespał się z Debrą. Po tej imprezie u Lysa. Rozumiesz? Przeleciał inną, bo ja mu się nie dałam. Czy to miłość? On nic o niej nie wie… Nie mogę być z takim człowiekiem… - Zerknęłam kątem oka na Iris, która stała otępiała. Oczy rozszerzyły się w szoku tak samo jak usta. Złapała się za policzki.
- Kastiel… Z Debrą? To niemożliwe… Absolutnie… - Bełkotała sama w to nie wierząc. Pokręciła przecząco głową, następnie podeszła do mnie i przytuliła się mocno. – Sucrette to musi być jakieś nieporozumienie.
- Nie. Byłam tam. Próbowałam temu zapobiec, ale zastałam półnagą Debrę owiniętą w jego pościel. Sam brał prysznic, więc co to może oznaczać? – Wyjaśniłam czując jak do oczu napływają mi łzy.
- Ale może wyszedł z Demonem, a Debra to wykorzystała? Ona jest do tego zdolna. – Widać, że szuka jakiejś deski, której się złapie w oczyszczeniu Kastiela ze skazy.
- Pies był zamknięty w domu. Słyszałam jego szczekanie. – Opadła z sił, bo siadła drętwo na skraju mojego łóżka. Podrapała się po głowie, unikając mojego wzroku jak ognia. Chyba sama zawiodła się na kuzynie. – Już rozumiesz?
- Właśnie nie do końca. Widzisz Sucrette to, iż przespał się z Debrą nie musi mieć wpływu na twoje szczęście. Dobrze, zrobili to, ale czy on był jakoś zobowiązany do zachowania ci wierności? Kastiel to Kastiel, w gimnazjum miał pełno przelotnych dziewczyn i jakoś nigdy się tym nie przejmowałaś. Może po prostu daj mu szansę. Mimo tego, co się wydarzyło.
- Iris nie możesz uciekać do czasów gimnazjum. Teraz jest zupełnie inna sytuacja. On… W łazience Lysandra się do mnie dobierał, a gdy się go zapytałam, czy to dla niego coś znaczy to uciekł. Niby mnie jednak kochał, więc dlaczego po tym, co się między nami wydarzyło, poszedł do łóżka z inną? Tak będzie zawsze? Jeśli ja mu nie dam, to mnie zdradzi? Jak ja mam mu ufać? – Mój głos zaczął drżeć pod koniec przez wyciekające ze mnie łzy. Razem z tymi słowami wszystko do mnie dochodziło. Wszystkie obawy i bezsensowność mojego zakochania. Do Iris także coś dotarło, bo posmutniała.

- Przykro mi Sucrette. Naprawdę mi przykro. Czemu on musi być takim idiotą? – Zaczęła się trząść, więc objęłam ją ramieniem, mocząc jej rękaw. Życie jest trudne. Miłość jeszcze trudniejsza. Szczególnie ta pierwsza. Potrzeba wiele czasu, aby załagodzić jej działanie, a możliwe nawet, że nigdy się to nie uda. Taki mój parszywy los. Jestem skazana na ból.

8 komentarzy:

  1. Dlaczego zawsze czuję w sobie takie COŚ, jak widzę cierpienie tej rudej małpy? ;-;

    OdpowiedzUsuń
  2. Wczułam się w ten rozdział, aż sama się popłakałam..
    Rozdział cudowny, czekam na następny :3
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Bosh... Jak oni się szarpią! Ile jest w nich niedopowiedzeń, a jednocześnie słów wypowiedzianych zbyt wiele. Normalnie, aż się męczę, jak to czytam. I tak jest mi ich żal. I będę się wkurzać, bo nie potrafią powalczyć o siebie, porozmawiać, tylko ciągle robią jeden, maluteńki kroczek do przodu, a potem pięćdziesiąt milowych w tył. Daleko nie zajdą, jeżeli nie zmienią podejścia.
    Oczywiście Kastiel nie potrafi jej wziąć, kulturalnie posadzić na stołku i patrząc jej głęboko w oczy, powiedzieć po prostu, że jest kobietą jego życia i kocha ją od tak dawna, że nie pamięta, gdy tego nie robił. Musi być brutalny, żeby pokazać... NIE WIEM SAMA CO! Co za facet...
    Ona też nie lepsza. Ten jej cały związek z Kentinem był chyba poniekąd czymś w stylu odegrania się na Kastielu. I też nie powie mu wprost: słuchaj, stary, nie chcę z tobą być, bo mnie odrzuca fakt, że spałeś z Debrą-Febrą. Wtedy on zrobiłby wielkie oczy, ona by się zaczęła zastanawiać, czemu on się tak dziwi, powiedziałaby mu, że ich widziała, on by jej wytłumaczył, co było nie tak i żyliby długo i szczęśliwie, jak Śnieżna i Uroczy Książę, ale NIE! Musi po prostu burknąć, że nie może z nim być, bo... BO CO? Nie wiadomo, bo co zrobiła? UCIEKŁA! Zostawiła go bez wyjaśnień. Chyba jej się trochę zapomniało, że facet musi mieć wszystko wytłumaczone łopatologicznie i nie ma tutaj miejsca na: domyśl się.

    Dobrze... Może skończę wylewać moją irytację...

    Czekam na dalsze ich losy i mam nadzieję, że w końcu się jakoś dogadają i przestaną się tak "zabijać", jak określił to Kastiel.

    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  4. No no no moje egzaminy się zbliżają tak się boję bo moje palce w bachu są do niczego niczym prochy Salomona.
    Co do rozdziału to owszem fajny tylko Kas zamiast się zapytać o co do jasnej anielki chodzi to on się bawi w dziecko i a może tak a może nie a Su to kupa jakas XD bo też zapytać się nie można bo co,!!!!!!??? życz mi powodzenia. POZDRAWIAM I DAJE DUZO WENY Haruka ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Ej! Jesteś straszna, tyle emocji a ty kończysz ten rozdzialik :D Czekam na następny :) A i rozdział BOSKI. Pozdrawiam i życzę weny :*
    ~KASSINIELLA~

    OdpowiedzUsuń
  6. Super, jestem coraz bardziej ciekawa co będzie dalej :) Czekam na więcej i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj Kastiel, Kastiel...
    Weny!

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do pozostawienia swojej opinii!
Z góry dziękuję!